października 31, 2018

MROCZNY TALENT // BRANDON SANDERSON

MROCZNY TALENT // BRANDON SANDERSON

października 31, 2018

MROCZNY TALENT // BRANDON SANDERSON

Pamiętam ten czas półtora roku temu, gdy po raz pierwszy spotkałam się z Alcatrazem Smedrym. Początkowo pojąć nie mogłam zabiegów literackich, które zastosował tutaj autor, jednak w końcu zakochałam się. Piasek Raszida był niesamowitą przygodą i chociaż później bywało raz lepiej, raz gorzej - czasami miałam ochotę nawet porzucić ten cykl - to całość okazała się być czymś tak niesamowitym, że jeszcze bardziej pokochałam twórczość Brandona Sandersona i po prostu nie ma gatunku, w której nie czułby on się dobrze i pewnie. Widać, że stworzył Alcatraza i jego historię żeby popuścić wodzę fantazji, wyrwać się z ram, które sobie ustalił przy tworzeniu Cosmere i pozwolił sobie na trochę nielogiczności. 

Mokia została uratowana, a mroczni Bibliotekarze pokonani. To nie jest jednak koniec problemów. Alcatrazowi udało się w jakiś sposób popsuć talent swój i swojej rodziny, więc są praktycznie bezbronni w nowej misji, jaką jest powstrzymanie ojca Alcatraza przed wprowadzeniem w życie planu, który może doprowadzić do zagłady świata, a jego osobisty ochroniarz, Bastylia, wciąż leży w bibliotekarskiej śpiączce. Żeby ją uratować muszą dostać się do Wielkoteki, która jest samym centrum mocy Bibliotekarzy i prawdopodobnie najlepiej strzeżoną biblioteką na świecie. Od początku wiemy tylko jedno: to już zakończenie przygód Alcatraza i z całą pewnością nie będzie ono takie szczęśliwe, chociaż wszyscy mają taką nadzieję. 

Od samego początku Alcatraz powtarza nam, że ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia, jednak jest to chłopak dosyć niesłowny, więc nie wierzyłam mu za bardzo w to, co mówi. Brandonowi Sandersonowi udało się stworzyć niesamowitą postać - oryginalną, zabawną, szczerą. Towarzyszenie temu chłopcu przez pięć tomów było czymś niesamowitym. Poznawanie go, rozumienie. Niektóre jego decyzje były zrozumiałe, inne nie, jednak równocześnie jego samobiczowanie do samego końca jest tajemnicze i dopiero po lekturze Mrocznego talentu wszystko zrozumiałam i praktycznie serce mi pękło. Ostatni rozdział czytałam zszokowana, a po zamknięciu książki powiedziałam tylko o kurdę

Tej historii nie napisał Ezop. Napisało ją życie, a życie nie zawsze ma sens. Czasami po prostu sobie jest. 

Poziom napięcia jest tutaj ogromny. Świadomość, że to ostatnia część cyklu Alcatraz kontra Bibliotekarze sprawia, że wszystko to jest nieodwołalne. Każde wydarzenie nie będzie już miało ciągu dalszego, więc całość dobija jeszcze mocniej. Brandon Sanderson potrafi kończyć swoje książki naprawdę brutalnie, chociaż w przypadku Mrocznego talentu zakpił sobie z czytelników okropnie. Nie wiem, czy ktoś z Was czyta podziękowania i książki do samego końca, jednak w tym przypadku polecam zajrzeć na ostatnią stronę. Oczywiście PO przeczytaniu Mrocznego talentu, a nie przed. 

Poczucie humoru sięgnęło zenitu. Chociaż byłam na spotkaniu z Brandonem Sandersonem i zauważyłam, że jest naprawdę zabawnym mężczyzną to przy Alcatrazie Smedrym dał sobie tak bardzo popłynąć, że łzy ciekną z oczu podczas lektury i to nie raz, nie dwa. Gdy skończą się momenty pełne zabawnych tekstów pojawia się taka ilość dramatyzmu, której się tutaj nie spodziewałam. Z tego powodu od Mrocznego talentu nie byłam w stanie się oderwać. Każda kolejna strona, która zbliżała mnie do zakończenia, okazała się być jeszcze lepsza od poprzedniej, przez co ten tom stał się jedną z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku.

Mimo faktu, że mamy tutaj - podobno - styczność z ostatnim tomem cyklu to i tak będę wypatrywać zapowiedzi kontynuacji. Minęło dwa lata od zagranicznej premiery Mrocznego talentu i nie zapowiada się, by Sanderson tworzył część szóstą, jednak mam w serduszku odrobinę nadziei, że za jakiś czas na półkach on się pojawi i nasz ulubiony autor będzie zacierał rączki, że udało mu się nas wszystkich nabrać. Z drugiej strony owe nadzieje też mogą być jednym wielkim żartem, także tylko Brandon wie, co wydarzy się w przyszłości. Nie ma jednak wątpliwości, że Alcatraz konta Bibliotekarze to jeden z lepszych cykli, jakie przyszło mi w życiu przeczytać.

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)

763 // Mroczny talent // Brandon Sanderson // The Dark Talent // Jacek Drewnowski // Alcatraz kontra Bibliotekarze // tom 5 // 3 października 2018 // 288 stron // Wydawnictwo IUVI // 29,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu IUVI!
Jeśli podoba Ci się zdjęcie polub je na moim książkowym Instagramie! 👇 W opisie znajdziesz moją reakcję bezpośrednio po skończeniu Mrocznego talentu.
Wczoraj skończyłam czytać piąty tom serii o Alcatrazie. Nawet nie wiem, co mam o tym powiedzieć. Chciałam podać Wam kilka powodów, dla których NAPRAWDĘ WARTO sięgnąć po ten cykl, chociaż w teorii jest pisany dla tych młodszych, ale nie potrafię. Serduszko mi płacze, moja dusza książkoholika została zdeptana. Nie spodziewałam się takiego końca - a powinnam! - i wczorajszą lekturę skończyłam słowami „o Kurdę” i morzem łez. 🤦🏼‍♀️ Na szczęście dzisiaj zerknęłam na to, co autor zamieścił po podziękowaniach i mam do powiedzenia tylko jedno: Sanderson, Ty draniu! —————————————— #book #bookreviews #books #książka #książki #currentlyreading #terazczytam #książkoholik #kochamczytac #lovereading #bookstagram #bookstagrampl #bookstagramtopasja #alcatrazsmedry #brandonsanderson #zdjeciedlaksiazki #bookblogger #blogger
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

października 29, 2018

PRZED PREMIERĄ: OKRUCHY DOBRA // JUSTYNA BEDNAREK, JAGNA KACZANOWSKA

PRZED PREMIERĄ: OKRUCHY DOBRA // JUSTYNA BEDNAREK, JAGNA KACZANOWSKA

października 29, 2018

PRZED PREMIERĄ: OKRUCHY DOBRA // JUSTYNA BEDNAREK, JAGNA KACZANOWSKA

Po przeczytaniu Dwunastu życzeń nie straciłam zapału do czytania książek w klimacie świątecznym. Tamta pozycja nie była spełnieniem moich oczekiwań pod tym względem i zabrakło mi w niej dużej dawki mandarynek, kolęd, miłości. W grudniu nie będę miała czasu - aż tyle - na czytanie, stąd moja chęć do przeżycia wcześniej tej świątecznej radości. Uznałam, że czas najwyższy dać kolejną szansę takim pozycjom i zabrałam się za Okruchy dobra. I to właśnie była powieść, której w danej chwili potrzebowałam.

Święta Bożego Narodzenia to taki czas, gdzie każdy chciałby spędzić czas z rodziną i bliskimi. Dla ludzi samotnych to uczucie jest wtedy jeszcze bardziej odczuwalne. Jowita nie ma już praktycznie grosza przy duszy, a niedługo święta. Musi coś wymyślić, żeby jej mała córeczka nie odczuła braku ojca, który wyjechał za pieniędzmi i ich zostawił i nie dowiedziała się, że on już raczej nie wróci. Małgorzata praktycznie całe życie ma już za sobą, jednak wciąż ma w sobie siłę i czuje się młoda wewnętrznie. W jej mieszkaniu grasują duchy dawno już zmarłych jej bliskich, których trochę się obawia. Święta spędzi sama. Po kłótni z córką, z którą nigdy się nie dogadywała za dobrze, nie ma już nikogo. Karolina ma raka i naprawdę nie miała ochoty już żyć, jednak pewien romans zmienia wszystko. Ale romanse mają to do siebie, że się kończą. Szczególnie wtedy, gdy jedna strona ma żonę...

Szymon nareszcie znalazł pracę i czuje, że może dorównać krewnemu, do którego wszyscy - nawet własna matka - ciągle go porównują. Czas przed świętami ma spędzić w delegacji, która może przynieść mu awans. Ma jednak spore problemy natury tych emocjonalnych. Teraz jednak czas znaleźć jakiś nocleg, gdyż biednemu zawsze wiatr w oczy, a rezerwacja w hotelu nie doszła do skutku... Anna miała spędzić święta na Dominikanie - sama. Po rozwodzie nie ma ochoty na współczujące spojrzenia rodziny i przeznacza na wyjazd całe oszczędności. Wakacje jednak nie dochodzą do skutku, a ona postanawia spędzić ten czas ukrywając się przed wszystkimi we własnym mieszkaniu. Romanowi nigdy nie brakowało pieniędzy, jednak po śmierci żony kontakt z synem jest dla niego niemożliwy. Chłopiec zamknął się w sobie, obwinia ojca o wypadek, a drogie przedmioty, które ciągle dostaje wcale go nie cieszą...

Piękno to coś innego niż bycie ładnym. 

Wszyscy ci bohaterowie mają swoją przeszłość i nikt nie spodziewa się, że coś ich połączy, tak są różni od siebie. Mają jednak jedną wspólną cechę: nieświadomie poszukują ciepła i ratunku od samotności. Chociaż w Dwunastu życzeniach taka ilość postaci była minusem, gdyż z tego powodu były one płaskie i nierozwinięte, to tutaj autorki poradziły sobie z kreacją doskonale. Każdemu poświęcono niewielką ilość miejsca, jednak równocześnie znamy ich historię, marzenia i pragnienia, co zbliża nas do nich. Ciężko byłoby mi wybrać ulubieńca, chociaż Anna podbiła moje serce poprzez adopcję kociaka z ulicy. Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska stworzyły też rozdziały z perspektywy owego kotka, które sprawiły, że łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach. Tak samo było z ptaszkiem, który stracił swoje gniazdko. Bohaterowie są pełni życia i nie można oderwać się od czytania o nich.

Niektóre losy łączą się w sposób bardzo przewidywalny, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Jest to książka z gatunku tych, które ogrzewają serce i duszę i nie oczekuje się od nich zbyt dużej oryginalności. Spora część Okruchów dobra sprawia, że czytelnik ma uśmiech na twarzy i otrzymałam w końcu ten mój wyczekany, świąteczny klimat. Nie brakowało tutaj niczego i do tej pory jak wspominam tę historię cieszy mnie to, co się tam wydarzyło. Zarówno na początku, jak i w środku czy na końcu. Lektura tej historii zajęła mi kilka godzin i po jej skończeniu miałam ochotę albo na ciąg dalszy albo po prostu na przeczytanie jej od nowa. Już dawno nie dostałam takiej dawki radości i nadziei.

Okruchy dobra to idealna pozycja na grudzień i pomoże nawet największym mrukom wczuć się w świąteczny klimat. Teraz mam ochotę biec ubrać choinkę i zacząć ozdabiać otoczenie bańkami, gwiazdkami, mnóstwem czerwieni i brokatem. A tyle jeszcze czasu do Wigilii, barszczu z uszkami i pierogów...

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

762 // Okruchy dobra // Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska // 31 października 2018 // 400 stron // Wydawnictwo W.A.B. // 36,99 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!

Podoba Ci się zdjęcie? Polub je na moim książkowym Instagramie 👇
PIĘĆ POWODÓW, DLA KTÓRYCH WARTO PRZECZYTAĆ OKRUCHY DOBRA 🌿 ❤️ Przecudowni bohaterowie, z których każdy jest inny, żywy i ma swoją historię. Nie da się przejść obojętnie obok żadnego z nich, tylko uwielbia się ich wszystkich tak samo. Skończenie tej książki boli. 🙈 ❤️ Idealnie wykreowany klimat świąt, który jest wyczuwalny, jednak nie wyskakuje na czytelnika z każdego słowa, więc spokojnie można czytać na przykład w październiku, jak się na grudzień ma termin porodu, więc raczej dużo się nie poczyta. 😪 ❤️ Historia w idealny sposób jest przewidywalna. Można się spodziewać końcowych wydarzeń, jednak droga do zakończenia wkracza w naprawdę nieoczekiwane uliczki. 😍 ❤️ To, ile ta historia wzbudza w czytelniku uczuć to po prostu niepojęte. Płakałam, śmiałam się. Uwielbiam. ❤️ Styl pisania autorek jest tak wciągający, że nie można oderwać się od lektury od pierwszej strony do ostatniej, więc lepiej zarezerwować sobie wieczór z kakaem i kocykiem, jeśli planujecie się za nią zabrać. 😍 ——————————————— #book #ksiazkoholik #bookreviews #books #bookstagram #bookstagrampl #bookstagramtopasja #lovereading #recenzjaksiazki #currentlyreading #terazczytam #newbook #bookhaul #okruchydobra #ksiazka #ksiazki #bookworm #bookporn #bookblogger #blogger
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

października 26, 2018

OSTATNIE CHWILE // KATHRYN MANNIX

OSTATNIE CHWILE // KATHRYN MANNIX

października 26, 2018

OSTATNIE CHWILE // KATHRYN MANNIX

Po przeczytaniu Agonii inne książki dotyczące pacjentów czy lekarzy zaczęły wydawać mi się czymś bardzo pociągającym. Gdy mój wzrok padł na Ostatnie chwile już wiedziałam, że nie spocznę dopóki nie przeczytam tej pozycji i praktycznie rzuciłam się na nią od razu, po wyciągnięciu jej z paczki. Do końca nie wiedziałam, czego mam się po niej spodziewać, więc lekkie obawy - czy to książka dla mnie? - pozostały. Wystarczyło kilka stron żebym zrozumiała, że jest to pozycja po prostu dla każdego. To, w jaki sposób Kathryn Mannix porusza temat śmierci, jest czymś niesamowitym.

Autorka jest doświadczonym lekarzem paliatywnym, z racji czego miała w swoim życiu kontakt z ogromną liczbą śmiertelnie chorych pacjentów, którym pomagała przygotować się do tej ostatniej podróży. Jest ogromnym wsparciem nie tylko dla umierających, a także dla rodziny, która dzięki niej wie, czego spodziewać się po ostatnich chwilach swoich bliskich, a w ich głowach nie pojawia się już strach przed cierpieniem przy umieraniu. Lekarze paliatywni zajmują się zwalczaniem bólu i pomagają godnie przeżyć resztkę czasu, która pozostała chorym na ziemi. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takiej odmianie doktorów i przyznam, że czytanie o tym naprawdę mocno mnie wciągnęło. A powiedzieć, że przepłakałam całość to niedomówienie. Zachodziłam się płaczem od pierwszej strony do ostatniej.

Każdy lubi robić wszystko po swojemu. Stosuje się to także do umierania.

Kathryn Mannix z ogromnym sentymentem i współczuciem opowiada nam historie swoich pacjentów, którzy już pożegnali się ze swoim życiem. Czyta się to tak lekko, że aż nieprzyzwoicie, biorąc pod uwagę tematykę śmierci. Mimo to dzięki autorce łatwo jest pogodzić się z nieuniknionym, zobaczyć, jak przebiega proces umierania i można uświadomić sobie, że rzadko kiedy koniec jest gwałtowny i bolesny. Większość osób odchodzi łagodnie, we śnie lub w śpiączce, stopniowo przestając oddychać. Nie da się ukryć, że śmierć jest cięższa dla tych, co zostają, niż dla samego chorego.

Dzięki Kathryn Mannix poznajemy wszystkich pacjentów bardzo dobrze. Ona z nimi rozmawia, zna ich marzenia, potrzeby, obawy. Przez nią łączymy się i spoufalamy z ludźmi, których koniec jest dla nas do przewidzenia, więc przechodzimy też przez ich śmierć, co niekiedy może boleć. Stąd łzy i cierpienie, jednak dzięki temu łatwiej zrozumieć sens takiej długości życia, która jest nam dana. Przez to wszystko jestem pewna, że jest to jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku i mało co porusza mnie w tak wielkim stopniu.

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)

761 // Ostatnie chwile // Kathryn Mannix // With the End in Mind (The D World) // Dariusz Rossowski // 17 października 2018 // 384 stron // Wydawnictwo Feeria // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Feeria!

Jeśli jesteś ciekawy mojej reakcji zaraz po przeczytaniu tej książki, zerknij tutaj 👇
Nawet się nie spodziewałam, że lektura TEJ książki tak bardzo mną wstrząśnie, tak mnie poruszy - ryczałam od pierwszej strony do ostatniej, serio! - i tak głęboko mnie zmieni. Dzisiaj rano skończyłam czytać i wszystko mi się w głowie przewartościowało. Nawet nie będę starać się tu wciskać dłuższej, konstruktywnej opinii. Jak trochę ochłonę takową wrzucę na bloga. Na razie powiem Wam, że to jedna z lepszych książek roku 2018 i KONIECZNIE musicie ją przeczytać. 👆🏻 —————————————— #book #books #bookstagram #booklover #bookworm #bookobsessed #bookaholic #booknerd #booktography #bookstagrampl #bookstagramtopasja #recenzjaksiążki #recenzjaksiazki #bookblogger #blogger #newbook #bookhaul #kochamczytać #terazczytam #currentlyreading #lovereading #readingtime #bookmorning
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

października 24, 2018

KAZANIE NA AEROPAGU // KAROL WOJTYŁA

KAZANIE NA AEROPAGU // KAROL WOJTYŁA

października 24, 2018

KAZANIE NA AEROPAGU // KAROL WOJTYŁA

Nie wiem czy jest osoba, która nie płakała po śmierci Jana Pawła II. Ja do tej pory pamiętam ten dzień, późniejsze obchody w szkole i to, jak pusty wydał się świat. Kiedy dotarła do mnie wiadomość o premierze odnalezionych katechez napisanych przez Karola Wojtyłę uznałam, że muszę koniecznie przeczytać tę książkę. Teraz jednak trochę żałuję - ta książka, jak się okazało, to największe rozczarowanie października, dlatego nie będę zbyt długo się nad tym rozwodzić. Z szacunku do samego autora.

Święty Paweł wygłosił na Aeropagu swoje kazanie i to właśnie do niego w swoich trzynastu katechezach odnosi się Jan Paweł II. Karol Wojtyła zapisał je wszystkie odręcznie i zostały one wydane z okazji 40-lecia jego wyboru na papieża. Autor Kazania na Aeropagu podąża ścieżką Pawła z Tarsu i próbuje odkryć istotę religii i wiary. Podczas czytania tej pozycji odczułam sporo emocji, jednak mało które były pozytywne. Miło było odnaleźć cząstkę naszego papieża polaka na kartach czegoś nowego, acz temat, który podjął, nie do końca mi odpowiadał. 

Religia jest szukaniem odpowiedzi na podstawowe pytania związane z ludzką egzystencją

Podczas czytania często nie zgadzałam się z kierunkiem, w którym biegły myśli Karola Wojtyły. Gdyby jeszcze żył napisałabym do niego długi list, w którym wyjaśniłabym, dlaczego uważam, że nie ma racji i chciałabym dowiedzieć się więcej na temat tego, skąd w nim wzięły się takie wnioski. Równocześnie jestem świadoma tego, że gdyby ktoś wygłosił mi takie kazanie w kościele czy na lekcji religii zwyczajnie umarłabym z nudów. Podobne odczucia miałam podczas czytania Kazania na Aeropagu i tylko myśl o tym, jak naprawdę mocno lubię autora sprawiła, że nie rzuciłam tej książki w kąt. 

Chociaż nie jestem zbyt religijną osobą to w Boga wierzę i wpływa na to zapewne moje wychowanie. Mimo to zawsze podważam większość tego, w co powinnam ślepo wierzyć i jestem umysłem bardzo otwartym, stąd moje niektóre wątpliwości. Karol Wojtyła nie znalazł we mnie zbyt dobrego odbiorcy swoich katechez. Oprócz faktu, że naprawdę podobało mi się oglądanie zdjęć, które prawdopodobnie powstały wtedy, co rękopis tych katechez, to przez większość Kazania na Aeropagu zwyczajnie się nudziłam i cieszę się, że jest to książka tak krótka i tak szybko się ją czyta. Być może jakiś teolog będzie zadowolony z lektury, jednak wciąż jestem zdania, że nie jest to pozycja dla każdego, ślepo wierzącego w Boga czy też nie.

Ogólna ocena: 05/10 (przeciętna)

760 // Kazanie na Aeropagu // Karol Wojtyła // 3 października 2018 // 168 stron // Wydawnictwo Literackie // 39,90 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Literackiemu! 
Krótka recenzja Kazania na Aeropagu 👇


Też tak macie, że są książki na które bardzo mocno czekacie, a później okazują się być naprawdę słabe? 😪 Jaka książka rozczarowała Was ostatnio najmocniej? 👇🏻 —————————————— Naszego papieża Polaka zawsze bardzo lubiłam i ceniłam, stąd też radość, że pojawiła się na rynku - po tylu latach! - jego nowa książka. Jem sobie teraz kremówkę i staram się nie myśleć o tym, jak bardzo okazały się być rozczarowujące te nowo odnalezione katechezy Jana Pawła II. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że na pewno - uwaga, herezja! - umarłabym z nudów w kościele na takim kazaniu lub na lekcji religii, gdyby mi to ktoś przeczytał, unikałabym Kazania na Aeropagu jak diabeł wody święconej. 🤦🏼‍♀️ Całość przypomina filozoficzne rozważania na poziomie dość wysokim, co pozwoliło mi dojść do wniosku, że to nie my powinniśmy być odbiorcami tych rozmyśleń, a jacyś teologowie dobrze znający temat. Przeczytałam tę książkę błyskawicznie - jest tutaj mnóstwo przypisów, zdjęć, skanów rękopisu, więc takiego stricte tekstu nie zostało zbyt wiele. Mimo to po czterech pierwszych katechezach po prostu zwątpiłam i dosyć sceptycznie przeczytałam resztę. Miałam tak wielkie wymagania, a wyszło jak zwykle. 🤦🏼‍♀️ —————————————— #book #books #bookreviews #booklover #bookworm #bookstagram #bookstagrampl #bookstagramtopasja #karolwojtyla #janpawelii #recenzja #recenzjaksiazki #bolkblogger #bookstagrampl #newbook #bookhaul #ksiazka #ksiazki #blogger #terazczytam #currentlyreading
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

października 22, 2018

KONTAKT ALARMOWY // MARY H.K. CHOI

KONTAKT ALARMOWY // MARY H.K. CHOI

października 22, 2018

KONTAKT ALARMOWY // MARY H.K. CHOI

Po kilku książkach popularnonaukowych naszła mnie ochota na pozycje lżejsze. Uznałam, że miło będzie usiąść i po prostu spędzić czas na czytaniu czegoś, co ma jakąś fabułę, wciągnie mnie bez reszty i pozwoli się odprężyć. Uznałam, że czas najwyższy spędzić czas nad takimi lekturami, które zwykle uważałam za zwykłą stratę czasu. Unikam książek młodzieżowych i romansów, ale teraz - trochę wbrew sobie - tak mam ochotę spędzać wolne chwile, których - z powodu uziemienia w łóżku - jest coraz więcej. Mój wzrok padł na cudowną okładkę Kontaktu alarmowego i bez wahania sięgnęłam właśnie po tę powieść.

Penny okresu licealnego nie wspomina zbyt dobrze, chociaż miała przyjaciół, chłopaka oraz świetne stopnie. Nie może doczekać się jednak chwili, gdy wyjedzie już na studia. Uniwersytet nie jest zbyt daleko od domu, jednak każda odległość od mamy, którą pragnie zostawić za sobą z powodu jej otwartego charakteru i niebanalnego stylu życia. Dziewczyna, z którą będzie dzielić pokój, jest jej przeciwieństwem, ale Penny postanawia zaprzyjaźnić się z nią, żeby nie musieć męczyć się przez resztę roku przebywaniem we własnym miejscu zamieszkania. I to właśnie dzięki Jude poznaje Sama, który od samego początku ją onieśmiela i sprawia, że ma ochotę zapaść się pod ziemię. 

Sam nie jest zbyt szczęśliwy od momentu, gdy zerwała z nim jego dziewczyna. Jego życie rodzinne jest bardzo nieudane, więc mieszka w kawiarni, w której pracuje i nadal marzy o zostaniu słynnym reżyserem. Nie przepada za spędzaniem czasu z kimkolwiek, szczególnie ze swoją bratanicą, Jude, która tak naprawdę nie jest z nim w żaden sposób spokrewniona, jednak uparła się, że chce być blisko wujka Sama i często wpada na kawę razem z dwoma przyjaciółkami. Sam nie spodziewa się, że los ma w zanadrzu dla niego i Penny dramatyczne spotkanie, dzięki któremu staną się dla siebie kontaktem alarmowym - numerem w komórce na który można wysłać wszystkie myśli, nawet te najbardziej wstydliwe.

Chyba tak działają kontakty alarmowe. Wyjawiasz coś drugiej osobie, zanim zwariujesz i na dobre puszczą ci nerwy.

Zarówno Sama jak i Penny polubiłam praktycznie od pierwszego wejrzenia. Ona jest osobą bardzo oryginalną. Jej wybory dotyczące ubrań, muzyki czy choćby kierunku studiów przypadły mi do gustu i chętnie bym poznała ją naprawdę. Jestem pewna, że dogadałybyśmy się lepiej, niż ona z Jude. Zastanawiam się, czy autorka nie wzorowała trochę postaci Penny na samej sobie, jednak ciężko to stwierdzić bez poznania jej. Nasza główna bohaterka jest jednak zbyt dobrze skonstruowana pod względem charakteru i tego, jak logiczne podejmuje decyzje, żeby gdzieś nie istniał jej pierwowzór. 

Jeśli chodzi o Sama to przypominał mi niesamowicie mocno mojego narzeczonego i z tego powodu pokochałam go od razu. Na pierwszy rzut oka pewny siebie ukrywa w sobie naprawdę dużo. Zarówno na jednym jak i drugim miłość do tatuaży odcisnęła spore piętno i nawet fizycznie bardzo siebie przypominają, więc czytanie o Samie było dla mnie czymś niezwykłym. Nie jest on postacią typową dla książek młodzieżowych. Cechuje go pewna wrażliwość, która równocześnie nie sprawia, że uznajemy go za kogoś miękkiego i nie radzącego sobie w życiu, ale mamy ochotę mocno go przytulić i pomóc mu podnieść się po tym ciosie, jaki zadała mu była dziewczyna.

Koncepcja rodzicielstwa była szalona. Wszyscy w równej mierze improwizowali bez większego przygotowania.

Największym plusem Kontaktu alarmowego jest fakt, że nie skupiamy się tutaj na związku dwóch ludzi i to nie te uczucia wysuwają się na pierwszy plan. Na samym początku mamy przyjaźń idealną, o którą bardzo ciężko w dzisiejszych czasach, ale daje nam to obraz tego, jak powinny wyglądać początki miłości. Skupiamy się tutaj też bardziej na relacji dziecko-rodzic i jest to wręcz główna kwestia. Penny i to, jak unika swojej mamy z powodu ich odmienności czy Sam i matka uzależniona od wydawania pieniędzy, których nie mieli to właśnie wątki, na których skupiłam się najbardziej. Pokazuje to, jak kontakt z rodzicem wpływa na dziecko i sprawia, że jego charakter z dużym prawdopodobieństwem popłynie w innym kierunku, jeśli będzie czuło się nieszczęśliwe.

Dużą część akcji tutaj poznajemy poprzez czytanie rozmów przez smsy Sama i Penny i niesamowite jest to, jak naturalnie one brzmią. Kiedy przeglądałam Kontakt alarmowy i natknęłam się na kilka z nich to wyrwane z kontekstu brzmiały okropnie, więc obawiałam się trochę tego, jak odbiorę książkę Mary H.K. Koi. Szybko okazało się jednak, że gdy poznamy już bohaterów to te dziwne wiadomości wynikają z ich charakterów i mają jak najbardziej sens. W pewnym momencie uznałam, że zarówno ich relacja jak i całość fabuły jest tak urocza, że mimo wszystkich przeciwności, jakie napotykają bohaterowie, jest tutaj tak duża ilość słodkości, że nie da rady się nie uśmiechać podczas czytania.

Żałuję, że Kontakt alarmowy czyta się tak błyskawicznie, bo najchętniej spędziłabym więcej czasu w świecie Penny i Sama. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś do niego wrócę, gdyż rzadko kiedy czytam książki dwa razy, jednak z pewnością szybko o tej historii nie zapomnę, bo poprawiła mi humor na bardzo długo.

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

759 // Kontakt alarmowy // Mary H.K. Choi // Emergency Contact // Marta Faber // 17 września 2018 // 388 stron // Wydawnictwo Zysk // 35,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!

Podoba Ci się zdjęcie? Polub je na Instagramie! 👇


Cześć Wam w poniedziałek. Trzymajcie kciuki, by to był dobry dzień, bo po prostu weekend nieźle dał mi w kość. 🤦🏼‍♀️ Ale dzięki temu mam czas na czytanie książek w ilościach hurtowych i przyznam, że jak narzeczony zrobi obiad - na dzisiaj też! Mi zostało tylko ugotować zupę krem z buraków, ale wszystko obrane i czeka 😎❤️ - i można wziąć odpoczywanie na poważnie, to nawet takie złe samopoczucie nie psuje dnia. ❤️ . . W ogóle Wy widzicie, jaką piękną zakładkę do książki - drugie zdjęcie 👉🏻 - dostałam do zamówienia z @la_millou? 😍 Jestem zachwycona. . . #bookmorning #przyszlamama #jestemwciazy #momsofinstagram #jestembojestes #pregnantandperfect #pregnanttime #bookstagrampl #bookstagram #bookstagramtopasja #currentlyreading #ootd #rodzewgrudniu #rodzew2018 #booklover #bookobsessed #bookaholic #kochamczytać #terazczytam #blogger #ksiazkowyblog #lovemyson #lovemyfamily #bookmark #lamillou #anotherambasador
Post udostępniony przez Karolina & Luna 🐱 (@_kyou_)

października 19, 2018

NAJWIĘKSZA PRZYGODA LUDZKOŚCI // LAWRENCE M. KRAUSS

NAJWIĘKSZA PRZYGODA LUDZKOŚCI // LAWRENCE M. KRAUSS

października 19, 2018

NAJWIĘKSZA PRZYGODA LUDZKOŚCI // LAWRENCE M. KRAUSS

Nie lubię chwili, gdy książka, która miała być świetna i miała mnie zachwycić, okazuje się być tak marna, że nie mam ochoty dalej jej czytać. Jak mówiłam poszerzam swoje książkowe horyzonty, wychodzę ze swojej strefy komfortu i czytam takie pozycje, po które wcześniej bym nie sięgnęła. Po lekturze Ostatniego oddechu Cezara, który bardzo mi się podobał, oczekiwałam od Największej przygody ludzkości bardzo dużo. Zastanawiam się teraz, komu oddać tę książkę, żeby nie był to dla niego prezent rodzaju konia trojańskiego. 

Opis Największej przygody ludzkości obiecuje opowieść o prowadzonych poszukiwaniach ukrytej rzeczywistości, o naukowych odkryciach, które wstrząsnęły światem oraz o kwestiach, których nie da się po prostu pojąć rozumem, gdyż nie wynikają z logicznych wniosków. Brzmiało to tak ciekawie, że nie mogłam przejść obok obojętnie. Wszelakie ciekawostki naukowe to coś, co wchłaniam jak gąbka, a później dzielę się nimi z kim popadnie. Trzeba też wspomnieć, że trzy lata mojego życia spędziłam na profilu matematyczno-fizyczno-informatycznym, więc gdy otworzyłam Największą przygodę ludzkości i znalazłam tam po prostu podręcznik do fizyki... Wcale nie byłam z tego zadowolona. Większość tych kwestii jest mi już znana, a przypominanie sobie tego sprawiło, że miałam ciarki na całym ciele. Nigdy nie byłam zbyt dużą fanką tego przedmiotu.

Fizyka wcale nie rozwija się prostą drogą, jak opisuje się ją w podręcznikach. W rzeczywistości, tak jak w dobrych kryminałach, na każdym kroku pojawiają się fałszywe tropy, błędne wnioski i złe decyzje.

Lawrence M. Krauss nie zapomina o wszelakich wykresach, równaniach, wzorach. Chociaż pojawiają się tutaj opisy odkryć naukowych nie są one przytaczane tutaj po to, by nas zainteresować, tylko po to, byśmy zrozumieli i przyswoili sobie dane kwestie w jak największym obszarze. Początkowo moje skupienie przywodziło na myśl to ze szkoły. Uparcie próbowałam pojąć rozumem wszystkie te skomplikowane pojęcia, starałam się zapamiętać jak najwięcej wzorów, objąć wzrokiem dokładnie każdy wykres. Mniej więcej w połowie Największej przygody ludzkości miałam już dość - czułam się tak, jakbym wróciła do liceum, znowu miała pięć lekcji fizyki w tygodniu i przerażająco mocno bałam się nauczycielki. Udało mi się na szczęście zmienić podejście, gdyż inaczej byłabym wrakiem człowieka, który potrafi jedynie wyartykułować kilka pojęć, których nie do końca rozumie.

Im dalej w las, tym bardzkiej skomplikowane pojęcia i kwestie fizyczne. Jeśli nie ma się podstaw ciężko jest je zrozumieć. Czytałam Największą przygodę ludzkości jako przeciętny czytelnik, chociaż o większości tych rzeczach jakieś pojęcie mam. Są książki popularnonaukowe, które autorzy kierują do każdego i takie, których odbiorcami powinni być jedynie ci, którzy sporo na ten temat już wiedzą i chcą zrozumieć jeszcze więcej. Ta pozycja - jak już się pewnie domyśliliście - należy do tego drugiego gatunku, więc trzeba mieć sporo samozaparcia, by przeczytać ją od deski do deski i nie zwariować od natłoku informacji.

Podobały mi się jedynie momenty, w których autor nawiązywał stricte do popkultury i tłumaczył nam na przykład absurdy niektórych filmów science fiction, typu Star Trek. Były to fragmenty, które ratowały mnie od zaśnięcia i oddalały ode mnie chęć odłożenia tej książki na jak najwyższą półkę, żebym już nigdy nie musiała po nią sięgnąć. Oddam ją prawdopodobnie jakiejś osobie, dla której fizyka jest naprawdę ogromną pasją i mam nadzieję, że nie usunie mnie po tym z grona swoich znajomych.

Ogólna ocena: 04/10 (może być)

758 // Największa przygoda ludzkości // Lawrence M. Krauss // The Greatest Story Ever Told... So far // Michał Czerny, Krzysztof Rejmer // 17 października 2018 // 410 stron // Wydawnictwo Feeria Science // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Feeria Science!

Moje recenzje w krótkiej formie możecie znaleźć na nowym koncie na Instagramie 👇


Cześć i dzień dobry ❤️ A jednak się stało. Początkowo nie miałam zamiaru oddzielać życia prywatnego od książkowego, jednak koniec końców - całkiem spontanicznie - podjęłam taką decyzję. 🙌🏻 —————————————— Ostatnio odkryłam w sobie miłość do książek popularnonaukowych. Zaczęło się od Innych umysłów, a dzięki Ostatniemu oddechowi Cezara tylko się w tym utwierdziłam. ❤️ Największa przygoda ludzkości jednak całkowicie mnie rozczarowała. Oczekiwałam trochę informacji o kosmosie, fizyce. Dostałam zwyczajny podręcznik do fizyki. Chciałoby się rzec, że miło tak sobie przypomnieć podstawy - i nie tylko - ze szkoły, jednak nie do końca byłaby to prawda. 🤦🏼‍♀️ Chociaż byłam na profilu matematycznofizycznym w liceum to zdecydowanie nie jest mój ulubiony szkolny przedmiot, więc podczas czytania tej pozycji musiałam się tak mocno skupiać, by cokolwiek zrozumieć i przyswoić, że nie odczułam przyjemności z lektury. Uh. Dobry prezent dla studenta jakiegoś ścisłego kierunku. Może komuś ją podaruje, kto bardziej doceni ten naukowy bełkot - moja dusza humanisty się odezwała ❤️ - i będzie szczęśliwy, że ma coś takiego na swojej półeczce. 🤔 —————————————— #book #books #bookreviews #bookstagram #bookstagrampl #bookstagrammer #bookstagramtopasja #książki #książka #bookblogger #currentlyreading #terazczytam #feeriascience #recenzjaksiazki #kochamczytac #bookhaul #noweksiazki #ootd #bookmorning
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

października 17, 2018

OSTATNI ODDECH CEZARA // SAM KEAN

OSTATNI ODDECH CEZARA // SAM KEAN

października 17, 2018

OSTATNI ODDECH CEZARA // SAM KEAN

Wszyscyśmy z gwiezdnego pyłu.

Po lekturze Innych umysłów nabrałam ochoty na jeszcze większą dawkę wiedzy i literatury bardziej popularnonaukowej. Do tej pory unikałam lektur tego typu z obawy przed nudnymi faktami i przydługimi opisami. Otworzyłam jednak swój umysł i postanowiłam to samo zrobić z biblioteczką. Na początku mój wzrok padł na Ostatni oddech Cezara, czyli na pozycję traktującą o gazach samych w sobie oraz o powietrzu, na które na co dzień praktycznie nie zwraca się uwagi. Bardzo mało wiem na ten temat, gdyż w szkołach poznajemy tylko ogólną budowę tego, czym oddychamy i nie wgłębiamy się zbyt głęboko w te gazy, które widnieją na tablicy Mendelejewa. Nie zastanawiałam się też nad tym, w jaki sposób te pierwiastki odkryto i kto właściwie odegrał największą rolę w tej dziedzinie nauki.

Sam Kean już samym tytułem intryguje. Nie mogłam się doczekać chwili, gdy będę mogła Ostatni oddech Cezara przeczytać i zrozumiem, o co właściwie tutaj z tym mężczyzną chodzi. Wyjaśnienie tego autor serwuje nam już na samiutkim początku i przyznam, że nigdy nie myślałam o tym i żyłam w totalnej nieświadomości. Co ma wspólnego oddech człowieka, który został zamordowany w 44 roku przed naszą erą z naszą rzeczywistością? Jak się okazuje całkiem sporo. Jest to jedna z tak ciekawych informacji, że musiałam podzielić się nią z narzeczonym, który powoli ma już dosyć natłoku informacji, którą mu serwowałam podczas lektury. Dobrze, że serial oglądał na Netflixie, to co jakiś czas mógł sobie cofnąć do momentu, w którym po raz enty mu przerwałam.

Autor podzielił Ostatni oddech Cezara na trzy główne części. Każda z nich dotyczy innej kwestii i mówi o różnych właściwościach powietrza. Pierwsza z nich skupia się przede wszystkim na atmosferze i zmianach, które w niej zachodziły. Dowiadujemy się jak powstała mieszanina, która pozwala nam żyć na Ziemi i zamieszcza historyjki odkrycia tlenu, tajemnicę wybuchającego jeziora czy też wyjaśnia, jak wielkie znaczenie miały wybuchy wulkanów na przykładzie tego św. Heleny. Te kilkadziesiąt pierwszych stron zaintrygowały mnie tak mocno, że nie mogłam się od nich oderwać. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tych wydarzeniach i fakt, że miały one miejsce wcale nie tak dawno lekko mną wstrząsnął. 

Nie ma co straszyć ludzi piekłem, równie dobrze sprawdzi się w tej roli Wenus.

Część druga najbardziej mi się dłużyła i najwięcej czasu przy niej spędziłam. Skupiamy się tam przede wszystkim na doświadczeniach ludzi z przeróżnymi gazami, co nie zawsze okazywało się być tematem ciekawym. Mimo to momentami nie mogłam wyjść z podziwu nad ludzką pomysłowością i wielki ukłon w stronę Sama Keana, że w ogóle udało mu się wpaść na taki pomysł i napisał o tym książkę. Mało uwagi poświęca się tematowi powietrza i o niektórych odkrywcach nie słyszałam nigdy wcześniej, a przecież dzięki niej wiemy bardzo dużo i lepiej rozumiemy naszą rzeczywistość. Pewnie nie uda mi się na długo zachować w głowie nazwiska tych wszystkich osób i to, co dzięki nim wiemy, jednak dzięki autorowi nie zanikną w świecie nauki niewspominani nigdy w szkołach, z powodu wybiórczego systemu edukacji.

Trzecia część ponownie wciągnęła mnie w lekturę i już nie oderwałam się do samego końca. Wystarczył jeden dzień z kawałkiem drugiego, bym przeczytała Ostatni oddech Cezara od deski do deski i całkiem sporo zostało mi w głowie. Kosmos jest tematem, który intryguje mnie od dawna i fakt, że i na tym skupia się autor bardzo mi się spodobał. Dowiadujemy się też o tajemnicy lądowania statków kosmicznych w Roswell i przyznam, że to rozwiązanie jest bardzo prozaiczne. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam, jednak można to powiedzieć po prostu w stosunku do całej książki Keana. Autor zaskakuje na każdym kroku i czasami ciężko uwierzyć, że to nie fikcja literacka.

Całą historię ludzkości można zawrzeć w jednym oddechu.

Styl pisania Sama Keana jest doskonały. Lekki, wciągający. Ciężko znaleźć na rynku książkę popularnonaukową i naukową pisaną w ten sposób. Dzięki temu Ostatni oddech Cezara czyta się szybko i przyjemnie, a większość informacji w niej zawartych zostaje w głowie. Jest to ponoć cecha tego autora i każdą napisaną przez niego pozycję czyta się właśnie w ten sposób. Cieszę się, że otworzyłam się bardziej na książki inne niż fabularne i wyszłam poza swoją strefę komfortu. Okazuje się, że ciekawe jest nie tylko oglądanie programów na temat kosmosu, odkryć czy biologii, ale literatura też ma sporo do zaoferowania pod tym względem.

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

757 // Ostatni oddech Cezara // Sam Kean // Caesar's Last Breath: Decoding the Secrets of the Air Around Us // Adam Wawrzyński // 3 października 2018 // 432 strony // Wydawnictwo Feeria Science // 44,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Feeria!

Jeśli podoba Ci się zdjęcie --> polub je na instagramie! 👇


Ale marzy mi się pospać chociaż do dziesiątej! 🤦🏼‍♀️ Nawet mimo nocnych wędrówek do łazienki i tak dzień w dzień godzina ósma, a ja oczy szeroko otwarte. 🤦🏼‍♀️ Jak żyć. . . Wiecie, to nie tak, że się już nie mieszczę w swoje bluzy. Ale te wielkie Maciusia działają o wiele lepiej. . . Wczoraj napisałam na Papierowych Miastach kilka słów na temat Ostatniego oddechu Cezara, jednak mam do wyboru albo a) trochę ponarzekać albo b) wspomnieć Wam o tej pozycji jeszcze tutaj, bo jest naprawdę czymś genialnym. 🙌🏻 Zwykle nie czytam książek naukowych ani tych popularyzujących naukę, jednak po Innych umysłach uznałam, że warto poszerzyć horyzonty. Sam autor znany jest już na polskim rynku wydawniczym i nie dziwi mnie to. W tej książce przytoczył tak interesujące wątki, że jeden dzień i nagle znalazłam się na ostatniej stronie. 🤔 A wiecie, że każdy z nas oddycha wciąż cząsteczkami, które wyoddychał z siebie Juliusz Cezar kiedy umierał? 🌿 Nie jest to jedyna ciekawa informacja zawarta w tej książce, bo jest ich tak dużo, że gdyby nie lekki i przystępny styl autora mózg człowiekowi po prostu by wyparował, jak podczas czytania podręczników do fizyki... . . #book #books #recenzjaksiazki #minirecenzja #booksofinstagram #bookstagram #bookstagramtopasja #bookporn #samkean #blogger #bookblogger #newbook #bookhaul #momsofinstagram #jestemwciazy #przyszlamama #grudniowamama #rodzew2018 #rodzewgrudniu #książka #terazczytam #kochamczytać #lovebooks #lovemyson
Post udostępniony przez Karolina & Luna 🐱 (@_kyou_)

października 15, 2018

PRZED PREMIERĄ: DWANAŚCIE ŻYCZEŃ // KAROLINA GŁOGOWSKA, KATARZYNA TROSZCZYŃSKA

PRZED PREMIERĄ: DWANAŚCIE ŻYCZEŃ // KAROLINA GŁOGOWSKA, KATARZYNA TROSZCZYŃSKA

października 15, 2018

PRZED PREMIERĄ: DWANAŚCIE ŻYCZEŃ // KAROLINA GŁOGOWSKA, KATARZYNA TROSZCZYŃSKA

Okres świąteczny jest jednym z moich ulubionych w roku. Zwykle bardzo irytuje mnie fakt, że już w okolicy października pojawiają się ozdoby choinkowe i książki, których akcja rozgrywa się w Wigilię i Boże Narodzenie. W tym roku jednak jest inaczej - święta najprawdopodobniej spędzę w szpitalu, więc ostatnie miesiące czasu wolnego wykorzystuję na czytanie obrzydliwie uroczych, świątecznych historii. Nie przeszkadza mi w tym nawet fakt, że za oknem świeci mocne słońce, a w sweterkach można się ugotować. Do kompletu brakuje mi jeszcze tylko sezonu na mandarynki, które zimą zawsze pochłaniam na kilogramy i barszczu z uszkami, który w święta smakuje najlepiej.

Dagna pochodzi z małej miejscowości, czego się okropnie wstydzi. Obecnie pracuje w telewizji i jest dumna z tego, co osiągnęła. Z racji zbliżających się świąt uparcie trzyma się tego tematu, przekonując odbiorców, by spędzili te chwile w rodzinnym gronie. Sama jednak nie ma zamiaru wracać do Kaczorów, gdzie mieszkają jej rodzice i starsza siostra, Bogusia, która ma męża i czwórkę dzieci czyli to, czego nie ma sama Dagna. Pewnego dnia jednak w pewnym, małym miasteczku dzieje się cud, a na szybie pojawia się wizerunek Matki Boskiej. Kobieta zostaje tam wysłana, żeby zdobyć na ten temat informację, co budzi w niej ogromne przerażenie. Nie dość, że wszystko to wydarzyło się w Kaczorach, to na dodatek... w jej domu rodzinnym.

Pola zawsze miała wszystko. Kochających rodziców, idealny wizerunek, pasję i cudownego narzeczonego. Cudownego, do momentu, kiedy porzuca ją tuż przed ślubem i to dla innej kobiety, z którą pracuje. Całe życie usuwa jej się spod nóg i postanawia: czas popełnić samobójstwo. Najpierw jednak będzie musiała przeżyć wizytę swojej siostry przyrodniej, Basi. Ich wspólny ojciec porzucił ją razem z matką i od tamtej pory praktycznie nie miały ze sobą kontaktu. Teraz jednak ich tato w obliczu ciężkiej choroby postanawia nawiązać z pierwszą córką lepsze kontakty, przez co Pola musi odłożyć rychłą śmierć na później. 

Po prostu czasem możesz coś znieść tylko wtedy, jeśli nikomu o tym nie mówisz.

Oprócz Poli i Dagny mamy tutaj też dużo większą ilość głównych bohaterów, których losy w jakiś sposób się łączą i którzy w większości są spokrewnieni. Ten zabieg trochę mnie rozczarował, gdyż wygląda to tak, jakby święta i problemy każdego z nich zostały potraktowane bardzo po macoszemu. Z pewnością dzięki temu zabiegowi każdy odnajdzie tutaj postać, z którą mógłby się utożsamić, jednak autorki praktycznie żadnej z nich nie poświęciły zbyt dużo uwagi, chociaż większość akcji toczy się tutaj dookoła Poli, Dagny, Basi oraz Róży, babci Poli i Basi i najukochańszej bohaterki Dwunastu życzeń.

Gdybym miała wybrać Polę albo Dagnę na postać, której życie bardziej mnie intrygowało zdecydowałabym się na tę pierwszą. Chociaż z pozoru wydaje się być pustym odpowiednikiem swojej rodzicielki, kryje w sobie bardzo dużo głębi, a jej reakcja na relacje ojca z Basią sprawiły, że polubiłam ją jeszcze bardziej. Dagna jest bardzo egoistyczną postacią, która wstydzi się swojego pochodzenia i całkowicie odcina się od matki i ojca, którzy ślepo w nią wierzą oraz siostry, która ma swoje problemy i wcale nie jest tak szczęśliwa, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ma ciężki charakter i jeśli czekacie na jakąś specjalną jego metamorfozę muszę Was rozczarować. Przemiany wewnętrzne w Dwunastu życzeniach nie są w modzie.

Róża dawno już zdała sobie sprawę z tego, że ci, którzy na starość ciężko nie chorują, robią chorobę ze starości.

Chociaż powieść dzieje się w świątecznym okresie nie czuć tutaj za bardzo tego klimatu, co mnie rozczarowało. Miałam nadzieję na sporą dawkę mandarynek, kolęd i ubieranie choinki, jednak tutaj rozgrywa się tyle wątków, że na klasyczną last christmas gave you my heart po prostu zabrakło już miejsca. Gdyby nie fakt, że akcja książki rozgrywa się 23 i 24 grudnia Dwanaście życzeń nie miałoby ze świętami nic wspólnego. Motywem przewodzącym tutaj są relacje rodzinne i umiejętność przebaczania. Zdecydowanie można za tę historię sięgnąć w każdy inny dzień w roku, gdyż święta nie rzucają się tutaj za bardzo w oczy i nie pomaga ta opowieść we wczuciu się w bożonarodzeniowy klimat. Moim zdaniem powinno pojawić się tutaj więcej tego, czego po takich książkach oczekujemy, a zbyt duża dawka bohaterów to uniemożliwiła.

Jak na książkę obyczajową przystało z łatwością możemy domyślić się zakończenia poszczególnych wątków praktycznie na samym początku. Oczekiwałam jedynie trochę większej dawki uczuć i romansu, niż Karolina Głogowska i Katarzyna Troszczyńska w Dwunastu życzeniach umieściły. Zapewne gdyby nie musiały skupiać się na kilku bohaterkach byłoby tego wszystkiego więcej. Jak mówi przysłowie: co za dużo, to niezdrowo i to właśnie morał, który najbardziej rzuca się w oczy po skończeniu lektury.

Ogólna ocena: 06/10 (dobra)

756 // Dwanaście życzeń // Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska // 17 października 2018 // 320 stron // Wydawnictwo W.A.B. // 36,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!

Jeśli podoba Ci się zdjęcie zostaw serduszko na instagramie 👇


Dzień dobry. Powiedzcie mi szczerze. Czekacie już na święta? 🎄 Mnie czekają prawdopodobnie święta w szpitalu, więc już się zabrałam za czytanie świątecznych książek 😂 Zawsze mnie denerwowało, że już w październiku natłok takich pozycji, jednak tym razem mnie to okropnie cieszy. I co z tego, że piękne słońce za oknem? Nieważne! 🎄 . . @babyinsideme nominowała mnie do pokazania mojego #talerzmamy 🍽 Z racji tego, że ja bardzo lubię jeść... pokazuje. Wczorajszy obiad - moja jedna z niewielu ciążowych zachcianek 😂 Tak to w ogóle na nic nie mam ochoty, a o apetycie mogę tylko pomarzyć. Nominuję @nieogarnieta_mloda_mama ❤️ Pokaż, co Ci ten Twój kucharz smacznego gotuje. 😍😎 . . #grudniowamama #przyszlamama #momsofinstagram #newbabyintown #29tydzienciazy #29weekspregnant #book #bookstagram #bookstagrampl #bookstagramtopasja #foodporn #lovemyson #christmasiscoming #babyboy #waitingforbaby #currentlyreading #rodzewgrudniu #rodzew2018 #bookporn #pregnantbelly #pregnantandperfect #pregnanttime #pregnantstyle #pregnancydiary #pregnancy #booklover #jestembojestes #jestemwciazy #anotherambasador
Post udostępniony przez Karolina & Luna 🐱 (@_kyou_)
Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger