kwietnia 30, 2018

PRZED PREMIERĄ: THE GIRL WHO DRANK THE MOON // KELLY BARNHILL 🌑

PRZED PREMIERĄ: THE GIRL WHO DRANK THE MOON // KELLY BARNHILL 🌑

kwietnia 30, 2018

PRZED PREMIERĄ: THE GIRL WHO DRANK THE MOON // KELLY BARNHILL 🌑

Dawno już nie miałam styczności z książką fantastyczną stricte dla dzieci. Kiedy zobaczyłam okładkę Dziewczynki, która wypiła księżyc przepadłam i uznałam, że muszę tę historię poznać. Od razu skojarzyła mi się z Alicją w Krainie Czarów i miałam nadzieję, że będzie chociaż w połowie tak magiczna, jak ponadczasowa opowieść Carrolla. Nie wiedziałam, o czym jest The Girl Who Drank the Moon. Nie czytałam opisu, nie wgłębiałam się w to. Postanowiłam zaryzykować. 

Od setek lat mieszkańcy Protektoratu oddają najmłodsze dziecko raz do roku okrutnej Wiedźmie, która zamieszkuje pobliskie lasy. Ma to powstrzymać - jak wierzą - czarownicę od terroryzowania ich wioski. Wszyscy głęboko wierzą w słuszność tego czynu. Tego roku jednak matka uparcie próbuje zatrzymać przy sobie małą dziewczynkę, ze znamieniem w kształcie półksiężyca na czole. Antain nie potrafi obojętnie przyglądać się cierpieniom kobiety, szkoli się jednak na Starszego i powinien robić wszystko, co rozkaże mu wuj. Porzucanie niemowląt w lesie wydaje się mu być czymś okrutnym, gdyż nie wiadomo, co później robi z nimi Wiedźma. 

Jednak Wiedźma, zamieszkująca las, wcale nie jest zła. Każdego roku wybiera się w pobliże Protektoratu, by ocalić kolejne porzucone dziecko. Nie rozumie, dlaczego ludzie tam są tak okrutni. Ona jednak daje im szansę na cudowne życie. Karmi je światłem gwiazd. Tym razem jednak znalezioną dziewczynkę przez pomyłkę umagicznia, karmiąc ją sporą dawką światła księżyca. Pozostaje jej jedynie zatrzymać Lunę przy sobie. Xan wie, że nie może obarczyć nikogo opieką nad magicznym dzieckiem, bo nie jest to łatwe.

kwietnia 29, 2018

BULLET PLANNER NA MAJ + KSIĄŻKOWE STRONY 😻

BULLET PLANNER NA MAJ + KSIĄŻKOWE STRONY 😻

kwietnia 29, 2018

BULLET PLANNER NA MAJ + KSIĄŻKOWE STRONY 😻

Całkiem niedawno pokazywałam Wam, jak wygląda mój organizer MissPlanner w kwietniu, a już zdecydowałam się zorganizować sobie strony majowe. Tym razem nie chciałam szaleć z kolorami i wybrałam taki książkowy motyw. Ucierpiała przy tym broszurka z przepisami z bardzo dawnych lat. Nie było mi jej szkoda, a przepisy, które mnie zainteresowały, po prostu sobie przepisałam. Pierwsza strona jak zwykle składa się z najzwyklejszego kalendarza, wydrukowanego z internetu. Zapisuję tam recenzje, dzięki czemu mam ich przekrój na cały miesiąc. Jak widzicie praktycznie cały maj jest już rozplanowany pod tym względem, gdyż połowę książek na następne trzydzieści jeden dni mam już przeczytane. Za chwilę też mam zamiar zająć się pisaniem ich opinii, żeby później nie zapomnieć o niczym istotnym. Naklejki, które będą pojawiać się najprawdopodobniej w tym miesiącu to prezent od mojej mamy, z obecnej kolejki Pusheena w Rossmannie. 

Jeśli śledzicie mnie na Instagramie to widzieliście już to, jak prosto wyglądają moje strony. Na każdej z nich znajduje się trzy dni, gdyż jestem osobą zapisującą w plannerze naprawdę wszystko, zaczynając od prania, przez obiad do podlewania mojego kaktusa. 🌵 Nigdy wcześniej nie robiłam tych stron w taki sposób, więc nie spodziewałam się, że poświęcić trzeba na to aż tyle czasu. Wciąż nie dokończyłam wszystkich kartek, jednak planuję do końca miesiąca to zrobić. Rysowanie tych kreseczek jest wykańczające. Efekt wynagradza ilość włożonej w to pracy, jednak chyba w czerwcu postaram się wymyślić coś innego. Nie jestem też pewna, czy wystarczy mi miejsca w wyznaczonych przeze mnie obszarach.

kwietnia 27, 2018

MOJE SERCE, MÓJ WRÓG // A.J. STEIGER 💘

MOJE SERCE, MÓJ WRÓG //  A.J. STEIGER 💘

kwietnia 27, 2018

MOJE SERCE, MÓJ WRÓG // A.J. STEIGER 💘

O ile jeszcze czasami chwytam za książki z gatunki fantastyki młodzieżowej, tak obyczajówki tego typu omijam szerokim łukiem. Większość autorów za głównych bohaterów wybiera nastolatków chorych na nieuleczalne choroby, którzy cały czas spędzają wędrując po szpitalach. Być może są to tematy, które warto poruszać, jednak przesyt nie jest zdrowy i nie mogę już na takie opowieści patrzeć. Zamknęłam się całkiem na ten gatunek i nie dałam się zainteresować żadnemu tytułowi, okładce czy też opisowi. Po prostu nie. Kiedy zobaczyłam zapowiedź Moje serce, mój wróg poczułam niechętne zaintrygowanie. Tutaj nie mamy śmierci, wszechobecnego zapachu choroby. 

Alvie zawsze źle się czuła w otoczeniu ludzi. Ich dotyk ją przeraża, a oni nie potrafią zrozumieć, dlaczego dziewczyna jest inna. Ciągłe prześladowania nie pomagały jej odnaleźć się w społeczeństwie, więc gdy kończy siedemnaście lat mieszka sama i ma zamiar ubiegać się o uznanie za osobę dorosłą wcześniej. Pracuje w zoo, gdzie między zwierzętami czuje spokój i swobodę, której nigdy nie odczuła przy własnym gatunku. Zespół Aspergera jest czymś, z czym nauczyła się żyć. Wypracowała swoje nawyki i stara się nie ulegać napadom paniki. Codziennie jednak dostrzega w parku chłopaka, który porusza się o lasce i ma naprawdę smutne oczy. Stanley ma ciało kruche jak szkło, a kiedy los stawia ich na swojej drodze Alvie nie może zapomnieć o przeszłości i o tym, jak skończyła osoba, która ją kochała.

Miłość nie rozwiąże realnych problemów. Nie opłaci rachunków ani nie napełni lodówki.

Pierwszy raz spotkałam się z przedstawieniem w książce młodzieżowej Zespołu Aspergera. Autorka doskonale poradziła sobie z tym tematem i ani go nie przerysowała, ani nie potraktowała po łebkach. Na przykładzie Alvie pokazała, jak czuje się osoba dotknięta tym schorzeniem, jak inteligentna jest i jak wiele potrafi przyswoić informacji, które innym ludziom sprawiają niemałe problemy. Było mi naprawdę żal tego, jak społeczeństwo traktowało dziewczynę i jak ciężko jej było przystosować się do normalnego życia. Zapewne nie jest to wymysł A.J. Steiger i dużo osób musi radzić sobie z czymś takim. Cieszy mnie, że poruszony tutaj temat nie dotyczy choroby śmiertelnej i nie ma wywołać potoku łez, a pokazać, że tacy ludzie nie są ani gorsi, ani lepsi. Są tacy sami.

kwietnia 25, 2018

DLACZEGO NIKT NIE SŁYSZAŁ O „PARADOKSIE MARIONETKI”? ⏰

DLACZEGO NIKT NIE SŁYSZAŁ O „PARADOKSIE MARIONETKI”? ⏰

kwietnia 25, 2018

DLACZEGO NIKT NIE SŁYSZAŁ O „PARADOKSIE MARIONETKI”? ⏰

Jakiś czas temu w paczce-niespodziance od wydawnictwa znalazłam książkę, o której wcześniej nic nie wiedziałam. Nie byłam nawet świadoma tego, że ona istnieje. Nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po Paradoks marionetki. Sprawę Klary B. jednak ani przez chwilę nie żałowałam, że to zrobiłam. Nigdy nie odczuwałam potrzeby, by znaczyć coś na rynku książki, jednak w tamtej chwili było mi żal, że nie mam siły przebicia i cała Polska nie usłyszy o historii stworzonej przez Annę Karnicką. Było w niej wszystko, co uwielbiam w dobrych opowieściach. Podświadomie wiedziałam, że nic nie powstrzyma mnie przed sięgnięciem po kontynuację. Kiedy otworzyłam paczkę ze Sprawą Zegarmistrza od razu się na nią rzuciłam.

Martinowi udało się przejść egzaminy wstępne i trafić do Praskiej Szkoły Lalkarzy. Marzył o tym, jednak rzeczywistość nijak się do tego ma. Dodatkowo poza szkolnymi obowiązkami ma też na głownie inne. Musi kontynuować rozpoczęte śledztwo bez pomocy przyjaciółki, po której dalej nie ma śladu, a na dodatek okazuje się, że zaczyna mnożyć się więcej pytań, a nic nie wskazuje na to, że pojawią się odpowiedzi. Zniszczenie Kolegium może okazać się jeszcze trudniejsze, niż oczekiwał.

Co zrobisz, ach, co zrobisz, gdy przestaną bić zegary?

Zwykle zwracam uwagę na to, jak skonstruowane są postaci. Jest to dla mnie ważna kwestia i gdy nie potrafię z żadnym z bohaterów się utożsamić nie czerpię zbyt dużej radości z lektury. Tutaj jednak nie osoby były ważne, a fabuła. Martin jest ciekawy, pełen sprzeczności, dociekliwy. Da się go lubić, jednak równocześnie jego los jest mi obojętny. Jeśli ta historia zakończy się jego śmiercią nie będę rozpaczać z tego powodu. Dużo bardziej liczy się dla mnie to, co się dzieje w Pradze. Anna Karnicka napisała taką książkę, gdzie bohaterowie są tylko marionetkami losu.

kwietnia 23, 2018

KIEDY BÓG ZASYPIA, BUDZĄ SIĘ DEMONY 🕇

KIEDY BÓG ZASYPIA, BUDZĄ SIĘ DEMONY 🕇

kwietnia 23, 2018

KIEDY BÓG ZASYPIA, BUDZĄ SIĘ DEMONY 🕇

Kiedy dowiedziałam się o premierze książki Kiedy Bóg zasypia uznałam, że to jest coś, czego w tym momencie potrzebuję. Bardzo lubię historie tego typu i fakt, że dzieje się to w świecie istnienia bogów pogańskich, które są już mi dobrze znane z serii Kwiat Paproci, Katarzyny Bereniki Miszczuk, zdecydował, że nie mogłam się doczekać, aż poznam tę książkę. Pierwsze dwadzieścia stron, które przeczytałam przed snem, bardzo mi się spodobało. Uznałam, że to był dobry wybór. Następnego dnia nie było jednak już tak kolorowo. Zaczęłam się męczyć i jak najszybciej chciałam ją skończyć. Mówią, że nie wolno zmuszać się do czytania, jednak usiadłam i zawzięcie męczyłam się przez cały dzień, aż w końcu przeczytałam ostatnią stronę i odetchnęłam z ulgą.

Król Mieszko II został zamordowany. Kraj popada w ruinę. Nie wiadomo, kto po nim zasiądzie na tronie. Wszyscy walczą o władzę, poganie próbują pozbyć się niemieckiego Boga, jak go nazywają, a na dodatek u granic stoi czeska armia. Ludzie zaczynają współpracować z największymi koszmarami swoich umysłów, ze strzygami, wampirami i innymi ożywieńcami. Dobro i zło przestało mieć znaczenie. Teraz liczy się tylko potęga.

Dobre i złe wróżby splatają się nieustannie we wzory zmieniające się w rytmie życia.

Ta opinia nie będzie długa. Zastanawiałam się, czy w ogóle wspominać Wam o tych kilku godzinach męczarni, jaką okazała się ta książka. Nie lubię opowiadać o pozycjach, które są niewarte uwagi. Wtedy odnoszę wrażenie, że marnuję czas, w którym mogłabym polecić coś niesamowitego. Są jednak w Kiedy Bóg zasypia akcenty, które mi się spodobały i to na nich postaram się skupić, pobieżnie tylko wspominając o wadach, których dosyć sporo tutaj znalazłam i które całkowicie popsuły mi przyjemność z lektury.

kwietnia 22, 2018

KRALLARIN YOLU // BRANDON SANDERSON 🌉

KRALLARIN YOLU // BRANDON SANDERSON 🌉

kwietnia 22, 2018

KRALLARIN YOLU // BRANDON SANDERSON 🌉

Odkąd zaczęłam kolekcjonować zagraniczne wydania książek Brandona Sandersona gdzieś z tyłu głowy podświadomie wiedziałam, że bardzo chciałabym mieć na półce wydanie Drogi Królów z Turcji. Nie wyróżnia się niczym, poza minimalistyczną okładką. Zapewne to właśnie sprawiło, że zdecydowałam się w końcu na jej zakup. Chwilę się nad tym zastanawiałam, gdyż nie wiedziałam, czy będzie ona warta swojej ceny. W końcu uznałam, że robię większe zamówienie książek Brandona i ostatecznie wrzuciłam ją jednak do koszyka. Kiedy kurier po miesiącu dostarczył paczkę pierwsze, co mnie uderzyło to waga i format. Mogłabym powiedzieć, że to największa i najcięższa książka Sandersona jaką mam, jednak ostatecznie jest takich samych gabarytów jak to skórzane wydanie Mistborn, które pokazywałam Wam ostatnio tutaj

Wnętrze przypomina wszystkie inne. Ciężko jest oczekiwać od wydawców, że będą dodawać coś od siebie. Pewnie dlatego to wydanie na dziesięciolecie wydania Z mgły zrodzonego tak bardzo mi się podoba. Mimo wszystko ta edycja Drogi Królów mi się podoba, chociaż mogłabym się bez niej obejść. Duży format - nie jestem do końca pewna, jednak chyba trochę większy od polskiego - trochę by przeszkadzał w czytaniu, jednak na półce prezentuje się świetnie. Dzięki temu też dobrze widoczne są napisany przy ilustracjach, których przecież nie mogło zabraknąć. 

kwietnia 20, 2018

ARASHI-NO-ODORIKO 🦅

ARASHI-NO-ODORIKO 🦅

kwietnia 20, 2018

ARASHI-NO-ODORIKO 🦅

Tancerze burzy to jedna z tych książek, które zawsze chciałam przeczytać, jednak nigdy nie było mi po drodze. Zwykle interesuje mnie tyle nowości, że nie mam czasu czytać tych historii, które wydano wcześniej. Wydawnictwo z - jak mniemam - okazji wydania trzeciego tomu postanowiło część pierwszą ponownie. Właśnie to sprawiło, iż uznałam, że skoro w maju pojawi się zakończenie tej trylogii to dobry moment, by się z nią zapoznać. Dosłownie w momencie, gdy Tancerzy burzy kończyłam zawitał kurier, który po podpisaniu papierków dał mi paczkę, która zawierała Bratobójcę, czyli kontynuację Tancerzy. Jest ona sporo grubsza od tomu pierwszego i nie wiem, czy uda mi się chwycić za nią w kwietniu, jednak jestem pewna, że w przeciągu dwóch tygodni wrócę do świata Yukiko.

Nie da się ukryć, że świat zmierza ku upadkowi. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, widząc plantacje lotosu, który zatruwa atmosferę, umysły i glebę. Nie ma już praktycznie zwierząt, a ludzi, którzy nie są uzależnieni od toksycznej rośliny jest coraz mniej. Lotos musi kwitnąć. Wieczna dewiza Gildii, która w ten sposób kontroluje poddanych szoguna. Członkowie tej tajemniczej organizacji posługują się wysoko rozwiniętą technologią, dzięki której są bezpieczni i nienarażeni ani na uzależnienie, ani na rozwijające się wszędzie choroby. Yukiko jest córką głównego łowczego imperium, któremu lotos prawie całkiem zasnuł rozum. Ma tylko jego, więc chociaż czuje niesmak na myśl o nim to ciągle wyciąga go z sytuacji kryzysowych. Tym razem jednak ich życie jest zagrożone z powodu kaprysu szoguna. Mają odnaleźć i sprowadzić mitycznego arashitorę, Tygrysa Gromu. Szoguna nie obchodzi fakt, że dawno wyginęły, liczy się tylko efekt. 

kwietnia 18, 2018

KSIĄŻKA IDEALNA NA LATO 😎

KSIĄŻKA IDEALNA NA LATO 😎

kwietnia 18, 2018

KSIĄŻKA IDEALNA NA LATO 😎

Ostatnio cały czas mam problemy z książkami. Choćbym chciała nie jestem w stanie się w nie wciągnąć. Męczy mnie to okropnie, gdyż długo zajmuje mi przeczytanie każdej z nich, a moje wyniki czytelnicze z kwietnia są strasznie słabe. Szukałam czegoś, co wyrwie mnie z tego letargu i pozwoli znowu cieszyć się z każdej przeczytanej strony. Chwytając za Śmierć w Chateau Bremont nie spodziewałam się po niej niczego specjalnego. Zdecydowałam się na nią bardzo spontanicznie, gdyż to był pierwszy, leżący na wierzchu kryminał, a właśnie na ten gatunek miałam obecnie ochotę. Początkowo bardzo irytowały mnie wszędzie wstawiane francuskie zwroty i nazwy, jednak kiedy już przywykłam... Śmierć w Chateau Bremont to to, czego potrzebowałam.

Kiedy pewnej nocy Etienne de Bremont wypada z okna w starej, rodzinnej, posiadłości wszyscy są zdania, iż to zwykły wypadek i chcą jak najszybciej zamknąć sprawę, by nie przysparzać rodzinie bólu i złej sławy. Śledztwo prowadzi sędzia Antoine Verlaque, który jest innego zdania. Podczas przeszukania dostrzega on na jednym z rodzinnych zdjęć znajomą postać i postanawia zaprosić Marine Bonnet - wykładowczynię prawa - do pomocy. Nie jest to łatwe ani dla niego, ani dla niej. Rozstali się oni pół roku temu, a ich związek był jednym z tych burzliwych. Sędzia próbuje dojść do tego, czy wtedy nocą na strychu był ktoś jeszcze. W końcu jak zwinny mężczyzna może wypaść z okna w miejscu, które znał jak żadne inne?

Główni bohaterowie są bardzo barwni, jednak czasami wydawali mi się płascy. Ich emocje nie były wyczuwalne, co trochę mnie denerwowało. Ich charaktery są jednak bardzo dobrze skonstruowane i dzięki temu przyjemnie się spędzało z nimi czas. Antoine Verlaque jest kimś specyficznym. Jego się albo uwielbia, albo go nienawidzi. Nie ma nic pomiędzy. Mężczyzna ma swoje ścisłe zasady, lubi, kiedy wszystko idzie po jego myśli. Irytowały go niektóre skłonności Marine, które mnie osobiście nie wydawały się niczym nagannym. Przewrażliwienie Verlaque'a naprawdę bawi. Moment, kiedy próbuje utrzymać neutralny wyraz twarzy, gdy jego była kobieta pochłania jedną oliwkę za drugą... Życie z nim musiało bym naprawdę nie do wytrzymania. 

kwietnia 16, 2018

PRZED PREMIERĄ: PO PROSTU MISJA // MAZ EVANS ✨

PRZED PREMIERĄ: PO PROSTU MISJA // MAZ EVANS ✨

kwietnia 16, 2018

PRZED PREMIERĄ: PO PROSTU MISJA // MAZ EVANS ✨

Kiedy otwierałam paczkę z Kto wypuścił bogów? znalazłam w środku coś, co mnie bardzo zaskoczyło. Wydawnictwo postanowiło sprezentować recenzentom od razu kontynuację, czyli Po prostu misję. Nie zaczęłam jej czytać od razu po skończeniu tomu pierwszego. Nie czułam zbyt mocnej potrzeby, wolałam poczekać na datę bliższą premiery, żeby Wam o tej książce opowiedzieć. Trochę tęskniłam za światem Elliota, jednak z czasem ta tęsknota całkowicie zniknęła. Opowieści Maz Evans są dobrą rozrywką dla dzieci i młodszej młodzieży, jednak nie zostały mi w głowie na zbyt długo.

Elliot ma pod swoim dachem kilku greckich bogów, jeden ze znaków zodiaku i mamę, której stan coraz bardziej się pogarsza. Powoli już nie może znieść ciążącej na nim odpowiedzialności, a układ zawarty z Tanatosem prześladuje go każdego dnia. Goni też go czas: musi odnaleźć wszystkie kamienie chaosu i uratować świat. Sporo roboty, jak na dwunastolatka...

Bohaterowie wciąż zachwycają swoją kreacją. To właśnie oni są największym plusem tego cyklu. Sposób, w jaki bohaterów przedstawiła autorka, jest bardzo oryginalny i nigdy wcześniej nie spotkałam się z bogami greckimi tak pełnymi empatii i szczerych chęci. Dodatkowo nie są pozbawieni poczucia humoru i niejednokrotnie pokazują, że mają też całkiem dobrze rozwiniętą tabelę wartości. Rzadko się zdarza, żeby autorzy decydowali się na taki krok. Zwykle bogowie przedstawiani są jako zepsuci, niechętni do pomocy i obojętni na wszystko. 

kwietnia 15, 2018

👥 CIEŃ RYCERZA // SEBASTIEN DE CASTELL ⚔

👥 CIEŃ RYCERZA // SEBASTIEN DE CASTELL ⚔

kwietnia 15, 2018

👥 CIEŃ RYCERZA // SEBASTIEN DE CASTELL ⚔

Równo rok temu zaczęłam swoją przygodę z Sebastienem de Castell i jego cyklem o Wielkich Płaszczach. Ostrze zdrajcy zrobiło w blogosferze wielki szum. Osobiście nie byłam tak mocno zachwycona, jak wszyscy inni i nie czekałam z wielkim zniecierpliwieniem na kontynuację. Wiedziałam, że po Cień rycerza na pewno sięgnę, jednak nie czułam, że musi to być już. Gdyby nie to, że miałam ochotę na jakąś lżejszą fantastykę zapewne kilka dni ta książka przeleżałaby na półce. Gdy zaczęłam ją czytać miałam wrażenie, że - podobnie jak przy pierwszym tomie - wystarczy mi na lekturę jej jeden dzień. Tym razem nie było jednak tak kolorowo.

Falcio val Mond ma trzy cele w życiu. Utrzymać przy życiu dziedziczkę ukochanego Króla, odbudować honor Wielkich Płaszczy i przeżyć. To ostatnie robi się coraz trudniejsze, gdyż w jego żyłach krąży trucizna, która zabija go powoli każdego dnia, a liczba jego wrogów wzrasta. Z pomocą Krawcowej powinno im być łatwiej, jednak wygląda na to, że stara kobieta ma swoje plany, o których nie mówi Falciowi. W niczym to im nie pomaga, a Aline - zwykła trzynastolatka - nie czuje się gotowa do objęcia tronu. W głowię kantora Wielkich Płaszczy krąży jedno pytanie: czego właściwie chciał Król, jego najlepszy przyjaciel?

Jestem pewny, że wszyscy zaczną myśleć o mnie dużo cieplej, kiedy umrę.

Ogromnym atutem książek Sebastiena de Castell jest poczucie humoru. Dzięki temu czyta się je dużo lżej i szybciej. Pióro autora też jest bardzo przyjemne, więc Wielkie Płaszcze z powodzeniem można czytać dla przyjemności. Nie mamy tutaj styczności z kolejną serią, która ma naprawdę ciekawą fabułę, jednak czytanie jej jest niczym wchodzenie pod górę z plecakiem pełnym kamieni. Podczas czytania Cienia rycerza miałam momenty, gdy naprawdę marzyłam tylko o tym, by tę książkę już skończyć. Dłużyła mi się czasami okropnie i uważam, że Falcio niekiedy za dużo myśli, zamiast zwyczajnie działać. 

MISTBORN LEATHER-BOUND BOOK 👑

MISTBORN LEATHER-BOUND BOOK 👑

kwietnia 15, 2018

MISTBORN LEATHER-BOUND BOOK 👑

Dokładnie czternastego stycznia tego roku już wiedziałam, że specjalne wydanie Z mgły zrodzonego będzie moje. Nie da się ukryć, że obawiałam się, iż wydane pieniądze nie będą warte tego, co dostanę. Narzeczony jednak postanowił zrobić mi prezent i zdecydował za nas oboje, że obsesyjne kupowanie Sandersona nie jest niczym złym, a ja na pewno tej edycji potrzebuję i w ten właśnie sposób - po ataku histerii na widok kosztów wysyłki i po obejściu ich - jedno moje małe marzenie się spełniło. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest mała kwota, jednak gdy - po prawie trzech miesiącach - wzięłam tę książkę do rąk uznałam, że jest warta każdego wydanego na nią grosza. Jeśli jesteście zainteresowani zakupem - nie, to nie jest post sponsorowany - postarajcie się dotrzeć do znajomych, którzy mieszkają w Ameryce. Chyba, że naprawdę chcecie zapłacić prawie tyle, co za książkę, za samą wysyłkę. Obecnie to wydanie Mistborn jest niedostępne, jednak niedługo pojawi się kolejny - trzeci już - dodruk. Zerkajcie tutaj.

Oprócz tego, że ta książka jest piekielnie ciężka okładka - podobno - jest skórzana. Nie jestem w stanie tego zweryfikować, chociaż narzeczony twierdzi, że to skóra cielęca. Pozostaje mi jedynie wierzyć mu na słowo. Zarówno przód jak i tył prezentują się tak samo. I nie dajcie zwieść zdjęciu - okładka jest ciemnobrązowa, a nie czarna. Mam nadzieję, że te złocenia nie będą się ścierać, jak w większości książek wydawanych w Polsce. Ten minimalizm bardzo mi się podoba i dlatego cieszę się, że mogę postawić ją na swojej półce. Kolekcja książek Brandona Sandersona bardzo mi się powiększa, a to zdecydowanie moja perełka.

kwietnia 14, 2018

ZUPA KREM Z GROSZKU 🍵

ZUPA KREM Z GROSZKU 🍵

kwietnia 14, 2018

ZUPA KREM Z GROSZKU 🍵

Zapewne nigdy nie spodziewaliście się, że kiedykolwiek postanowię podzielić się z Wami jakimś przepisem. Jak wspominałam rozszerzam swoją działalność - od dłuższego czasu miałam ochotę napisać dla Was coś, co z książkami nie ma w ogóle nic wspólnego, jednak powstrzymywałam się i powstrzymywałam, aż powiedziałam sobie dość. Niedługo minie pięć lat, odkąd na Papierowych Miastach jestem i czas najwyższy na zmiany. 

Musicie wiedzieć, że ja naprawdę uwielbiam gotować. Jest to dziwne, gdyż moja mama zawsze powtarzała, że mój mąż umrze z głodu, a teraz sama dzwoni do mnie z pytaniami o przepisy. Zawsze, jak jadę do niej to na moich barkach jest przygotowanie obiadu. Odkąd zainwestowaliśmy w nowy blender z zapałem tworzę przeróżne zupy krem, które uwielbiam. Zwykle przeglądam przepisy na internecie i wybieram ten, który mi najbardziej odpowiada (i taki, do którego składniki mam w lodówce 😅), a mając w szafce dwie puszki groszku i faceta, który cierpi po wyrwaniu zęba uznałam, że czas najwyższy ponownie z blendera skorzystać. Tym razem internet mnie zawiódł. Większość przepisów, które znalazłam opierały się na zblendowaniu groszku ze śmietaną. A ja jestem osobą, która nienawidzi prostoty, kiedy robię obiad. Tak więc po raz kolejny postanowiłam improwizować. I tym razem nie zapomniałam zapisać tego, co robiłam. 

kwietnia 12, 2018

✎ MISSPLANNER: ROZKŁADÓWKA NA KWIECIEŃ 📔

✎ MISSPLANNER: ROZKŁADÓWKA NA KWIECIEŃ 📔

kwietnia 12, 2018

✎ MISSPLANNER: ROZKŁADÓWKA NA KWIECIEŃ 📔

Zacznijmy od tego, że to nie jest post sponsorowany. Długo zastanawiałam się nad tym, czy wprowadzić na Papierowe Miasta serię o tym, jak organizuję sobie czas i jak wygląda miesiąc po miesiącu mój planner. Odkąd pamiętam wszelkiego rodzaju kalendarze zawsze były ze mną. Kiedy czegoś nie zapiszę czuję się z tym wręcz tragicznie i można to uznać za moją obsesję. Bardzo długo rozważałam ten zakup. Cena może nie jest zbyt wygórowana, jednak nie wiedziałam, czy ta forma planowania przypadnie mi do gustu i czy nie rzucę tego organizera gdzieś w kąt po miesiącu. Minęło już pół roku, a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.

Zdecydowałam się na organizer z wkładem bullet planner z prostego powodu. Wolę sama sobie życie układać i możliwość tworzenia kalendarza całkowicie pode mnie jest wręcz spełnieniem marzeń. Wiem, że cały świat oszalał na punkcie bullet journalingu - tak, nawet jest na to nazwa - jednak cały ten szał przeszedł obok mnie. Nie chodzi o to, że nie podoba mi się sama idea tego. Jestem osobą, która uwielbia wszelkie papiernicze przybory, zeszyty. Mam tego wszystkiego ogromne ilości. Więc w czym problem? Nie wyobrażam sobie składowania każdego kolejnego zeszytu, bo przecież szkoda wyrzucić. Dzięki temu wkładowi w kropeczki mogę tworzyć swój dziennik - chociaż skupiam się przede wszystkim na kalendarzu i książkowych sprawach - w każdy możliwy sposób.

Środek organizera MissPlanner przypomina wszystkie inne. Kilka kieszonek, sześć ringów. Żałuję, że w wersji a5, która mnie interesowała, nie dostałam organizera w kolorze żółtym. Przez całe moje życie nienawidziłam tego koloru z całego serca, a teraz raz na jakiś czas odczuwam wewnętrzny przymus zakup czegoś żółtego. Róż też mi się jednak podoba i dlatego w końcu zdecydowałam się na zapas. Większość dodatków z których korzystam zamówiłam po prostu po taniości na Aliexpress. Bo po co przepłacać? Stamtąd są właśnie wszystkie separatory oraz plastikowa nakładka z kalendarzem na 2018 rok. Logo Simby jest całkowicie made in Poland i pochodzi z płyty Szpaka, BORuto. Nie, nigdzie jej już nie dostaniecie. Chyba, że na Allegro. Za większe pieniądze, niż te 29,99, które za nią zapłaciliśmy.

Po lewej stronie w kieszonkach jest kilka arkusików naklejek, z których obecnie korzystam. Ponownie: Aliexpress. Biedronka. Nie używam tego wszystkiego zbyt często, ale wolę mieć takie rzeczy pod ręką, gdyby nagle naszła mnie ochota do przyklejenia gdzieś lodów. 

kwietnia 11, 2018

💀 RZECZY ULOTNE // NEIL GAIMAN 💨

💀 RZECZY ULOTNE // NEIL GAIMAN 💨

kwietnia 11, 2018

💀 RZECZY ULOTNE // NEIL GAIMAN 💨

Polub zdjęcie tutaj!
Bardzo czekałam na wznowienie Rzeczy ulotnych. Po przeczytaniu poprzednio wznowionego zbioru opowiadań - Dym i lustra - byłam zakochana w tym, jak Gaiman odnajduje się w krótkiej formie. Jestem osobą, która nie przepada za opowiadaniami. Zwykle unikam ich jak ognia, więc wciąż nie mogę uwierzyć, że tutaj jest całkiem na odwrót. Dużo bardziej wolę te zbiory tego autora, niż powieści, których przeczytałam już większość. Nie da się ukryć, że Neil Gaiman to jeden z tym pisarzy, których nie da się pomylić z innymi. Wystarczy przeczytać jedno zdanie i jego nazwisko samo pojawia się w głowie.

Zapewne nikogo nie zdziwi, że opowiadaniem, które podbiło moje serce, jest Studium w szmaragdzie. Jeśli przychodzi Wam na myśl Shrerlock Holmes jesteście na dobrym tropie. Już sam fakt, że Gaiman wzorował się na Conan Doyle'u oraz Lovecrafcie każe sądzić, że mamy tutaj styczność z czymś naprawdę wybitnym. Nigdy bym się nie spodziewała, że można w tak świetny sposób wykorzystać twórczość tych już kultowych autorów w jednym opowiadaniu. Dzięki wstępowi dowiedziałam się, że powstała antologia Shadows over Baker Street i niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego to nie zostało jeszcze wydane w Polsce, skoro pojawiło się za granicą w 2003 roku? Apel do wydawnictwa Mag lub Vesper: potrzebuję tego.

W nieszczęściu, nieostrożności czy bólu liczy się tylko strata. 

Podczas czytania dalej czułam, dlaczego Gaimana uwielbiam, jednak - chociaż myślałam, że będzie odwrotnie - bardziej zachwycił mnie poprzedni zbiorek. Kilkukrotnie odczuwałam, że miałam z jakimiś opowiadaniami już styczność i po szybkim sprawdzeniu okazało się, że miałam rację. Nie wiem, czy dublowanie historii to dobry pomysł, gdyż na ich miejscu mogłoby znaleźć się coś nowego, jednak nie ma tego złego. Podobnie jak w przypadku Dymu i luster pochłonęłam ten zbiór w jeden dzień, praktycznie na raz. 

kwietnia 10, 2018

🕐 PRZED PREMIERĄ: TAJEMNICA GODZINY TRZYNASTEJ // ANNA KAŃTOCH 🐶

🕐 PRZED PREMIERĄ: TAJEMNICA GODZINY TRZYNASTEJ // ANNA KAŃTOCH 🐶

kwietnia 10, 2018

🕐 PRZED PREMIERĄ: TAJEMNICA GODZINY TRZYNASTEJ // ANNA KAŃTOCH 🐶

Zapewne pamiętacie jeszcze moje zachwyty, które wylewały się ze mnie po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów Tajemnicy Diabelskiego Kręgu. Nie mogłam się doczekać chwili, aż będę mogła zabrać się za kolejną część i po prostu skakałam z radości, kiedy wyciągałam prebook Tajemnicy godziny trzynastej z koperty. Byłam pewna, że pochłonę ją na raz, taka byłam podekscytowana powrotem do świata stworzonego przez Annę Kańtoch. Już na początku dostrzegłam, że nie będzie tak łatwo i przyjemnie, jak się spodziewałam. 

Nina nagle budzi się zmarznięta w dziwnym pomieszczeniu, w małym pałacyku. Wszędzie dookoła leżą fragmenty szkła, a ona nie wie gdzie jest, co tam robi. Nie wie też najważniejszego: kim jest. Miasteczko, gdzie stoi pałacyk, jest całkowicie opustoszałe. Wygląda tak, jakby mieszkańcy wyjechali zostawiając albo wszystko idealnie wysprzątane, albo zbierając się w popłochu. Detektywistyczny zmysł Niny bardzo pragnie rozwikłać tę tajemnicę, jednak równocześnie jest jeszcze tylko dzieckiem, więc panicznie się boi tego, co może się czaić w wymarłej miejscowości.

To nie będzie długa opinia, to mogę Wam zagwarantować. Nie chcę Wam odradzać lektury tej historii, gdyż ma naprawdę dobre recenzje w każdym miejscu, w które zaglądałam. Nina już nie jest jedną z moich ulubionych bohaterek. Rozumiem, że strata pamięci mogła znacząco wpłynąć na jej zachowanie, jednak irytowała mnie okropnie. Podobnie postaci pojawiające się tutaj. Jedynie Lis - który ma tutaj rolę trzeciorzędną i praktycznie go nie ma - wciąż ma sporą dawkę mojej sympatii. Wydaje mi się, że autorka troszkę poszła na łatwiznę zostawiając w głównej części książki małą liczbę bohaterów. Brakowało mi tego natłoku i możliwości, które daje kilkanaście osób biorących udział w całej akcji. 

kwietnia 08, 2018

ELANTRIS // czech edition 🌆

ELANTRIS // czech edition 🌆

kwietnia 08, 2018

ELANTRIS // czech edition 🌆

Ostatnio pisałam Wam, że staram się w swojej kolekcji książek Sandersona mieć po jednym tytule z danego kraju. Po raz kolejny - o tym kiedy indziej - nie mogłam się jednak powstrzymać i w ten sposób trafiło do mnie Elantris po czesku, z tą cudowną okładką. Jest to chyba najpiękniejsze wydanie tej książki, jednak głowy nie dam. Nie przeglądałam żadnych innych z obawy, że moja lista edycji, które po prostu muszę mieć ponownie wzrośnie. Powoli zaczynają przerażać mnie koszty, które wiążą się ze zdobywaniem poszczególnych egzemplarzy. Bardzo podoba mi się skórzane wydanie Elantris, które można kupić na oficjalnym sklepie Brandona Sandersona, jednak cena stu dolarów plus siedemdziesięciu za wysyłkę przeraża. 

Format okładki i jej wykonanie jest identyczne jak w przypadku czeskiego wydania Z mgły zrodzonego. Pod względem grafiki bije ją jednak na głowę. Widziałam już tę ilustrację, jednak gdy zobaczyłam ją na okładce... Po prostu musiałam ją mieć. To już zapewne choroba - szczególnie, że właśnie przyszedł kurier z dwoma nowymi wydaniami... - jednak dopóki nikomu nie zagrażam, mam zamiar otaczać się jak największą ilością książek Brandona Sandersona. 

Wewnątrz - jak w każdej książce Sandersona - znajdziemy kilka mapek i malutkie ilustracje przy rozdziałach. Wnętrze nie odkrywa przed nami nic nowego, jednak nie spodziewałam się zdumiewającej wklejki w książce z miękką okładką i bez skrzydełek. Gdybym miała przed sobą hardback, podeszłabym do Elantris z większymi wymaganiami. Dla mnie w momencie, gdy otwierałam paczkę z księgarni liczyła się przede wszystkim okładka, co przyznaję bez bicia. Wizualnie prezentuje się to wszystko pięknie i dla osób, które już Elantris czytały - ewentualnie uwielbiają Sandersona i chcą mieć na półce coś od niego w innym języku - to wydanie polecam. Nie zwali z nóg, jednak jest naprawdę ładnie wykonane i miło leży w dłoniach.

kwietnia 04, 2018

👻 THE WORLD OF LORE. POTWORNE ISTOTY - AARON MAHNKE 👹

👻 THE WORLD OF LORE. POTWORNE ISTOTY - AARON MAHNKE 👹

kwietnia 04, 2018

👻 THE WORLD OF LORE. POTWORNE ISTOTY - AARON MAHNKE 👹

Wahałam się. Nie będę tego ukrywać. Zastanawiałam się, czy mam czas wcisnąć kolejną nieplanowaną książkę w mój napięty czytelniczo grafik. W końcu uznałam, że sobie poradzę i jest to ta pozycja, którą połknę na raz. Z góry jednak muszę się do czegoś przyznać. Oczekiwałam czegoś całkiem innego. Myślałam, że Potworne istoty to po prostu zbiór opowiadań, gdzie głównymi bohaterami są najpopularniejsze nadprzyrodzone postaci, o których każdy słyszał i które każdy zna. Okazało się jednak, że Aaron Mahnke przytoczył sporo legend, informacji, przypowieści na ten temat. Chociaż podchodzenie do książki bez najmniejszej znajomości treści czasami jest złym pomysłem, to i tak dalej tak będę robić - szczególnie, że The World of Lore to nie jest zła książka.

Jako iż jest to fabularyzowany dokument nie można polecić tej książki każdemu. Są osoby, których nudzić będzie przeglądanie historii podań o danym stworze. Ta pozycja jest czymś w rodzaju potwornej encyklopedii, w której znajdziemy też trochę fikcji, gdyż nie wszystkie przytoczone tutaj opowieści brzmią realistycznie, chociaż ciężko mówić o realizmie w przypadku książki stricte o istotach nadprzyrodzonych. Mimo to ciężko czasami nie wierzyć. 

Śmierć, jak zawsze, jest częścią życia. Nieprzyjemną, ale nieodłączną.

Niektóre historie wydarzyły się naprawdę niedawno o to właśnie o nich czytanie najbardziej mnie intrygowało. Jestem wielką fanką wampirów, ogromnych morskich stworzeń oraz kanibalizmu. Spora część The World of Lore opowiada właśnie o nich, o duchach gnomach i o tym, skąd się wywodzą, kiedy pierwszy raz o nich usłyszano, a równocześnie napisane jest to wszystko w tak świetny, lekko humorystyczny, sposób, że czyta się to szybko i przyjemnie. Zdziwiło mnie to odrobinę, gdyż kiedy już dostrzegłam swój błąd bałam się, że spędzę nad nią długie tygodnie. Kiedy okazało się, że Aaron Mahnke dobrze wie, co robi odetchnęłam z ulgą. Tutaj nie sposób się nudzić i odłożyć Lore na bok.

kwietnia 03, 2018

PREORDERY NA KWIECIEŃ 🎧

PREORDERY NA KWIECIEŃ 🎧

kwietnia 03, 2018

PREORDERY NA KWIECIEŃ 🎧

Dawno, dawno temu wspominałam Wam już, że planuję rozszerzyć trochę tematykę bloga. Zauważyłam ostatnio, że spora część recenzentów przeniosła się w pisaniem na instagram, czego osobiście nie potrafię zrozumieć. Osobiście zostaję tu, gdzie jestem, jednak postanowiłam znowu trochę więcej się tam udzielać. Jeśli jesteście ciekawi, co w danej chwili czytam - czy słucham - zapraszam Was tam. Dzisiaj jednak całkiem spontanicznie postanowiłam opowiedzieć Wam, na co - oprócz książek Brandona Sandersona - wydaję pieniądze. W kwietniu miałam oszczędzać, by w końcu kupić sobie tę wymarzoną koszulkę Juventusu, jednak wyszło jak wyszło, czyli jak zawsze. Zapewne większą ilość z Was w ogóle nie interesuje ten gatunek muzyki - nie pasuje on zbytnio do książkoholików, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Z racji tego, że trzeba wspierać swoich ulubionych wykonawców, co jakiś czas - niepokojąco często - zdarza mi się zamówić jakąś płytę. W marcu razem z narzeczonym kupiliśmy BORuto, Szpaka oraz To tu, Kękę. Ta pierwsza tak mocno podbiła mi serce, że słucham jej w kółko i w kółko. Nawet teraz. Nie zmienia to jednak faktu, że jest mnóstwo wykonawców, których uwielbiam i których płyty mamy. W tym miesiącu - jak na razie - mają przyjść dwa zamówione przez nas preordery. Pierwszy z nich był bardzo nieplanowany, jednak z każdą kolejną piosenką wrzucaną przez tego wykonawcę uznałam, że po prostu jej potrzebuję. Drugi to był pewniak od momentu, gdy dowiedzieliśmy się dacie premiery i pojawiła się przedsprzedaż.

EPIS DYM KNF - ATLAS 



Gdyby nie to, że na YouTube subskrybuję Step Records, a Epis nazwał jedną piosenkę Mulan, a ja osobiście uwielbiam tę bajkę nawet bym nie zainteresowała się, co on w ogóle wydaje. Od razu jednak zakochałam się zarówno w tekście jak i w jego głosie, bardzo specyficznym. Nie miałam jednak zamiaru kupować albumu, jednak z każdą kolejną piosenką publikowaną na YouTube miękłam i po dodaniu Punktu wyjścia nie wytrzymałam i zamówiłam preorder. Tak, przyznaję się. Nie kupuję już książek - a moja kolekcja Mroza bardzo cierpi - bo wydaję pieniądze na ciągle powiększającą się kolekcję płyt. Przyznam, że zamówiłam preorder z jednego tylko powodu. Uwielbiam te naklejki, które wtedy dorzucają. No i autograf. 

kwietnia 02, 2018

⛪ TAJEMNICA DIABELSKIEGO KRĘGU + TAJEMNICA NAWIEDZONEGO LASU 🌳 // ANNA KAŃTOCH

⛪ TAJEMNICA DIABELSKIEGO KRĘGU + TAJEMNICA NAWIEDZONEGO LASU 🌳 // ANNA KAŃTOCH

kwietnia 02, 2018

⛪ TAJEMNICA DIABELSKIEGO KRĘGU + TAJEMNICA NAWIEDZONEGO LASU 🌳 // ANNA KAŃTOCH

Nazwisko Anny Kańtoch znajdowało się na mojej liście polskich autorek do poznania w 2018 roku. Nie spodziewałam się po jej książkach, że zakocham się w nich i będę potrzebować kolejnej części. Uznałam, że spędzę miło czas z Tajemnicą Diabelskiego Kręgu i przez myśl mi nie przeszło, że od razu rzucę się na kontynuację. Nie miałam też pojęcia o czym właściwie jest ten cykl. Pierwszym, na co zwróciłam uwagę, są piękne okładki stworzone przez Brońka. Nie da się przejść obok nich obojętnie i to właśnie sprawiło, że ta seria wylądowała na mojej liście książek do przeczytania. Teraz jestem już pewna, że zarówno Tajemnica Diabelskiego Kręgu jak i Tajemnica nawiedzonego lasu to jedne z lepszych książek dla młodzieży, jakie przeczytałam w życiu.

Od kilku lat na ziemi nie jest już niczym specjalnym obecność aniołów. Pewnego dnia po prostu spadły z nieba i teraz są ukrywani przez dobrych ludzi przed komunistami, którzy rządzą w powojennej Polsce. Anioły sprawiły, że ludność stała się bardziej pobożna, a trzynastoletnia Nina stara się utrzymać na wodzy swoją ciekawość i być po prostu grzeczną dziewczynką. Nie ma jednak w sobie tyle zaparcia, by jak na początku biegać codziennie do kościoła i modlić się o zdrowie wszystkich dookoła. Pewnego dnia mama prowadzi ją do najbliżej ukrywającego się anioła, który zaprasza ją na wakacje w małej wsi Markoty. Razem z kilkunastoma innymi dziećmi ma spędzić miło czas w opuszczonym klasztorze. Chciałaby się dobrze bawić, jednak jej bystrość i ciekawość nakazuje ciągle ładować się w kłopoty.

Nikt przed nikim nie powinien się tak płaszczyć. Nawet człowiek przed aniołem.*

Cała historia osadzona jest w czasach po drugiej Wojnie Światowej, co sprawia, że całkiem inaczej odbiera się głównych bohaterów i ich zachowanie. Nie dziwi status społeczny rodziców Niny, ślepa wiara jej mamy w Boga i anioły. Niejednokrotnie pokazano, że ważniejsza jest dla niej religia, niż własne dziecko. Bez wahania wysyła dziewczynkę samą w długą podróż wierząc, że działa dla wyższego dobra. Osobiście nigdy bym tak nie postąpiła, przez co moja pogarda w stosunku do niej sięgała zenitu. O dziwo rodzice innych dzieci również się nie burzyły i bez wątpliwości i pytań wysyłali swoich potomków do tajemniczej wsi. 

kwietnia 01, 2018

🐍 KWIETNIOWE ZAPOWIEDZI 🐲

🐍 KWIETNIOWE ZAPOWIEDZI 🐲

kwietnia 01, 2018

🐍 KWIETNIOWE ZAPOWIEDZI 🐲

Cholercia. Właśnie to myślę, kiedy przeglądam zapowiedzi na kwiecień. A zaraz po tym wybuchu egzaltacji pojawia się takie ciche chcę wszystko. Sanderson, Bradbury, Kańtoch! Planowałam ograniczać się z egzemplarzami recenzenckimi, jednak kiedy znowu wróciła mi chęć do czytania i jedynym problemem jest fakt, że nie chcę publikować recenzji codziennie, a nie mam innego wyjścia, uznałam, że nie ma co się tego planu trzymać. Statystyki spadają, coraz mniej wyświetleń postów, ale przyznam Wam szczerze, że się cieszę, że nie jestem megasuperhiper popularną bloggerką. Lubię sobie takie życie na uboczu, gdzie nikt mnie nie zasypuje wiadomościami. Byleby ktoś czasami przeczytał, co tam w szale twórczym naskrobię. Wystarczy.

WYDAWNICTWO LITERACKIE

Podczas misji ratowania świata dwunastoletni Elliot Hooper i jego boscy poplecznicy stoczą też walkę w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej, a pomagać im będzie m.in. ożywiony przez Hermesa słynny szkielet krwiożerczego tyranozaura… Czy uda im się wyprzedzić Tanatosa i odnaleźć wszystkie kamienie chaosu?

Poznajcie tajemnice greckich bogów i herosów, odwiedźcie znane i nieznane zakątki Londynu wraz z brytyjskim odpowiednikiem słynnego Percy’ego Jacksona. Będziecie śmiać się do łez i obgryzać paznokcie ze zdenerwowania, zwłaszcza że w drugim tomie serii na scenę wkroczy niespodziewanie zapomniany przez chłopca ojciec. Kim okaże się Dave Hooper?

Premiera: 18 kwietnia 2018

WYDAWNICTWO MAG

Na Rosharze trwa wojna. Przebudzeni parshendi – pieśniarze – pod wodzą służących Odium Stopionych wydają się niepowstrzymani. Wieczna Burza nieubłaganie powraca, za każdym razem sprowadzając śmierć i zniszczenie na ludzkie osady. Dalinar Kholin, udręczony powracającymi wspomnieniami przeszłości i nieżyjącej żony, nie szczędzi wysiłków, by zbudować koalicję ludzkich królestw, odkrywając przy tym swoje moce Kowala Więzi. Jednakże Odium ma wiele sług i wygląda na to, że jest przygotowany na każdą możliwość, a Świetlistym Rycerzom zagraża również tajemnica, która wcześniej doprowadziła do Odstępstwa ich starożytnych poprzedników.



Premiera: 18 kwietnia 2018

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger