września 30, 2018

OGROMNE ZAPOWIEDZI KSIĄŻKOWE NA PAŹDZIERNIK

OGROMNE ZAPOWIEDZI KSIĄŻKOWE NA PAŹDZIERNIK

września 30, 2018

OGROMNE ZAPOWIEDZI KSIĄŻKOWE NA PAŹDZIERNIK

Wiecie co? Za trzy miesiące rodzę. Podobno. Obstawiam, że dzieciak pojawi się jednak wcześniej, więc spędzam na czytaniu tyle czasu, ile wlezie. Gdyby ktoś mi powiedział, że będę miała recenzje napisane o tyle do przodu to bym nie uwierzyła, ale na pewno nie zostawię bloga pustego. Nawet nie mam czasu na wyprawkowe wpisy, które planowałam. Jak się okazuje za dużo czytam, a nie chcę zalewać blogosfery książkami dzień w dzień. Kto by to czytał? Wszyscy przenoszą się na Instagram, ale ja jakoś nie mogę się do tego przekonać. Dziwi mnie podejście, że trzeba mieć koniecznie książkowy profil, bo ja się rozwija też inne tematy, to od razu pojawia się natłok negatywnej energii. Już się z tym spotkałam i nie potrafię tego zrozumieć. Być może rozwinę co nieco temat i trochę moich opinii będzie się pojawiać i tam, ale jeszcze trzeba to dobrze przemyśleć.

WYDAWNICTWO NIEZWYKŁE

Zawodnicy drużyny Lisów są nieszczęsnymi życiowymi rozbitkami, ale ich ostatnia porażka może okazać się cudem, którego potrzebowali, by w końcu zjednoczyć się i stworzyć zgrany zespół. Jedyną osobą, która stoi im na drodze jest Andrew. Istnieje jednak ktoś, kto potrafi przebić się przez jego emocjonalną blokadę. Tym kimś jest właśnie Neil. Andrew nie odpuszcza tak łatwo, a z kolei Neil nie ufa nikomu poza samym sobą. Obaj nie mają jednak zbyt dużo czasu, by dojść do porozumienia i zaakceptować istniejącą sytuację. Wrogie siły czają się, by wtargnąć i ich rozdzielić. 
Premiera: 31 października 2018

WYDAWNICTWO IUVI

Alcatraz zdołał pokonać armię Bibliotekarzy i uratować królestwo Mokii. Szkoda, że przy okazji udało mu się zepsuć talenty Smedrych. Co gorsza, jego ojciec próbuje wprowadzić w życie sekretny plan, który może doprowadzić do zagłady świata, a Bastylia leży pogrążona w śpiączce. Aby się ocknęła, Alcatraz musi dokonać infiltracji Wielkoteki – zwanej przez Ciszlandczyków Biblioteką Kongresu – źródła groźnej bibliotekarskiej mocy. Czy pozbawiony możliwości korzystania ze swego talentu Alcatraz znajdzie sposób, by ocalić Bastylię i na dobre pokonać Bibliotekarzy?

Premiera: 03 października 2018

WYDAWNICTWO FEERIA

Rzeczywistość u swoich podstaw nie jest taka, jak ci się wydaje – jest zdumiewająca, niezwykła i sprzeczna z intuicją, a zasady, na jakich działa, wydają się co najmniej tak nieprawdopodobne, jak myśl, że coś może pochodzić z niczego. 
Ale, jak się okazuje, NIC bynajmniej nie jest czymś, czego nie ma. Owo NIC obiektywnie istnieje i kipi energią, która nie przybrała jeszcze po prostu materialnego kształtu. Chcesz się o tym przekonać? Ruszaj na ekscytującą wyprawę do źródeł rzeczywistości, która choć zewsząd nas otacza, to jednocześnie pozostaje ukryta przed naszym wzrokiem.
Premiera: 17 października 2018

Być może sam zdziwisz się własną reakcją. Mieszanina jest bowiem niepozorna w swojej przezroczystości i na co dzień nie zastanawiasz się nad tym, jak wnika do twoich płuc. Jednak to dzięki niej żyjesz, a teraz możesz się o niej więcej dowiedzieć! Weź więc głęboki oddech, bo powietrze z pewnością nie raz cię zaskoczy.




Premiera: 03 października 2018

W ciągu całego życia są tylko dwie doby, które mają dla nas mniej niż dwadzieścia cztery godziny. Spinają one księgę życia niczym okładka: rocznicę pierwszego z tych dni celebrujemy co roku, ale to dzięki temu drugiemu dostrzegamy drogocenność życia.
Oglądanie śmierci przypomina oglądanie narodzin. W obu przypadkach występują wyraźne zmiany kolejnych stadiów, prowadzące do przewidywanego finału. Ogólnie mówiąc, oba te procesy mogą bezpiecznie przebiegać bez żadnej zewnętrznej interwencji, jak wie każda mądra położna. 
Premiera: 17 października 2018

WYDAWNICTWO UROBOROS

Biedni spadają na samo dno drabiny społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce, dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży, atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa. B-Day. Dzień Buntu. Dzień, który zmienił Jareda Quinna w nafaszerowanego elektroniką cyborga. On sam niewiele z niego pamięta. Tylko Maya, jego replikantka, wie, co naprawdę się wtedy wydarzyło. Bo wszystko zaczęło się właśnie od niej.
Premiera: 03 października 2018

W tym tomie opowiadań nie brakuje też postaci już czytelnikom znanych, jak choćby pewnego pisarza o wyglądzie zmiętego muszkietera i jego prywatnego anioła. W bamboszkach. 
Czasem dowcipnie, innym razem mrocznie. Zawsze klimatycznie i z wielką klasą. Czy to zamtuz, czy biuro komisji przyznającej Certyfikat Międzynarodowej Jakości Fantastycznej, czy carski zamek, a może tonące we mgle zaułki miasta – Marta Kisiel udowadnia, że jej wyobraźnia (podobnie jak poczucie humoru) nie ma żadnych granic.

Premiera: 17 października 2018

WYDAWNICTWO VESPER

Po przymusowym powrocie z równie przymusowego choć krótkiego pobytu w Kanadzie dwunastoletnia już Flawia wraca do Anglii, gdzie dowiaduje się o chorobie ojca. Uciekając od towarzystwa jędzowatych sióstr i młodszej kuzynki Undyny, zatruwających atmosferę Buckshaw (popadające w ruinę rodowe gniazdo de Luce’ów), dosiada Gladys (wierny rower płci żeńskiej) i szuka schronienia na pobliskiej plebanii. Prośba żony pastora zaprowadzi ją wprost do kolejnej zagadki kryminalnej, której rozwiązanie wymagać od niej będzie (jak zwykle) zdolności dedukcyjnych oraz wiedzy będącej owocem jej miłości do chemii.
Premiera: 17 października 2018

Jeremy Thorn jest amerykańskim ambasadorem w Wielkiej Brytanii. Jego cierpiąca na depresję żona, po latach bezowocnych starań o potomstwo i kilku poronieniach, w końcu rodzi dziecko. Gdy jednak ambasador zjawia się w rzymskim szpitalu, słyszy od pracującego tam księdza, że jego nowo narodzony synek nie żyje, lecz może przyjąć dziecko, jako własne, kobiety, która zmarła podczas porodu. Thorn zgadza się na propozycję duchownego, nikomu o tym nie mówiąc, nawet żonie. Chłopcu nadano imię Damien.

Premiera: październik 2018 RECENZJA

Stany Zjednoczone, lata siedemdziesiąte XX wieku. W Milburn, niewielkim miasteczku w stanie Nowy Jork, działa Stowarzyszenie Chowder. Tworzy je grupa starszych panów, przyjaciół, którzy spotykają się, by opowiadać sobie historie – niektóre prawdziwie, inne zmyślone, wszystkie przerażające. Jednak echa przeszłości domagają się sprawiedliwości – jedna z opowieści wraca, by ich prześladować. Opowieść o czymś, co zrobili dawno temu. Opowieść o tragicznym błędzie, przerażającym wypadku. Nad Milburn nadciąga nadnaturalna, gęstniejąca z każdym dniem groza...
Premiera: październik 2018

Za życia nie doczekał się pełnego uznania. Krótkotrwałą sławę poetycką przyniósł mu Kruk, jeden z najsłynniejszych poematów wszech czasów. Dziś Poe zaliczany jest w poczet najwybitniejszych poetów języka angielskiego.

Niniejszy wybór klasycznych przekładów Poego to pierwsza w Polsce dwujęzyczna edycja jego poezji.


Premiera: 19 października 2018

WYDAWNICTWO NOIR SUR BLANC

Bukowski pisze o miłości błyskotliwie i celnie – często dowcipnie, czasami z przekorą lub ulotną słodyczą. „O miłości” odsłania Bukowskiego jako mężczyznę i artystę; nieważne czy pisze o swojej córce, kochance, przyjaciołach czy pracy. Miłość jest dla Bukowskiego pryzmatem, przez który patrzy na świat i który pozwala nie tylko widzieć go w całej wspaniałości i grozie, ale też odnaleźć w nim swoje miejsce. W swych obserwacjach pozostaje niezmiennie boleśnie szczery, wzruszająco otwarty i refleksyjny. „Moja miłość jest kolibrem, który na cichą chwilę przysiadł na gałęzi”, pisze Bukowski, „podczas gdy kot właśnie się zakrada”.
Premiera: październik 2018

Londyn, 3 września 1945. Młoda 23-letnia artystka malarka, Sonia Araquistáin, córka byłego ambasadora, popełnia samobójstwo, rzucając się nago z trzeciego piętra na bruk Queensway w Bayswater. Zgodnie z ówcześnie obowiązującym w Anglii prawem jej akt desperacji staje się przedmiotem dochodzenia i procesu sądowego. Dwa krótkie artykuły w prasie, zdjęcie, fragment zapisków z notatnika egipskiego surrealisty, Georgesa Heneina, posłużyły autorowi do zbudowania całkowicie fikcyjnego dziennika artystki. 

Premiera: październik 2018

WYDAWNICTWO LITERACKIE

Książka, która właśnie trafia w ręce czytelników, to publikacja wyjątkowa – pierwsze opracowanie zapomnianych na wiele lat tekstów Karola Wojtyły. Zapisane odręcznie kartki zostały odnalezione i ukazują się jako spójne dzieło równo 40 lat po tym, jak w październiku 1978 roku arcybiskupa krakowskiego Karola Wojtyłę wybrano na papieża. Udało się odtworzyć najważniejsze okoliczności powstania tego dzieła. Wiadomo, że pod koniec 1963 roku Karol Wojtyła wraz z innymi uczestnikami Soboru Watykańskiego II po zakończeniu drugiej sesji obrad odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Po drodze wędrowcy odwiedzili Grecję, a jednym z przystanków był ateński Areopag. 

Premiera: 03 października 2018

WYDAWNICTWO COPERNICUS CENTER PRESS

Czy w świetle najnowszych odkryć naukowych opis stworzenia świata przestawiony w Księdze Rodzaju ma sens? O co naprawdę chodziło w sporze Kościoła z Galileuszem? Czym była Gwiazda Betlejemska? Dlaczego Pluton przestał być planetą? W jaki sposób rozumieć początek i koniec wszechświata? A także – jak wiara katolicka traktuje kwestię chrztu istot pozaziemskich? Na te i inne pytania starają się udzielić odpowiedzi dwaj jezuici, brat Guy Consolmagno, astrofizyk i dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, oraz jego zastępca, ojciec Paul Mueller, historyk i filozof nauki. 
Premiera: 02 października 2018

września 28, 2018

INNE UMYSŁY. OŚMIORNICE I PRAPOCZĄTKI ŚWIADOMOŚCI // PETER GODFREY-SMITH

INNE UMYSŁY. OŚMIORNICE I PRAPOCZĄTKI ŚWIADOMOŚCI // PETER GODFREY-SMITH

września 28, 2018

INNE UMYSŁY. OŚMIORNICE I PRAPOCZĄTKI ŚWIADOMOŚCI // PETER GODFREY-SMITH

Chemia życia jest oparta na wodzie.
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam jakąś książkę z gatunku tych naukowych. Utarło się, że napisane one są w sposób nużący i w żaden sposób nie mogą człowiekowi sprawić radości z czytania. Już w momencie, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten tytuł wiedziałam, że to coś, co po prostu muszę mieć na swojej półce i szybko poznać historię ośmiornic, które na tyle zainteresowały autora, że zaczął wgłębiać się w ich przeszłość na tyle głęboko, że dokopał się do prapoczątków świadomości. Nigdy wcześniej nie interesowały mnie te zwierzęta i nie miałam z nimi żadnej styczności. Ba, byłam nawet przekonana, że mątwa i ośmiornica to to samo. W tym momencie aż mi głupio z powodu mojej ignorancji, a zarówno jedne jak i drugie głowonogi wylądowały na liście moich ulubionych zwierząt. 

Utarło się, że to ssaki z ludźmi na czele są najinteligentniejszymi stworzeniami na Ziemi. Okazuje się jednak, że inteligencja pojawiła się na bardzo odległej od nas gałęzi drzewa życia. To oceny i zbiorniki wodne są kolebką wszelkich organizmów i to właśnie tam powstały pierwsze inteligentne formy życia. Badania dowodzą, że ośmiornice są jednymi z najbardziej zadziwiających stworzeń. Potrafią się uczyć, bawić, uciec z niewoli i nawet rozpoznają ludzi, chociaż ci są ubrani jednakowo. Peter Godfrey-Smith zastanawia się, po co właściwie ośmiornicom tak rozbudowany układ nerwowy, skoro żyją tak krótko i właściwie dlaczego ich ewolucja obrała taki, a nie inny kierunek. 

Ośmiornice okazały się być tak intrygującym gatunkiem, że czytałam każdy kolejny rozdział z zapartym tchem, czytając na głos co ciekawsze momenty. Nie przyszło mi nawet na myśl, że autor wejdzie tak głęboko i naprawdę wyczerpie temat. Wprowadza nas w podwodne życie od samych początków, przytacza informację o pierwszych organizmach, które miały odwagę wyewoluować i - na przykład - porzucić swoje muszle i skorupy i pozostać całkiem bezbronnymi wobec nieprzyjaznych zwierząt, które tylko czekają na jeden nieostrożny ruch. Właśnie takim gatunkiem są głowonogi, które praktycznie w całości składają się z miękkich części ciała, które w żaden sposób przed zębami nie chronią, a mimo to udało im się przetrwać tak długo i - co więcej - mają się całkiem dobrze.

Kiedy nurkujesz w morzu, zanurzasz się w początku każdego z nas. 

Podoba mi się sposób, w jaki Peter Godfrey-Smith wprowadza nas w temat. Wszystko rzetelnie opisuje nie wywyższając się nad czytelnikiem. On to wie, zdaje sobie jednak sprawę z tego, że nie każda rzecz dla niego naturalna, jest czymś naturalnym i znanym dla innych. Poznajemy zwyczaje ośmiornic, kałamarnic i mątw równocześnie zagłębiając się w układ nerwowy - ssaków również - oraz zastanawiamy się razem z autorem nad świadomością i kontrolowaniem przez głowonogi różnych zjawisk, na przykład zmian kolorów skóry. Godfrey-Smith szczegółowo wgłębia się w sposób, w jaki jest to w ogóle możliwe i wyjaśnia to słowami tak prostymi, że nietrudno to pojąć i zrozumieć, a później przekazać dalej w świat. 

Poznajemy głowonogi tak dobrze, że nie sposób jest nie poczuć współczucia do tych zwierząt, które kiedyś były z ciekawości rozcinane na żywca, bo świat uznał, że nie mają one uczuć i nie czują tego, co ssaki. Całe swoje życie byłam za równouprawnieniem zwierząt i ludzi, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Według mnie każde żywe stworzenie odczuwa ból, emocje. Peter Godfrey-Smith kazał mi jednak zmienić swoje poglądy i wytłumaczył mi, że nie powinnam istnienia innych organizmów mierzyć swoją miarą i uznać, że odbierają świat tak samo jak ja. Pomogło mi to sporo rzeczy zrozumieć i w całkiem inny sposób podejść do tematu. Nie można jednak zaprzeczyć, że ośmiornice są zwierzętami rozumnymi i inteligentnymi. Chociaż żyją tylko dwa lata mają w sobie sporą dawkę ciekawości, zainteresowania światem. Jak można skrzywdzić istotę tak ciekawską, lubiącą się bawić i nawet potrafiącą być złośliwą?

Ośmiornica żyje poza zwykłym podziałem na ciało i mózg.

Informacji w Innych umysłach jest mnóstwo, jednak nie nadmiar. Każdy będzie w stanie wszystkie je przyswoić, zapamiętać i - co najważniejsze - zrozumieć. Autor pisze w sposób lekki i przystępny, przez co czyta się tę książkę naprawdę szybko. Spędziłam z nią kilka dni, gdyż po prostu nie chciałam jej kończyć i jest mi przykro, że moja przygoda z podwodnym życiem właśnie się skończyła. Nigdy nie sądziłam, że ten gatunek może być tak fascynujący i pełen barwnych opisów, które w żaden sposób nie przypominają podręcznika, którego trochę się obawiałam. 

Mam nadzieję, że to nie jest ostatnia książka Petera Godfreya-Smitha, która pojawi się na rynku. Udało mu się sprawić, że nie tylko zainteresowałam się głowonogami, ale również je pokochałam. Pokazał ich życie takim, jakim jest, bez niepotrzebnych upiększaczy. Dodatkowo sam zna się na nich, nurkuje z nimi, obcuje na co dzień. Dzięki temu Inne umysły to książka bardzo rzetelna, poparta wieloma doświadczeniami, gdzie pełno jest wypowiedzi ludzi znanych w popularnonaukowym środowisku oraz zdjęć. Równocześnie jest to po prostu historia ośmiornic, mątw i kałamarnic, które wiele potrafią i zachwycają swoim charakterem oraz odmiennością. 

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)

749 // Inne umysły. Prapoczątki świadomości // Peter Godfrey-Smith // Other Minds: The Octopus and the Evolution of Intelligent Life // Mikołaj Adamiec-Siemiątkowski // 4 września 2018 // 280 stron // Wydawnictwo Copernicus Center Press // 49,90 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

września 26, 2018

CZARNY MAG. PIERWSZY ROK // RACHEL E. CARTER

CZARNY MAG. PIERWSZY ROK // RACHEL E. CARTER

września 26, 2018

CZARNY MAG. PIERWSZY ROK // RACHEL E. CARTER

Kiedy brałam do ręki Pierwszy rok uznałam, że będzie to lekka książka typu tych, których pełno na zagranicznym - zresztą na polskim już też - rynku. Spodziewałam się ogromnej dawki wtórności, która jednak w żaden sposób od lektury mnie nie odstraszała. Miałam ochotę na jedną z tych historii, które wciągają bez reszty, nie wymagają myślenia i - nie ukrywam - mają w sobie odrobinę romansu, który nie grzeszy oryginalnością, ale cieszy serduszko. Rzadko już chwytam za tego typu lektury, gdyż na dłuższą metę nic do życia one nie wnoszą, ale tym razem czułam ogromną potrzebę po taki gatunek sięgnąć. Na Czarnego maga czekałam od momentu, gdy pojawił się w zapowiedziach i od razu, gdy do mnie dotarł - a ja skończyłam czytać Omen - zabrałam się za czytanie. 

Ryiah całe swoje życie marzyła o tym, by dostać się do Akademii Magii i zostać magiem bojowym. Niskie pochodzenie nie jest w tym przeszkodą, gdyż i ona i jej brat bliźniak, Alexander, mają na to takie same szanse jak inni. Raz w roku Akademia przyjmuje kandydatów, którzy mogą spędzić na szkoleniach rok i wybierają piętnastu, którzy dostają się na dalsze nauki. Magia Alexa ujawniła się i chłopiec może w ten sposób ćwiczyć umiejętność uzdrawiania, jednak Ry wciąż nie potrafi dostać się do pokładów własnej mocy. O ile w ogóle ją ma. Dobrze wie, że bez znajomości czarów nie przetrwa w Akademii za długo, a bycie jednym ze szczęśliwców jest wtedy zwyczajnie niemożliwe.

Droga do Akademii jest długa i uciążliwa, jednak dzięki napadowi udaje się dziewczynie odnaleźć w sobie małą iskierkę magii, która rozbudza jej nadzieje na przyszłość. Nie jest jednak łatwo sterować świeżo odnalezioną siłą, a w szkole mnóstwo jest uczniów wysoko urodzonych, którzy większą część życia spędzili na szkoleniach. Bliźniaki wyróżniają się fizycznie, umiejętnościami i wiedzą, więc nie jest dla nich możliwe sprostanie wymaganiom bez dodatkowych godzin nauki poświęcając na to wolny czas, którego jest jedynie tyle, co na sen. Ry odstaje jednak jeszcze bardziej niż Alex, ale nie ma zamiaru się poddać, jak sugeruje jej choćby Priscilla, przyjaciółka księcia Darrena i jego przyszła narzeczona. 

Przeciwności losu zawsze uczą więcej niż pochlebstwa.

Ryiah jest bohaterką, którą bardzo łatwo polubić. Wyróżnia się na tle innych postaci książkowych tym, że nie jest najlepsza. Nic nie przychodzi jej prosto i musi każdego dnia robić pięć razy więcej od innych, a i tak wciąż im nie dorównuje. Nie użala się jednak nad sobą i pokazuje taki hart ducha, jakiego na próżno można szukać u - nazywajmy rzeczy po imieniu - takich nieudaczników, których otaczają ludzie praktycznie idealni, którym wszystko z pozoru przychodzi bez problemów. Jest to chyba pierwsza taka osoba w książkach młodzieżowych, z którą miałam styczność i nie mogę zaprzeczyć, że towarzyszenie jej w pierwszym roku w Akademii było przeżyciem bardzo ciekawym. Zaczęłam czytać Czarnego maga i nie odłożyłam go dopóki nie skończyłam. A teraz tak bardzo potrzebuję kontynuacji...

Najlepsza przyjaciółka Ry, Ella, jest już trochę bardziej schematyczną postacią, ale na tyle uroczą, że łatwo uśmiechnąć się czytając o niej. Gdyby nie ta wysoko urodzona dziewczyna Ryiah nie miałaby żadnych szans poradzić sobie choćby z lekcjami posługiwania się bronią. A - jakby nie było - zrezygnowanie kolejnej osoby byłoby dla niej większym prawdopodobieństwem, że to ją wybiorą i trafi do grona piętnastu, których czeka kolejny rok nauki. Podobnie jest z księciem Darrenem, który od razu przyciąga wzrok i wyróżnia się na tyle innych uczniów. Jego osoba jest taką, której spodziewamy się w książkach młodzieżowych, ale Rachel E. Carter tak skomplikowała jego charakter, że właściwie nie wiadomo, jakie motywy nim kierują i co próbuje osiągnąć.

Akademia Magii początkowo wydawała mi się być czymś w rodzaju Hogwartu, jednak autorka szybko wybiła mi to z głowy. Mamy tutaj instytucję przypominającą współczesny uniwersytet. Przyjmijmy wszystkich, a później zróbmy wszystko, by jak najwięcej osób zrezygnowało. Umieszczenie tak dużej ilości uczniów w barakach i trenowanie ich do utraty przytomności nikogo nie rusza, a każdy z kandydatów ma inną wytrzymałość i inną dawkę magii może zużyć przed wycieńczeniem organizmu. Dzięki temu walka o miejsce w Akademii jest bardzo intrygująca i nie wiadomo, kogo wybiorą egzaminatorzy. Jeśli czyta się historie tego typu dosyć często kilku można przewidzieć, jednak i tak pozostaje taka nutka niepewności, czy naszym faworytom się uda. 

Ludzie, którzy mówią ci to, co chcesz usłyszeć, są najbardziej niebezpiecznymi wrogami.

Chociaż dostrzegałam podobieństwa do niektórych książek, to i tak bardziej rzucały mi się w oczy te wątki, które Pierwszy rok wyróżniają na tle innych opowieści. Nie spodziewałam się, że tak mocno spodoba mi się ten początek cyklu i mam nadzieję, że reszta części będzie na równie wysokim poziomie. Najchętniej już w tym momencie poznałabym dalsze losy Ry, jednak nie czuję się na tyle pewnie w języku angielskim, by kupić drugi tom w oryginale. Być może uda mi się rozglądnąć za nieoficjalnym tłumaczeniem, jednak wątpię, że gdzieś się takie uchowało. A szkoda, bo chociaż zakończenie części pierwszej nie zostawia zbyt dużo otwartych wątków, których kontynuacji można by chcieć na już, to równocześnie bardzo chciałabym dowiedzieć się, co się stanie dalej. Czy pojawią się jakieś magiczne artefakty? Wojna, którą tylko Ry jest w stanie wygrać? Mam nadzieję, że nie - zniszczyłoby to wszystko, co cenię w tej chwili w Czarnym magu.

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

748 // Pierwszy rok // Rachel E. Carter // First Year // Emilia Skowrońska // Czarny mag // tom 1 // 19 września 2018 // 365 stron // Wydawnictwo Uroboros // 39,99 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!

września 24, 2018

PRZED PREMIERĄ: OMEN // DAVID SELTZER

PRZED PREMIERĄ: OMEN // DAVID SELTZER

września 24, 2018

PRZED PREMIERĄ: OMEN // DAVID SELTZER

Całe moje dwudziestodwuletnie życie unikałam horrorów i wszelkich gatunków wiążących się z nimi. Uznałam, że to nie na moje słabe nerwy i będę musiała przeżyć resztę swoich dni upośledzona pod względem znajomości opowieści grozy. Pojawił się jednak moment, gdy zmuszona spędzać większą część dnia w łóżku, postanowiłam podjąć się pewnego wyzwania i kilka horrorów przeczytać. Kiedy dotarł do mnie Omen Maciuś od razu zapytał, czy ma to coś wspólnego z filmem o tym samym tytule. Ja, jako totalny ignorant w tym temacie, rzekłam wtedy takie konkretne nie. Przyszło mi się tutaj pomylić, bo nie tylko historia jest oparta na dziele z 1976 roku, a i sam autor miał z powstaniem tamtego filmu wiele wspólnego, gdyż stworzył on do niego scenariusz.

Jeremy Thorn jest bardzo znanym, amerykańskim politykiem. Mieszka teraz w Anglii, gdzie jest ambasadorem i osiąga kolejne sukcesy. Spędza w pracy bardzo dużo czasu, a jego żona popada w coraz głębszą depresję z powodu kolejnych nieudanych ciąż i poronień. Jeremy wie, że śmierci kolejnego potomka kobieta po prostu nie przeżyje, więc gdy dowiaduje się, że jego dziecko zmarło długo się nie waha i przyjmuje propozycje od księdza. Mają oni przygarnąć sierotę, którego matka zmarła przy porodzie. Chłopiec jest sam na świecie i nikt - ani świat, ani nawet Katherine - nie musi o tym wiedzieć. Pani Thorn żyje w nieświadomości, że Damien nie jest ich dzieckiem i dziwi się każdego dnia tym, w jakim kierunku zmierza jego rozwój. Bo jest on chłopcem bardzo nieszablonowym: opanowanym, spokojnym, czujnie śledzącym otoczenie. Gdy w jego czwarte urodziny samobójstwo popełnia jego ukochana niania zaczynają się coraz dziwniejsze wydarzenia, z którymi może mieć coś wspólnego fakt, że szósty miesiąc, szósty dzień i szósta godzina to moment, kiedy na świecie pojawił się Damien...

Mogłoby się wydawać, że czytanie tego typu książki w ciąży nie jest za dobrym pomysłem szczególnie, gdy się tego gatunku przez większą część życia unikało. Obawiałam się tego, że odbiorę Omen zbyt osobiście i uderzy we mnie ta historia zbyt mocno, jednak okazało się, że podeszłam do tego bardzo obojętnie i ani przez chwilę nie poczułam niepokoju czy przerażenia. Bardziej zaintrygował mnie cel istnienia Damiena i wszystko to, co poprzedza jego narodziny, bo z góry wiadomo, że włoski ksiądz z pewnością nie był bezinteresowny proponując Thornowi nieoficjalną adopcję. Można też domyślić się, że spore znaczenie mają tutaj kwestie religijne i od razu do głowy przyszła mi Czarna Madonna, Remigiusza Mroza. Słyszałam sporo negatywnych opinii dotyczących tej pozycji, jednak mnie przeraziła dużo bardziej niż Omen i to nasz polski autor dużo lepiej podszedł do tematu Apokalipsy.

- Boję się rzeczy dobrych, bo miną... - powiedziała. - Boję się rzeczy złych, bo jestem zbyt słaba, by je znosić. 

Głównym bohaterem Omenu jest zdecydowanie Jeremy Thorn. Mężczyzna jest postacią dosyć papierową, jak i większa część osób występujących w tej książce, przez co nie przejmowałam się jego losami. Jego stosunek do chorej żony czy fakt, że Damienem zajmowała się niania i żadne z rodziców nie spędzało z nim zbyt wiele czasu mocno raził mnie w oczy. Można zrozumieć, że Jeremy jako ambasador i polityk mógł nie mieć zbyt dużo czasu dla żony i dziecka, jednak nie można tego powiedzieć o Katherine, która pełniła rolę wyłącznie pani domu i przecież bardzo pragnęła zostać matką, więc to, że zdecydowała się w ogóle na stałą opiekunkę jest dla mnie czymś naciąganym i chociaż powody, dla których tak starała się o dziecko pojawiają się w Omenie, to w żaden sposób nie sprawia, że nabiera ona głębi. Być może w filmie aktorzy lepiej odegrali swoje role i ich życie porusza widza, jednak tutaj nie zwracałam na nich żadnej uwagi.

Wciągnęła mnie za to historia chłopca i ciekawa byłam tego, co on właściwie w sobie skrywa. Damien w pewnym momencie - już praktycznie na samym początku - zaczyna być izolowany zarówno od rodziców jak i czytelników, więc nie mamy możliwości poznania go. Nie wiadomo, czy kieruje nim jakaś wewnętrzna siła, czy wszystkiemu winne są naciski jego nowej opiekunki, która jest postacią tak dziwną i specyficzną, że dziwię się Thornom, że w ogóle wpuścili ją pod swój dach. Pokazuje to tylko, jak mało kontroli miało małżeństwo nad swoim życiem i wydaje mi się, że nawet gdyby nigdy nie trafili na Damiena ich losy i tak były już przesądzone. Im po prostu nie pisane było szczęście.

- Jest jeden sposób na zły dzień - powiedziała. - Zakończyć go. 

Wątki paranormalne poruszane w Omenie są intrygujące i będą zapewne takie dla każdego czytelnika. Kwestia Apokalipsy nurtuje od dawna, więc spojrzenie na ten temat Davida Seltzera jest bardzo ciekawe i dlatego pochłonęłam tę historię tak szybko. Razem z Jeremym i jeszcze jednym mężczyzną, który jest chyba najbardziej rozbudowaną postacią w Omenie, śledzenie wątków religijnych i próba poznania prawdy okazała się być pokusą nie do odrzucenia. Właśnie z tego powodu nie byłam w stanie odłożyć tej książki na półkę i po dwóch, trzech godzinach znałam już zakończenie. Okazało się ono być czymś lekko rozczarowującym i chętnie poznałabym ciąg dalszy. O ile książkową kontynuację bym przeczytała, to nie jestem na tyle odważna, by po serial Damien sięgnąć. Być może kiedyś uda mi się przełamać, jednak na razie cieszę się, że rozszerzyłam swoje horyzonty i zaczęłam czytać opowieści spoza swojej strefy komfortu.

Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)

747 // Omen // David Seltzer // The Omen // Lesław Haliński // październik 2018 // 240 stron // Wydawnictwo Vesper // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Vesper!

września 21, 2018

SZARA WILCZYCA // JAMES OLIVER CURWOOD

SZARA WILCZYCA // JAMES OLIVER CURWOOD

września 21, 2018

SZARA WILCZYCA // JAMES OLIVER CURWOOD

Wydawnictwu Zysk udało się zainteresować mnie klasyką dla tych młodszych. Wznowienia tego typu lektur to pomysł bardzo trafiony. Prezentują się one cudownie i przyciągają wzrok swoją prostotą. Dzięki temu zmotywowałam się do nadrobienia Królewicza i żebraka i Białego Kła, co już dawno mnie kusiło, a zawsze pojawiały się inne książki, które skutecznie odwracały moją uwagę. Podobnie rzecz się miała z Szarą Wilczycą, Curwooda. Myślałam o niej już od dawna i niejednokrotnie zerkałam na nią na czytniku, jednak jak się często zdarza z opowieściami, które bardzo chcemy poznać... było nam nie po drodze. Dopiero przesyłka od wydawnictwa sprawiła, że po Szarą Wilczycę sięgnęłam i to praktycznie od razu po otwarciu koperty. Nigdy sobie nie wybaczę, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej historii.

Kazan nie jest do końca psem. Domieszka wilczej krwi sprawia, że husky ma swój charakter i nie da się oswoić byle komu. Izie udaje się jednak zdobyć jego zaufanie i kojarzy się Kazanowi z dobrem i łagodnością. Los jednak jest przewrotny i husky musi porzucić swoją ukochaną panią i zaszyć się w leśnej gęstwinie, gdzie spotyka Szarą Wilczycę, która zdecydowana jest podążać za nim krok w krok, nieważne, gdzie pójdzie. W surowym klimacie nie jest łatwo przeżyć. Poszukiwanie pożywienia wiąże się często z wielkim niebezpieczeństwem i walką z innymi drapieżnikami. Ale takie są prawa natury...

Jeśli chodzi o wilki to jestem ich ogromną fanką. Nie jest to żadną tajemnicą, że każda książka, w której to właśnie te zwierzęta są głównymi bohaterami podbija moje serce. Byłam pewna, że Szara Wilczyca również okaże się być dla mnie opowieścią, od której nie będę mogła się oderwać i pochłonęłam ją dosłownie w godzinę. Mogłoby się wydawać, że towarzyszenie wilkowi w jego leśnej codzienności może nudzić, jednak poznawanie zwyczajów tego gatunku jest czymś bardzo intrygującym. Już sam fakt, iż Kazan jest pół wilkiem, pół psem sprawia, że śledzenie jego życia i zachowań, które wyróżniają go na tle stuprocentowych wilków jest czymś niesamowitym. 

Zwierzęta można zabijać jedynie dla podtrzymania własnego życia!

Wielokrotnie podczas lektury miałam łzy w oczach i pewnie byłoby tak nawet bez ciążowych hormonów. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy dla przyjemności polują i mordują zwierzęta. Powinni oni zostać zmuszeni do przeczytania Szarej Wilczycy i pokochać wszelkie żywe stworzenia, które również czują, kochają i odczuwają strach. Historia, którą napisał Curwood, naprawdę daje do myślenia, a relacja Kazana z Szarą Wilczycą pokazuje, że są to zwierzęta inteligentne i przywiązujące się do siebie nawzajem. Ich związek jest jednym z lepszych romansów, które przyszło mi w życiu przeczytać. Młodsi czytelnicy nauczą się dzięki tej książce szacunku do dzikości oraz do leśnej fauny, która często pada obiektem polowań i prześladowań.

James Oliver Curwood - tak samo jak i Jack London - nie stworzył historii wyłącznie dla młodszych. Według mnie mamy tutaj do czynienia z czymś na tyle ponadczasowym, że wykracza poza wszelkie kategorie wiekowe. Z pewnością chwycę po kontynuację i mam nadzieję, że pojawi się też jej wznowienie. Nie będę jednak już tak długo zwlekać jak w przypadku Szarej Wilczycy. Pokochałam daleką północ prezentowaną przez autora i nie mogę doczekać się, żeby tam wrócić.

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)

746 // Szara Wilczyca // James Oliver Curwood // Kazan the Wolf-Dog // Jerzy Marlicz // Szara Wilczyca // tom 1 // 25 czerwca 2018 // 272 strony // Wydawnictwo Zysk // 35,00 zł

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk!

września 19, 2018

SIÓDMA FUNKCJA JĘZYKA // LAURENT BINET

SIÓDMA FUNKCJA JĘZYKA // LAURENT BINET

września 19, 2018

SIÓDMA FUNKCJA JĘZYKA // LAURENT BINET

Siódma funkcja języka to jedna z tych książek, które tak bardzo chciałam przeczytać, że odkładałam je na później i później, aż minęło kilka miesięcy, a ona tak czekała i czekała. Gdy nadszedł ten moment, że nie miałam już żadnych egzemplarzy do recenzji mój wzrok padł na zapomnianą Siódmą funkcję języka i uznałam, że to już jej chwila. Nareszcie mogłam poświęcić jej więcej czasu i zobaczyć, co w niej jest takiego, że została nominowana do nagrody Bookera. Początkowo byłam zachwycona, jednak z każdą kolejną stroną to mijało i pojawiło się zniecierpliwienie oraz niechęć. Do głównych bohaterów, edukacyjnych wstawek i do męczącego stylu Laurenta Bineta. 

Roland Barthes 25 lutego 1980 roku zostaje potrącony przez samochód. Wypadek niby banalny, jednak przyczynia się do śmierci teoretyka semiologii, co wydaje się być czymś praktycznie niemożliwym. Komisarz Jacques Bayard podejrzewa tutaj celowe działanie: ktoś chciał intelektualistę uciszyć. Postanawia więc z pomocą młodego doktoranta, Simona, dojść do prawdy. Odważnie wkracza w świat filozofów i semiologów, chociaż nie rozumie z tego praktycznie nic. 

Żeby czerpać przyjemność z czytania Siódmej funkcji języka trzeba być kimś bardzo biegłym w życiu i dorobku ówczesnych filozofów, jak i znać się co nieco na funkcjach języka, ogólnych zasadach semiologii. Nigdy nie sądziłam, że rok studiów sprawi, że nie będę mieć problemów z czytaniem jakiegoś kryminału, acz brak zainteresowania biografiami Foucalta czy Umberto Eco sprawił, że zdecydowanie miałam tej książki dosyć. Użycie sławnych filozofów jako głównych bohaterów jest ciekawe, acz bardzo ryzykowne. Ciężko jest oddać realizm lat 80. XX wieku, a sprawienie, żeby postaci wydawały się żywe okazało się być dla Bineta czymś niemożliwym. 

Życie nie jest powieścią. Przynajmniej chcielibyście w to wierzyć. 

Oczekiwałam po tej pozycji bardzo dużo, jednak już Bayard zawiódł mnie swoją osobą. Spodziewałam się kogoś błyskotliwego, typu Sherlocka czy Poirota, a dostałam kogoś, kto nie był w stanie pojąć najprostszych założeń semiologii i aż dziwił mnie fakt, że udało mu się w ogóle wpaść na jakiś trop i nie uznał, że śmierć Barthesa wynikała z przypadku. W poszukiwaniu sprawcy i motywu natrafił on na tajne stowarzyszenia, gdzie inteligencja porusza poważne tematy i prowadzi długie, polityczne dyskusje. Są one tutaj bardzo istotne, ale wszystkie te wątki okropnie mnie nużyły. Odbierałam to jako pseudointelektualny bełkot, jednak mam świadomość tego, że Binet wie o czym pisze, a moje wrażenie wzięło się z ogólnej niechęci do Bayarda i jego rzeczywistości.

Nie da się ukryć, że chociaż Siódma funkcja języka napisana jest w sposób bardzo nużący, to język w sam sobie jest czymś naprawdę spektakularnym, co na początku doceniłam, a później zaczęłam przeklinać, gdy wszystkie porównania i nawiązania zaczęły zalewać mi umysł i wyłącznie męczyć. Jako osoba, którą temat semiologii naprawdę interesuje i co nieco o niej wiem, miałam ogromne oczekiwania co do całości, a później marzyłam o zwykłym, wciągającym, kryminale. Binetowi nie udało się zainteresować mnie tytułową siódmą funkcją języka ani motywami sprawców, przez co te kilka dni, które poświęciłam tej pozycji były dla mnie czymś strasznym.

Zaleta powieści: nigdy nie jest za późno.

Wgłębianie się w politykę czy dokładnie oddawanie realiów historycznych wiele osób może zaintrygować - oznacza to bardzo dobry research autora. W moim przypadku ponownie okazało się do gwoździem do trumny Laurenta Bineta. Za dużo szczegółów nałożyło się na zbyt mało akcji i gdyby zwrócić uwagę tylko na znajomość dzieł wybitnych filozofów, jaką popisał się pisarz, Siódma funkcja języka byłaby książkowym arcydziełem. Według mnie trzeba być naprawdę ogromnym pasjonatem zarówno tamtych lat jak i tematu, żeby zakochać się w tej historii. Kunszt tym razem okazał się czymś niewystarczającym. Najchętniej cofnęłabym czas i albo nie przeczytała tej historii, albo podeszła do niej bez oczekiwań.

Ogólna ocena: 04/10 (może być)

745 // Siódma funkcja języka // Laurent Binet // La septième fonction du langage // Wiktor Dłuski // 9 maja 2018 // 456 stron // Wydawnictwo Literackie // 49,90 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Literackiemu!

września 17, 2018

PRZED PREMIERĄ: MAŁE LICHO I TAJEMNICA NIEBOŻĄTKA // MARTA KISIEL

PRZED PREMIERĄ: MAŁE LICHO I TAJEMNICA NIEBOŻĄTKA // MARTA KISIEL

września 17, 2018

PRZED PREMIERĄ: MAŁE LICHO I TAJEMNICA NIEBOŻĄTKA // MARTA KISIEL

Odkąd dowiedziałam się, że Marta Kisiel wydaje książkę dla młodszych czytelników od razu wiedziałam, że koniecznie chcę ją mieć na swojej półce. Ta autorka kilkukrotnie już stworzyła historie, które do tej pory mnie prześladują i często pojawiają się w moich myślach. Dożywocie oraz Siła niższa rozbawiły mnie do łez i fakt, jak absurdalne są to historię działa tylko na ich korzyść. Bardzo czekam na premierę trzeciego tomu cyklu i cieszy mnie fakt, że głównymi bohaterami Oczu uroczych będą ci, których poznaliśmy podczas czytania Szaławiły. Nie znaczy to jednak, że z Konradem, Lichem i pozostałymi koniec. Małe Licho i tajemnica Niebożątka to opowieść właśnie o nich, jednak oczy wszystkich czytelników skierowane będą tylko i wyłącznie na małego Bożka.

Bożek jest szczęśliwy w domu, w którym mieszka. Ma kochającą mamę, dwóch wujków, własnego anioła stróża, potwora pod łóżkiem, niemieckie widma, utopca i wiele innych osób, które nie pozwalają mu się nudzić i sprawiają, że czuje się bezpieczny. Wujek Konrad uważa jednak, że najwyższa pora wysłać Bożka do realnego świata, gdzie pod łóżkiem nie czai się miniaturka krakena, a w zamian jest sporo dzieci w wieku chłopca, który rośnie i zmieniają się jego potrzeby, a małe Licho nie jest już w stanie im sprostać. Niebożątko do tej pory uczone było w domu z powodu spadku, który pozostawił mu nieznany ojciec, który podobno umarł - baaaardzo dawno - przed jego urodzeniem. Mama chłopca uważa, że nie panuje on na tyle dobrze nad owymi pozostałościami, by mógł zacząć chodzić do szkoły, jednak wujek Konrad i jego oceniająca brew nie dają mu wyboru. Czas najwyższy zakupić wyprawkę, spakować plecak i posłać obrażonego Bożka do szkoły. 

Już w momencie, gdy otworzyłam paczkę z książką bardzo się rozczarowałam. Jak to możliwe, żeby Małe Licho i tajemnica Niebożątka była historią tak krótką?! Oczekiwałam czegoś grubszego, jednak wiadomo - dzieci to całkiem inna grupa odbiorców, stąd ograniczona objętość i wielka - przeogromna! - czcionka. Jestem pewna, że taki pierwszoklasista potrafiący samodzielnie składać literki poradzi sobie doskonale z pochłonięciem tej książeczki całkiem szybko. Polecam jednak każdemu rodzicowi chociaż raz przeczytać Małe Licho dziecku na głos, bo równocześnie sam będzie dobrze się bawił. Bo Marta Kisiel to jednak Marta Kisiel i potrafi stworzyć opowieść intrygującą, a tym razem udało jej się przemycić kilka morałów, które jednak nie rzucają się bezczelnie w oczy, tylko delikatnie i nienachalnie uczą.

Z dziwactwem trzeba walczyć, jeśli staje się brzemieniem. 

Kiedy ostatni raz spotkałam Bożka był jeszcze niemowlakiem. Tutaj już dostajemy starszego, kilkuletniego, chłopca. On już wie czego chce, potrafi o to poprosić, nie spędza całego wolnego czasu z dorosłymi. Rozwija to jego charakter i sprawia, że poznawanie go jest czymś mocno intrygującym. Dzieci mają swoje małe dziwactwa, dla nich normalnością może być coś całkiem innego, niż dla ludzi dorosłych i właśnie taką osobą jest Bożęty. Niektóre jego decyzje są całkowicie nielogiczne, wynikają jedynie z tego, że nie potrafi on radzić sobie ze swoimi emocjami i jest to cecha jak najbardziej dziecięca, więc nie da się ukryć, że Marcie Kisiel udało się stworzyć jego postać w taki sposób, że spora część młodych odbiorców Małego Licha utożsami się z naszym głównym bohaterem i nauczy się razem z nim, jak powinno się postępować w sytuacjach, które człowieka przerastają.

Oprócz Bożka mamy tutaj postaci dobrze nam już znane z Dożywocia, jednak bez znajomości tej książki też można przeczytać Małe Licho - właśnie w takiej sytuacji będą postawieni młodsi czytelnicy - i bawić się przy tym równie dobrze. Wydaje mi się, że umieszczenie w tej historii bohaterów z cyklu dla tych dorosłych i starszych, to ukłon w stronę rodziców, którzy podczas czytania dzieciom tej książeczki odnajdą tutaj tych, których już lubią i dobrze znają. Od wydarzeń z Siły niższej minęło już kilka lat, więc miło było dowiedzieć się, co dzieje się u Konrada i reszty, a także jak bardzo zmienili się i co teraz się dla nich liczy.

Złość może się nie podobać, ale jest bardzo potrzebna. Żeby się człowiekowi żółtko nie ścięło na amen. 

Autorka opisała trudy dorastania i dopasowywania się do obcych sytuacji. Będzie to dla dzieci dobrym wstępem przed pójściem do szkoły czy zerówki i pokaże im, czego mniej więcej należy się spodziewać i że nie zawsze trzeba iść za tłumem. Odmienność jest dobra, o ile w niczym nie przeszkadza, a bycie kalką innych osób nie jest czymś, co powinno dzieci pociągać. Najbardziej na tym skupiła się Marta Kisiel i cieszy mnie to, że daje maluchom odwagę do bycia sobą na przykładzie Bożka, który ma życie całkiem inne, niż jego rówieśnicy i nie wie tego, co dla każdego wydaje się być oczywiste.

Oprócz kwestii edukacyjnych mamy tutaj sporą dawkę poczucia humoru i akcji, która nie pozwala się nudzić ani przez chwilę i doskonale ukrywa morały, które mogłyby dziecko od lektury odstraszyć. Marta Kisiel poradziła sobie świetnie i jestem pewna, że nie tylko ja jestem tą historią zachwycona tak mocno. Bo naprawdę żałuję, że jest to książka tak krótka i mam nadzieję, że kolejny tom powstanie, gdyż przywiązałam się do Bożka i chciałabym wiedzieć, jak dalej potoczą się jego losy.

Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)

744 // Małe Licho i tajemnica Niebożątka // Marta Kisiel // 19 września 2018 // 206 stron // Wydawnictwo Wilga // 34,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!

września 16, 2018

EKSPRESOWY PIECZONY SCHAB W PLASTRACH

EKSPRESOWY PIECZONY SCHAB W PLASTRACH

września 16, 2018

EKSPRESOWY PIECZONY SCHAB W PLASTRACH

Kiedy godzinę przed powrotem chłopa z pracy dowiadujesz się, że na obiad ma być schab i nikt tego schabu za Ciebie nie zrobi... Można się zdenerwować. Szczególnie wtedy, gdy nie lubi się standardowych kotletów schabowych w panierce. Po raz kolejny pomogła mi improwizacja i szybko okazało się, że tego typu mięso będzie jednym z moich ulubionych. Najbardziej lubię potrawy mięsne na słodko i niespodziewanie okazało się, że ten schab idealnie wpasowuje się w moje preferencje. Przyrządza się go ekspresowo, piecze się godzinę, a smakuje naprawdę wyśmienicie. 

Składniki:
  • pięć plastrów schabu
  • dwie, trzy łyżki majonezu
  • trzy, cztery łyżki keczupu
  • cebula
  • pieprz
  • słodka papryka
  • sól
  • olej
Przygotowanie: 
  • W miseczce wymieszać keczup z majonezem i przyprawić solą i bogato pieprzem.
  • Cebulę skroić w półplastry i podsmażyć ją na łyżce oleju.
  • W schab z obu stron wetrzeć słodką paprykę. 
  • Dno naczynia żaroodpornego posmarować cienko keczupem z majonezem i ułożyć na dnie tyle plastrów schabu, ile się zmieści.
  • Na mięsie z góry wysmarować ponownie warstwę sosu i wyłożyć cebulę.
  • Jeśli naczynie jest małe i mięso nie zmieściło się na dnie, ułożyć następną warstwę schabu i ponownie wysmarować górę sosem i wyłożyć cebulą. 
  • Piec w 190 stopniach przez godzinę (lub dłużej, gdy mięso jest grubsze niż centymetr). 

września 14, 2018

CZEŚĆ, I DZIĘKI ZA RYBY + W ZASADZIE NIEGROŹNA // DOUGLAS ADAMS

CZEŚĆ, I DZIĘKI ZA RYBY + W ZASADZIE NIEGROŹNA // DOUGLAS ADAMS

września 14, 2018

CZEŚĆ, I DZIĘKI ZA RYBY + W ZASADZIE NIEGROŹNA // DOUGLAS ADAMS

Zastanawiałam się kilka chwil, czy za kolejne części Autostopem przez Galaktykę w ogóle chcę sięgnąć. O ile tom pierwszy tego cyklu naprawdę mocno mnie zachwycił, tak dwa kolejne - Restauracja na końcu Wszechświata oraz Życie, Wszechświat i cała reszta były po prostu dobre. Oczekiwałam od nich bardzo dużo, więc rozczarowanie zwaliło mnie z nóg. Mimo wszystko uznałam, że Douglas Adams zasługuje na szacunek i kolejną szansę, więc we wznowienie kolejnych tomów również się zaopatrzyłam. Obawiałam się trochę, że skoro szczegóły poprzednich wydarzeń zatarły się w mojej pamięci to nie uda mi się odnaleźć w tej pokręconej rzeczywistości, w której Arturowi przyszło żyć. Niedokładna znajomość wcześniejszych historii jednak nie przeszkodziła mi w odkryciu, że Adams to faktycznie pisarz był genialny i równocześnie mocno pokręcony.

Artur Dent niespodziewanie powrócił na Ziemię, z której osiem lat wcześniej uciekł razem z Fordem Prefectem, a która przecież została zniszczona przez Vogonów. Po latach tułaczki w kosmosie lądowanie w deszczowej Anglii nie wydaje się takie złe. Nie da się jednak zignorować pytania, które ciągle pałęta mu się po głowie: dlaczego w ogóle jego planeta jeszcze istnieje? Kiedy w końcu udaje mu się złapać stopa okazuje się, że Russel jedzie razem ze swoją siostrą, która oprócz faktu, że jest piękna, jest również zdefiniowaną wariatką. Nie odstrasza to jednak Artura, doświadczonego już w kontaktach z takimi osobami, i nawet po zakończeniu podróży mężczyzna nie może o Fenny zapomnieć i postanawia ją odnaleźć.

Adamsowi udało się ponownie wciągnąć mnie w świat Artura Denta. Ta seria, która początkowo miała być trylogią, wręcz grzeszy poczuciem humoru i jest naszpikowana po samą okładkę paradoksami. Oprócz tego jednak łatwo dostrzec tutaj geniusz autora, który łączy to ze sobą i opowiada historię w sposób wciągający i lekki. Akcja cały czas pędzi do przodu, więc nie ma tutaj nużących chwil i ciężko jest się oderwać zarówno od Cześć, i dzięki za ryby jak i od W zasadzie niegroźnej, chociaż to ta pierwsza część podobała mi się równie mocno, co Autostopem przez Galaktykę. Poszukiwanie odpowiedzi przez Artura i Fenny było czymś tak intrygującym, że sama jak najszybciej chciałam wszystkiego się dowiedzieć, chociaż nauczyłam się już niczemu w tej opowieści nie dziwić i wszystko przyjmować takim, jakim jest naprawdę. Nawet jeśli w rzeczywistości nie istnieje. 

Grzechy nie należą do zjawisk, na temat których panuje głód wiedzy.

Postać Artura Denta wciąż mnie bawi. Jestem pewna, że nigdzie na świecie nie istnieje człowiek podobny do niego, który by tak na spokojnie tolerował tak niecodzienne wydarzenia i aktywnie brał w nich udział. Sama na jego miejscu pewnie jak najszybciej wyskoczyłabym ze statku kosmicznego by rozpłynąć się w niebyt. Bycie bezdomnym i samotnym w ogromnej Galaktyce nie jest spełnieniem ani moich marzeń, ani zapewne Waszych. A ten mężczyzna mimo, że narzeka, żyje dalej i próbuje znaleźć sobie jakieś miejsce, chociaż trochę przypominające Ziemię. Cechuje go ogromny hart ducha i wola przetrwania. W pewien sposób bardzo go lubię, chociaż nie czułam o niego strachu i ani przez chwilę nie zastanowiłam się, co się z nim na samym końcu stanie.

Chciałabym bardzo poznać człowieka, w głowie którego powstało tak wiele absurdów i który równocześnie był w stanie w swojej serii poruszyć tyle filozoficznych tematów i niejednokrotnie wykazał się inteligencją i znajomością wielu kwestii. Już samo poczucie humoru, którym się posługiwał Adams, wskazuje, że jego IQ było na bardzo znaczącym poziomie. Teraz, po zakończeniu całego cyklu, widzę, że będzie mi brakowało Artura Denta i oczekiwania na kolejne wznowienia. Zastanawiam się, czy nie zaopatrzyć się w dodatkową część, napisaną przez Eoina Colfera, którego też bardzo lubię, oraz wdowę po Adamsie. Zapewne nie będzie ona na tak wysokim poziomie, jednak czuję, że nie będę mogła się powstrzymać i koniec końców I jeszcze jedno... również przeczytam.

- Uznałem - powiedział Wonko Zdrowy Umysłowo - że cywilizacja, która do tego stopnia straciła rozum, iż musi sporządzać szczegółowe instrukcje używania wykałaczek, nie jest cywilizacją, w której mogę żyć i utrzymać się przy zdrowych zmysłach.

W zasadzie niegroźna to doskonały tytuł dla zakończenia tej historii. Z tomu na tom było coraz więcej absurdów, a w tym piątym ich gęstość na stronę osiągnęła apogeum. W pewnym momencie nie wiedziałam już kto, gdzie, z kim, dlaczego i w jakim celu. Jeśli uda Wam się nie zwariować podczas lektury i znajdziecie odpowiedzi na wszystkie swoje pytanie można uznać, że część piąta tej trylogii (czyżby Remigiusz Mróz podczas pisania trylogii o Forście wzorował się na Adamsie?) jest... w zasadzie niegroźna i nikomu przecież nie szkodzi. Żałuję tylko, że autor nie zdecydował się na rozwinięcie postaci Random, która miała spory potencjał, który nie został wykorzystany w całości. Doskonale ją rozumiałam i jej postępowanie, czasami - coś nowego! - pozbawione wszelkiej logiki, wynikało z niedojrzałości emocjonalnej i choroby sierocej, na którą często przecież cierpią porzucone dzieci. A podrzucenie ojcu, który o istnieniu dziecka nawet pojęcia nie miał, to nie jest coś, co łatwo przyjąć do wiadomości.

Podczas lektury tomu czwartego i piątego całkiem już straciłam orientację. Po zakończeniu lektury miałam problemy ze zrozumieniem, gdzie właściwie jestem i uznałam, że trochę Douglasa przedawkowałam. Wydawnictwo popełniło spory błąd wydając po dwie części w jednym tomie, gdyż w ten sposób człowiek na raz pochłania więcej, niż powinien, a to nie pomaga w zachowaniu całkowitego zdrowia psychicznego. Mimo to te ilustracje Janusza Kapusty tak doskonale wpasowały się w ogólną koncepcję, że zamarzył mi się jeden, wielki, grubaśny zbiór wszystkich części w jednym. Aż ciarki przechodzą człowieka, jak próbuje sobie wyobrazić, jakie konsekwencje dla umysłu by to miało.

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

743 // Cześć, i dzięki za ryby. W zasadzie niegroźna // Douglas Adams // So long, and thanks for all the fish. Mostly harmless // Paweł Wieczorek // Autostopem przez Galaktykę // tom 4,5 // 27 sierpnia 2018 // 654 stron // Wydawnictwo Zysk // 55,00 zł 

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!

września 12, 2018

PRZED PREMIERĄ: GRY I ZABAWY Z BERBECIEM // LYNN ROSEN, JOE BORGENICHT

PRZED PREMIERĄ: GRY I ZABAWY Z BERBECIEM // LYNN ROSEN, JOE BORGENICHT

września 12, 2018

PRZED PREMIERĄ: GRY I ZABAWY Z BERBECIEM // LYNN ROSEN, JOE BORGENICHT

Jeśli nie masz ochoty czytać dłuższej opinii dotyczącej tej książki na samym dole znajdziesz post z instagrama, który przekieruje Cię do krótkiej recenzji tego produktu.

O książkach z serii instrukcja obsługi wspominałam Wam w poście dotyczącym książek, które warto przeczytać w ciąży. Za jakiś czas pojawi się kolejna część tego wpisu, jednak dotarła do mnie książeczka, o której muszę opowiedzieć Wam od razu. Na instagramie dostałam mnóstwo pytań dotyczących Gier i zabaw z berbeciem, co skłoniło mnie do wciśnięcia mojej opinii o nich w ten bardzo napięty grafik, który mam na wrzesień. Przesyłkę dostałam zapakowaną w folię, więc nie dziwi mnie to zainteresowanie. Nie ma możliwości wejść do - na przykład - Empiku i zajrzeć do środka, więc nie wiadomo, czy w ogóle warto tym tytułem się interesować. Miałam już doświadczenie z tą serią, stąd bez wahania po tę pozycję sięgnęłam. Wiem, że trzeba podchodzić do nich z lekkim dystansem i właśnie to jedna z kwestii, które cenię w nich najbardziej.

Autorzy zdecydowali się podzielić książeczkę na trzy części, gdzie każda z nich dotyczy innego wieku dziecka i nie ma potrzeby czytania Gier i zabaw na raz, tylko poznajemy zawartość wraz z rozwojem potomstwa i jego potrzebami. O ile te zabawy z części pierwszej są bardzo intuicyjne i przeciętny rodzic jest w stanie sam wpaść na większość z nich, tak z każdym kolejnym miesiącem są one coraz bardziej skomplikowane i w inny sposób wpływają na rozwój malucha, który uczy się przez zabawę i spędzanie czasu z rodzicem, który niekiedy musi się mocno nadreptać, szczególnie na początku. Dokładnie przestudiowałam pierwsze kilka miesięcy gier - później przecież może nie być czasu! - i planuję zmusić też do tego Maciusia, który przecież też będzie budował z dzieckiem więź, a taka ściąga na pewno przyda się każdemu przerażonemu tatusiowi.

Istotny jest fakt, że autorzy informują nas, jaki wpływ ma każda aktywność na dzieciaka i jakie zmysły rozwija. Może to zmotywować tych bardziej leniwych rodziców - 🙋 - do częstszych zabaw z niemowlęciem, które przecież tylko i wyłącznie śpi, robi 💩, płacze i je. Na przyswojenie zasad działania danej gry potrzeba dosłownie chwilki, gdyż instrukcje są krótkie, zwięzłe i na temat. Szczegółowo wypisano też, czego do danej zabawy potrzebujemy i pojawiają się ostrzeżenia, mające zapobiec nieuwadze i zrobieniu dziecku krzywdy. Niby logiczne, ale lepiej, żeby było, niż żeby nie.

Kolejną - dla mnie - bardzo ważną kwestią są te estetyczne. Nie ma co ukrywać, że każdy podczas lektury lubi, gdy może zerknąć na ilustrację i wszystko jest dopracowane. To właśnie przez to zwróciłam swój wzrok na ten cykl i cieszy mnie, że posiadam kilka książeczek tego typu na półce. Często do nich zaglądam - szczególnie do tych na temat ciąży i bobasa, o których wspominałam tutaj - i za każdym razem tak samo cieszą oko. Są też dosyć cienkie i poręczne, więc nie zabierają dużo miejsca i można je upchać nawet chłopu w kieszeń - sprawdziłam. Gry i zabawy z berbeciem mają trochę większy format, jednak jest to w tym przypadku plusem. No i nie oszukujmy się. Instrukcja obsługi zmywarki czy pralki jest grubsza.

Kiedy już jesteśmy przy temacie instrukcji trzeba wspomnieć o tym, że bez dużej dawki dystansu ta pozycja może się wydać bardzo bezczelna. Dziecko nazywane jest tutaj egzemplarzem, czasami obiektem, ewentualnie modelem. Bardzo mnie to rozbawiło i dzięki temu jeszcze bardziej pokochałam Gry i zabawy z berbeciem, właśnie za ten humor i taki obojętny, mogłoby się wydawać, styl. Być może przy dłuższej lekturze może stać się to męczące, jednak raczej nikt nie będzie czytał tej pozycji od deski do deski, na raz. Nawet jeśli irytuje Was takie przedmiotowe traktowanie brzdąców - które jest zresztą celowe - to i tak warto w tę pozycję się zaopatrzyć i chociaż kilka aktywności z niej wprowadzić w życie i wspomóc zdrowy rozwój swojego dzieciaka, który przy tym może chociaż na chwilę przestanie płakać. Kto wie. W ostateczności można wykorzystać też piosenki i rymowanki, które autorzy zapobiegawczo umieścili z tyłu książki, wraz z dziennikiem aktywności oraz pacynkami, które można przykleić sobie do paluszków, w ostatnim akcie desperacji.

742 // Gry i zabawy z berbeciem // Lynn Rosen, Joe Borgenicht // The Baby Owner's Games and Activities Book. Age Range: 0-36 Months // Ewa Helińska // 19 września 2018 // 142 strony // Wydawnictwo Vesper // 34,90 zł


 Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Vesper!

września 10, 2018

DRUGA SZANSA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

DRUGA SZANSA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

września 10, 2018

DRUGA SZANSA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

Jako wielka fanka Katarzyny Bereniki Miszczuk i jej serii Kwiat paproci uznałam, że czas najwyższy nadrobić te wszystkie zaległości, które mam, w związku z tą autorką. Akurat na rynku zaczęły pojawiać się wznowienia, więc na lepszy pomysł wpaść nie mogłam. Zaczęłam czytanie od Wilka, czyli debiutu Miszczuk. Wiedziałam, że nie będzie to coś wybitnego, już ze względu na wiek, jaki miała autorka, gdy Wilka napisała. Inaczej podeszłam jednak do Drugiej szansy, która na rynku wydawniczym ma bardzo dobre opinie i zachwyca czytelników. Od razu zdradzę: nie czuję się zachwycona w żaden sposób.

Kiedy Julia - jak twierdzą - budzi się pewnego ranka nic nie pamięta. Nie wie, gdzie jest, skąd się tam wzięła ani nawet kim jest. Nie poznaje swojego odbicia w lustrze, nie pamięta swojej rodziny, która podobno zginęła w pożarze, z którego ona cudem się uratowała. Jej terapeutka oznajmia jej, że znajduje się w ośrodku Druga szansa, gdzie trafiają osoby z zanikami pamięci. Kobieta wykazuje zamiłowanie do nazywania Julii pieszczotliwymi określeniami i faszerowania jej lekami, przez które przesypia większą część dnia i czuje się otępiała, a inni mieszkańcy ośrodka są równie specyficzni. 

Ogólna koncepcja Drugiej szansy jest bardzo intrygująca, szczególnie w momencie, gdy książka się kończy. Spędziłam z tą historią jakieś dwie godziny - czyta się ją błyskawicznie - i uznałam, że ta historia ma naprawdę ogromny potencjał, jednak napisana została w sposób bardzo chaotyczny. Być może jest to celowe i ma wzbudzić w czytelniku niepokój, który najprawdopodobniej czuje Julia, jednak ja cenię sobie porządek i zdarzenia wynikające z logiki, więc miałam spore problemy ze wczuciem się w akcję. Jest to nawet prawdopodobne, bo znam styl pisania Katarzyny Bereniki Miszczuk bardzo dobrze i do tej pory nigdy wcześniej nie odniosłam takiego wrażenia wszechogarniającego braku uporządkowania wątków.

Starałam się zrozumieć Julię. Budzi się w obcym miejscu, nie wie, kim jest, czy Druga szansa jest miejscem bezpiecznym. Jedna z pacjentek cały czas sieje w jej głowie wątpliwości i z jednej strony nie dziwi mnie fakt, że chciałaby uwierzyć swojej terapeutce i poddać się leczeniu. Grzecznie łykać tabletki, którymi ją faszerują, unikać tych, których unikać jej każą i przyjąć do wiadomości, że w jej wspomnieniach nie wszystko zgadza się z tym, co jej wmawiają. Z drugiej strony czasami ta uległość bohaterki bardzo mnie denerwowała. Nie mogę przewidzieć, jak postępowałabym na jej miejscu, ale odnosiłam wrażenie, że nie byłabym w stanie ślepo podążać za leczeniem - szczególnie, gdyby przydarzało mi się to samo co Julii.

O ile od Wilka i Wilczycy niczego nie oczekiwałam, tak Druga szansa miała być historią niezwykłą, która na długo pozostaje w pamięci. Szybko zrozumiałam, że to wciąż nie jest ta Katarzyna Berenika Miszczuk, którą tak bardzo pokochałam z Szeptuchy i trylogii o Wiktorii Biankowskiej. Gdyby nie fakt, że znam możliwości tej autorki to prawdopodobnie nie sięgałabym więcej po nic jej autorstwa, jednak równocześnie cieszę się, że poznaję też te mniej popularne książki tej pani i że moja kolekcja jej twórczości niedługo będzie kompletna.

Po skończeniu lektury poukładałam sobie wszystko o niej w główce i doszłam do wniosku, że jest to przyjemna historia, którą się bardzo szybko czyta, acz brakuje tutaj postaci, z którą można się utożsamić, albo chociaż mocno ją polubić. Przez tę duszną atmosferę ośrodka psychiatrycznego wszyscy bohaterzy są widoczni jak przez mgłę. Praktycznie nic o nich nie wiemy, nie przywiązujemy się do nich z tego powodu i ich losy były dla mnie dosyć obojętne. Intrygowała mnie bardziej sama placówka i fakt, co jest tutaj prawdą, a co jedynie wytworem wyobraźni Julii. Pod koniec Drugiej szansy jeszcze bardziej byłam ciekawa, gdzie jest umieszczona ta granica i czy Katarzyna Berenika Miszczuk planuje wydać kontynuację. Być może właśnie stąd to wznowienie? Mam jednak nadzieję, że zostanie ta opowieść opowieścią zamkniętą na łamach jednej książki. Rozgrzebywanie tego, co znajdujemy na samym końcu może tylko tej historii zaszkodzić.

Ogólna ocena: 06/10 (dobra)

741 // Druga szansa // Katarzyna Berenika Miszczuk // 22 sierpnia 2018 // 330 stron // Wydawnictwo Uroboros // 34,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Foksal!
Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger