I już koniec czerwca. Ten czas zdecydowanie za szybko leci. Czerwiec to mój zdecydowanie ulubiony miesiąc, mimo tego, że mam wtedy urodziny i zawsze jest to najgorszy dzień w roku. Planów czytelniczych nie udało mi się do końca zrealizować, ale jak na jeżdżenie między Krakowem, Bieszczadami i pobyt w Warszawie to udało mi się przeczytać naprawdę dużo. A co ważniejsze: większość tych książek to coś niesamowitego. Miłe odbicie się od czytelniczego dna. Dodatkowo skończyło mi się też miejsce na półkach. Tak już naprawdę, ani jedna się nie wciśnie. Gorzej, że na nowe regały też już miejsca nie mam. Tonę w książkach! Najwyższy czas szukać męża z dużym metrażem. To będzie plan na lipiec.
Czerwiec zaczęłam od cudownej i niezastąpionej Szeptuchy. Nie da się ukryć, że to jedna z lepszych książek tego miesiąca. Nie wytrzymałam i przeczytałam również Noc Kupały oraz Żercę. Cały cykl Kwiat paproci szczerze Wam polecam i nie mogę już doczekać się kontynuacji. Tak bardzo chcę już ją przeczytać! Katarzyna Berenika Miszczuk pisze książki niesamowite, które na długo zostają w pamięci. Następnie zabrałam się za dwie pozycje z wyzwania czytelniczego Rory Gilmore. 451 stopni Fahrenheita od razu podbiła moje serce. Ray Bradbury napisał książkę ponadczasową tak bardzo, że wcale nie dziwi mnie fakt, jak ciężko dostać ją na polskim rynku i po jakich kosmicznych cenach chodzi. Na szczęście w planach MAGa pojawiło się wznowienie, więc kiedyś będę mogła postawić tę perełkę na swojej półce nie wydając na nią majątku.
Drugą książką z wyzwania jest Kto zabrał mój ser?, czyli pozycja mająca zmotywować do zmiany swojego życia i sposobu myślenia. Jest to chyba już klasyk w tym gatunku i całkiem mi się podobała, chociaż nie wprowadziłam owych zasad w życie. Chyba jeszcze nie jestem gotowa na coś takiego. Kiedyś pewnie do tej książki wrócę i postaram się coś zmienić.
Podczytuję sobie również Conana Barbarzyńcę. Mam zbiorcze wydanie, więc przeczytałam na razie tylko cztery opowiadania, bo ta książka jest bardzo nieporęczna. To takie bardzo typowe fantasy i naprawdę mi się podoba, chociaż moja edycja opowieści jest trochę nie po kolei i tak rozrzuca mnie po różnych latach życia Conana, ignorując jakąkolwiek chronologię. No cóż. Może tak po prostu miało być. Planem na wakacje jest skończyć ten zbiór, więc mam nadzieję, że w lipcu przeczytam trochę większą część Conana.
W czerwcu postanowiłam powtórzyć sobie też niektóre książki z tych wcześniej już czytanych. W ten sposób przeczytałam Koralinę, dwa pierwsze tomy serii o Wiktorii Biankowskiej oraz książkę, którą czytałam mnóstwo razy w dzieciństwie: Artemisa Fowla. Rzadko kiedy odważam się czytać coś po raz kolejny. Zwykle nie czuję już tego czegoś i tak było też w przypadku Ja, diablicy oraz Ja, anielicy. Ten cykl nie dorównuje poziomem Kwiatowi paproci, jednak budzi we mnie miłe wspomnienia, więc w lipcu odświeżę sobie również zakończenie tej trylogii.
Zabrałam się też - w końcu! - za Jeden dzień Iwana Denisowicza, czyli kolejną pozycję z wyzwania Rory. Była to naprawdę niesamowita lektura i chociaż nie czyta się jej za szybko - chociaż jest bardzo krótka - to tematyka sprawia, że człowiek nie jest w stanie przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Nawet jeśli nie macie zamiaru czytać książek z tego wyzwania i tak bardzo, bardzo, bardzo polecam Wam tę. Gdybym mogła zapomniałabym o czym jest, żeby przeczytać ją ponownie i jeszcze raz przeżyć to wszystko. Udało mi się też w końcu przeczytać Kości skryby. Wiem, że dziwnie to brzmi, bo Sandersona pożerałam zwykle na raz, jednak tutaj coś nie pykło i nie mogłam się wgryźć w ten specyficzny humor Alcatraza. Mimo to jak zwykle jestem zadowolona z lektury. Koniec końców to Sanderson!
Przeczytałam też dwie książki, których recenzji na pewno nie będzie. Mam tu na myśli Lassie, wróć! oraz Śniadanie u Tiffany'ego, czyli te pozycje, które były na mojej prywatnej liście do przeczytania oraz w planach na wakacje. Obie te książki są naprawdę świetnie, szczególnie ta druga, która podbiła moje serce już na samym początku. W lipcu planuję jeszcze pooglądać ekranizacje obu tych perełek. Czerwiec skończyłam lekturą książki Wiecznie głodny?, która okazała się być czymś świetnym. Planowałam wprowadzić tę dietę w życie już w piątek, jednak wyjście z domu pokrzyżowało mi plany. I takim sposobem pierwsze trzy dni lipca i ten ostatni czerwca okazały się całkiem jałowe czytelniczo, jednak ja niedługo pozbędę się alkoholu z organizmu i z nową energią powrócę do czytania.
W lipcu nie ma zbyt dużo premier, które mnie interesują. I dzięki Bogu! Nie wiem, jakbym sobie miała poradzić z moimi własnymi planami, jeśli jeszcze pojawiałoby się mnóstwo nowości. Z takim tempem czytania to ja do końca roku się nie wyrobię z tym wszystkim...
Czerwiec zaczęłam od cudownej i niezastąpionej Szeptuchy. Nie da się ukryć, że to jedna z lepszych książek tego miesiąca. Nie wytrzymałam i przeczytałam również Noc Kupały oraz Żercę. Cały cykl Kwiat paproci szczerze Wam polecam i nie mogę już doczekać się kontynuacji. Tak bardzo chcę już ją przeczytać! Katarzyna Berenika Miszczuk pisze książki niesamowite, które na długo zostają w pamięci. Następnie zabrałam się za dwie pozycje z wyzwania czytelniczego Rory Gilmore. 451 stopni Fahrenheita od razu podbiła moje serce. Ray Bradbury napisał książkę ponadczasową tak bardzo, że wcale nie dziwi mnie fakt, jak ciężko dostać ją na polskim rynku i po jakich kosmicznych cenach chodzi. Na szczęście w planach MAGa pojawiło się wznowienie, więc kiedyś będę mogła postawić tę perełkę na swojej półce nie wydając na nią majątku.
Drugą książką z wyzwania jest Kto zabrał mój ser?, czyli pozycja mająca zmotywować do zmiany swojego życia i sposobu myślenia. Jest to chyba już klasyk w tym gatunku i całkiem mi się podobała, chociaż nie wprowadziłam owych zasad w życie. Chyba jeszcze nie jestem gotowa na coś takiego. Kiedyś pewnie do tej książki wrócę i postaram się coś zmienić.
Podczytuję sobie również Conana Barbarzyńcę. Mam zbiorcze wydanie, więc przeczytałam na razie tylko cztery opowiadania, bo ta książka jest bardzo nieporęczna. To takie bardzo typowe fantasy i naprawdę mi się podoba, chociaż moja edycja opowieści jest trochę nie po kolei i tak rozrzuca mnie po różnych latach życia Conana, ignorując jakąkolwiek chronologię. No cóż. Może tak po prostu miało być. Planem na wakacje jest skończyć ten zbiór, więc mam nadzieję, że w lipcu przeczytam trochę większą część Conana.
W czerwcu postanowiłam powtórzyć sobie też niektóre książki z tych wcześniej już czytanych. W ten sposób przeczytałam Koralinę, dwa pierwsze tomy serii o Wiktorii Biankowskiej oraz książkę, którą czytałam mnóstwo razy w dzieciństwie: Artemisa Fowla. Rzadko kiedy odważam się czytać coś po raz kolejny. Zwykle nie czuję już tego czegoś i tak było też w przypadku Ja, diablicy oraz Ja, anielicy. Ten cykl nie dorównuje poziomem Kwiatowi paproci, jednak budzi we mnie miłe wspomnienia, więc w lipcu odświeżę sobie również zakończenie tej trylogii.
Zabrałam się też - w końcu! - za Jeden dzień Iwana Denisowicza, czyli kolejną pozycję z wyzwania Rory. Była to naprawdę niesamowita lektura i chociaż nie czyta się jej za szybko - chociaż jest bardzo krótka - to tematyka sprawia, że człowiek nie jest w stanie przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Nawet jeśli nie macie zamiaru czytać książek z tego wyzwania i tak bardzo, bardzo, bardzo polecam Wam tę. Gdybym mogła zapomniałabym o czym jest, żeby przeczytać ją ponownie i jeszcze raz przeżyć to wszystko. Udało mi się też w końcu przeczytać Kości skryby. Wiem, że dziwnie to brzmi, bo Sandersona pożerałam zwykle na raz, jednak tutaj coś nie pykło i nie mogłam się wgryźć w ten specyficzny humor Alcatraza. Mimo to jak zwykle jestem zadowolona z lektury. Koniec końców to Sanderson!
Przeczytałam też dwie książki, których recenzji na pewno nie będzie. Mam tu na myśli Lassie, wróć! oraz Śniadanie u Tiffany'ego, czyli te pozycje, które były na mojej prywatnej liście do przeczytania oraz w planach na wakacje. Obie te książki są naprawdę świetnie, szczególnie ta druga, która podbiła moje serce już na samym początku. W lipcu planuję jeszcze pooglądać ekranizacje obu tych perełek. Czerwiec skończyłam lekturą książki Wiecznie głodny?, która okazała się być czymś świetnym. Planowałam wprowadzić tę dietę w życie już w piątek, jednak wyjście z domu pokrzyżowało mi plany. I takim sposobem pierwsze trzy dni lipca i ten ostatni czerwca okazały się całkiem jałowe czytelniczo, jednak ja niedługo pozbędę się alkoholu z organizmu i z nową energią powrócę do czytania.
W lipcu nie ma zbyt dużo premier, które mnie interesują. I dzięki Bogu! Nie wiem, jakbym sobie miała poradzić z moimi własnymi planami, jeśli jeszcze pojawiałoby się mnóstwo nowości. Z takim tempem czytania to ja do końca roku się nie wyrobię z tym wszystkim...
WYDAWNICTWO CZWARTA STRONA
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego. Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera. Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami? I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną? Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.
Premiera: 19 lipca 2017
WYDAWNICTWO AKURAT
Apokaliptyczny thriller, który każdemu zmrozi krew w żyłach. W wyniku niewytłumaczalnej awarii luksusowy wycieczkowiec traci kontakt ze światem. Na dryfującym statku dochodzi do kolejnych, coraz groźniejszych wydarzeń. Giną pasażerowie i członkowie załogi, a dzieła zniszczenia dopełnia tropikalny sztorm. Przywództwo nad garstką ocalonych obejmuje kobieta obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, ale czy to wystarczy, żeby uratować garstkę niedobitków? I czy ocalenie w ogóle jest możliwe?
Premiera: 26 lipca 2017
WYDAWNICTWO SQN
Książka Moja Lady Jane autorstwa Cynthii Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows to jedyna w swoim rodzaju opowieść fantasy osadzona w tradycji ustanowionej przez Narzeczoną dla księcia Williama Goldmana, której bohaterami są król niespecjalnie garnący się do królowania, jeszcze mniej garnąca się królowa i szlachetny rumak, a która nie grzeszy przesadnie nabożnym szacunkiem dla źródeł historycznych. Bo czasem nawet historii trzeba nieco pomóc. Szesnastoletnia Lady Jane Grey, mająca niebawem wyjść za zupełnie obcego mężczyznę, wplątuje się w konspirację, celem której jest obalenie jej kuzyna, króla Edwarda. Ale Jane nie zawraca sobie głowy takimi błahostkami, skoro ma niebawem zostać królową Anglii.
Premiera: 19 lipca 2017
Naprawdę będzie wznowienie "451 stopni Fahrenheita"?! :O Przeczytałam tę książkę kilka lat temu, ale nie mam swojego egzemplarza, bo trudno właśnie to gdziekolwiek dostać. Uwielbiam ją, jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Chętnie dołączę ją do swojej biblioteczki, jak już MAG ją wyda. :D
OdpowiedzUsuńGratuluję czytelniczych wyników, zwłaszcza że były to dobre książki. :D No i życzę powodzenia w szukaniu męża z miejscem na książki! :D Ja muszę jakoś inaczej ułożyć swoje, bo też już krucho z miejscem, ale jak się pobawię w tetrisa, to jeszcze coś się upchnie. :D Zaczytanego lipca! <3
Powiedzieli o tym na forum, więc nic tylko czekać :D
UsuńDziękuję :D U mnie to już nie wejdzie na półki nic :o
Z zapowiedzi najbardziej interesuje mnie książka pt "Dzień czwarty".
OdpowiedzUsuńOj, mnie też! Ta autorka już raz mnie pozytywnie zaskoczyła :D
Usuń
OdpowiedzUsuńI widzisz, jednak ten czerwiec lepszy niż poprzedni miesiąc. :) Wiele się wydarzyło dobrego i ciekawe i super. To teraz słoneczny, jeszcze lepszy lipiec przed nami. ;)
Tego Mroza przeczytam, ale prawdę powiedziawszy jestem sceptycznie nastawiony, że mnie horrorem ruszy. Najwyżej zjeba będzie. Ale jako fan grozy muszę to przeczytać. Popatrz jak się to zmienia, jeszcze niedawno pisałem, że następna najpewniej Kasacja, a tu była Enklawa, a teraz Czarna Madonna. Mróz to Mróz.
PS: Szukaj męża z dużym metrażem i niech najlepiej ma siostrę też z dużym metrażem, to bym się z nią poznał - i dwie pieczenie na jednym ogniu. :D
Lipiec na pewno pod względem czytelniczym będzie gorszy, bo nic w domu nie siedzę :D
UsuńJa też się trochę obawiam nowego Mroza - nie przepadam za horrorami i tak się waham trochę. No ale Mróz to Mróz :D
PS. I bylibyśmy rodziną :D Same plusy ;p
Również mam problem z miejscem na książki :/ Już nigdzie nie wcisnę regału - nawet wiszącej półki. Jakieś 3 miesiące tomu skusiłam się na tak zwane 'niewidzialne półki', ale coś za szybko się zapełniły i już nie mam pomysłu. Ciężkie jest życie książkoholika ;)
OdpowiedzUsuńKości skryby planuję na lipiec i wierze, że nie będę miała problemu z tym specyficznym humorem, bo w końcu pierwszy tom był pod tym względem świetny :)
Z nowości tym razem nic dla mnie.
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
U mnie też ani półeczki już się nie da wcisnąć :o
UsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :D
Trzymamy kciuki za to, by jak najszybciej udało Ci się znaleźć męża z ogromną biblioteką! ;) Całkiem niezła lista z czerwca - "451 stopni Fahrenheita" to kapitalna książka, ale i pozostałe tytuły są świetne. Jeśli chodzi o lipiec to przyłączamy się do poleceń nowej książki Mroza - tym razem nieco bawi się gatunkiem, ale zdecydowanie warto! :) Życzymy więcej czasu w wakacje, by udało się odhaczyć wszystkie pozycje na każdej możliwej liście! ;)
OdpowiedzUsuń