Zrobiłam to. Serio. W końcu uciekłam tej czytelniczej niemocy i wróciłam na stare tory. Ale, ale. Idealnie być nie może. Chociaż ilość przeczytanych książek jest więcej niż zadowalająca, to ich jakoś woła o pomstę do nieba. Nic mnie porządnie w tym miesiącu nie zachwyciło, chociaż przecież był Mróz, był Sanderson. Domyślam się jednak, że czerwiec będzie dużo lepszy pod tym względem, gdyż niedawno zapukał kurier z ciekawą paczuszką i już się nawet do niej dobrałam i zaczęłam czytać. Jeśli ktoś jest ciekawy, jak udało mi się przeczytać w tym miesiącu siedemnaście książek to mogę zdradzić tajemnicę. Wróciłam na dietę, więc czytałam, by nie myśleć o jedzeniu. Brawo. Jestem jednak z siebie dumna, bo wygrałam z nałogiem. Koniec z cukrem! Tak poza książkowym tematem... Wiecie, jak ciężko wyrzucić cukier z diety? On jest wszędzie. Wszędzie. Teraz nawet na keczup wydaję majątek. No bo przecież taki zwykły to cukier w większości. Wniosek? Nie stać mnie na książki. I zjadłabym bułkę.
Tamten miesiąc skończyłam na pierwszym tomie Mścicieli, jednak zrobiłam przerwę w serii i zanim pochłonęłam Pożar i Calamity zabrałam się za Chemika, Stephenie Meyer. Jako zaciekła fanka Zmierzchu musiałam zobaczyć, czy coś się w pani autorce zmieniło i doszłam do wniosku, że chyba na gorsze. Największą krzywdą zrobioną tej książce jest promowanie jej jako thrillera zamiast nazwać rzecz po imieniu. Mamy tutaj romans. Czyta się łatwo, przyjemnie i równie szybko jak się ją czyta to o niej zapomina. Gdybym podeszła do tej pozycji ze świadomością, że będę czytać o rozterkach sercowych całkiem inaczej by to się skończyło. Nie oczekiwałabym bomby, ani nawet fajerwerków. Od razu po skończeniu nieszczęsnego Chemika wróciłam do Mścicieli i się okrutnie zawiodłam. Wiecie. Sanderson to Sanderson, a nie tęcze, róż i króliczki. Zakończenie Calamity bardzo na nie. Gdzie krew?
Moim kolejnym błędem było wzięcie do ręki Teatru Sabata. Możecie teraz pokręcić głową ze zdziwieniem i powiedzieć halo, przecież ty kochasz Rotha. A ja powiem, że kocham ale tym razem jestem chyba za głupia by pojąć przesłanie i wynieść cokolwiek z tego ogromnego tomiszcza. No niby Roth to zawsze dobra porcja literatury, ale nie polecam Teatru na początek. Ani - na chwilę obecną - chyba w ogóle. Po tej ciężkiej przeprawie uznałam, że na zdrowie wyjdzie mi całkowita zmiana gatunku, więc wzięłam się za Ziemię niczyją, a następnie kontynuację. I po raz kolejny się powtórzę. Za dużo polityki. Takiej nudnej.
Żeby mój mózg mógł sobie odpocząć wróciłam do dwóch serii mojej wczesnej młodości i zaraz jak pojadę do domu biegnę do biblioteki po kolejne tomy. Może szybciutko wyrobię się z egzemplarzami recenzenckimi i będę miała czas jeszcze na Artemisa Fowla... Zrobiło się gorąco, więc do akcji wkroczył Mróz. Najpierw zabrałam się za majową premierę, czyli Deniwelację. Recenzji nie ma i nie będzie, więc powiem tylko, że całkiem niezła kontynuacja tej trylogii serii. Będę czytać dalej, chociaż nie było takiego bum jak w przypadku wcześniejszych przygód Forsta. Nadszedł też czas poznać to drugie wcielenie Remigiusza. Wiecie, on jest jak Dr Jekyll i Pan Hyde. Nieprzewidywalny. No więc przeczytałam sobie cały cykl Vestmanna na raz, bo mogłam. Trochę mi ten Mróz uratował miesiąc i dzięki niemu nie jest to całkowita katastrofa podobna rozmiarem do tej Titanica. W czerwcu czytam Behawiorystę. Promise.
Zatęskniłam za wampirami, więc padło na Młodego, Magdaleny Kozak. W sumie teraz już sama nie wiem, czy przeczytałam czwarty tom bez znajomości trzech poprzednich, bo niby to pierwsza część Tajnych akt Vespera, a jakoś tak równocześnie kontynuacja Wampirów w ABW. No, ale było minęło. Kiedy się już połapałam co i jak to nawet mi się spodobało. Szału jednak nie ma. Gdzieś w połowie zrobiłam przerwę i przeczytałam Kamizelkę, Bolesława Prusa. Książką tego nie można nazwać, prędzej opowiadaniem. Ale naprawdę mocno je lubię i wracam do niego co jakiś czas.
Dostałam też propozycję egzemplarza Inwazji, Wojtka Miłoszewskiego. Skusili mnie, więc gdy przyszedł kurier tak szybko się do niej zabrałam, że nawet nie zauważyłam, że w środku mam autograf. Piątka dla mnie za spostrzegawczość. Pan Wojtek obok Mroza uratował mój miesiąc, bo chociaż zakochana nie jestem, to wrażenie zostawiła po sobie Inwazja mocne i trwałe. Jakby gorzej już być nie mogło to wpadłam na pomysł - powinnam przestać to robić - że chętnie przeczytam po tej Inwazji coś mocno ogłupiającego, a W objęciach anioła wyglądało całkiem nieźle. Jak coś, co czytałam mając te naście lat i było fajnie. Okazało się jednak, że to nie jest mocno ogłupiające, tylko tak złe, że Matko Boska. I niby nie chcę krytykować autorki - która jest w moim wieku - ale pisała to chyba mając dziesięć lat mniej, bo dialogi są tak kretyńskie, a fabuła naiwna - wcale nie w uroczy sposób - że aż mi żal pisać o tej książce recenzje.
Jeśli chodzi o zapowiedzi na czerwiec to ich tak bardzo mało, że aż chcę tylko jedną książkę. Pewnie w połowie miesiąca pojawi się jeszcze kilka nowych informacji. Tak Wam zdradzę, że liczę trochę na nowego Mroza. Nie żebym nie miała zaległości w jego twórczości, ale mam nadzieję, że niedługo wydawnictwa zarzucą jakimś newsem i będzie na co czekać.
WYDAWNICTWO ZYSK
Rhy spoważniał, a Kella dręczą wyrzuty sumienia. Antari nie przemyca już przedmiotów między światami – jest nerwowy, nawiedzany przez sny z udziałem złowieszczej magii, skupiony na myślach o Lili, która zniknęła mu z oczu w porcie, tak jak zawsze tego pragnęła. Tymczasem w Czerwonym Londynie trwają przygotowania do Igrzysk Żywiołów, spektakularnego i kosztownego międzynarodowego turnieju – mającego na celu rozrywkę i zachowanie dobrych stosunków z sąsiednimi mocarstwami. Na zawody przybędzie wielu gości, a wśród nich starzy przyjaciele na pewnym statku pirackim...
Premiera: 26 czerwca 2017
Dobijasz mnie tym zaskoczeniem "Calamity". Planuję przeczytać ją w czerwcu i boję się tego finału. Nie lubię za szczęśliwych zakończeń. A do Sandersona to niepodobne, bo on lubi łamać czytelnikom serca.
OdpowiedzUsuńZ czerwcowych nowości też niewiele mnie interesuje - przynajmniej w porównaniu do poprzednich miesięcy jest ich jak na lekarstwo. Też czekam na "Zgromadzenie cieni" :D
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Właśnie się przyzwyczaiłam do takich zakończeń Sandersona i się przygotowałam na wielkie smutne bum i taki mi niesmak pozostał trochę.
UsuńA co jeszcze Cię ciekawi na czerwiec? :D Może coś przegapiłam :D
17 książek?! :D Podziwiam i gratuluję. I po cichutku zazdroszczę, bo u mnie maj jak do tej pory najgorszy z tego roku. :( Na czerwiec życzę Ci jeszcze lepszego wyniku, a przede wszystkim na pewno lepszych książek. :D No i powodzenia z dietą (ja bym nie umiała zrezygnować z cukru :o)!
OdpowiedzUsuńTeż jestem z siebie dumna :D Kiedyś czytałam po 20 miesięcznie, ale coś się popsułam ostatnio.
UsuńBez cukru da się całkiem dobrze żyć, tak w sumie. Jest mnóstwo zdrowych rzeczy, którymi można go zastąpić. Najgorzej jest, jak się lubi jeść. I nagle się człowiek orientuje, że nawet w rybce w pomidorach jest cukier. I w chipsach (oprócz Pringlesów!), i w keczupie (a tu to prawie 30% to cukier!)... I zostaje z małym wyborem jedzonka. I to jest straszne :o
Nieźle się rozpisałaś. Sporo tego było, ale nie ma co żałować tych słabych i mniej zrozumianych (chociaż może niekoniecznie?), bo jakbyś nie przeczytała to byś nie wiedziała. :)
OdpowiedzUsuńCo do cukru to jesteś jedną z niewielu, które to zauważają. I faktycznie cukier (i sól też) jest wszędzie. A zbyt dużo jednego i drugiego powoduje problemy zdrowotne i tycie, dlatego tak ważne jest czytanie etykiet, bo nie tylko o soli i cukrze się tam dowiesz - do żywności pakują mnóstwo dziadostwa, wszystkiego nie wyeliminujesz, ale jak będzie to 3/4 to na pewno będziesz wyglądać, czuć się i żyć lepiej i dłużej. A sam cukier idzie zastąpić syropem klonowym, z agawy (obydwa do kupienia w Lidlu), nawet słodzikiem jak nie chcesz kalorii ładować. Ale to tam osobny temat. :)
Wszystkiego jeszcze lepszego w czerwcu. :)
W sumie racja :D
UsuńMoje życie jedzeniowe stało się bardzo ostrożne ostatnio. Czasami jak znajdę cukier tam, gdzie się go w ogóle nie spodziewałam mam takie "aha. kolejna dobra rzecz, która odpada w moim menu" i wielki smutek w centrum sklepu. Ale ogólnie nie żałuję, bo muszę zrzucić te moje nadprogramowe kilogramy, bo się powoli w spodnie nie mieszczę :o A z moim wzrostem inne niż 32/34 odpadają, bo tonę. Jedyne, czego nie mogę sobie odmówić do chipsy, ale i tak odrzuciłam praktycznie wszystkie marki i zostały tylko Pringlesy, i to raz na jakiś czas :D
Zamiast cukru lecę w ksylitol i w sumie jestem zadowolona. Może nie mój portfel, ale żołądek i kubki smakowe jak najbardziej. Poza czuciem się jak na odwyku jest nieźle :D
W sumie tak. Zawsze pamiętaj, że coby się nie działo - dobrze czy źle - w każdej dziedzinie życia to doświadczenie dla nas, które kształtuje nas i czyni lepszymi, silniejszymi, bogatszymi. Ijaaa, napiszę chyba jakiś pseudofilozoficzny esej. :D
UsuńA z tym cukrem to zależy Ci bardziej na ograniczeniu przez zdrowie czy przez kcal, bo chcesz zrzucać? BO jak przez kalorie to słodziki są w tym naprawdę odpowiednie, mimo że nie do końca zdrowe. Ja używam sporo, bo kalorii nie ma to prawie w ogóle, ale słodkiego potrzebuję, bo inaczej bym oszalał. Wrzucam do herbaty, do kawy, do serków, omletów,deserów - gdzie tylko mi się zachce.
Właśnie chciałam Ci zaproponować jakąś filozoficzną przyszłość :p
UsuńCukier ograniczam bo byłam uzależniona jak dziecko narkomanki od prochów.
Przed chwilą z okazji dnia dziecka zjadłam cukierka i dopadły mnie wyrzuty sumienia :(
Bez słodkiego też nie mogę żyć i dlatego ksylitol ratuje życie. I zdrowy i słodki. Pół łyżeczki do kawy wystarcza, a wsadzałam wcześniej z cztery cukru.
Do omletów pewnie używasz mąki, co? A ja potrzebuje jakiegoś dobrego przepisu bez :(
Możemy pisać wspólnie, jak lubisz czasem popisać o pierdołach. A jak można przy tym zarobić jeszcze to czemu nie? ;)
UsuńCukier potrzebuje każdy organizm, nie da się go całkowicie wyeliminować tak samo jak węglowodanów. Po pierwsze, dlatego że jak już zauważyłaś jest niemal wszędzie. Po drugie, bo po prostu to nie ma opcji, żeby zrezygnować z tego w pełni, bo organizm, psychika domaga się tego dla lepszego samopoczucia. Tylko nie rzygaj! Mów sobie, że pójdzie w bicki - to się nazywa potęga podświadomości i to działa, poczytaj sobie. :D
Cukier można ładować z głową, a jak już masz taki rygor to z samego rana na śniadanie albo po ćwiczeniach, bo jego poziom i tak jest obniżony we krwi i można go lekko podbić. Generalnie jest taka zasada, że jak się przyjmuje więcej niż 4-5 gram cukru w ciągu dnia w jednym posiłku to wielka krzywda się nie dzieje. Powyżej tego pułapu już idzie w tyłek, w brzuch i tam, gdzie nie chcesz.
A co ty, ja w ogóle nie używam mąki. Ja bardzo niewiele pieczywa jadam, tylko robię sobie takie cheat meale w niedzielne wieczory przed tv, kupuję jakieś wieloziarniste bułki i na to ładuję dżemer z przetworów od mamy + serek śmietankowy (te co są w kubeczkach, np. z Piątnicy). :D
Omlety z samych jajek - moja droga, tylko smażone na oleju kokosowym, bo nie przywiera i świetnie się robią. Z tego się robi taki naleśnik jakby, potem na to banan lub inny owoc, zawijam, posypuję cynamonem, ewentualnie jeszcze ten syrop z agawy/klonowy i gotowe. :) Patrz fotki, jaki ze mnie fit boy i kuchmistrz :D
http://www.wgraj.net/img.php?mode=full&file=45954
http://www.wgraj.net/img.php?mode=full&file=45955
Ja rano w ogóle rezygnuje z węglowodanów, więc omlety w owocam odpadają, ale robię identycznie jak Ty :D
UsuńNo i też nie używam mąki i zero pieczywa :D w urodziny sobie zjem bułkę z paszteciorem :D
I napiszę na fejsie w sumie :D
A właśnie z rana są najbardziej wymagane po całej nocy, kiedy ciało większość a nawet wszystkie strawił i potrzebuje energii. :)
UsuńPaszteciora nie jadłem chyba z rok. Koleżanka mamy robi dobry, muszę przygadać mamie - dobrze, że przypomniałaś. :P
A mi właśnie tatuś i wszyscy powtarzają, że rano węglowodany zakazane kategorycznie, Bo się odkładają najbardziej. To nie wiem :D
UsuńProszę bardzo :D
"Kamizelkę" czytałam, "Behawiorystę" także, ale nieco mnie zawiódł. Życzę Ci, aby czerwiec jakościowo był o niebo lepszy!
OdpowiedzUsuńBehawiorysta zawiódł?! Ponoć najlepsza Mroza... 😱
UsuńKsiążki książkami, ale zaraz będziemy czekać na post o eliminowaniu cukru :D
OdpowiedzUsuńW sumie plan dobry :D
UsuńCzyli jest na co czekać! :D
UsuńDokształcę się i coś może skrobnę :D
UsuńZ tego wszystkiego znam tylko "Kamizelkę", a po książki Mroza jakoś nie miałam jeszcze okazji sięgnąć. U mnie w maju kiepsko z książkami, za bardzo przytłacza mnie wizja zbliżających się egzaminów i powolutku doczytuję podręcznik do kultury. Coś tam w międzyczasie udało mi się jednak przeczytać.
OdpowiedzUsuńO! Już niedługo "Zgromadzenie cieni"! Zdecydowanie kupię. ^^
Po Mroza trzeba sięgnąć i to koniecznie!
UsuńTeż się już nie mogę doczekać <3