Leon pod koniec grudnia skończy rok, a gdy ktoś każe podać mi trzy rzeczy, które lubi najbardziej wymieniłabym traktory, Psi Patrol i... czytanie książeczek. Niekoniecznie w tej kolejności. Dużo osób zadaje mi TO pytanie. Jak zachęcić malucha do sięgania po książeczki? Po przemyśleniu mojej techniki wychowawczej (która tak naprawdę nie istnieje, bo nie mam pojęcia co robię) doszłam do pewnych wniosków. Być może mały wpływ miał na Leona fakt, że widzi mnie dosyć często (codziennie) z książką w ręce i książki go otaczają. Od razu zaznaczam: nie czytałam Leonowi zbyt często w jego pierwszych miesiącach życia.
Biblioteczka Leona była bogato uzupełniona już przed jego narodzinami. Leon ma do niej dostęp w każdej chwili, gdy jest w swoim pokoju może sam sobie zdjąć książeczkę z półki. I robi to tak często, że mam ochotę błagać go, by przez chwilę zajął się samochodzikami czy inną zabawką, bo mam ochotę wyrzucić Misia Zbysia czy Misia Pracusia przez okno. O Misiu Zbysiu porozmawiamy później... Początkowo wybierał coś do czytania, po czym w połowie zmieniał zdanie i gdzieś sobie pełzł. Nie zmuszałam. Nie musiał mieć przecież ochoty na lekturę akurat wtedy, gdy mam czas mu poczytać. W końcu odkryłam, że Leon nienawidzi siedzieć bezczynnie i kupiłam książeczki z ruchomymi elementami. Do tej pory skupiałam się raczej na tych z serii feel and touch i dalej je czytamy, ale z mniejszą intensywnością.
Warto dobrać książeczkę do charakteru dziecka i do tego, co lubi. Dzieci z mnóstwem energii nie wysiedzą w miejscu nieruchomo, więc dla nich właśnie dobre są te z ruchomymi elementami i różnymi fakturami. Dzieciom spokojnym powinny wystarczyć takie z interesującymi ilustracjami. Trzeba pamiętać, że czytanie to tylko kolejna forma rozrywki, więc maluch ma prawo wybrać to, na co obecnie ma ochotę. Pozwalam pooglądać Leonowi bajkę w telewizji, jeśli ma na to ochotę, bo wiem, że ona również czegoś go nauczy. Żeby rozbudzić w maluchu miłość do książek trzeba mu udowodnić, że to też jest ciekawe. W tym momencie Leon wybiera książkę ponad wszystko, przez co 90% dnia spędzamy na czytaniu. Możecie myśleć, że to takie przyjemne, tak sobie razem czytać... Chyba, że dziecko upatrzy sobie jedną pozycję, którą każe czytać pięćdziesiąt razy pod rząd... Tak jak Leon wybrał sobie Misio Zbysio szuka Świętego Mikołaja.
Kupiłam mu ją z myślą o nadchodzących świętach i wysypie prezentów. Chciałam, by powoli zaczął sobie przyswajać myśl, że to stary facet w czerwonych gatkach przynosi mu prezenty. Wiara w Świętego Mikołaja to jedna z najlepszych części dzieciństwa, więc nie mam zamiaru mu tego odbierać. Tak spodobała mu się idea wysuwania elementów, że czytaliśmy i czytaliśmy i wysuwaliśmy... tak często, że tato Leona wchodząc do jego pokoju by się z nią pobawić rzucał Misia Zbysia gdzieś w kąt, byleby jej nie czytać. Wydawnictwo uratowało nas trochę i podesłało nam cztery pozostałe książeczki od Jannie Ho, które już również Leonowi w oko wpadły, więc czytamy.
Zachęcając malucha do książek trzeba pamiętać, że on na początku nie potrzebuje mądrych przesłań czy długich kwiecistych historii, bo na to przyjdzie jeszcze czas. Weźmy tutaj na przykład ponownie książki Jannie Ho. Każda z nich oparta jest na jednym schemacie i różni się jedynie głównymi postaciami i tym, czego akurat główny bohater szuka. Można dostać szału szukając po raz kolejny Świętego Mikołaja czy ulubionej maskotki, jednak wiem, że z czasem Leon zacznie wybierać ambitniejsze tytuły i kilka o fizyce dla maluszków już czeka na jego regale.
Wybierzcie tytuły, które mogą dzieciaczka zainteresować, pokażcie mu, co ciekawego jest w środku i odłóżcie gdzieś, gdzie ma dostęp. Niech maluch sam wybierze moment, w którym będzie chciał zobaczyć co się tam jeszcze kryje.
Książeczki autorstwa Jannie Ho polecane przez Leona:
- Misio Zbysio szuka Świętego Mikołaja
- Gdzie się ukrył mój słonik?
- Gdzie jest moja mama?
- Kto mnie przytuli?
- Gdzie się schował mój misio?
Za książeczki dziękujemy Grupie Wydawniczej Foksal i Wydawnictwu Wilga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?