Jakiś czas temu miałam możliwość przejrzeć większość angielskich wydań książeczek dla dzieci Hervé Tulleta. Byłam zachwycona, mimo mojego wieku. Przez głowę przeszła mi myśl, że chciałabym kilka posiadać, jednak cena tych zagranicznych edycji jest po prostu - według mnie - za wysoka, jak na objętość i zawartość tych książek. Chociaż ta świecąca w ciemności bardzo mocno mnie kusiła... Kiedy dowiedziałam się o polskiej premierze pięciu pozycji z tej serii, skakałam z radości.
Co jest takiego niezwykłego w książeczkach Hervé Tulleta, że zaintrygowały mnie, prawie dwudziestojednoletnią osobę? Autor nie pisze historii, które się czyta, a później odkłada na półkę. Nie tworzy ilustracji, które się obejrzy i za chwilę o nich zapomni, bo pojawią się ładniejsze. Hervé Tullet wymyśla książki, które równocześnie uczą i bawią - nie tylko dzieciaki. Można je z całą pewnością nazwać interaktywnymi. Zabawa w oczka to tak prosty projekt, że dziwi mnie fakt, że na rynku książeczek dziecięcych nie ma ich mnóstwo. Czytelnik może tutaj zmieniać się w kota, kosmitę, chłopca, dziewczynkę czy też robota przez zwykłe przyłożenie Zabawy w oczka do twarzy. Ilustracje w środku są bardzo żywe, pobudzające wyobraźnię. Na pewno szybko się nie znudzą, a bawić się tym może naprawdę każdy.
Na podobnej zasadzie działa Paluszkowa olimpiada. Rysujemy oczka i uśmieszek na paluszku dziecka i pozwalamy mu wziąć udział w kilku sportowych konkurencjach, gdzie jego palec musi się wykazać. Można skakać na trampolinie, skakać wzwyż czy podnosić ciężary, żeby na końcu dowiedzieć się, jakimi wspaniałymi mistrzami jesteśmy. Koniec końców trzeba dzieciom podnosić samoocenę i pewność siebie, a ta książeczka to wspaniały pomysł na to. Przyznam, że sama się trochę tutaj pobawiłam i daję Wam gwarancję, że warto. Nawet ja poczułam się lepiej wygrywając te wszystkie zawody.
Moim ulubieńcem została Gra cieni, co w sumie ani trochę mnie nie dziwi. Jest to cała czarna książeczka, w której każda strona została wycięta w taki sposób, że rzuca na ścianę cienie. Nie takie proste, typu szczekający piesek, a takie, które pozwalają odpowiedzieć na pytania, które są zadane obok każdego szablonu. Zdecydowanie najbardziej podoba mi się samotny wilk.
Ruszaj w drogę to pozycja bardzo prosta w obsłudze. Zamykamy oczy, kładziemy palec na welurowej linii i podążamy do przodu. Droga wiedzie w różne strony, zapętla się i zakręca w niespodziewanych momentach. Możliwości jest bardzo dużo, więc za każdym razem coś można wybrać innego, a podróż będzie przebiegać całkiem inaczej. W środku znajdujemy instrukcję postępowania i wyłącznie zielone linie, więc sama nie wiem, czy to książka, czy po prostu przenośna gra-zabawka dla dzieci. Tak czy inaczej Hervé Tullet to skarbnica pomysłów.
Ostatnia książeczka, którą mam, również niesamowicie mi się podoba. Nazywa się Znajdź różnice i jest ich naprawdę ogromna ilość. A na dodatek nie dostajemy rozwiązań, więc nie wiemy, czy znaleźliśmy już wszystkie różnice, czy nie. Można ćwiczyć spostrzegawczość, można bawić się z dzieckiem a nawet ze znajomymi. Tutaj już w ogóle nie ma ograniczeń wiekowych i wcale nie jest tak łatwo, jak mogłoby się wydawać biorąc pod uwagę do jakich odbiorców Hervé Tullet kieruje swoje książki.
Chociaż na każdej z tych książeczek stwierdzono, że dzieci poniżej trzeciego roku życia nie powinny mieć styczności z nimi uważam, że to spora głupota. Młodsze również dobrze będą się bawiły podczas czytania z rodzicami i krzywda im się nie stanie. Przecież niekoniecznie trzeba zostawiać swoją pociechę z Hervé Tulletem w samotności i drżeć ze strachu, że zadławi się kawałkiem tego twardego materiału (plastiku?), z którego owe pozycje są zrobione. Według mnie już nawet roczne dziecko może miło spędzać czas z rodzicami, a przy okazji się rozwijać.
Wiedziałam już wcześniej, że Hervé Tullet to nazwisko, które warto znać i pamiętać, jednak okazało się, że to jeszcze lepsze, niż myślałam. Odłożyłam te pięć książeczek na półkę i jeśli kiedyś doczekam się potomstwa wylądują one w jego biblioteczce. Mam też nadzieję, że pojawią się u nas jeszcze kolejne tytuły, bo jestem bardzo ciekawa, co też ten Tullet jeszcze wymyślił.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjne)
Za książeczki bardzo dziękuję wydawnictwu Insignis!
Nie wydaje mi sie żebym kiedykolwiek miała okazję zapoznać się z tymi pozycjami, lecz pomimo tego warto jest wiedziec, że takie coś istnieje.
OdpowiedzUsuńZawsze to dobry pomysł na prezent dla jakiegoś malucha :D
UsuńMój Jaś aktualnie uwielbia takie książki z dziurami, w które można wsadzić paluszki, więc byłby zachwycony. :)
OdpowiedzUsuńTo polecam bardzo :D
Usuńmyślisz że nasze dzieci będą się przy tym dobrze bawić?
OdpowiedzUsuńPowinny. O ile tatuś będzie miał czas im poczytać.
Usuń