marca 30, 2020

NORMALNI LUDZIE // SALLY ROONEY

NORMALNI LUDZIE // SALLY ROONEY

marca 30, 2020

NORMALNI LUDZIE // SALLY ROONEY

Sama nie wiem dlaczego zdecydowałam się przeczytać tę książkę. Ostatnio mam jakiś czytelniczy problem - owszem, czytam dużo, ale jednak tylko literaturę dosyć niskich lotów. Romanse, lekka fantastyka. Normalni ludzie to książka, która już dość chwilę spędziła czekając na swoją kolej, więc postanowiłam zmusić się do lektury by po prostu mieć ją z głowy. Intuicja jednak mnie nie zawiodła - to zdecydowanie jedna z lepszych książek tego roku.

W niewielkim miasteczku żyje dwójka nastolatków. Mają ze sobą wiele wspólnego i dobrze się znają, a mimo to na szkolnych korytarzach mijają się bez słowa. Nie zwracają na siebie uwagi, a swoją znajomość utrzymują w sekrecie. Bez problemu dochowują swoich tajemnic. Tak przynajmniej było, dopóki Marianne i Connell nie poczuli do siebie czegoś więcej niż tylko sympatii. Nagle wzajemne ignorowanie się w budynku szkoły zaczęło przypominać niekończący się koszmar. Jakie tajemnice łączą tę dwójkę? Czemu postanowili skrywać swoją znajomość przed oczami znajomych? Czy zdołają zrozumieć i zaakceptować uczucie, które zaczęło się między nimi rodzić?

Bardzo szybko wciągnęłam się w historię Marianne i Connella. Nie spodziewałam się tego, że ta książka będzie tak głęboka i tego, jak dużo dzieje się tutaj na poziomie ludzkiej psychiki. Marianne jest bardzo skomplikowaną postacią i do samego końca nie udało mi się jej zrozumieć. Dużo lepiej poszło mi w przypadku Connella i to z nim się utożsamiałam bardziej. Pod względem kreacji postaci ta lektura to mistrzostwo. Nie tylko nasi główni bohaterowie są tutaj istotni. Poboczni również mają sporo problemów i skomplikowane charaktery. Wystarczy spojrzeć na relacje Marianne z bratem, a już widać, jak bardzo toksyczni ludzie pojawiają się w Normalnych ludziach.

Fabuła składa się z wielu różnych momentów w czasie. Autorka przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, jednak nie odczułam z tego powodu frustracji i nie odniosłam wrażenia, że omija mnie coś ważnego. Ciągle zmieniający się charakter znajomości Marianne i Connella sprawia, że niczego nie byłam już pewna i naprawdę zaintrygowała mnie historia tej dwójki. Dziwię się sama sobie, że nie denerwowało mnie to, że ciągle się mijają, ale skupiłam się na sferze psychiki i przez to czułam się podczas lektury bardzo dziwnie. Przypomniały mi się czasy mojej młodości i dzieciństwa, które wyrzuciłam z pamięci bo zawsze działają na mnie depresyjnie.

Zdecydowanie mocno osobiście odebrałam tę książkę i wszystko byłoby naprawdę idealnie, gdyby nie zakończenie. Rozczarowało mnie ono i nie spodziewałam się tego. Miałam wrażenie, że wszystko, co autorka tak skrupulatnie planowała runęło przez jej jedną decyzję o zakończeniu. Mimo to naprawdę podoba mi się ta książka. Do tej pory na samą myśl o niej dziwnie mi wewnątrz duszy. Sally Rooney poruszyła wiele istotnych tematów: depresję, masochizm, znęcanie psychiczne. Myślę, że każdy odnajdzie tu siebie. Pytanie tylko w której postaci.

★★★★★★★★★☆

Normalni ludzie // Sally Rooney // Normal People // Jerzy Kozłowski // 28 lutego 2020 // 304 strony // Wydawnictwo W.A.B. // 39,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

marca 27, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: BING NA TROPIE. SZUKAJ I ZNAJDŹ & BING. 100 NAKLEJEK

BIBLIOTECZKA LEONA: BING NA TROPIE. SZUKAJ I ZNAJDŹ & BING. 100 NAKLEJEK

marca 27, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: BING NA TROPIE. SZUKAJ I ZNAJDŹ & BING. 100 NAKLEJEK

Wspominałam Wam już kiedyś, że ja i Leon bardzo lubimy Binga. Ten króliczek naprawdę dużo uczy i potrafi zająć sobą malucha, a to cenna umiejętność. Leon jeszcze nie jest na tyle duży, żeby sam mówił, jaką bajkę chce pooglądać, jednak widzę, że Bing sprawia mu dużo przyjemności i postanowiłam uzupełnić mu biblioteczkę również o książkowe wersje tej bajeczki. Na początku wybrałam wyszukiwankę, Bing na tropie

Szukaj i znajdź to książka, którą młody czytelnik może przeglądać bez końca, wyszukując na niezbyt skomplikowanych ilustracjach elementy wskazane w poleceniach. To doskonała zabawa, dzięki której dziecko ćwiczy spostrzegawczość, umiejętność liczenia czy znajomość kolorów i kształtów. Ilustracje zostały opracowane tak, by kilkulatek z łatwością poradził sobie z odnajdywaniem na nich wskazanych rzeczy, a polecenia w książce to tylko punkt wyjścia do wspólnej zabawy z maluchem!


Leon doskonale już wszystko rozumie, więc świetnie bawimy się w wyszukiwanie. Obrazki są spore, dobrze widoczne. Nie udaje mu się bez problemu odnaleźć wszystkich, jednak dzięki podziałowi na kategorie uczymy się równocześnie nowych słów, więc się nie nudzimy. Początkowo obawiałam się, że mój piętnastomiesięczny syn będzie próbował książeczkę zniszczyć, bo strony są zwykłe, a nie kartonowe. Widzę jednak, że mogę już zaopatrzyć nas też w takie pozycje, bo nawet nie przyszło mu do głowy niszczenie. Grzecznie pokazuje paluszkiem o co go proszę. Mam nadzieję, że zainteresuje go ten tytuł na dłużej.

★★★★★★★★☆☆

To pierwsza książeczka typowo z naklejkami, która znalazła się w biblioteczce Leona, więc nie wiedziałam, czego mam się właściwie spodziewać. Myślałam, że dostanę do ręki po prostu zeszyt wypełniony po brzegi naklejkami, z którymi możemy zrobić po prostu co chcemy. Jak się okazało wewnątrz znalazłam trochę więcej.

16 stron łamigłówek o zróżnicowanym stopniu trudności i ponad 100 naklejek. Część z nich można wykorzystać do rozwiązywania zadań, a część – do zabawy. Łamigłówki w książeczce zostały dobrane tak, aby uwzględnić indywidualne różnice w rozwoju dzieci i pomóc w kształtowaniu umiejętności niezbędnych na pierwszym etapie edukacji. Trudniejsze zadania mają specjalne oznaczenia – w ich rozwiązywaniu mogą pomóc rodzice!


Oprócz aż 100 naklejek w środku znajdują się też zagadki dla dzieci i kilka miejsc, w których owe naklejki można przykleić. Mimo to faktycznie większość naklejek można wykorzystać dowolnie i bardzo mnie to cieszy. Leon dopiero zaczyna z naklejkami swoją przygodę i chociaż wie, że można je przyklejać często próbuje rozerwać je na pół. Mam wrażenie, że za późno wprowadziłam mu tę możliwość spędzania czasu, ale postaram się nadrobić i dzięki Bingowi częściej teraz spędzamy tak czas. Mam nadzieję, że Leon przestanie usilnie próbować naklejki niszczyć.


Zadania nie są trudne i myślę, że z większością już przeciętny dwulatek powinien sobie z nimi poradzić. Ja na razie czekam z ich wprowadzeniem, bo Leon przechodzi etap, gdzie trudno mu się na dłużej skupić i denerwuje się, gdy coś mu nie wychodzi. Poczekamy jeszcze z miesiąc i mam nadzieję, że w tym czasie dzięki naklejkom wyćwiczymy cierpliwość i dokładność. Również ta pozycja kosztuje tylko kilka złotych, więc dla małych fanów Binga zakup obowiązkowy.

★★★★★★★☆☆☆


Za książeczki dziękujemy wydawnictwu!

marca 25, 2020

NIEWIDZIALNY CZŁOWIEK // H.G. WELLS

NIEWIDZIALNY CZŁOWIEK // H.G. WELLS

marca 25, 2020

NIEWIDZIALNY CZŁOWIEK // H.G. WELLS

Czy ktoś z Was nie słyszał o Wojnie światów? Pamiętam, że to było bardzo udane pierwsze spotkanie z autorem. Zawahałam się lekko przy wyborze Niewidzialnego człowieka ale w końcu uznałam raz kozie śmierć i zabrałam się za czytanie. Pierwsze wrażenie było dosyć pozytywne i nie żałuję lektury tej cienkiej książki, acz nie urzekła mnie już tak mocno jak Wojna światów i nie widzę w niej arcydzieła czy czegoś ponad innymi książkami gatunku.

Do wiejskiej gospody przybywa mężczyzna w wielkim pilśniowym kapeluszu, od stóp do głów ubrany tak, że nie widać ani centymetra ciała. Nieznajomy jest zziębnięty i pragnie jedynie wynająć ciepły pokój. Prosi też, aby mu nie przeszkadzano, gdyż prowadzi bardzo ważne badania. Zaintrygowana tajemniczym gościem gospodyni usiłuje dowiedzieć się, kim on jest, skąd przybywa i dlaczego z jego pokoju wydobywają się dziwne dźwięki.

Niedługo potem wychodzi na jaw, że mężczyzna to naukowiec, który wynalazł sposób na... niewidzialność, przy okazji sam stając się niedostrzegalnym dla ludzkiego oka. Chciwość i chęć zdobycia profitów przejmują władzę nad jego umysłem do tego stopnia, że nie zawaha się nawet zabić, aby osiągnąć cel...

Zawsze w przypadku takiej książki włącza mi się tryb szkolny i  głowie tworzy się rozprawka. Wyjaśnienia historyczne, nawiązania do literatury... Gdyby to była lektura miałabym niemały problem z napisaniem tego. Nie do końca pojęłam wszystkie przekazy, morały. Dodatkowo nie polubiłam żadnego bohatera i cieszyłam się, że to naprawdę krótka opowieść.

Początkowo czułam się zaintrygowana dziwnym mężczyzną, który spędza ciągły czas w samotności rozrzucając pieniądze na prawo i lewo. Byłam ciekawa jego losami, czy próbuje odwrócić swoją niewidzialność czy knuje coś w samotności. Ostatecznie zawiodłam się wszystkimi jego motywami, podejściem do życia, brakiem sumienia. Na poziomie psychiki nie działo się tutaj aż tyle, na ile bym liczyła. Większość fabuły opierało się po prostu na ślepym - dosłownie - poszukiwaniu niewidzialnego człowieka i ukaranie go za jego zbrodnie. 

Czuć, że jest to opowieść z historią. Lubię ten klimat starszych książek. Brakowało mi tu jednak troszkę więcej... sama nie wiem czego. Okropnie trudno mi określić, czego w Niewidzialnym człowieku jest za mało. Nie lubię pisać o książkach, które ani mnie grzeją, ani ziębią. To chyba najgorsze, co może spotkać blogera książkowego. Najchętniej cofnęłabym czas i uniknęła tego ponownego spotkania z Wellsem, które mnie odrobinę zawiodło.

★★★★★★☆☆☆☆

Niewidzialny człowiek // H.G. Wells // tłum. Eugenia Żmijewska // 03 marca 2020 // 198 stron // Wydawnictwo Zysk // 35,00 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Wiecie co? Ja już trochę głupieje od tego całego wirusa, a raczej ludzkiego zachowania. Teraz to już nie wiem, czy jak jutro pojedziemy na zakupy - które robimy raz w tygodniu - to cokolwiek dla mnie zostanie i czy ludzie mnie nie zlinczują, bo niby zawsze biorę na zapas tego makaronu czy pomidorów w puszce - bo wiecie, do najblizszego sklepu mam trochę tych kilometrów - ale skąd oni mogą to wiedzieć. 🤦🏼‍♀️ Strach jest, chociaż memy dalej śmieszą, ale biorąc te 20kg makaronu zastanówcie się, czy dla innych starczy. My z Leonem będziemy wychodzić na spacery, ale dużo czasu będziemy też spędzać na balkonie. Nie dajmy się zwariować, tylko grzecznie słuchajmy zaleceń i przeczekajmy najgorsze. 🙏🏻 ——————————————————— #babygap #synekmamusi #instamama #instamatki #instadziecko #slodkichlopczyk #mojewszystko #jestembojestes #jestemmama #jestembojesteś #trudnyczas #koronawiruswpolsce #myeverything #wiosna2020 #wiosnawdomu #wiosnaidzie #malychlopiec #homeoutfit #babyootd
Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

marca 23, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: MYSZART // THIERRY JOOR, GRADIMIR SMUDJA

BIBLIOTECZKA LEONA: MYSZART // THIERRY JOOR, GRADIMIR SMUDJA

marca 23, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: MYSZART // THIERRY JOOR, GRADIMIR SMUDJA

Czasami nachodzi człowieka ochota na jakiś komiks... Dawniej naprawdę często po nie sięgałam, jednak teraz podchodzę do nich dużo ostrożniej. Ceny zwykle zwalają z nóg, a nigdy nie miałam pewności, że dobrze wybiorę i będę zachwycona danym tytułem. Myszarta wybrałam trochę dla siebie, trochę dla Leona. Wiem, że jest jeszcze za mały na niego i nie doceniłby grafiki ani historii, ale dzieci mają to do siebie, że szybko rosną, a - jak to mówi moja mama - to jeść nie woła.

Zabawna opowieść dla dzieci o myszce, która jest genialnym muzykiem!
Myszart mieszka w fortepianie wilka Salieriego, nadwornego kompozytora cesarza Austrii.
Pewnego ranka Myszart widzi, że wilk i jego służący kot wyszli z domu. Postanawia więc poharcować, skacząc po klawiszach fortepianu, aby odtworzyć muzykę, która od dawna rozbrzmiewa mu w głowie... Przypadek sprawia, że utwór słyszą cesarz i cesarzowa, a myśląc, iż wykonywał go Salieri, rozkazują kompozytorowi zagrać tę melodię na urodzinach władczyni. Wilk, chcąc zachować swoją posadę na dworze, musi schwytać mysz i zmusić ją do występu podczas balu... ale występu potajemnego, aby Ich Wysokości nie domyśliły się oszustwa!


W komiksach nie lubię tego, że czyta się je ekspresowo, przez co nie mam czasu zżyć się z bohaterami. Ich charakter poznajemy pobieżnie, bo dostajemy jedynie wgląd w niektóre sytuacje i w małą ilość przemyśleń. Dodatkowo spędzam z jednym tytułem zwykle maksymalnie godzinę, więc nie odczuwam żadnego związku z postaciami. Ot, krótki epizod w moim życiu. W przypadku Myszarta nie jest inaczej. Przeznaczony jest raczej dla dzieci i młodzieży, chociaż według mnie ogólna tematyka jest bardzo uniwersalna, przez co nie jest zbyt obszerny. 

Historia jest bardzo przyjemna. Niesamowicie podoba mi się wzorowanie Myszarta na podstawie postaci Mozarta. Myszka to bardzo lubiane przeze mnie zwierzątko, a Joor idealnie dobrał każdej postaci jej zwierzęcy odpowiednik. Bardzo ciekawa jestem na czym będzie się opierać kontynuacja, ale z pewnością po nią sięgniemy. Przekaz tutaj jest tak ważny, że aż się zdziwiłam. Myszart jest myszką bardzo skromną, troszczącą się nawet o swoich wrogów. Autor pokazał, że trzeba być dobrym dla każdego, choćby ten ktoś podkładał nam kłody pod nogi.


To, co mnie bardzo urzekło, to oprawa graficzna. Szczerze mówiąc to chyba najpiękniejszy komiks jaki kiedykolwiek trzymałam w rękach. Gradimir Smudja wykonał kawał dobrej roboty. Te detale, te kolory! Zachwycam się niezmiennie. Druga część Myszarta to przeróżne szkice, na które nie mogę przestać patrzeć. Zdecydowanie jest to komiks, który może przeczytać każdy niezależnie od wieku. I kosztuje naprawdę niewiele! 

★★★★★★★★★☆

Myszart // Thierry Joor, Gradimir Smudja // tłum. Marek Puszczewicz // Myszart // tom 1 // 11 marca 2020 // 48 stron // Wydawnictwo Egmont // 34,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu!

marca 20, 2020

ŁOWCA TATUAŻY // ALISON BELSHAM

ŁOWCA TATUAŻY // ALISON BELSHAM

marca 20, 2020

ŁOWCA TATUAŻY // ALISON BELSHAM

Dawno już nie czytałam żadnego kryminału, więc zdecydowałam się dosłownie na pierwszy lepszy, który wpadł mi w oko. Lubię ten klimat, który panuje przy gorączkowym poszukiwaniu sprawcy. Nie wiedziałam nawet, że za tym tęskniłam, dopóki nie zaczęłam Łowcy tatuaży. Ostatnio miałam ochotę głównie na romanse, więc wydaje mi się, że to nawet pierwszy mój kryminał w tym roku. Może nie był on najwyższych lotów, a podczas czytania byłam okropnie sfrustrowana to nie była zła przygoda.

Policjant pracujący nad swoją pierwszą sprawą morderstwa.
Tatuażystka skrywająca zabójczy sekret…
I zwyrodniały seryjny zabójca przygotowujący się do kolejnej zbrodni…
Kiedy Marni Mullins, tatuażystka z Brighton, znajduje oskórowane zwłoki, detektyw inspektor Francis Sullivan prosi ją o pomoc. Na wolności jest seryjny morderca, który wycina tatuaże z ciał swoich ofiar jeszcze zanim je zamorduje. Marni zna środowisko tatuażystów jak własną kieszeń, ale ma swoje powody, by nie ufać policji. Czy poinformuje Sullivana, kiedy zidentyfikuje kolejny cel mordercy? A może sama ruszy w pościg za łowcą tatuaży?

Łowcę tatuaży czytało mi się świetnie, ale jest kilka kwestii, do których muszę się przyczepić, bo nie będę sobą. Zacznijmy od Francisa Sullivana. Początkujący komisarz, na którego zwrócone są oczy wszystkich nie ma lekko, jednak to, jak ślepi był zarówno on, jak i jego przełożeni i współpracownicy... O ile jeszcze Sullivan coś próbował zrozumieć, to nie miał za grosz siły przebicia, a poszukiwanie wspólnego punktu łączącego wszystkie zbrodnie to był żart. Wiecie, coś w rodzaju "zabójca kolekcjonuje najwyraźniej tatuaże, ale dalej nie mamy wspólnego punktu i musimy uznać, że te sprawy nie są ze sobą połączone". Możecie sobie tylko wyobrazić, jak głośno krzyczałam TO JEST TEN WSPÓLNY PUNKT i miałam ochotę walić głową w ścianę.

Marni od początku polubiłam i to dla niej najchętniej przeczytałabym kolejny tom. Jest bardzo oryginalną osobowością, jak większość z jej środowiska, i cieszyła mnie jej niechęć do władzy. W opisie dowiadujemy się o jej zabójczym sekrecie co jest chyba jakimś nieporozumieniem, ewentualnie chwytem marketingowym, który ma przyciągnąć czytelników. To, co ukrywa Marni w żaden sposób nie jest zabójcze, ani nawet lekko mordercze. Ot, przeszłość. Poruszyło mnie to jednak i jeśli powstanie kontynuacja na pewno będzie miała z tym coś wspólnego. 

Sam pomysł na łowcę tatuaży jest genialny. Byłam ciekawa, kto jest sprawcą i były to dwa wielkie plot twisty. Nie domyśliłam się niczego, chociaż przesłanki były. Może nie dało się przewidzieć wszystkiego, acz połowę uważny czytelnik dałby radę zgadnąć. Ja jednak rzadko skupiam się na tyle mocno, by wszystko rozgryźć wcześniej. Zdecydowanie wolę towarzyszyć głównym bohaterom w ich śledztwie, niż prowadzić własne.

Okładka sugeruje, że będziemy mieć tu bardzo krwawe sprawy, ale szczegółów morderstw nie ma tu za wiele. Towarzyszymy łowcy przy ich popełnianiu, a jednak nie ma tutaj tony krwi, chociaż tatuaże wycinane są za życia ofiar. Te momenty z punktu widzenia mordercy bardzo mi się nie podobały. Jego psychika jest na tyle pokręcona - mam wrażenie, że w ogóle bez powodu - że przy końcówce czytałam te momenty bardzo pobieżnie. Wolę książki, gdzie nie mamy punktu widzenia sprawcy.

Z lekturą tej książki się nie spieszyłam, co jest dziwne, bo zwykle wolę czytać wszystko na raz. Podobała mi się jednak relacja między Marni a jej byłym mężem, a także z jej synem i Francisem. Autorka potrafi tworzyć dobrych bohaterów, którzy wywołują w czytelniku emocje. Zastępca Francisa tak mnie irytował, że gdyby był realnym człowiekiem dostał ode mnie w twarz. Chciałam dłużej zostać w tej rzeczywistości, chociaż tak bardzo byłam zirytowana sposobem rozwiązywania spraw przez tamtą policję i denerwowała mnie ta cała niekompetencja. Jeśli pojawi się kontynuacja... Zapewne ją przeczytam.

★★★★★★☆☆☆☆

Łowca tatuaży // Alison Belsham // The Tattoo Thief // Dorota Konowrocka-Sawa // 12 lutego 2020 // 400 stron // Wydawnictwo W.A.B. // 39,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

marca 18, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: KTO SIĘ BAWI W CHOWANEGO? & GDZIE JEST ZAJĄCZEK WIELKANOCNY? // JENNY HO

BIBLIOTECZKA LEONA: KTO SIĘ BAWI W CHOWANEGO? & GDZIE JEST ZAJĄCZEK WIELKANOCNY? // JENNY HO

marca 18, 2020

BIBLIOTECZKA LEONA: KTO SIĘ BAWI W CHOWANEGO? & GDZIE JEST ZAJĄCZEK WIELKANOCNY? // JENNY HO

Już kiedyś opowiadałam Wam o książeczkach z tej serii, która jest jedną z ulubionych Leona. Pisałam Wam o tym tutaj. Bardzo się ucieszyłam na wieść o dwóch nowych pozycjach. Wszystkie, które mamy są już w stanie dosyć zużytym, tyle razy je czytamy i ja sama już znam je na pamięć. Wciąż wychodzę z założenia, że Leon ma tak bogatą biblioteczkę bo to ja mam dosyć czytania w kółko tego samego, a nie on. Bardzo się też ucieszyłam z powodu Gdzie jest zajączek wielkanocny?, gdyż Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami.

Dwie nowe książeczki niczym nie odbiegają od poprzednich. Wciąż szukamy tu kogoś na każdej stronie używając do tego tych ruchomych elementów. Leona nieodmiennie to bardzo cieszy, chociaż nie ukrywam, że dla rodziców jest to dosyć nużący schemat. Dalej uczymy się różnych zwierzątek, bawimy się w a kuku. Maluchy bardzo lubią ruchome książeczki i wiem, że z niektórymi elementami w takich mogą mieć problem. Tutaj jednak dzięki dużym elementom wystającym poza książeczkę nie mają z tym żadnych problemów. 


Jak już wspominałam najbardziej cieszy mnie ta książeczka o zajączku wielkanocnym. Tak jak w przypadku Misia Zbysia w ten sposób przybliżam Leonowi nadchodzące święta, bo to jedyna nasza książeczka w takiej tematyce. Muszę zaopatrzyć się w coś innego jeszcze, chociaż Leonowi zdecydowanie wystarczy ta. Uwielbia te ilustracje Jannie Ho i pewnie będzie miał do nich sentyment przez długie lata. Mam nadzieję, że jego dzieci również, bo nie potrafię sprzedać rzeczy, z których on wyrasta i wszystko chowam na przyszłość, tak jak moja mama trzymała rzeczy po mnie i moim bracie. Leon do teraz z nich korzysta.

Jeśli mielibyście wybrać jedną książeczkę z tych dwóch polecałabym bardziej Gdzie jest zajączek wielkanocny?, gdyż jest naprawdę dobrą podkładką do rozmowy o Wielkanocy. Rodzic i tak musi się natrudzić, bo w książeczce po prostu szukamy zajączka, by kurczaczek mógł dostać swoją pisankę, ale mi udaje się co nieco przemycić. Leon jest też troszkę za mały, by pojąć ideę zmartwychwstania, więc nie wchodzimy aż w takie szczegóły. Po przeczytaniu tej książeczki ciągle mam w głowie chęć aby razem z Leonem zrobić pisanki. Jak to wyjdzie? Nie mam pojęcia.

Mam nadzieję, że to nie są ostatnie książeczki z tego cyklu, bo za niedługo oszaleję od czytania ich w kółko. Leon pewnie zna już je na pamięć, ale nawet się nie przyzna, bo dalej nie potrafi mówić. Mimo to naprawdę się cieszę, że chwyta chętnie po książki, a nawet chętniej niż po zabawki. Wiem, że sporo mu w tej główce zostaje. Szukacie czegoś, co zainteresuje Wasze dzieci? Jannie Ho doskonale wie, jak to zrobić.

★★★★★★★★☆☆

Za książeczki dziękujemy wydawnictwu Wilga!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina & Leon 👶🏼 & Luna 🐱 (@_kyou_)

marca 16, 2020

NIEGODZIWI ŚWIĘCI // EMILY A. DUNCAN

NIEGODZIWI ŚWIĘCI // EMILY A. DUNCAN

marca 16, 2020

NIEGODZIWI ŚWIĘCI // EMILY A. DUNCAN

Nie będę trzymać Was w niepewności - to kolejna książka, od której bardzo dużo oczekiwałam, a okrutnie się zawiodłam. Uwielbiam słowiański klimat, a opis obiecał mi, że dostanę wszystko to, co tak bardzo w książkach lubię. Trochę romansu, wojnę, przygodę. I, nie mogę zaprzeczyć, te czynniki w Niegodziwych świętych są. A jednak nawet najlepsza fabuła, kiedy jest napisana nie tak, jak trzeba, traci na wartości.

Niech się jej boją…

Niektóre opowieści są tak piękne i tak brutalne, że chwytają za serce i nie chcą puścić. Witajcie w świecie Niegodziwych świętych – epickiej, pełnej namiętności historii, o której długo nie zapomnicie. Przygotujcie się na spotkanie z:

Dziewczyną imieniem Nadia, która słyszy w głowie szepty bogów.

Księciem otoczonym przez zdesperowane kandydatki na nową królową i groźnych zabójców.

Potworem skrytym za jasnymi, udręczonymi oczami i uśmiechem, który tnie jak nóż.

Drogi tej trójki będą się przecinały podczas trwającej od stulecia wojny w świecie wypełnionym grzesznikami i świętymi, magią i tajemnicą, oraz nieszczęśliwą miłością, która może – na zawsze – przechylić szalę dobra lub zła, ciemności lub światła.

Muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę jest genialny. Jestem fanką książek o bogach, grzesznikach i nadprzyrodzonych mocach, więc nie sądziłam, że coś w ogóle może pójść nie tak. Wiadomo, początki są trudne, a szczególnie przy książkach, w których świat jest czymś całkiem nowym, dlatego nie spisałam Niegodziwych świętych od razu na straty. Mozolnie poznawałam politykę - chociaż jest opisana bardzo skromnie - bohaterów, bogów. Do Nadii dalej mam mieszane uczucia. Nie umiałam postawić się w jej położeniu - nasze charaktery różnią się od siebie w każdym możliwym aspekcie. Mam wrażenie, że osobiście kazałabym tym bogom wsadzić sobie ich boskość w te święte tyłki.

Akcja w pewnym momencie się rozpędza i przestałam całkowicie nadążać. Przeskakujemy od Nadii do księcia Serafina, a od księcia do Malachiasza. Jedynym bohaterem, którego polubiłam był Serafin. Wydawał się jako jedyny postępować logicznie, czego nie mogę powiedzieć o Nadii, która albo słuchała uparcie woli bogów, by nie stracić ich względów, albo ładowała się prosto w sam środek zbiorowiska swoich wrogów ignorując boskie słowa w jedynej możliwej sytuacji, kiedy akurat ich ostrzeżenie mogłoby mieć sens. Malachiasz zaś zaskoczył mnie ukrywanym przez siebie sekretem, jednak zakończenie pomieszało mi już w głowie całkiem i ostatecznie sama nie wiem co o nim myślę. Chyba chciałabym po prostu o nim zapomnieć.

Ciekawym aspektem jest tutaj magia. Magia Nadii, która pochodzi od bogów i magia krwi, którą wykorzystują jej wrogowie. Pod tym względem czuję spory niedosyt i nie podoba mi się, że autorka nie przybliżyła jej nam jeszcze bardziej. Widzę tutaj okropnie niewykorzystany potencjał, a jednak nie mam ochoty czytać drugiej części by sprawdzić, czy Emily A. Duncan coś z tym zrobiła.

Mamy tutaj dopiero wstęp do całej serii, więc można założyć, że dopiero później będzie się działo. Widziałam na temat Niegodziwych świętych różne opinie, ale widziałam, że spora część czytelników czeka na kontynuację. Mi na tyle nie podpasował styl autorki - albo tłumaczenie - że nie mam zamiaru dalej męczyć się podczas czytania. Zapewne gdyby nie to to sięgnęłabym po drugi tom ze zwykłej ludzkiej ciekawości. Chciałabym dowiedzieć się więcej o tej wojnie, o wszystkich bogach... Mimo to wiem, że nie ma sensu zaniżać serii średniej moimi ocenami. Już ta jedna wystarczy.

★★★★★★☆☆☆☆

Niegodziwi święci // Emily A. Duncan // Wicked Saints // Ewa Wojtczak // Something Dark and Holy // tom 1 // 29 lutego 2020 // 443 strony // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

marca 13, 2020

KSIĘŻNICZKA INCOGNITO // CONNIE GLYNN

KSIĘŻNICZKA INCOGNITO // CONNIE GLYNN

marca 13, 2020

KSIĘŻNICZKA INCOGNITO // CONNIE GLYNN

Nie da się przejść obojętnie obok TAKIEJ okładki. Od razu wpadła mi w oko i nawet nie czytałam opisu. Miałam ochotę na coś lżejszego i uznałam, że na nic lepszego trafić nie mogłam. Księżniczka incognito od razu skojarzyła mi się z moim ulubionymi częściami filmu animowanego Barbie i kusiła mnie leżąc na regale. Wiedziałam, że przeczytam ją błyskawicznie i w końcu uległam. Może i nic w moim życiu nie zmieniła, ale też na pewno mnie nie zawiodła.

Lottie Pumpkin to zwyczajna dziewczyna, która marzy, żeby być księżniczką. Dostaje się do prestiżowej szkoły Rosewood Hall w ramach programu stypendialnego.

Ellie Wolf to księżniczka, która marzy o zwyczajnym życiu. Szkołę Rosewood Hall wybiera przede wszystkim dlatego, by uniknąć obowiązków, jakie musi wypełniać w królestwie Maradawii.

Kiedy los rzuca obie czternastolatki do tego samego internatu, zamiana tożsamości wydaje się najprostszym rozwiązaniem. W końcu wszyscy i tak przez pomyłkę biorą Lottie za księżniczkę.

Tymczasem ktoś odkrywa ich sekret, a w Rosewood nic nigdy nie jest takie, jak się wydaje…

Lottie i Ellie są swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Książki tego typu pokazują mi, że nieważne, na kogo będę chciała wychować Leona: on i tak pójdzie swoją drogą. Dużo bardziej utożsamiłam się z Lottie. Zdecydowanie nie miałabym nic przeciwko, żeby mieszkać w zamku, nosić koronę i zawsze wyglądać nieskazitelnie. Domyślam się jednak, że takie życie może zmęczyć, choć i tak nie rozumiem Ellie i jej dzikiego buntu, a także decyzji, którą podjęła. Bohaterowie są bardzo oryginalni i różnią się od siebie. Autorka naprawdę dobrze sobie radzi z kreacją postaci i widać to po zróżnicowanych charakterach, a to rzadko się zdarza w książkach z tego gatunku.

Wątek Maradawii jest bardzo ciekawy. Ten  kraj powstał całkowicie w głowie Connie Glynn i skojarzył mi się trochę ze sławną już Genowią z Pamiętnika księżniczki. Bardzo lubię motywy księżniczek, rządzenie krajem i tego typu rzeczy, więc ucieszyłam się, że jest ich w Księżniczce incognito naprawdę sporo. Widać, że w kolejnych tomach również będzie ich dużo, więc kusi mnie po nie sięgnąć, chociaż zbyt dużej ochoty na to nie mam. Mimo wszystko to tylko przyjemna lektura, a nie historia zapierająca dech w piersiach.

Szkoła Rosewood to dosłownie szkoła moich marzeń. Jestem wręcz stworzona do takiego miejsca. Wolałabym być tam niż choćby w Hogwarcie, a to już coś znaczy. Podejście Lottie do edukacji również bardzo mi się spodobało i po raz kolejny nie potrafiłam zrozumieć Ellie i jej nieodpowiedzialności. Kiedy pojawia się pewien chłopak z jej przeszłości wszystko komplikuje się jeszcze bardziej i domyślam się, że w kolejnej części czeka nas mały romans. Wszystkie nastoletnie czytelniczki na pewno będą wniebowzięte. 

Connie nie przeszła obojętnie obok wciąż trwającej mody na wątki LGBT i one też się tutaj pojawiają. Doceniam jednak, że nie rzucają się w oczy i nie kują swoją obecnością, jakby były wciśnięte na siłę. Dobrze im tam i naprawdę wpasowały się w całokształt. Zapewne i ich będzie więcej w ciągu dalszym tej historii. Sama jestem ciekawa, czy się na nią skuszę. Może jednak oczekiwałam od Księżniczki incognito, że wciągnie mnie odrobinę mocniej, acz nie mogę narzekać. Pochłonęłam ją dosłownie na raz.

Fabuła jest pełna tajemnic i nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Przyznam, że nie rozwiązałam tej sprawy i troszkę mi z tego powodu wstyd. Mimo to nie było tutaj żadnych poszlak, za którymi mogłabym pójść, dlatego czuję się usprawiedliwiona. Mam nadzieję, że autorka rozwinie się w kolejnych częściach, bo ten cykl ma ogromny potencjał. Stworzyła sobie świat, w którym może praktycznie wszystko i sprawia on wrażenie bardzo realnego, choć wyczuwam w nim jakby odrobinę magii, co pewnie ma związek z tym, że Rosewood Hall na pewno wzorowane było na Harrym Potterze. 

Cieszę się, że przeczytałam tę historię. Poprawiła mi ona trochę humor i oderwała myśli od cięższych tematów, za co muszę być jej wdzięczna. Troszkę żałuję, że nie powstała ona 10 lat wcześniej. Ale byłabym wtedy w niej zakochana! Nastolatka, którą byłam, wyłaby z radości.

★★★★★★☆☆☆☆

Księżniczka Incognito // Connie Glynn // Undercover Princess // Olga Siara // Kroniki Rosewood // tom 1 // 26 lutego 2020 // 392 strony // Wydawnictwo Insignis // 39,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger