maja 28, 2019

DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY // GILL SIMS

DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY // GILL SIMS

maja 28, 2019

DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY // GILL SIMS

Niespodziewanie mocno utożsamiam się z Ellen, co mnie dziwi, bo nawet nie jesteśmy w podobnej sytuacji. Ona spełnia się zawodowo, ma już dwójkę odchowanych dzieci, własny dom, jakieś ambicje. I doskonale rozumie mnie i moje podejście do bycia matką. Już po przeczytaniu Dlaczego mamusia pije wiedziałam, że ta seria to coś, co powinna przeczytać każda kobieta, która ma dziecko. Każda z nas powinna być trochę Ellen - myśleć o sobie, stawiać sobie cele, walczyć o swoje prawa i swoją przyszłość i wymaga od męża pomocy ciągle mu powtarzając, że te dzieci są też jego i ma poświęcać im tyle samo czasu co ona.

Zawód rodzica to ciężki kawałek chleba i z perspektywy czasu widzę, że bezsenne noce z niemowlakami to tylko niewinny początek. Kiedyś myślałam, że z czasem będzie lepiej, ale ten moment jakoś nigdy nie nadchodzi. Zmieniają się wyzwania, ale nie robi się łatwiej.

Mija miesiąc za miesiącem, zmieniają się pory roku, ale życie Ellen utknęło w martwym punkcie. Jej małżeństwo przechodzi kolejny kryzys, a dom pogrąża się w chaosie. Syn Peter jest połączony z iPadem jak pępowiną, córka Jane planuje zostać influencerką na Instagramie, a mąż podejrzanie często odwiedza w interesach egzotyczne kraje. Ellen jednak nie poddaje się beznadziei, podejmuje pracę i jako świetna programistka szybko robi karierę. Już nie martwi się, jak wygląda w spodniach do jogi oraz czy zdoła zgrabnie się podnieść z pufy sako, ma o wiele poważniejszy problem. Nikt nie może odkryć, że wcale nie jest czterdziestoletnią bezdzietną singielką, a matką dwojga nieletnich potworów i żoną faceta, który żyje, by pracować. Jeśli po lekturze pierwszej części nie porzuciliście myśli o 500+, na pewno stanie się to teraz.

Ta książka pokazuje życie angielskiej klasy średniej (i nie tylko) takie, jakim jest naprawdę. Pokazuje prawdę i w wyolbrzymiony sposób uświadamia, jak fałszywe życie prowadzi teraz większość z nas. Zdjęcia na instagramie muszą być idealne i pokazywać wszystko z jak najlepszej perspektywy, nawet jeśli nie jest to prawdą, a profil na facebooku musi być dopracowany w każdym szczególe, by wszyscy zazdrościli nam życia. Ellen przyznaje się do tego, że każda rzecz wrzucona w internet jest podkoloryzowana przez filtry, światło i ujęta bardzo starannie, by nic złego nie wyszło na jaw. Jest to czymś naprawdę realnym i widać to w rzeczywistości. Warto poruszać ten temat, choćby w książce tego typu.

Szczęśliwie czasami twoje dzieci kładą się spać i możesz na nie popatrzeć. W takich chwilach myślisz sobie, że są idealne i niczego byś w nich nie zmieniła. Tylko że potem się budzą, a ty masz ochotę zamknąć się w szafie z butelką dżinu. 

Kolejną kwestią, która jest tutaj istotna jest to, jak traktowane są kobiety - matki - w środowisku pracy. Zapewne zostało to tutaj lekko wyolbrzymione, jednak takie rzeczy naprawdę się dzieją i jest to bardzo niesprawiedliwe. Równie raziło mnie zachowanie męża Ellen. Głównie dlatego, że mam w domu podobnie. I zapewne 99% innych matek również. Gdy kobieta zajmuje się dzieckiem musi jeszcze posprzątać, ugotować obiad, znaleźć chwilę na zrobienie siku, nakarmienie dziecka. Nie ma osoby, która poda jej pomocną dłoń. Gdy mężczyzna zajmuje się dzieckiem - tak jest w naszej sytuacji - ciągle słychać czy możesz go potrzymać? Przecież nie zrobię mu mleka z nim na rękach. Możesz go potrzymać? Idę zrobić sobie kawę. Możesz go potrzymać? Relacje matka-ojciec zostały tutaj idealnie przedstawione. Podejście matką musisz być zawsze, on ojcem kiedy mu wygodnie jest bardzo popularne.

Oprócz tych wszystkich Bardzo Ważnych Kwestii są też inne, o których nic Wam nie zdradzę. Powiem tylko, że ta część jest lepsza od poprzedniej. Mam wrażenie, że jest ważniejsza, mniej głupawa. Podczas czytania Dlaczego mamusia przeklina nie czułam się odmóżdżona, a zrozumiana i akceptowana. Każdy ma prawo nie mieć siły i mieć dosyć nawet własnego dziecka. Szczególnie po tym, jak ojcu za każdym razem przesypia noce i grzecznie się bawi, a mamie budzi się co chwile i nie pozwala odejść od siebie nawet na pół metra, by powiesiła pranie.

Nie ukrywam, że mamy to szczęście, że żyjemy w świecie pełnym przywilejów. Możemy zdecydować, kiedy zajść w ciążę i urodzić, mamy dostęp do świetnej służby zdrowia, co oznacza, że nie musimy rodzić dziesięciorga dzieci z nadzieją na to, że któreś z nich przeżyje i dorośnie, i nie musimy stawiać czoła śmierci swoich dzieci spowodowanej chorobami czy głodem. Oczywiście są to dogodności wynikające z tego, że żyjemy tu, gdzie żyjemy. Ale mimo to rodzicielstwo urosło w naszej rzeczywistości do rangi przemysłu stworzonego po to, by mącić w głowach rodzicom, a w szczególności matkom.

Poczucie humoru jest tutaj wszędzie, przez co tę książkę czyta się błyskawicznie. Mam nadzieję, że pojawi się trzeci tom i utrzyma poziom. Już nie mogę się doczekać chwili, gdy ponownie wrócę do przemyśleń Ellen i poczuję się dzięki temu dużo lepiej. To zdecydowanie książka dla każdej kobiety - nie tylko matki. Jeśli po lekturze pierwszej części nie masz zamiaru czytać tej, gdyż tamta była tak trochę o niczym, to zmień swoje zdanie. Dlaczego mamusia pije była jedynie wstępem. To ta część się liczy.

★★★★★★★★★☆

812 // Dlaczego mamusia przeklina. Rozterki wkurzonej mamy // Gill Sims //Why Mummy Swears // Marta Żbikowska // Dlaczego mamusia pije // tom 2 // 6 maja 2019 // 352 strony // Wydawnictwo HarperCollins // 38,99 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Nie mam dzieci w wieku szkolnym, a podejrzanie mocno utożsamiam się z Ellen. 🤭 ——————————————————— „Zawód rodzica to ciężki kawałek chleba i z perspektywy czasu widzę, że bezsenne noce z niemowlakami to tylko niewinny początek. Kiedyś myślałam, że z czasem będzie lepiej, ale ten moment jakoś nigdy nie nadchodzi. Zmieniają się wyzwania, ale nie robi się łatwiej.” ——————————————————— #booklover #currentlyreading #jestembojestes #fivemonthsold #kochamczytac #lovereading #mybaby #readingtime #currentlyreading #terazczytam #czytajacamama #mamaiksiazki #mamaisyn #blogger #bookblogger #ksiazkoholik #bookworm #bookporn #pornbook #bookstagram #bookstagramtopasja #bookstagrampl #dlaczegomamusiaprzeklina #gillsims #whymummyswears #babyboy #czytaniejestsexy #instamama #instaksiazki #instamatki
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

maja 26, 2019

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ MAJ 2019: DROGA // CORMAC MCCARTHY

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ MAJ 2019: DROGA // CORMAC MCCARTHY

maja 26, 2019

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ MAJ 2019: DROGA // CORMAC MCCARTHY

Gdy śni ci się jakiś świat, którego nigdy nie było, albo taki, którego nigdy nie będzie, a ty znowu jesteś szczęśliwy, to oznacza, że się poddałeś.

W planach na ten rok nie miałam rozpoczęcia przygody z tym autorem. Zawsze wydawało mi się, że Cormac McCarthy nie tworzy historii, które mogłyby przypaść mi do gustu. Prawie wbrew sobie nie mogłam przejść obojętnie obok wznowienia Drogi. Coś mnie do niej przyciągało i to na tyle mocno, że nawet nie musiała odleżeć swojego na mojej półce i bardzo szybko się za nią zabrałam. Już od pierwszej strony wiedziałam, że spokojnie mogę tę książkę wpisać na listę najlepszych przeczytanych w 2019 roku.

Wielki kataklizm zniszczył całą Ziemię. Wszystkie zwierzęta, cały dorobek cywilizacji. Nie zostało już praktycznie nic. Porozrzucane wszędzie resztki, puste domy ograbione ze wszystkiego, co może się przydać. Dzikie hordy kanibali, ostatnich ludzi, którzy przetrwali. Dobro praktycznie nie istnieje, a jednak tli się dalej w dwójce wędrowców. To ojciec i syn przemierzają świat w drodze na południe, uciekając przez nadchodzącą zimą. Muszą się ukrywać, żyć w strachu i każdego dnia zastanawiać się, czy już dogoniła ich śmierć...

Jesteś tam?, wyszeptał. Czy wreszcie cię zobaczę? Czy masz szyję, żebym mógł cię udusić? Czy masz serce? Bądź przeklęty na wieki, czy masz duszę? O Boże, szeptał, o Boże. 

Najgorsza tutaj jest świadomość, że ta droga nie ma końca. Nikt nie znajdzie tutaj roślinki zasadzonej w bucie niczym w opowieści o Wall-em. Zaczynając czytać już wiemy, że koniec może być tylko jeden. Podziwiam naszą dwójkę bohaterów, że ciągle idą do przodu i nie poddają się. Ciężko tylko stwierdzić, czy to odwaga czy raczej strach przed końcem. Nie podjęli oni takiej decyzji jak kobieta, która kiedyś była dla nich wszystkim. Miłość ojca do syna jest ogromna - nie dziwię się, że nie chce on, by jego dziecko skończyło w czyimś żołądku, jednak błąkanie się bez celu po świecie... Sama już nie wiem co jest w takiej sytuacji dobre zarówno dla jednego i drugiego. Nie chciałabym być na ich miejscu.

Drogę czyta się nieprzyzwoicie szybko. Dwie godziny zajęło mi poznanie całej tej historii i już od pierwszej strony miałam ochotę płakać i nie dopuścić do takiej sytuacji w rzeczywistości. Myśl, że ludzkość tak samo skończy jest nie do przyjęcia. Tę książkę powinni przeczytać wszyscy i zrobić coś, by zapobiec takiemu końcowi. Skrycie przyznam, że mam ochotę teraz na podwórku wykopać schron i zacząć gromadzić puszki niczym nie do końca zdrowy pustelnik.

Wraz z ostatnim egzemplarzem odchodzi cała kategoria rzeczy. Znika, gasi za sobą światło. Popatrz dookoła. Nigdy to bardzo długo. Lecz chłopiec wiedział to, co wiedział mężczyzna. Że nigdy to wcale.

Mimo grozy książka McCarthy'ego jest po prostu piękna. Słowa, jakimi opisał to wszystko, brzmią wręcz poetycko. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mam w ręce arcydzieło, o którym nie wolno zapomnieć. Każde zdanie coś wnosiło w moje życie, a brak typowych dialogów pierwszy raz w życiu mi nie przeszkadzał, tylko okazał się być czymś intrygującym. Jeśli ten autor napisał tak każdą swoją książkę to dołączy do grona moich ulubieńców, obok Bukowskiego i Sandersona. 

Moją ulubioną postacią tutaj - dużego wyboru zresztą nie ma - jest chłopiec. Pełen dobra i współczucia, co w sytuacji, w jakiej postawił ich los jest czymś niesamowitym. Można rzec, że jest zbyt przepełniony empatią by przeżyć w takim świecie i ucieszyłam się, że ma takiego ojca, który zrobi wszystko, by przeżył nie tracąc przy tym siebie i dziecięcej wiary w przyszłość. Przyszłość, której już nie ma - na pewno ciężko poradzić sobie ze świadomością tego. Jeśli czasami wydaje Wam się, że życie nie ma sensu... Postawcie się w sytuacji, gdy dookoła nie ma nic, tylko zagrożenie, a to, że przeżyjecie jutro nie sprawi, że pojutrze będzie już lżej.

Czas dany na kredyt i świat na kredyt. I oczy na kredyt, by go nimi opłakiwać. 

Czuję się obezwładniona ogromem przekazu. Słyszałam, że ta historia miażdży serce i dusze, jednak nie sądziłam, że aż w takim stopniu. To nie koniec mojej przygody z McCarthym. Nie odważę się sięgnąć po następną jego książkę zbyt szybko, ale na pewno to zrobię.

★★★★★★★★★★

811 // Droga // Cormac McCarthy // The Road // 08 maja 2019 // 272 strony // Wydawnictwo Literackie // 34,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Czy Wasz dzisiejszy dzień też taki, że bez kija nie podchodź? 😩 Miało być pięknie i produktywnie, a leje i wszystko mnie boli po wczorajszej cytologii i pobieranym wymazie. 😩 Do tego wszystkiego Leon ma tak tragiczny dzień, że mam ochotę go komuś pożyczyć na kilka godzin. Tak do 16.30. Żeby tato wrócił z pracy. A, a po 17 wizyta u pediatry. Dzień, że żyć nie umierać. 😭 Niech ktoś rzuci we mnie pizzą. ——————————————————— A jak u Was? ——————————————————— #rainyday #pufiestrends #pufies #pufiesofficial #mojewszystko #5monthsold #fivemonthsold #kochamnadzycie #lovehim #grudniowychlopak #synek #urodzonyw2018 #jestembojestes #myeverthing #memi #angielskapogoda #ciaglepada #serduszkomamusi #synektatusia #instamama #instamatki #myson
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

maja 24, 2019

TWOJE FOTOGRAFIE // TAMMY ROBINSON

TWOJE FOTOGRAFIE // TAMMY ROBINSON

maja 24, 2019

TWOJE FOTOGRAFIE // TAMMY ROBINSON

Nikt nie jest za młody na raka. Nikt.

Powinnam zacząć od tego, że właściwie sama nie wiem, dlaczego sięgnęłam po Twoje fotografie. Minęło już sporo czasu od chwili, gdy z chęcią czytałam historie o chorych nastolatkach. Tutaj jednak nie mamy styczności z kimś aż tak młodym, więc ciekawa byłam, jak się to wszystko potoczy. Nie spodziewałam się, że zakocham się w tej opowieści i na końcu będę ryczeć jak bóbr.

Ava ma dwadzieścia osiem lat. Dzisiaj są jej urodziny. I to właśnie tego dnia dowiaduje się, że rak wrócił i dał przerzuty. Na wyleczenie nie ma nadziei, można tylko lekko odsunąć w czasie to, co nieuniknione różnymi dawkami chemii. Diagnoza jest jasna: został jej może rok i będzie musiała pożegnać się z rodzicami i przyjaciółkami. Ava nie zamierza jednak spędzić ostatnich miesięcy życia w łóżku. Postanawia spełnić swoje największe marzenie z dzieciństwa i urządzić swoje wesele. Chce w ten sposób uczcić to, co przeżyła i urządzić swoje ostatnie pożegnanie. Takie, w którym będzie mogła wziąć udział, a nie spędzić je w trumnie. Wszyscy mobilizują się i chcą jej pomóc. Nawet media i całkiem obcy ludzie biorą udział w przygotowaniach do ceremonii. W planach nie ma jednak miłości, a ta zakrada się cichutko i sprawia, że dziewczynie coraz ciężej pogodzić się ze swoim losem.

Czy da się pogodzić ze śmiercią?  Ciężko stwierdzić, czy współczuć należy osobie umierającej, czy raczej jej rodzinie i bliskim, którzy z tą świadomością stary będą żyli już zawsze. Kiedy myślę o tym, że w każdej chwili mogę umrzeć nie myślę o tym, co stracę ja. Przerażenie ściska mnie za gardło na myśl o tym, kto zaopiekuje się moim synem tak samo jak ja, jak poradzi sobie narzeczony i co stanie się z moimi rodzicami. Twoje fotografie trafiły do mnie w momencie, gdy czekam na wyniki swoich badań i dowiem się, jak bardzo jestem narażona na wystąpienie raka. Czy szanse są znikome, czy jednak w każdej chwili może mnie to zaatakować. A może już się to stało? Mogę się tylko domyślać, jak czuli się bliscy Avy i ona sama, a ta książka poruszyła mnie do głębi.

Okropieństwo tej choroby kryje się w tym, że alienuje człowieka od zdrowych osób. Ludzie, bez względu na to, czy chcą dobrze, czy nie, czasami zachowują się wobec nieuleczalnie chorych jakby ci byli już martwi.

Ava jest cudowna. Ja nie byłabym w stanie budzić się rano, wstawać z łóżka i stawiać czoła światu, gdyby ktoś postawił mnie w jej miejscu. Podziwiam ją i jej odwagę. Najgorsza jest świadomość tego, że tutaj nie będzie cudownego ozdrowienia, wielkiego happy endu. Każdy zna zakończenie tej historii w momencie, gdy zaczyna ją czytać i to boli. Boli na każdej stronie, przy każdym uśmiechu Avy, a im mniej stron zostaje do końca tym częściej łzy płyną po policzkach. To naprawdę nie jest łatwa książka, a równocześnie jest tak piękna, że każdy powinien ją przeczytać. Otwiera ona oczy na tak wiele spraw, tak inaczej żyje się po jej lekturze. 

Szczerze przyznam, że nie obchodził mnie wątek miłosny. To uczucie, które tak szybko się pojawiło, nie brzmi zbyt wiarygodnie. Prawdziwą miłość buduje się latami, każdym gestem czy słowem. Tutaj wybuchła ona gwałtownie jak fajerwerk i jestem pewna, że gdyby nie śmierć Avy nie wiadomo, czy byliby razem dopóki śmierć ich nie rozłączy. Zwykle lubię romanse i rzadko się zdarza, żebym nie stawiała takich wątków na pierwszym miejscu, jednak tutaj liczą się relacje Avy z przyjaciółkami, z rodzicami. To oni tracą najwięcej. Nie mężczyzna, który pojawia się i spędza z nią jej ostatnie chwile. Doceniłam go jednak za to, jak wiele radości jej dał. Mimo to na myśl o pożegnaniach mam łzy w oczach. Szybko tej książki nie zapomnę. 

Bez wahania dodałam Twoje fotografie na listę najlepszych książek tego roku, a Ava jest dla mnie wzorem do naśladowania. Uczy ona, że nie wolno marnować czasu, nie wolno bać się kochać i przede wszystkim trzeba ŻYĆ. W każdej chwili, w każdej sekundzie. Nigdy nie wiemy, która będzie naszą ostatnią.

★★★★★★★★★★

 810 // Twoje fotografie // Tammy Robinson // Photos of You // Izabella Mazurek // 15 maja 2019 // 328 stron // Wydawnictwo IUVI // 34,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Już dawno żadna książka nie otworzyła mi tak oczu jak „Twoje fotografie”. Autorka już na samym początku zadaje nam cios w żołądek. Od pierwszej strony wiemy, że główna bohaterka umrze. I to nie dożywając sędziwego wieku, a kończąc marne 28 lat. Rak to paskudna choroba. Najgorsza. Daje fałszywe poczucie wyleczenia, by uderzyć ze zdwojoną siłą. Wiemy, jak ta historia się kończy, a mimo to nie sposób nie przywiązać się do Avy, nie szanować jej na odwagę. Nie można jej nie docenić, skoro resztkę swojego życia spędza uświadamiając innym, jak cenne jest życie i ludzie dookoła. Każdy powinien przeczytać tę książkę i zrozumieć jedno. Nikt nie jest za młody na raka. [link do recenzji w bio] ——————————————————— #book #books #bookstagram #kochamczytac #kochamksiazki #czytaniejestsexy #currentlyreading #terazczytam #przeczytane #bookstagrampl #bookstagramtopasja #tammyrobinson #iuvi #ksiazka #ksiazki #ksiazkoholik #recenzja #ksiazkoholizm #booklover #labilab #photos #lovereading #samiboo #bookblogger #blogger #bookreviews #reviews
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

maja 23, 2019

KOCIA KOŁYSKA // KURT VONNEGUT

KOCIA KOŁYSKA // KURT VONNEGUT

maja 23, 2019

KOCIA KOŁYSKA // KURT VONNEGUT

Po przeczytaniu Rzeźni numer pięć uświadomiłam sobie kilka kwestii. Po pierwsze: ten autor to naprawdę ma wyobraźnię i potrafi tworzyć historie. Po drugie: piekielnie trudno pisze się o jego książkach. Kurt Vonnegut opowiada w sposób nieprzewidywalny, ciężko domyślić się czegokolwiek, porusza istotne tematy, a równocześnie to wszystko czyta się szybko, a jego styl jest podejrzanie lekki. 

Nasz narrator zbiera materiały i informacje o mężczyźnie, który był jednym z twórców bomby atomowej, która spadła na Hiroszimę. Postanawia spotkać się z dziećmi fizyka i poznać szczegóły z jego życia o których nikt wcześniej nie słyszał. Szereg przypadków sprawia, że trafia on na wyspę, która wydaje się być rajem na ziemi. San Lorenzo jest miejscem, w którym może rozpocząć się koniec świata, a Jonah zaczyna dostrzegać sporo kwestii, które do tego prowadzą. 

Ponownie powiem, że bardzo ciężko jest opowiadać o Vonnegucie. Widocznie się do tego nie nadaję. Jego książki mają w sobie tak dużo wszystkiego, że ciężko niekiedy ułożyć sobie to w głowie. Kocia kołyska jest ponoć jednym z najbardziej znanych dzieł tego autora, a nigdy wcześniej o tej książce nie słyszałam. Uznałam jednak, że czas poszerzyć swoje horyzonty i sięgnęłam po to przepięknie wznowione wydanie od Zysku. Zwykle staram się unikać informacji o wydaniach, bo przecież tu o tekst chodzi, acz ta twarda okładka, obwoluta i to, co znajduje się pod spodem... Mistrzostwo i idealna otoczka dla tak świetnej historii.

Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.

Już po Rzeźni numer pięć, która zaskoczyła mnie obecnością kosmitów, obiecałam sobie, że do Vonneguta będę podchodzić z otwartym umysłem i tak też zrobiłam. Bez oczekiwań, bez prób domyślenia się, co będzie dalej. Przyjęłam Kocią kołyskę pełnią siebie i chociaż nie spodobała mi się ona tak mocno jak pierwszy tytuł, po który sięgnęłam, to Vonneguta nie da się nie docenić. Za szczerość, przenikliwość, bohaterów z krwi i kości, poczucie humoru, odwagę i oryginalność. Nie tylko przez obecność Leona nie mogłam przysiąść do tej opowieści na kilka godzin. Już po kilkunastu stronach czułam znużenie i mój mózg musiał odpocząć. Mimo lekkiego stylu tematyka już do takich nie należy. 

W Vonnegucie nie da się nie docenić dosadnego sarkazmu i potężnej dawki ironii. Czarny humor wala się tu po każdej stronie i to urzekło mnie zarówno w Kociej kołysce i Rzeźni numer pięć. Mam ochotę opisać tu każdy szczegół tej książki, jednak chcę pozwolić Wam na odkrywanie wszystkiego. Poznanie San Lorenzo, Bokononizmu, moralności kłamstwa. Kiedyś na pewno jeszcze sięgnę po książkę tego autora, bo potrafi przekazywać takie kwestie, które są aktualne nawet po latach. Vonnegut otwiera oczy. Nie opowiem Wam jednak nic o moich kolejnych przygodach z tym autorem. Zwyczajnie nie jestem w stanie skupić myśli.

★★★★★★★☆☆☆

809 // Kocia kołyska // Kurt Vonnegut // Cat's Cradle // Lech Jęczmyk // 28 stycznia 2019 // 360 stron // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

maja 22, 2019

NADGRYZIONE JABŁKO. STEVE JOBS I JA - WSPOMNIENIA // CHRISANN BRENNAN

NADGRYZIONE JABŁKO. STEVE JOBS I JA - WSPOMNIENIA // CHRISANN BRENNAN

maja 22, 2019

NADGRYZIONE JABŁKO. STEVE JOBS I JA - WSPOMNIENIA // CHRISANN BRENNAN

Odkąd kilka lat temu wzięłam do ręki swojego pierwszego iPhone'a nie wyobrażam sobie wrócić do innego systemu operacyjnego. Apple nie jest popularną firmą tylko ze względu na - jak mówią współczesne nastolatki - prestiż. Chociaż ceny urządzeń tej firmy czasami potrafią zwalić z nóg i jeszcze kilkukrotnie człowieka zdeptać to - nie oszukujmy się - sprzęt z nadgryzionym jabłuszkiem jest po prostu tych pieniędzy warty. Nie znam osoby, która nie doceniłaby szybkości systemu iOS. Steve Jobs był geniuszem i wie to każdy, kto choć raz miał styczność z jego dziełem. 

Nadgryzione jabłko to książka spisana przez pierwszą miłość Jobsa. Co więcej - matkę jego córki. Takie biografie pisane przez osoby blisko z danym człowiekiem związane często trzeba postrzegać z przymrużeniem oka. Chrisann Brennan cofa się w czasie i pozwala nam poznać Steve'a takiego, jakim ona go widziała. Patrzymy na jego postać przez jej pryzmat i przez to czasami ciężko było mi stwierdzić, czy autorka w swoich wspomnieniach nie wyolbrzymiła niekiedy niektórych kwestii. Według niej Jobs był geniuszem w tym co robił i laikiem w prawdziwym życiu. Nie potrafił poradzić sobie ze swoimi emocjami i uczuciami, przez co nikt nie potrafił go zrozumieć.

Domyślam się, że mi - stojąc z boku i poznając to wszystko już po latach - łatwo jest uznać Steve'a za kogoś, kogo wszyscy niesłusznie oceniali, gdyż to nie jest jego wina, że był upośledzony emocjonalnie. Wiem jednak, że żyjąc z kimś takim myśli się również o sobie i o dziecku, dla którego - nie oszukujmy się - Jobs nie był dobrym ojcem. Wręcz przeciwnie. Ciężko mi się o tym czytało, bo podobnie jak wiele innych osób wyidealizowałam sobie obraz tego człowieka patrząc na niego przez pryzmat tego, co osiągnął i jak wiele znaczy dla przemysłu technologicznego. 

Trzeba przyznać, że Nadgryzione jabłko przez zawarty w niej ładunek emocjonalny wydaje się być realnym odwzorowaniem postaci Jobsa, choć ciężko mi było w to początkowo uwierzyć. Patrząc na jego zdjęcia nie widzę despoty żyjącego w odosobnieniu tylko kogoś, dzięki komu korzystanie z telefonu jest dla mnie przyjemnością każdego dnia. Przez wprowadzenie usługi czas przed ekranem widzę, jak bardzo jestem od tego sprzętu uzależniona i przeraża mnie to. Do teraz mam pewne wątpliwości co do prawdziwości niektórych kwestii. Chrisann Brennan prowadzi nas przez swoje i Jobsa życie dość chaotycznie, co tylko pogłębia to wrażenie. Mimo to ciekawie było spojrzeć na Steve'a oczami kogoś, kto go znał i to bardzo dobrze. Czy te wszystkie wydarzenia miały miejsce i wyglądały tak, jak to opisuje autorka... Prawdę zabrał Steve Jobs do grobu. I chociaż nie był świętym człowiekiem... Spoczywaj w spokoju, Jobs. Bardzo dużo zrobiłeś dla świata.

★★★★★★☆☆☆☆

808 // Nadgryzione jabłko. Steve Jobs i ja - wspomnienia // Chrisann Brennan // The Bite in the Apple // Barbara Gadomska, Wanda Gadomska // 24 kwietnia 2019 // 328 stron // Wydawnictwo Kompania Mediowa // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

JUŻ W SPRZEDAŻY: DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY

JUŻ W SPRZEDAŻY: DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY

maja 22, 2019

JUŻ W SPRZEDAŻY: DLACZEGO MAMUSIA PRZEKLINA. ROZTERKI WKURZONEJ MAMY

Po lekturze Dlaczego mamusia pije miałam ochotę czytać dalej o życiu Ellen. Autorka spełniła moje życzenie i napisała kontynuację, która pojawiła się już nawet na naszym polskim rynku. Od 6.05 można dowiedzieć się, jak dalej potoczyło się życie tej niesamowitej kobiety. 


Mija miesiąc za miesiącem, zmieniają się pory roku, ale życie Ellen utknęło w martwym punkcie. Jej małżeństwo przechodzi kolejny kryzys, a dom pogrąża się w chaosie. Syn Peter jest połączony z iPadem jak pępowiną, córka Jane planuje zostać influencerką na Instagramie, a mąż podejrzanie często odwiedza w interesach egzotyczne kraje. Ellen jednak nie poddaje się beznadziei, podejmuje pracę i jako świetna programistka szybko robi karierę. Już nie martwi się, jak wygląda w spodniach do jogi oraz czy zdoła zgrabnie się podnieść z pufy sako, ma o wiele poważniejszy problem. Nikt nie może odkryć, że wcale nie jest czterdziestoletnią bezdzietną singielką, a matką dwojga nieletnich potworów i żoną faceta, który żyje, by pracować.

Jeśli po lekturze pierwszej części nie porzuciliście myśli o 500+, na pewno stanie się to teraz.

Książkę razem z gadżetami  możecie zakupić TUTAJ.
Patroni medialni: Lubimyczytac.pl, Chujowa Pani Domu, Radio Kolor, Demotywatory

maja 17, 2019

WYNAJMIJ SOBIE CHŁOPAKA // STEVE BLOOM + FILM

WYNAJMIJ SOBIE CHŁOPAKA // STEVE BLOOM + FILM

maja 17, 2019

WYNAJMIJ SOBIE CHŁOPAKA // STEVE BLOOM + FILM

Pierwsze zasadnicze pytanie brzmi: czy zawsze jesteś sobą? Brooks Rattigan sam do końca nie wie, kim właściwie jest. Wie jednak, że chce dostać się na Columbię i coś osiągnąć, żeby nie skończyć tak jak jego ojciec, w oparach marihuany. Gdy zbliża się rekrutacja na uczelnię i musi poprawić testy uznaje, że czas poświęcić się jedynie nauce. Gdy proponuje, że zabierze na szkolny bal kuzynkę Brudette'a kieruje nim tylko współczucie do wystawionej przez chłopaka dziewczyny. Zarabia na tym jednak trzysta dolarów i spędza miło wieczór, więc gdy rozchodzi się plotka o jego manierach i tym, jak potrafi uszczęśliwić dziewczynę ustawiają się do niego w kolejce przedstawiciele jednej z najzamożniejszej warstwy społecznej. Brooks uznaje, że w ten sposób może zarobić na niezwykle wysokie czesne, więc zaczyna przyjmować oferty.

Przyznam, że zanim zaczęłam czytać Wynajmij sobie chłopaka pooglądałam na Netflixie film. Gdybym zrobiła odwrotnie zabolałyby nie filmowe nieścisłości, jednak gdy poznałam już fabułę książki uznałam, że mimo wszystko adaptacja wyszła im trochę lepiej. Nie obyło się bez wciśnięcia tam homoseksualisty, czego w oryginale nie ma, jednak film ma więcej sensu. Książkowy Brooks ma spore ambicje, wręcz obsesję na punkcie Columbii. Filmowy był dużo bardziej zrównoważony i to właśnie ten Brooks jest moim faworytem. Nie powiem jednak, żebym nie polubiła obu jego wersji. To po prostu taki miły chłopak z sąsiedztwa, którego nie da się nie lubić.

Ogólna fabuła Wynajmij sobie chłopaka jest czymś oryginalnym, chociaż przewidywalnym. Nie jest trudno domyślić się zakończenia, acz wcale mi to nie przeszkadzało. Jestem już przyzwyczajona do tego, że koniec książek tego typu po prostu nie może być czymś zaskakującym. Koniec końców wszyscy lubimy happy endy, które dają człowiekowi nadzieję, że i jego życie może odmienić się na lepsze. Doceniam, że mamy tutaj poruszone ważne wątki: poświęcenia nauce, próbie spełnienia marzeń, miłości rodzicielskiej. Wynajmij sobie chłopaka może wydawać się kolejną bezwartościową książką, jednak ma w sobie naprawdę sporo morałów, które mogą kogoś pchnąć ponownie na dobre tory.

Książka jest leciutko napisana, więc szybko się czyta i nie ma dłużyzn. Sporo tutaj też humoru, chociaż film jest jednak bardziej zabawny. Polecam zacząć od czytania, a dopiero później obejrzeć adaptację. Osobiście uważam, że lepiej zacząć od czegoś słabszego, żeby miło się zaskoczyć przy drugim spotkaniu. Warto jednak wspomnieć, że Celia Lieberman przyciąga uwagę w obu dziełach i to ona wiedzie tutaj prym, jeśli chodzi o najbardziej udaną postać zarówno pierwowzoru jak i adaptacji. Uwielbiam ją, jej charakter i podejście do życia. Zdecydowanie.

Ta książka przypadnie do gustu najbardziej osobom, które lubią lekkie historie, niewymagające. Ważne, żeby dobrze bawić się przy lekturze, a nie żeby zmieniała życie. Wynajmij sobie chłopaka to opowieść na jeden wieczór, ale równocześnie trochę dająca do myślenia.

★★★★★★☆☆☆☆

807 // Wynajmij sobie chłopaka // Steve Bloom // The Stand-In // Seweryn Trojanowski // 15 maja 2019 // 360 stron // Wydawnictwo YA! // 36,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!

Chcesz zobaczyć mój to be read? 👇

Wyświetl ten post na Instagramie.

Pogadajmy o tym, na co nie macie prawie w ogóle czasu. U mnie to czytanie. Chciałabym móc położyć Leona na macie i usiąść w spokoju z książką, ale on sam się nie będzie bawił, także odpada. 🤷🏼‍♀️ Kiedy śpi to biegam po domu w szale i sprzątam, żeby jak najwiecej rzeczy zrobić podczas kolejnej turbodrzemki. A gdy stary wraca do domu, ogarnie się trochę i zajmie Leonem... już nie mam siły czytać. Ot, taki paradoks. 🤷🏼‍♀️ ——————————————————— Tak prezentuje się mój #tbr na jak najszybciej. Tak bardzo chcę już przeczytać to wszystko! A Wam na co najbardziej brakuje czasu? ——————————————————— #currentlyreading #bookreviews #lovereading #bookstagram #mamaczyta #kochamczytac #toberead #bookhaul #bookblogger #blogger #terazczytam #chceprzeczytac #ineedmoretime #ksiazka #ksiazki #books #book #instamama #instamatki #instabook #instabooks #lovereading #terazczytam #mojeksiazki #noweksiazki #bookstagrampl #bookstagramtopasja #newbooks #meandbooks
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

maja 11, 2019

DZIENNIK KATA // JOHN ELLIS

DZIENNIK KATA // JOHN ELLIS

maja 11, 2019

DZIENNIK KATA // JOHN ELLIS

Cały czas żyłam w błędnym przekonaniu, że mając dziecko czyta się tylko książki lekkie. Takie, które pomogą odpocząć psychicznie i będą się szybko czytać. Życie jednak pokazało mi, że ochota na tematy cięższe zostaje. Nie spodziewałam się jednak, że Dziennik kata spodoba mi się aż tak mocno. o Johnie Ellisie wcześniej nie słyszałam. Raczej nie interesowała mnie kara śmierci w Wielkiej Brytanii, więc nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istniał.

Ale morderczynią była Edith Thompson tylko w sensie prawnym. Nie wzięła żadnego udziału w popełnieniu zbrodni, za którą skazano ją na śmierć. Poza tym była kobietą... To był dla mnie koszmar, że mam w takich okolicznościach wieszać kobietę, nawet jeśli to był zła kobieta.

Ellis spisał - a raczej ustnie przekazał - swoje wspomnienia o wieszaniu skazańców, o których niekiedy mówili wszyscy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wykonywanie kary śmierci miało swoje schematy, John miał swoje przyzwyczajenia i jego podejście zaskoczy niejednego. Należałoby powiedzieć, że nie miał on żadnych sadystycznych zapędów i nie potrafił nawet utopić kotka. Co mnie nie dziwi. Zapewne łatwiej pozbawić życia mordercę niż niewinnego kociaka. Ciekawy był też fakt, że głównym celem pierwszego kata Wielkiej Brytanii było jak najszybsze skrócenie męki skazańca. Starał się, by od wyjścia z celi do zawiśnięcia minęła najwyżej minuta. Aż ciężko uwierzyć, że osoba wieszająca ludzi może mieć w sobie tyle empatii.

Mimo tematu śmierci Dziennik kata czyta się podejrzanie lekko. John Ellis wielokrotnie powtarza, że nie ma zapędów sadystycznych, jest dosyć wrażliwym człowiekiem, a mimo to potrafi jednym ruchem otworzyć zapadnie i pozbawić życia mężczyznę czy też kobietę, choć przed tym ostatnim lekko się wzdryga. Uważa, że nie powinno się wieszać niewiast, bardzo młodych ludzi i starców, którzy i tak stoją nad grobem. Z jednej strony się z nim zgadzam. Z drugiej - co wtedy powstrzymywałoby te grupy przed mordowaniem?

Tymczasem, choć nigdy nie wstydziłem się tego, że jestem katem, nie pragnąłem też osobistych hołdów za to, że kogoś powiesiłem. Zawsze uważałem siebie za skromne narzędzie prawa.

Niesamowitym jest to, że mężczyzna ze szczegółami przytacza wszystkie sprawy w Dzienniku kata opisane. Pamięta wzrost i wagę skazańców, a nawet długość liny, na którą się zdecydował. Potrafi nawet wytłumaczyć powody, dla których zdecydował tak, a nie inaczej. Opowiada o tym wszystkim z niespodziewaną precyzją i widać, że chociaż uważał, że nie wpłynął ten zawód na jego psychikę to było inaczej. Potwierdza to również sposób, w jaki umarł. Cieszę się, że pojawił się epilog, który wyjaśnił tę kwestię i opowiedział nam o pogrzebie Ellisa. Bez tego Dzienniki kata byłyby niekompletne.

To, jak zachowują się ludzie skazani na śmierć jest ciekawą kwestią. Najbardziej zaimponował mi Henry Jacoby. Jestem pewna, że ja nie potrafiłabym zachować spokoju i dosłownie w noc przed egzekucją zwariowałabym. Dostałabym ataku paniki i chodziła po ścianach. Jestem w stanie to sobie wyobrazić. I przeraża mnie to. Warto po Dzienniki kata sięgnąć, żeby poznać Johna Ellisa i zrozumieć decyzje, które podejmował. Łącznie z tą ostatnią.

★★★★★★★★☆☆

806 // Dziennik kata // John Ellis // Diary of a Hangman // Grzegorz Kołodziejczyk // Rozmowy z katem // 30 kwietnia 2019 // 288 stron // Wydawnictwo Aktywa // 45,00 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

Minirecenzja Dziennika kata 👇

Wyświetl ten post na Instagramie.

Z hukiem wracam na #bookstagram! 🤭 ———————————————————- Czas poświecić trochę więcej czasu temu, co czytam. Bo chociaż Leon ostatnio ma ciężkie dni - dlatego nas tutaj mniej - to czytam. Na spacerze, przy kąpieli, kiedy zaśnie. Jak się chce, to się na to znajdzie czas. Choćby kosztem sprzątania. 😂 Ostatnio przeczytałam Dziennik kata i w sumie nie jest to coś dla typowego odprężenia - chyba, że ma się zapędy sadystyczne 😂 - ale świetnie się czyta. Wspomnienia Johna Ellisa może nie są książką dla każdego. Nie jest to jakiś zbiór sadystycznych opisów śmierci skazańców. Ellis był niesamowicie spokojnym człowiekiem i aż dziw, że zapragnął wieszać ludzi. 🤔 ——————————————————— Ciekawe było czytanie o tym, jak zachowywali się ludzie idąc na smierć. Najbardziej zastanowiła mnie mentalność Ellisa i jego zdanie na temat skazywania na smierć i wieszania kobiet, młodych ludzi i starców. ——————————————————— #bookstagrampl #bookstagramtopasja #kochamczytac #terazczytam #currentlyreading #lovereading #readingtime #bookblogger #ksiazka #ksiazki #book #books #blogger #recenzja #recenzjaksiazki #bookreviews #mamaczyta
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

maja 06, 2019

KRYMINALNE PRZYPADKI MATYLDY // BOŻENA MAZALIK

KRYMINALNE PRZYPADKI MATYLDY // BOŻENA MAZALIK

maja 06, 2019

KRYMINALNE PRZYPADKI MATYLDY // BOŻENA MAZALIK

Właśnie przed chwilą skończyłam czytać książkę, po której oczekiwałam naprawdę dużo. Sam opis - tym razem przeczytałam go przed lekturą! - obiecuje historię kryminalną pełną humoru, więc szykowałam się wręcz na komedię kryminalną podobną do Kółko się pani urwało. I chociaż można się tutaj pośmiać, to miałam nadzieję na więcej. Mimo to przy lekturze Kryminalnych przypadków Matyldy bawiłam się na tyle dobrze, że nie czuję, bym zmarnowała cenny czas. 

Matylda jest pisarką i malarką, którą narzeczony właśnie porzucił przed ołtarzem. Wściekła wpada na znajomego ze szkoły, który proponuje jej mały odwrót i spędzenie czasu na malowaniu w jego zamku. Z potrzeby samotności kobieta zgadza się na to i w ten sposób ląduje w Sarnim Dworze, który jednak powinien zmienić nazwę na trupi. Kiedy Matylda trafia na ciało parobka, który zajmował się zwierzętami ma pewien problem: kto teraz przejmie jego obowiązki? A żeby było gorzej jej samotność przerywa przyjaciółka, po zamku kręcą się policjanci z przystojnym Markiem Mleczkiem na czele, kamienne schody skrzypią, nieistniejące drzwi strzelają, a malowanie schodzi na dalszy plan. Czas zabawić się w detektywa i rozwiązać całą tę sprawę. 

Polubiłam Matyldę głównie za to, że nie jest typową bohaterką tego typu książek. Nie ma problemów finansowych, jej książki i obrazy się dobrze sprzedają, ma przyjaciółkę od serca, dobrych rodziców, a jej jedynymi problemami są były narzeczony i martwy parobek. To naprawdę miła odmiana po tych wszystkich zahukanych cichych myszkach. Autorka poszła w dobrym kierunku tworząc Matyldę i innych bohaterów. Szczególnie mocno do gustu przypadła mi Ilka, ze swoim pokręconym charakterem i osobowością. Rozczarowała mnie za to osoba policjanta Marka, który przedstawiony został niczym model z reklamy Calvina Kleina w obcisłym sweterku z owczej wełny. Brakowało mi w nim głębi i polotu.

Fabuła jest niestety dosyć słaba - łatwo domyślić się motywacji sprawcy, chociaż jego tożsamość do samego końca była dla mnie tajemnicą. Nie interesowało mnie to aż tak mocno, jak relacje Matyldy i Marka. Koniec końców Kryminalne przypadki Matyldy okazały się po prostu Życiem miłosnym Matyldy, jednak osobiście lubię romanse i nawet nie przeszkadzało mi zbyt mocno to, że z tej książki kryminał średnich lotów. Być może autorka nie skupiła się zbyt mocno na kwestii uczuć i łatwo przewidzieć finał tej relacji... ale przyjemnie było czytać o tym, jak topnieją lody.

Lektura zajęła mi kilka dni, acz z powodu znajomych na majówce, a nie przez dłużyzny, których tutaj kilka jest, bo sprawa rozwija się dosyć powoli i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Dostrzegłam też kilka nieprzemyślanych aspektów i niejasności w rozwiązaniu sprawy. Mam wrażenie, że wszystko jest takie przekombinowane. Mimo to gdy podejdzie się do Kryminalnych przypadków Matyldy bez zbyt wygórowanych oczekiwań w stosunku do jakości owego kryminału zabawa może być całkiem dobra. Tej historii nie będę wszystkim polecać, bo nie zachwyciła mnie i na to nie zasługuje, acz gdy natkniecie się na nią w bibliotece albo w księgarni... Dajcie jej szansę.

★★★★★★☆☆☆☆

805 // Kryminalne przypadki Matyldy // Bożena Mazalik // 28 lutego 2019 // 436 stron // Wydawnictwo Zysk // 37,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Zobacz co u nas 👇

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)
Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger