Mamy dopiero styczeń, ale już kusi mnie stwierdzenie, że będzie to jedno z największych zaskoczeń tego roku. Sama nie wiem, co mnie zaintrygowało w tej książce, ale gdy dotarł do mnie egzemplarz recenzencki byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona. Wręcz miałam ochotę bić głową w ścianę, tak bardzo nie chciało mi się Nienauczalnych czytać. Więc zrobiłam to co zawsze w takiej sytuacji. Wzięłam się za nią w pierwszej kolejności, by mieć to szybko za sobą. Nawet nie zorientowałam się, że tak bardzo się w nią wciągnęłam, że przeczytałam ją dosłownie na raz.
Co zrobić, kiedy jesteś nastolatką, a życie rzuca cię znienacka ze słonecznej Kalifornii wprost do zaściankowego Greenwich? Wokół zero znajomych twarzy, a jako opieka – Macoszydło, które „i tak ogarnia więcej niż ojciec”. Generalnie niewesoło...
Kiana postanawia jednak traktować tę sytuację jako przejściową. Za kilka tygodni mama skończy zdjęcia do filmu w Utah i obydwie wrócą do domu. Na razie trzeba po prostu przezimować. A jednak wszystko się sypie, już pierwszego dnia... Najpierw Macoszydło odjeżdża z piskiem opon sprzed nowej szkoły, zostawiając dziewczynę samą na pastwę systemu edukacji, a chwilę później na szkolnym parkingu niemal miażdży ją swoim pick-upem niejaki Parker Elias.
I tak zbieg okoliczności sprawia, że Kiana ląduje w niecodziennej, zapomnianej przez szkołę i nauczycieli klasie, odizolowanej od świata i reszty uczniów, w sali numer 117. Mówią o nich Nienauczalni. Ale czy tak jest naprawdę? Jakie tajemnice skrywają te z pozoru niezdyscyplinowane dzieciaki? I dlaczego pan Zachary Kermit został zesłany jako nauczyciel do tej klasy wyrzutków na rok przed wcześniejszą emeryturą? Czy takie zestawienie nie okaże się przypadkiem mieszanką wybuchową?
Zabawna i zarazem ciepła opowieść o nadzwyczajnych uczniach i niezwykłym nauczycielu. Znajdziecie tu wszystko – zawistnych kolegów, mściwego dyrektora, zgorzkniałego mistrza, który powraca w glorii chwały, i grupę nietuzinkowych dzieciaków, indywidualistów, którzy nie boją się wypowiedzieć wojny skostniałemu systemowi.
Początkowo myślałam, że to będzie jedna z tych młodzieżówek, które się szybko czyta, tu jakiś romansik, tam kolejny i książka skończona. Główni bohaterowie - z wyjątkiem pana Kermita - mają po czternaście lat. Jest to wiek, który w dzisiejszych czasach nie podpada już pod kategorie starsze dziecko, a raczej młody dorosły. Bóg jeden wie, co osoby w tym wieku wyprawiają. Tutaj autor jednak nie wsadził w ciała czternastolatków starszych umysłów, tylko wręcz stworzył osoby bardzo niedojrzałe. Oni nie wyrośli jeszcze z bycia dziećmi. Przypomniało mi to czasy kiedy sama miałam tyle lat, alkohol oglądałam tylko z daleka, do dyskotek i całonocnych imprez było mi daleko. Raczej współczesne nastolatki nie odnajdą w Nienauczalnych siebie.
Najbardziej polubiłam Kianę, gdyż to właśnie ona jest naszą pierwszą narratorką, więc z automatu uznałam ją za główną bohaterkę. Mylnie. To cała klasa Nienauczalnych wraz z ich nauczycielem pełnią tutaj główne role. Każdy z tych uczniów - właśnie za wyjątkiem Kiany - trafił tam bo po prostu nigdzie indziej nie pasował. Bycie kimś, kto myśli nieszablonowo i jest nietuzinkową osobowością uznane jest w tej szkole za coś złego, czego trzeba szybko się pozbyć, najlepiej jak najmniejszym kosztem. Edukacja tych uczniów jest nieistotna, bo przecież nie są w stanie się niczego nauczyć, nic nie osiągną. Jest to mało prawdopodobne, by któraś placówka pozwoliła sobie na takie zaniedbanie, a jednak prawie w każdej klasie taka osoba jest i po prostu pomaga się jej przechodzić z klasy do klasy, by się jej pozbyć. Nie patrząc na jej potrzeby.
Parker ma problemy z czytaniem, prawdopodobnie cierpi na dyslekcję. Żaden z jego wcześniejszych nauczycieli tego nie dostrzegł. Aldo ma problemy z kontrolowaniem emocji, Elly trafiła do Nienauczalnych przez głupie plotki, a były członek szkolnej drużyny z powodu kontuzji - nagle brakło dla niego miejsca w szkole. Mamy też prawdziwego artystę i chłopaka, który po prostu nie może spać w nocy, więc przesypia większe części dnia. Ta grupka to normalne dzieciaki z problemami, które łatwo rozwiązać. I naprawdę łatwo ich polubić, gdy już się ich pozna.
Nie mam za złe Kermitowi za jego stosunek do nauczania Nienauczalnych. On jest kolejną pokrzywdzoną osobą, która cierpi od wielu lat nie ze swojej winy. Pewnie w rzeczywistości nigdy wina nie spadłaby na nauczyciela, ale jestem w stanie zrozumieć to, co się za Kermitem ciągnęło. Trafił w miejsce, gdzie znowu mógł odnaleźć w sobie miłość do nauczania. Ta przemiana zarówno jego jak i uczniów naprawdę mi się spodobała. Nie mogłam się od czytania oderwać. Autor każdy rozdział napisał z innej perspektywy i wchodzimy w umysł ich wszystkich. Ciężko jest stworzyć kilka dobrych postaci, które nie wydają się być płaskie i które są realne, ale Gordonowi Kormanowi się to udało. Każdy bohater ma w sobie prawdziwą duszę.
Trochę żałuję, że miałam do tej książki tak złe nastawienie, ale dzięki temu zaskoczyłam się bardzo pozytywnie. Szkoda, że i tak dużo osób po Nienauczalnych nie sięgnie myśląc pewnie to co ja wcześniej. Okładka również nie zachęca i przypomina jakąś lekturę, więc nie wróżę tej książce zbytniego sukcesu, a jest naprawdę bardzo dobra i zostanie mi w głowie jeszcze na długo.
★★★★★★★☆☆☆
Nienauczalni / Gordon Korman / The Unteachables / Łukasz Małecki / 29 stycznia 2020 / 320 stron / Wydawnictwo Literackie / 34,90 zł
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?