Tytuł: Bezimienna
Autor: Hanri Magali
Seria: ?
Premiera: 21 września 2011
Wydawnictwo: Świat książki
Format: 125 x 200 mm
Liczba stron: 336
Bezimienna to historia Zuzanny Niedzielskiej, sieroty zaadaptowanej przez państwo Piątkowskich. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że akcja będzie się toczyć wszędzie, choćby i na jakiejś małej, nieznanej nikomu wysepce, a tu proszę - wszystko dzieje się w Polsce, niedaleko Krakowa. Bohaterka jest nieśmiałą i bardzo zakompleksioną dziewczyną. Mimo dużego wysiłku jak i głodzenia się, nigdy nie zrzuciła ani kilograma. Mieszka z ciocią i wujkiem, jak nazywa rodziców zastępczych oraz z psem Miśkiem i... krukiem Maćkiem. Towarzyszy jej niesamowity dar, którego nie jest w pełni świadoma. Ma niezwykły kontakt z otaczającą ją przyrodą. Pragnęła jedynie znaleźć przyjaciółki i żyć jak każda nastolatka. Jednak nie jest to jej pisane. Musi zmierzyć się z tajemnicą swojej przeszłości, która nawiasem mówiąc, jest bardzo prosta do rozwiązania jak i skrytą zielarką, mieszkającą w sąsiedztwie. Hortensja Halpamir jest miłą, z pozoru nieskrytą i radosną staruszką. Otaczający Zuzę świat odkrywa przed nią swoje sekrety.
Jak już mówiłam tajemnica przeszłości bohaterki nie jest zbyt skomplikowana. Domyślić się jej rozwiązania można już w połowie książki, co później minimalnie obniża przyjemność czytania. Cała historia z racji tego, że napisana jest w Polsce, niedaleko bardzo znanego miasta traci swoją tajemniczość. Trudniej wyobrazić sobie kraj, miejsce w którym nigdy się nie było niż znajome okolice.
Okładka jest taka... nijaka. Piękne odcienie, jednak nie chwyciłabym za tą książkę, gdyby nie tytuł. Bezimienna brzmi bardzo tajemniczo, więc jak wielkie zdziwienie musiało malować się na mojej twarzy, gdy okazało się, że główna bohaterka nazywa się Zuzanna, że w ogóle znamy jej imię! Nazwa pozycji traci sens i odnajdujemy go dopiero pod koniec. Trzeba też przyznać, że wszystko toczy się bardzo wolno i jest wręcz banalne. Nie wiedzieć czemu książka wydała mi się bardzo podobna do Dziewczynki z Szóstego Księżyca, Moony Witcher. Styl pisania wydał mi się bardzo podobny, może dlatego, że jest pisana dla czytelników w podobnym wieku? Nie wiem.
Do gustu najbardziej przypadła mi pani Osińska, nauczycielka matematyki oraz Garmityk. Wydaje się ona niemiła i pozbawiona uczuć, a jednak jej wredność sprawiała, że musiałam się uśmiechnąć. Widocznie mam słabość, dla powszechnie nielubianych nauczycieli.
- Myślałam, że uczniowie nienawidzą moich lekcji - wyszeptała w końcu.
Biorąc pod uwagę całość, historia jest nawet wciągająca. Nie pojawia się tam ogromny romans, w którym człowiek się zaczytuje. Uczucie jest przedstawione na dalszym torze, nie razi w oczy. Ot, zwykłe młodzieńcze zakochanie. Trzeba przyznać, iż jednak nie całkiem rozwinięte. Spodziewałam się, że na końcu w związku z tym coś się rozwiąże, jednak się rozczarowałam. Słowa KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ wzbudziły we mnie mieszane uczucia. Sama nie jestem pewna, czy chcę dalej czytać. Jednak jeśli będę miała okazję, zabiorę się najprawdopodobniej za następną część.
Ogólna ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?