grudnia 11, 2019

DLACZEGO PAPIEROWE MIASTA PRZESTAJĄ ISTNIEĆ? + CYKL DEMONICZNY

Jeśli zaglądacie tutaj jeszcze w miarę regularnie na pewno zauważyliście, że prawie miesiąc nas tutaj nie było. Powodów takiego obrotu spraw jest kilka. Nie będę Was okłamywać zastojem czytelniczym, a prosto z mostu powiem, że chodzi tutaj o zwyczajny brak motywacji, brak odbioru. Blogi powoli odchodzą do lamusa - oczywiście nie te ogromne, które przypominają już bardziej portale internetowe niż zwykłe blogi - odbiór jest minimalny (porównując tu statystyki sprzed powiedzmy trzech lat do teraz mamy tutaj różnicę wielkości kilku tysięcy). Instagram jest teraz portalem, gdzie poszukuje się opinii o książkach. Przez ten miesiąc zastanawiałam się nad przyszłością tego bloga, próbowałam swoich sił na Instagramie. Nie wyszło. Dobrze mi było bez pisania, jednak - po co ukrywać - lubię stały dostęp do książek, jaki oferują współprace i nie wyobrażam sobie, że miałabym takie ilości kupować. Sytuacja patowa.

Przez ten miesiąc udało mi się sporo przeczytać, sporo nadrobić. Zakochałam się w książkach Petera V. Bretta i poświęciłam im trochę czasu. Jestem w trakcie czytania części drugiej tomu trzeciego. Zdecydowanie dzielenie każdego tomu na dwie księgi jest głupotą, jednak skoro tak został ten cykl wydany pozostaje mi to zaakceptować. Od czasu poznania Sandersona nic mnie tak nie zainteresowało i nie wciągnęło. Przeżywam każde wydarzenie mocniej niż obecnie własne życie i nie wyobrażam sobie, że kiedyś żyłam bez wiedzy o istnieniu Cyklu demonicznego.

Zaszczuta i zdziesiątkowana ludzkość przeklina noc. Z każdym zmierzchem, w oparach mgły, nadchodzą opętane żądzą mordu bestie. Przerażeni ludzie chronią się za magicznymi runami. Usiłują wymodlić dla siebie i najbliższych kolejny dzień życia. Rzeź ustaje bladym świtem, gdy światło zapędza demony z powrotem w Otchłań.

Rosną odległości między pustoszejącymi osadami. Wydaje się, że nikt ani nic nie zdoła powstrzymać otchłańców, kładąc tym samym kres zagładzie. W tym dogorywającym świecie dorasta troje młodych ludzi. Bohaterski Arlen, przekonany, że większym od nocnego zła przekleństwem jest strach przepełniający ludzkie serca. Leesha - jej życie zrujnowało jedno proste kłamstwo - nowicjuszka u starej zielarki, bardziej chyba przerażającej od krwiożerczych potworów. I Rojer, którego los na zawsze odmienił wędrowny minstrel, wygrywając mu na skrzypkach skoczną melodię.

Tych troje ma coś wspólnego - są uparci i przeczuwają, że prawda o świecie nie kończy się na tym, co im powiedziano. Czy odważą się jej poszukać, opuszczając chroniony runami azyl?

Udało mi się wciągnąć w tę historię już od samego początku, co zdarza się bardzo rzadko. Teraz - myśląc o wydarzeniach z Wojny w blasku dnia - jestem w szoku, ile się zmieniło w bohaterach i jeszcze bardziej doceniam ten cykl. Początkowo mamy do czynienia z - nie ma co ukrywać - dziećmi. Arlen i Leesha i Rojer są dla siebie całkiem obcymi ludźmi, pochodzą z innych wsi, a każdego z nich los skrzywdził w inny sposób. Początkowo losy Arlena były moimi ulubionymi, acz ostatecznie to Leesha została moją ulubienicą. Przez kolejne tomy jej pozycja w moim serduszku dalej była mocna, lecz inni też zyskali na znaczeniu. To, jak oni się rozwijają, przypomina mi wszystkie książki Brandona Sandersona i jestem zakochana. A poczekajcie, aż pojawi się Jardir...

Widać, że autor wzorował się na wojnach między Islamem a Chrześcijaństwem i wyszło mu to genialnie. W kolejnych częściach widać to bardzo mocno i jestem naprawdę ciekawa, jak Brett to wszystko zakończy. Miałam cichą nadzieję, że uda mi się przeczytać wszystko jeszcze w tym roku, ale muszę wygrzebać się z egzemplarzy recenzenckich, które mi zalegają i zakończyć swoją przygodę z blogowaniem...

Fabuła raz zwalnia, raz pędzi na łeb na szyję i ciężko jest się oderwać od lektury. O ile jeszcze Malowany człowiek nie był AŻ TAK wciągający, to już następne tomy sprawiają, że nie można przestać o nich myśleć i w ten sposób jestem dużo dalej w tej historii, niż oczekiwałam. Kusi mnie jednak jeszcze skończyć w tym roku całą serię Szklanego tronu i mam lekkie zaległości, więc Brett będzie musiał trochę poczekać... Mimo to polecam Wam zdecydowanie po Bretta sięgnąć. Nie dorównał Brandonowi Sandersonowi, ale dużo mu nie brakuje.

★★★★★★★★★★

1 komentarz:

  1. Kochana nie rezygnuj z pisania. Zobacz na mnie, ja mam ciągłe wzloty i upadki, dodatkowo kilkuletnią przerwę w blogowaniu i powróciłam :D Mój instagram też nie jest duży, bo mam niecałe 400 obserwatorów, ale bawię się w to, bo dzięki temu poznałam wiele ciekawych osób, zwłaszcza Ciebie! :*

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger