czerwca 29, 2019

ROZSZERZANIE DIETY: DLACZEGO ŁYŻECZKI SPUNI? 🥄

ROZSZERZANIE DIETY: DLACZEGO ŁYŻECZKI SPUNI? 🥄

czerwca 29, 2019

ROZSZERZANIE DIETY: DLACZEGO ŁYŻECZKI SPUNI? 🥄

Na moment rozszerzenia diety czekałam z utęsknieniem. Leon nie toleruje białka krowiego i laktozy, więc gdy skończył cztery miesiące od razu zabraliśmy się za wprowadzanie mu innych posiłków. Dlaczego tak szybko? Nad tym rozwodzić się nie będę. Taką decyzję powinno się podejmować z lekarzem, a w przypadku nietolerancji często podejmują oni właśnie taką. W ciąży naczytałam się o BLW i byłam święcie przekonana, że właśnie w ten sposób zaczniemy, patrząc z pogardą na wszelkie słoiczki. Ostatecznie stały się one naszym najlepszym przyjacielem, ale dzisiaj nie o tym.

Kupiłam Leonowi łyżeczki KiDodo, kierując się ich wyglądem. Urzekł mnie ten kształt misia i zmieniające się kolory. Ostatecznie jednak wciąż leżą zapakowane w szufladzie. Podjęłam - słusznie zresztą - decyzję, że Leon jest za mały, by z nich korzystać. Są za głębokie i za szerokie, przez co nie udałoby mu się zdjąć z nich w całości jedzenia. I wtedy w moim najulubieńszym sklepie na świecie (Ancymon Sklep) pojawiły się ONE. ONE przez duże O, N i E.


W opisie producenta łyżeczek Spuni czytamy, że wspomaga prawidłowy sposób karmienia niemowląt (bez odginania czy podnoszenia do góry), równocześnie zachęcając malucha do zassania znajdującego się na niej pokarmu i połknięcia go. W odróżnieniu od tradycyjnych łyżeczek, Spuni nie jest jedynie mniejszą wersją łyżeczki dla dorosłych. Jej kształt został opatentowany i jest polecany przez logopedów, ponieważ sposób podawania pokarmu ma znaczący wpływ na właściwy rozwój aparatu mowy. Dla wygody została wyposażona w długą rączkę. Z jej pomocą łatwo jest wykonywać prawidłowe ruchy, a także swobodnie wyjmować pokarmy ze słoiczków i wszelkiego rodzaju pojemników. (źródło) Na początku odrzuciła mnie cena. Nie można powiedzieć, że jest to mały wydatek, jednak postanowiłam zaryzykować. Nie chciałam kupować miliona nieodpowiednich łyżeczek, które Leon odrzuci albo będzie mu ciężko z nich jeść. Poszłam od razu na głęboką wodę i... nie żałuję ani złotówki.

Leon miał już styczność z łyżeczkami, bo praktycznie od pierwszych dni życia dostawał na nich kropelki. Probiotyki, na ból brzucha, witaminy. Gdy dostał do buzi pierwszą porcję marchewki nie był zdziwiony obecnością łyżeczki. Zauważyłam jednak, że bez problemu zjadł z niej wszystko, co tam było. Pierwsze karmienie było udane, chociaż zjadł może trzy pełne łyżki. Kolejnego dnia pochłonął jednak pół słoiczka i ani razu nie zostawił marchewki na spuni. Z ciekawości podałam mu raz obiadek łyżeczką babydream i za każdym razem coś w niej zostało.

Plusem jest to, że spuni wygodnie leży w dłoni i jest niewielka, więc porcje są idealne dla małej buzi. Materiał, z której są wykonane łyżeczki jest dosyć śliski, stąd łatwo z niej się je, a dodatkowo łatwo utrzymuje w czystości, co przy maluchach jest równie ważne. Wrzucam je czasami do zmywarki i cały czas wyglądają jak nowe. A są piękne! Wybrałam kolor żółty i niebieski, jednak przyznam szczerze, że czaję się też na te rozmiar większe i wpadł mi w oko fiolet... Na razie jednak od dwóch miesięcy jesteśmy wierni tym łyżeczkom i Leon z pewnością jeszcze kilka miesięcy z nich będzie korzystał. Chociaż wydatek to nie mały (dla porównania dwie łyżeczki KiDodo kosztują 15 zł) to przekonał mnie fakt, że są opatentowane i polecane przez logopedów. Jeśli się wahacie to przestańcie. Ułatwicie tym rozszerzanie diety zarówno sobie jak i maluchowi, a to przecież liczy się najbardziej. 

czerwca 24, 2019

DO GWIAZD // BRANDON SANDERSON 🌟

DO GWIAZD // BRANDON SANDERSON 🌟

czerwca 24, 2019

DO GWIAZD // BRANDON SANDERSON 🌟

Nowy Sanderson nie musiał długo czekać na swoją kolej. Tym razem nie byłam pewna tego, że w tej historii zakocham się bez pamięci. W głowie mam jeszcze Mścicieli, którzy są czymś całkiem innym od tego, co znajduje się w dobytku Brandona Sandersona.  Ogólna otoczka tamtej serii nie przypadła mi zbyt mocno do gustu. Bałam się, że tutaj będzie podobnie. Ciężko jest mi wczuć się w powieści sf. Z drugiej strony... Jeśli ktoś miałby napisać książkę z tego gatunku w której bym się zakochała byłby to Sanderson. I tak też się stało.

Spensa od zawsze marzy o zostaniu pilotem. Nie jest to jednak łatwe, gdy jest się córką zdrajcy. Jej ojciec - jeden z najlepszych pilotów swoich czasów - zawsze ją inspirował i nie potrafi uwierzyć, że naprawdę porzucił swoich towarzyszy i z tego powodu został zestrzelony. Od tamtej pory uczy się pilnie do egzaminu na pilota, a informacja, że choćby napisała egzamin najlepiej ze wszystkich i tak nie zostanie przyjęta, ją dobija. Otwierają się jednak przed nią pewne drzwi i ma szansę oczyścić chociaż swoje imię i walczyć z Krellami, którzy od dziesiątek lat najeżdżają ich planetę. Żelazna Dama jednak nie ma zamiaru jej niczego ułatwiać.

Okazało się, że z dziwnych małych dziewczynek wyrastają dziwne młode kobiety.

Na początku zaskoczył mnie fakt, że gdyby nie nazwisko na okładce nie zgadłabym, że autorem tej książki jest Sanderson. Do gwiazd różni się bardzo od innych jego opowieści, jednak zakochałam się w niej od pierwszych stron. Słyszałam opinie, że to po prostu dobra młodzieżówka, coś na rozluźnienie, dobre, ale niczego nie urywa. Po przeczytaniu zakończenia dwa dni chodziłam jak w transie i nie mogłam dojść do siebie, tak głęboko to wszystko się we mnie wdarło. Nie myślałam o niczym innym, zastanawiałam się, co będzie dalej i w którym kierunku pójdzie Sanderson. Nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś może określić Do gwiazd mianem tylko dobrej książki

Spensa jest cudowną główną bohaterką. Waleczną, często nawiązującą do ziemskich bohaterów, o których opowiadała jej babcia i pełną wiary w swoje możliwości. Ona z całą pewnością nie jest schematyczną postacią, która boi się wszystkiego, a ostatecznie odkrywa się w niej supertalent, którego nie miał przed nią nikt inny. Podoba mi się złożony charakter Spensy, jej wewnętrzny lęk przed strachem i okazaniem tchórzostwa. Sanderson jest mistrzem w kreacji postaci, a mimo to nie spodziewałam się, że tak ją polubię. Ona jest tu główną bohaterką, więc pozostali nie są wykreowani aż tak dokładnie, jednak nie odnosi się wrażenia, że są płascy i papierowi, więc nie można na to narzekać. Oprócz niej niesamowicie polubiłam Cobba, który pod koniec książki zrobił coś, przez co miałam w oczach łzy i pokochałam M-bota, który swoim podejściem do życia - i grzybów - nie daje się nie lubić.

Śmierć jest sprawiedliwa. Wszystkich nas traktuje tak samo.

W Do gwiazd główny wątek dotyczy przyjaźni. Początkowo spodziewałam się romansu - i to takiego najbardziej przewidywalnego trójkąta miłosnego - ale nie doczekałam się żadnego. Trochę podejrzewam, że w kolejnym tomie coś się pojawi, ale teraz już nie dam sobie ręki uciąć. Nie jest to historia, w której łatwo przewidzieć cokolwiek. Sanderson tutaj odbił od typowych młodzieżowych sf, a równocześnie dalej trzyma się mocno w tym gatunku. Być może osoby, które ciągle czytają powieści z typu young adult i new adult nie tego oczekiwali po Do gwiazd i stąd takie opinie, jednak ja jestem zakochana. Wciągnęłam się tak mocno, że w dwa dni przeczytałam całość, a z półrocznym dzieckiem to niemały wyczyn. 

źródło
Jak na Sandersona przystało mamy tutaj rozrysowane maszyny Krelli i samoloty, jakimi latają Spensa i inne eskadry. Bardzo to lubię w jego książkach. On zawsze ma wszystko doskonale przemyślane. Cały czas zastanawiałam się kim są obcy atakujący ludzkość i jaki mają w tym cel. Poprawne rozwiązanie ani razu nie przyszło mi do głowy. Ta oryginalność mnie nie zaskoczyła, ale bardzo przypadła mi do gustu. Naprawdę nie mogę doczekać się kontynuacji. Obym nie musiała na nią długo czekać.

Jeśli wrzuci się dziecko do jaskini lwa, to czy naprawdę można winić lewa o jego śmierć?

Sporo jest tutaj kwestii, które pokazują, że zawsze powinno się walczyć o swoje marzenia i nie poddawać się nigdy, bo nawet odmienność może popłacać. Dla kogoś, kto pogubił się w życiu, może to być światełko w tunelu. Nie zawsze strach jest czymś złym, a ratowanie własnego życia nie jest tchórzostwem. Sanderson nie boi się tu zabijać swoich bohaterów. Koniec końców mamy tutaj kosmiczną wojnę. Nie może obejść się bez ofiar, jak to często dzieje się w innych książkach tego typu. Nie jestem jakąś specjalną fanką kosmicznych opowieści, ale ta podbiła moje serce tak mocno, że wylądowała na liście najlepszych książek przeczytanych w tym roku.

★★★★★★★★★★

815 // Do gwiazd // Brandon Sanderson // Skyward // Zbigniew A. Królicki // Skyward // tom 1 // 8 kwietnia 2019 // 606 stron // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!


Wyświetl ten post na Instagramie.

Doskonale pamiętam chwilę, gdy wzięłam do ręki Z mgły zrodzonego. Od tamtej pory - kilka lat temu - byłam pewna, że ZAWSZE poznam styl tego autora. Przeczytałam już wszystko, co pojawiło się w Polsce i jeszcze nigdy nie byłam specjalnie zaskoczona tym, że zakochałam się w każdej z nich. Do momentu, gdy wzięłam do ręki #DoGwiazd ✨ Spotkałam się z opiniami, że to „bardzo dobra młodzieżówka”, „coś lekkiego, ale nic nadzwyczajnego”. Pierwsze, co mnie uderzyło, to fakt, że gdyby nie nazwisko Sandersona na okładce nie poznałabym, że to on. A mimo to niesamowicie wciągnęłam się w świat Spensy. Pokochałam tę historię tak mocno, że sama byłam tym zszokowana. Wystarczyło mi półtora dnia na pochłonięcie jej, co z półrocznym dzieckiem uważam za niezły wyczyn. 🤭 Nie potrafię stwierdzić, dlaczego ludzie nie są aż tak zakochani w tej książce jak ja. Może brakuje im jednak tego wątku romantycznego, którego tu nie ma. A być może przeszkadza im coś innego. Nie wiem. Wiem tylko, że Sanderson jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i nawet jego debiut zwalił mnie z nóg. 🤭 Jeśli nie czytaliście tej książki to dajcie jej szansę i pokochajcie zwariowaną Spensę tak samo jak ja. Jej charakter, odzywki, wiara w siebie... A do tego to zakończenie! 🤩 ——————————————————— „Smierć jest sprawiedliwa. Wszystkich nas traktuje tak samo.” ———————————————————- Co uważacie o tej historii? 😍 ——————————————————— #bookstagram #book #książka #booklover #czytambolubie #czytam #bookstagrampl #books #bookworm #reading #książki #instabook #bookish #czytaniejestsexy #bookstagramtopasja #bookaddict #czytambolubię #bookstagrammer #takczytam #igreads #bookaholic #kochamczytać #bookphotography #booknerd #polishbookstagram #ksiazki #brandonsanderson #brandonsandersonbooks #skyward
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

czerwca 17, 2019

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ CZERWIEC 2019: OKO ŚWIATA // ROBERT JORDAN

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ CZERWIEC 2019: OKO ŚWIATA // ROBERT JORDAN

czerwca 17, 2019

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ CZERWIEC 2019: OKO ŚWIATA // ROBERT JORDAN

Wstyd się przyznać, ale do przeczytania Oka świata zmobilizował mnie fakt, że kilka ostatnich tomów po śmierci Roberta Jordana napisał Brandon Sanderson, mój najulubieńszy autor na świecie. Spodziewałam się czegoś niesamowitego, gdyż ten cykl ma naprawdę ogromne i oddane grono fanów, więc MUSIAŁ dużo sobą reprezentować. Cegła jest to ogromna. Nie dziwi mnie fakt, że poprzednie wydanie podzielono na dwa tomy. Z pewnością dużo łatwiej się Oko świata wtedy czytało. Takie grube książki pięknie prezentują się na półkach, jednak ich czytanie nie należy do... najlżejszych.

- Na wojnie, chłopcze, głupcy zabijają innych głupców z głupich powodów. To jest wszystko, co należy wiedzieć o wojnie.

Rand mieszka z ojcem w Dwóch Rzekach i wiedzie przeciętne życie wieśniaka. Nie zastanawia się jakby wyglądało jego życie, gdyby opuścił ojczyznę. Marzył niekiedy o dalekich wyprawach i bohaterskich czynach, jednak nie robił nic, by przekuć to w rzeczywistość. Chłopak cieszy się z miejscowego święta - nie dość, że pojawił się w Dwóch Rzekach bard, to jeszcze zwieńczeniem dnia miały być fajerwerki. Do tego wszystkiego przyjechali obcy: tajemniczy, cichy mężczyzna i przepiękna kobieta, która nie przypomina Randowi żadnej kobiety z wioski. Nie dane jest mu nacieszyć się nadchodzącą zabawą, gdyż w nocy ich farmę atakują potwory z opowieści i legend. Trolloki napadają na ich domostwo - ledwo udaje im się ujść z życiem, a Tom - ojciec Randa - jest w strasznym stanie. Piękna kobieta - Moraine - potrafi korzystać z Mocy, która przeraża wszystkich normalnych ludzi od Pęknięcia. Oznajmia ona Randowi i dwóm jego przyjaciołom, że muszą opuścić rodzinne strony, bo to po któregoś z nich przybyły trolloki, a dziwny mężczyzna w czarnym płaszczu, którego widzieli tylko oni, będzie ich ścigał dopóki ich nie dopadnie. Któryś z chłopców stanie kiedyś do ostatecznej potyczki z Czarnym - oni jednak tego nie wiedzą. Ich celem jest jedynie przeżyć i dotrzeć do bezpiecznego miejsca.

Początkowo nie mogłam połapać się, o co właściwie chodzi w tym świecie. Prolog jest dość pogmatwany i dopiero z czasem zrozumiałam, na czym opiera się system magiczny w tym cyklu, chociaż dalej nie został wytłumaczony od podstaw. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż przyzwyczaiłam się już do fantasy spod pióra Sandersona, a on opisuje każde uniwersum jakby tam był, a każdą z jego magii stworzyła naprawdę matka natura. Robert Jordan zaś mało co wyjaśnia - wszystko zaczyna rozumieć się z czasem. Ja do tej pory mam wątpliwości, czy pojęłam to tak, jak miałam pojąć, ale przy lekturze drugiego tomu z pewnością się to wyjaśni. Ten czubek góry lodowej, który liznęłam, zapowiada naprawdę sporo i ciekawa jestem, jak misternie utkana jest tutaj cała historia.

Czasami nawet bohaterowie giną.

Chociaż na pierwszym planie mamy mężczyzn jako głównych bohaterów nie ma wątpliwości, że to kobiety odgrywają tu główne role. Moraine jak na razie jest moją faworytką, a Ewgene i Wiedząca bardziej mnie denerwują, niż budzą we mnie ciepłe uczucia. Trzeba jednak przyznać, że są postaciami bardzo realistycznymi i zachowują się autentycznie. Jeśli chodzi o Mata, Randa i Perrina to ten ostatni wysuwa się tutaj na prowadzenie i jego lubię najbardziej. Wątki z jego punktu widzenia połykałam w sekundę. Nie są to jednak moje ulubione postaci. Prym wiedzie tutaj cichy i mrukliwy Lan ze swoją tajemniczą przeszłością; osobliwy bard i tajemniczy Elyas. Ta trójka podbiła moje serce i uważam, że są najbardziej warci uwagi. Przynajmniej na razie.

Domyślam się, że jak to w przypadku pierwszych tomów bywa, kolejne części będą coraz bardziej nabierać rozpędu. Oko świata to tak naprawdę jeden BARDZO DŁUGI wstęp w historię walki ze złem. Klimatem jednak przypomniał mi książki fantasy, które wypożyczałam z biblioteki w podstawówce i wzbudziło to we mnie sentyment i szczęście tamtych prostych lat, w większości poświęconych na czytanie. Zatęskniłam za tą masą wolnego czasu, uznawaniem własnych potrzeb za ważne i zarwanymi nocami. Jak na obecne standardy uwinęłam się z pierwszym tomem Koła czasu dosyć szybko, jednak jeszcze rok temu zajęłoby mi to o połowę czasu mniej. Przyznam, że troszkę to boli, że nie mogę przeczytać takiej ilości opowieści, jakbym chciała, bo czas i Leon mi na to nie pozwalają. W innym wypadku byłabym już pewnie w połowie Wielkiego polowania.

Moim celem w czytelniczym życiu jest dożycie zakończenia Archiwum Burzowego Światła, przeczytanie Malzańskiej Księgi Poległych (kiedyś czytałam jakiś totalnie przypadkowy tom i bardzo mi się spodobał. Nic jednak z niego nie pamiętam) oraz od dzisiaj przeczytanie całego Koła czasu. Ciekawe, czy te dwa ostatnie cele zdążę zrealizować przed trzydziestką. Jeśli chodzi o Sandersona to do 2026 roku pojawią się może dwie kolejne części, jeśli dobrze pójdzie. Mam nadzieję, że pożyje on na tyle długo, by napisać wszystko to, co sobie zaplanował. Przyznam, że do lektury Koła czasu napędza mnie bardzo chęć przeczytania trzech ostatnich tomów. Ciekawa jestem, czy w historii wymyślonej przez Jordana będzie bardzo czuć styl i pomysły Brandona.

Nigdy nie można się poddawać. Jeżeli zrezygnujesz, równie dobrze możesz umrzeć.

Przyznam, że mam na półce kolejne dwa tomy jeszcze w starym wydaniu i mam nadzieję szybko uporać się z egzemplarzami recenzenckimi - czerwiec jest dla mnie bardzo udany czytelniczo - i w lipcu pochłonąć Wielkie polowanie. Będę też czekać na wznowienie drugiej części, bo wydanie od Zysku jest przepiękne i już widzę oczami wyobraźni, jak będą prezentować się wszystkie na półce. Koło czasu to klasyka fantasy i nie wyobrażam sobie, by porządny fan ją pominął. Czuję jednak, że nie każdy będzie zadowolony. Akcja w Oku świata nie pędzi na łeb na szyję i idzie swoim tempem, więc potrzeba dużo cierpliwości by na początku nie porzucić lektury. Kiedy jednak człowiek się wciągnie... Ja przepadłam. Świat stworzony przez Jordana jest przerażający, ale bardzo chciałabym się w nim znaleźć. Chociaż na chwilkę.

★★★★★★★★★★

814 // Oko świata // Robert Jordan // The Eye of the World // Katarzyna Karłowska // Koło czasu // tom 1 // 22 kwietnia 2019 // 956 stron // Wydawnictwo Zysk // 59,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

Minirecenzja tutaj 👇

Wyświetl ten post na Instagramie.

Powiem Wam, że sięgnęłam po #eyeoftheworld tylko dlatego, że przeczytałam już wszystko, co wyszło w Polsce spod pióra Sandersona, a wiem, że po śmierci Jordana to on przejął pisanie tego cyklu. 🤭 Powód być może marny, ale już od pierwszych stron - no dobra, trochę kłamię. Od pierwszego rozdziału. Prolog był jak dla mnie mocno pogmatwany - zakochałam się. Od razu przypomniały mi się książki, które czytałam za dzieciaka z działu fantasy w bibliotece i już wiedziałam, że nie odpuszczę i wszystkie tomy #thewheeloftime przeczytam. Odniosłam wrażenie, że to NAPRAWDĘ DŁUGI wstęp do całej historii i już nie mogę się doczekać, aż pojawi się wznowienie drugiego tomu. Mam nadzieję, że pojawi się tam Lan - mój ulubiony bohater, zaraz obok Elyasa - i wszystko jeszcze bardziej się rozwinie. Jordan pokazał, że to kobiety mają najwiecej do powiedzenia i - cytując Oko świata - czasami nawet bohaterowie giną. ——————————————————— #bookstagram #book #książka #booklover #czytambolubie #czytam #bookstagrampl #books #bookworm #reading #książki #instabook #bookish #czytaniejestsexy #bookstagramtopasja #bookaddict #czytambolubię #bookstagrammer #takczytam #igreads #bookaholic #kochamczytać #bookphotography #booknerd #polishbookstagram #ksiazki
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

czerwca 06, 2019

JAGA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

JAGA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

czerwca 06, 2019

JAGA // KATARZYNA BERENIKA MISZCZUK

Kwiat paproci to jedna z moich najukochańszych serii na świecie. Nie zawiódł mnie ani jeden tom, ale do Jagi podeszłam ostrożnie. Nie przepadam za prequelami i książkami tego typu, ale za bardzo lubię tę autorkę by sobie cokolwiek od niej odpuścić. Początkowo zdziwił mnie fakt, że Jaga zaczyna się od wizyty w domu Gosi. Już samo to powinno dać do myślenia i nie powinno się nazywać tej części prequelem, a dodatkiem, który się czyta po Przesileniu. Wizyta w chatce młodej szeptuchy jest krótka, ale co nieco spojleruje. 

Jaga postanowiła co nieco opowiedzieć o swoich początkach jako szeptuchy. Jej start wcale nie był łatwy i przyjemny, chociaż odziedziczyła chatkę po swojej babci, która była we wsi bardzo szanowana. Nikt nie ma jednak zaufania do młodej dziewczyny prosto po studiach, która nawet nie odbyła praktyk u babci, która zmarła niedługo przed przyjazdem Jarogniewy. Zastaje ona dom w okropnym stanie. Wszystko zostało splądrowane. Zostało tylko to, czego nie dało się wynieść. Swoją przygodę z szeptuchowaniem zaczyna od rzucenia małej klątwy na złodziei. W końcu kogo jak kogo, ale szeptuchy okradać nie można. Szybko zaczyna żałować jednej nocy spędzonej z kapłanem i dostrzega powoli, że nie wszystkie opowieści to wymysł wyobraźni...

Nie wiem czy jest ktoś, kto nie lubi Jagi. Jej postać w Kwiecie paproci dodaje kolorytu i sprawia, że pojawia się tutaj słowiański duch. Jej charakter podbija serce już na samym początku, a Jaga jako młoda dziewczyna była jeszcze bardziej charyzmatyczna i nie pozwalała sobie w kaszę dmuchać. Gosia jako główna bohaterka sprawdza się wyśmienicie, ale to Jaga przyciąga wzrok, a po prequelu polubiłam ją jeszcze mocniej, o ile to możliwe.

Fabuła Jagi opiera się na przyjeździe dziewczyny do wsi i o początkach jej praktyki. Wielokrotnie bawiły mnie wtrącenia dotyczące mody w tamtych latach i spotkania z nadprzyrodzonymi istotami i pewnym bogiem. Niewyparzony język Jagi w kontaktach z nim zwalał mnie z nóg. Chciałabym być tak zmotywowana i pewna siebie jak ona. Nie da się ukryć, że nie ma tutaj jakiegoś specjalnie wyraźnego głównego wątku. Po prostu razem z Babą Jagą próbujemy zarabiać pieniądze i zwalczać wąpierze i inne takie. Mitologia słowiańska jest bardzo ciekawa i dziwię się, że praktycznie jej nie znamy, ucząc się o tej rzymskiej i greckiej. Skoro ministerstwo jest tak dobre w reformowaniu powinno troszkę zmienić program nauczania, zdecydowanie.

Pewnie nie powinno mnie dziwić, że Katarzyna Berenika Miszczuk trzyma poziom. Jaga jest równie dobra jak cały cykl i doskonale go uzupełnia. Z chęcią przeczytałabym jeszcze kontynuację zarówno losów Gosi jak i Baby Jagi. Miałam cichą  nadzieję, że związek z Mszczujem będzie tu opisany jeszcze w dalszym etapie, jednak muszę zadowolić się marnymi początkami. Mam takie wrażenie - podsycane nadzieją - że autorka zostawiła sobie tutaj drzwi otwarte i może jeszcze kiedyś dowiemy się o Babie Jadze jeszcze więcej.

Zwykle nie lubię jak autorzy rozwlekają serię na milion tomów, ale mam takie cykle, które mogą mieć ich trzydzieści, a ja i tak nie odpuszczę. Tak jest w przypadku Chyłki, Archiwum Burzowego Światła i właśnie Kwiatu paproci. Podziwiam autorkę, że zakończyła przygody Gosi w takim miejscu, ale widzę po Jadze, że sama zatęskniła do Bielin. Pani Autorko, proszę o więcej! Więcej humoru, więcej Jagi, więcej Gosi i ciąg dalszy tego wszystkiego! Bo jak tak można zakończyć coś tak dobrego? 

★★★★★★★★★☆

813 // Jaga // Katarzyna Berenika Miszczuk // Kwiat paproci // tom 0,5 (według mnie 5) // 15 maja 2019 // 416 stron // Wydawnictwo W.A.B. // 34,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!

Dowiedz się co u nas!

czerwca 01, 2019

CZERWCOWE ZAPOWIEDZI

CZERWCOWE ZAPOWIEDZI

czerwca 01, 2019

CZERWCOWE ZAPOWIEDZI

I już czerwiec. Nie mogę pojąć jak ten czas szybko leci. Każdy dzień wygląda podobnie i zlewa się w jedno, więc nic dziwnego. Planów na czerwiec nie mam żadnych - jak na razie nie zapowiada on się zbyt optymistycznie, więc obecnie chcę go tylko przeżyć. Książkowo też bez szału. Albo pojawił się przestój, albo ja mam coraz wyższe wymagania, skoro nie mogę poświęcić na czytanie tyle czasu, ile bym chciała. 

WYDAWNICTWO LITERACKIE

Przepełnione prostą życiową mądrością, przepięknie ilustrowane książeczki Arnolda Lobela, należące do klasyki amerykańskiej literatury dla najmłodszych, również w Polsce podbiły serca tysięcy małych czytelników. Do dobrze znanych im już Żabka, Ropucha, wielbłądzicy baletnicy i zakochanego strusia dołączają teraz uroczy mysi bohaterowie. Tata Mysz lubi spokojne wieczory. Przebrał się już w szlafrok, założył kapcie i odpoczywa, obserwując padający za oknem śnieg. Ale jego siedmiu synków jeszcze nie śpi. Wiercą się w łóżku, chichoczą i domagają się bajki na dobranoc. Tata Mysz postanawia opowiedzieć po jednej dla każdego mysiego smyka.
Premiera: 05 czerwca 2019

WYDAWNICTWO ZYSK

Optymistyczna i poruszająca opowieść o przebaczeniu, zgodzie i miłości autora bestsellerowych Wtorków z Morriem i Zaklinacza czasu.

Eddie jest starszym człowiekiem, który przez niemal całe swoje życie pracował w obsłudze technicznej wesołego miasteczka na brzegu oceanu. Gdy pewnego dnia dochodzi do awarii, Eddie ginie, ratując małą dziewczynkę i dostaje się do nieba. Spotyka tam pięć osób, które w różnych okresach wpłynęły na jego życie. Każda z nich nauczy go jednej rzeczy, która pomoże mu zrozumieć sens jego życia i pogodzić się ze sobą.
Premiera: 04 czerwca 2019

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger