grudnia 30, 2015

[437] RECENZJA SPECJALNA: Portret Doriana Graya - Oscar Wilde

Tytuł: Portret Doriana Graya
Tytuł oryginału: The Picture of Dorian Gray
Autor: Oscar Wilde
Tłumaczenie: Maria Feldmanowa
Seria: -
Tom: -
Data wydania: 13 listopada 2015
Liczba stron: 276
Wydawnictwo:  Vesper
Cena na okładce: 29,90
Głupio jest się nie przywitać, dlatego... Cześć wszystkim! Jestem Aypa i prowadzę bloga z recenzjami mang, artbooków i w przyszłości innych fandomowych gadżetów ze światka M&A. Może kilka osób z was mnie kojarzy, co mnie bardzo cieszy, ale jeżeli nie kojarzycie to macie okazję poznać! Jakoś tak wyszło, że razem z Kyou postawiłyśmy napisać wspólne recenzje – jedną o książce, drugą o mandze. Byłam ciekawa, jak to jest napisać recenzję o książce (a u siebie bym się na to nie odważyła) oraz to jak Kyou będzie pisać o mandze (zapewne będzie to wspaniałe!). Ze strony Kyou padło na Portret Doriana Graya – co prawda pozostawiła mi wybór, ale jak już zaproponowała to ciężko było odmówić. Mam nadzieję, że spodoba wam się to co udało mi się naskrobać! Miłego czytania!

Zwykle lubię wszystko robić sama, tym razem jednak z radością zaproponowałam Aypie, z bloga Magia Mangi, by towarzyszyła mi w recenzji Portretu Doriana Graya, czyli całkowitej - jakby nie było - klasyki literatury. Obie nie jesteśmy zbyt dużymi fankami tych starych powieści, jednak czasami trzeba się przełamać. Można przy tym odkryć coś cudownego, jak - na przykład - Inny świat czy Lolitę

Bazyli jest malarzem, który z pewnością nie należy do tych, którzy lubią stać w świetle reflektorów. Pewnego dnia na jednym z przyjęć poznaje młodzieńca, którego blask rozświetla całe pomieszczenie. Dorian Gray jest piękny. To słowo idealnie opisuje jego delikatną, niewinną, twarz i fizyczną budowę. Mężczyzna nie może się powstrzymać i nawiązuje znajomość z Dorianem. Jego prośba o pozwolenie na namalowanie naturalnej wielkości portretu doskonałego chłopca spotyka się z aprobatą. Staje się on inspiracją Bazylego. Malarz chciałby zatrzymać Graya tylko dla siebie, jednak jego przyjaciel, lord Henryk, nie przyjmując tego do wiadomości, przedstawia się chłopcu. Nie wie, że w ten sposób kieruje go w stronę samozagłady.

Lepiej nie różnić się od swoich bliźnich. Brzydkim i głupim najprzyjemniej na tym świecie. Mogą sobie spokojnie siedzieć i przyglądać się zabawie. Jeśli nic nie wiedzą o zwycięstwie, to bywa im też zaoszczędzona świadomość klęski. Żyją, jak powinniśmy żyć wszyscy: cicho, obojętnie, bez niepokoju. Nie powodują zguby innych, ale też i inni nie powodują ich zguby.

Potęga młodości, którą Dorianowi uświadamia Henryk, sprawia, iż chłopiec czuje się przerażony. Zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś cudowna uroda zostanie mu odebrana. Jego postać patrząca na niego z największego dzieła Bazylego wydaje mu się okrutna. Ona na zawsze pozostanie niewinna i młoda, zatrzymana w czasie. Pod wpływem emocji wypowiada życzenie, które nie powinno nigdy się spełnić. Niewinność Doriana Graya zostaje zniszczona razem z jego duszą.

Jedną z bardziej interesujących części Portretu Doriana Graya są bohaterowie opowieści. Nie są oni wypełniaczami czy też po prostu smętnymi kukłami przewijającymi się przez wystawiany dramat. Są bardzo realnymi, myślącymi istotami, które mają swoje własne zdanie na temat postrzegania świata. Szkoda tylko, że nie wszyscy... Chyba najmniej w całej książce polubiłam tytułowego bohatera – cud-chłopca Doriana Graya. Można zrozumieć jego początkowe zagubienie, bo wpada w nowe środowisko, podziwia człowieka, który na każdym kroku snuje piękne morały ówczesnej epoki. Każdy mógłby się odrobinę zagubić i zapomnieć, ale Dorian nawet nie wykazał się tym, że można myśleć samodzielnie. Owszem czytywał książki (które wydały mi się trudne), fascynował się tkaninami, klejnotami, truciznami itd. Ogółem miał jakieś momenty, kiedy spróbował poużywać głowy, ale przy innych postaciach wydał się mdły, mizerny, szalony a przede wszystkim niewidoczny.  

Dorian Gray został zatruty książką. Były chwile, kiedy zło uważał tylko za środek do urzeczywistnienia swych wyobrażeń o pięknie.

Być może cała moja uwaga skupiła się na lordzie Henryku, który prawił owe panujące morały i mówił o ówczesnych modach w społeczeństwie. Nie powiem, żebym zgadzała się z jego poglądami, ale przynajmniej on wydał mi się kimś, a nie tylko sposobem na przedstawienie. Co więcej jego niewdzięczną rolą stało się kuszenie Doriana swoimi pięknymi słowami. Gdzieniegdzie przewinął się też wielki malarz – Bazyli Hallward. Jego obecność przypomniała mi trochę świerszcza z Pinokia. Sam był uosobieniem tej dobrej strony człowieka, która często musi siedzieć w spokoju, nie mieszać się w bujne życie rozrywkowe całej gawiedzi. Zdecydowanie jego relacje z Dorianem przypominały te drewnianej kukiełki ze swoim sumieniem. Poza tym poczułam z nim nić porozumienia, ponieważ sama nie jestem typem osoby głośnej i imprezowej. A to, ze również lubię czasem babrać się w farbach to czysty przypadek. 

Żalem byłoby nie wspomnieć też o Sybilli Vane – pierwszej, niewinnej miłości Doriana. Już samo uznanie pocałunku za zaręczyny było dla mnie urocze - trochę głupawe - ale urocze, ponieważ doskonale to podkreśliło fakt, że byli to młodzi, niedoświadczeni ludzie. Niestety poznanie Sybilli skończyło się dla Doriana tragicznie, jednak ta znajomość pokazała mu co to znaczy prawdziwie kochać. Pod względem kreacji bohaterów Oscar Wilde stał się dla mnie interesujący. Jak Kyou wspomniała, nie zaczytuję się w klasykach, ale być może pokuszę się jeszcze na inną pozycję od tego autora. Być może nie wymieniam tutaj wszystkich postaci (bo by zajęło to jeszcze więcej miejsca), ale autentycznie jestem nimi bardzo oczarowana – no, prócz panicza Graya, który w jakiś sposób utożsamia się z nami...

- Bazyli, każdy z nas nosi w sobie niebo i piekło! - krzyknął Dorian z dzikim gestem rozpaczy.

Bohaterowie historii początkowo wydają się całkiem niewinni, jakby ich życie toczyło się wyłącznie wśród spotkań towarzyskich oraz wyjść do teatru czy opery. Wydaje się, iż nigdy nawet przez myśl nie przeszło im coś, co mogłoby zniszczyć ich status społeczny lub obniżyć pozycję w społeczeństwie. Kiedy poznajemy Doriana Graya jest on tak niewinny, iż na myśl przyszło mi dziecko zaraz po chrzcie, nieskalane już grzechem rodziców i nie mające jeszcze na tyle świadomości, by popełnić swoje własne zbrodnie przeciw świętości. Już nie chłopiec, ale jeszcze nie mężczyzna. Swoją cudowną urodą zwracał na siebie uwagę, a delikatnym wnętrzem zaskarbiał sobie sympatię. Również moją. W momencie, kiedy do gry wszedł lord Henryk jakaś zgnilizna zaczęła toczyć słodką duszę Doriana. 

Nawet gdyby lord Henryk nie miał tak skrajnych poglądów na temat kobiet i tak nie przypadłby mi do gustu. Już samą swoją obecnością skalał jedyną osobę, która mogłaby śmiało aspirować do roli świętego. Pełen młodości, uczciwości i jakiejś dziecięcej radości Dorian nie umiał oprzeć się pociągającemu zapachowi nowości, którą wokół siebie roztaczał Henryk. To właśnie na niego zrzuciłam całą winę za staczającego się Graya, choć jestem świadoma, że nie otworzył na siłę głowy przyjaciela Bazylego i nie wcisnął mu tak swoich poglądów, którymi ten nasiąknął jak gąbka wodą.

Może nigdy człowiek nie wydaje się tak swobodny, jak właśnie wtedy, gdy jest zmuszony do odegrania jakiejś roli.

Najbardziej pokochałam postać niczym niewyróżniającego się malarza. Niektórym może on wydawać się jedynie tłem, jednak dla mnie był symbolem dawnej niewinności Doriana. To, jak skończył, załamało mnie i stało się dla mnie największym grzechem Graya. Odepchnięcie przyjaciela, który z miłości jest  w stanie walczyć o ostatnie okruchy duszy drugiego człowieka to najgorsze, co można zrobić. Postać głównego bohatera jest postacią tragiczną na miarę Edypa z dramatu Sofoklesa, choć był on zdecydowanie w lepszej sytuacji, niż król Teb. Nie wisiało nad nim fatum, dopóki sam nie ściągnął go sobie na głowę.

Postaciami, na które warto byłoby jeszcze zwrócić uwagę jest rodzeństwo Vane. Sybilla i jej brat nie należeli do ludzi z wysokich stref społecznych, co gorszyło lorda Henryka, jednak nie - niewinnego jeszcze wtedy - Doriana Graya. Uważam, że ich postaci - ich, oraz Alana Campbella - są ofiarami upadku głównego bohatera. Pociągnął ich za sobą tak brutalnie, że nie mieli żadnego wyboru. To właśnie ich było mi najbardziej żal. Nie tego głupiego chłopca, który jednym - nieprzemyślanym - życzeniem stracił całą niewinność.

Młodość jest jedyną rzeczą godną posiadania.

Teraz kilka słów o tym po, co całe zamieszanie, czyli fabuła. Jakbym nie spojrzała na Portret Doriana Graya, to w mojej głowie od razu zaświeca się żaróweczka z napisem klasyka. A to sprawia w mojej głowie pewne zamieszanie, bo jak tu ocenić klasykę? Mogę powiedzieć lubię, nie lubię, ale czy to o to chodzi? Jeśli tak to powiem, że lubię i polecam sięgnąć po tę pozycję. Jednak jeżeli nie to... Wszystko w książce zostało skonstruowane w przemyślany sposób. Wierzyc mi się nie chce, że autor po prostu siadł i machnął sobie książkę, bo akurat przyświecała mu taka a nie inna wizja. Klasyka jest po to, aby móc przeczytać coś więcej niż tylko banalne morały o przyjaźni, miłości czy ogółem zażyłości międzyludzkich. Aby na chwilkę się zatrzymać i smakować każde słowo. W dodatku możemy potraktować to jako badanie dawnych zachowań i sposobu myślenia. Pod tą kwestią dobrze się bawiłam. Sama historia przekształcenia niewinności w coś odrażającego, zepsutego również mnie pochłonęła. 

Co prawda z początku byłam lekko zniesmaczona tym, że Dorian jest po prostu pięknym licem i niemyślącą głową, ale cóż, taki był jego urok. Miał się stać naszym narzędziem do obserwacji akcji powieści. Jego przemyślenia po jakimś czasie stały się moimi i nie potrafiłam się od tego odciąć. Dorian Gray stał się pośrednikiem, czy tez przewodnikiem, ponieważ przyjęłam prawa jakie zapanowały w książce. Dałam się ponieść tak jak główny bohater pięknym słowom lorda Henryka. Dopiero patrząc z perspektywy czasu potrafię powiedzieć coś na temat akcji. I muszę przyznać, że spodobało mi się to, co przygotował autor. Aby nie zanudzić nas całkowicie przemyśleniami na temat sztuki, piękna i ludzkiej natury, co jakiś czas wrzucał wątek (być może źle to teraz nazwę) rozrywkowy czyniąc z Portretu Doriana Graya pierwszorzędny kryminał. A to mi przypomniało, że muszę zabrać się za Sherlocka!

Powiedziano, że największe zdarzenia świata dokonują się w mózgu. W mózgu też i jedynie w mózgu dokonują się największe grzechy świata. 

Zdradzę Wam, że to nie było moje pierwsze podejście do Portretu Doriana Graya. Kilka lat temu postanowiłam spróbować dokształcić się trochę pod względem klasyki literatury, jednak w ogóle mi się to nie udało. Po kilku stronach się znudziłam i odłożyłam tę książkę na bok. Tak po prostu. Teraz widzę, że byłam na nią po prostu za młoda. Zbyt mało rozumiałam, by specyficzny styl Oscara Wilde'a dotarł do mojej świadomości i bym doceniła wartość klasyki. Dodatkowo ilustracje Henry'ego Westona Keena zdecydowanie uprzyjemniają czytanie. Nie wiem, jak mogłam kiedyś nazwać przebieg tej fabuły niezbyt przyjemnym epitetem, jakim jest nudna powieść. Niespodziewanie bycie świadkiem upadku Doriana Graya okazało się tak emocjonujące, iż kończę z poglądem, że klasyka za nic w świecie nie jest odporna na upływający czas i nie może mi się podobać. Teraz jestem tego pewna i zastanawiam się, za co chwycić w następnej kolejności. Wiek lektury już mnie nie odstrasza.

Oscar Wilde twierdził, że w bohaterach tej historii ukryte są różne cechy jego własnej osobowości. Uważał, iż Bazyli Hallward jest tym, za kogo się uważam; lord Henryk – tym, za kogo uważa mnie świat; Dorian – tym, kim chciałbym zostać – być może w innych czasach, co napisał w jednym ze swoich listów. Bardzo żałuję, że nie będę miała już możliwości poznania tego człowieka, który musiał mieć niesamowite wnętrze i umysł, skoro stworzył coś tak pięknego, choć przepełnionego grzechem. Mam nadzieję, że inne powieści tego mężczyzny są równie warte uwagi, gdyż swoją na pewno im poświęcę.

Gdy jesteśmy szczęśliwi, zawsze jesteśmy dobrzy, ale gdy jesteśmy dobrzy, nie zawsze bywamy szczęśliwi.

Jak widać Portret Doriana Graya przypadł mi do gustu, chociaż klasyka nie jest moja mocną stroną. Mogłam trochę podumać, ale też poczytać dobrze rozegrany kryminał. No i domieszka fantastyki też miała tutaj miejsce. Jedyne czego żałuję to faktu, że nie miałam tej książki jako lektury, czy chociażby wspomnianej w jakimś spisie. Mogłam użyć tego tytułu do wielu wypracowań z jakimi się zetknęłam, ale pod przymusem raczej nie lubiłabym tej książki tak bardzo jak teraz. Co mogę więcej powiedzieć! Czekam aż jakiemuś Japończykowi przyjdzie do głowy pomysł rozrysowania historii Oscara Wilde’a na kilkuset stronicach mangowych. A najbardziej w tej roli widzę Hozumi – jedną z moich ulubionych rysowniczek komiksowych. Tym akcentem chciałabym zakończyć moją pierwszą recenzję książki. Mam nadzieję, że ściany tekstu z mojej strony Was zbytnio nie przytłoczyły oraz zapraszam do siebie!

Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że zakocham się w Portrecie Doriana Graya chyba bym go wyśmiała. Okazało się jednak, że do niektórych książek trzeba dorosnąć. Dlatego nie skazujcie nigdy żadnej książki na zapomnienie. Osobiście w przyszłym roku obiecuję przeczytać Pana Tadeusza. Mam nadzieję, że mi się to uda, gdy nie będzie nade mną wisiało widmo szkolnej odpowiedzi ustnej.

Ogólna ocena: 10/10 (arcydzieło)
Ogólna ocena Aypy: 09/10 (wybitna) 


Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Vesper!

5 komentarzy:

  1. Wybitny pomysł z recenzją napisaną przez dwie różne blogerki. Oby więcej blogerów dzieł literackich wspólnie pisało takie recenzje.
    Klasyka? Nie moja działka, lecz nie mówię że przekreślam taki gatunek, masz racje z tą dojrzałością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) U mnie na pewno pojawi się jeszcze niejedna taka.
      Zwykle mam rację :)

      Usuń
  2. Świetnie Wam wyszła ta recenzja. :D
    Zdecydowanie podzielam zachwyty nad tą powieścią. Jak na razie czytałam ją tylko w formie ebooka, jednak to wydanie już czeka na półce i chyba wkrótce zabiorę się za czytanie.
    Dorian Gray w wydaniu Hozumi? Hmm... ciekawy pomysł, choć jednocześnie wydaje mi się dość specyficzny. Chyba musiałabym przywyknąć do tej myśli, bo jak na razie nie wyobrażam sobie Hozumi w takim typie historii. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekować! :D
      Odwołam się do części o Hozumi. :3
      My znamy głównie Hozumi z mangi wydanej przez Waneko. W dodatku jednotomówki. Ale miałam przyjemność czytać jej mangę (choć nie w całości :'( ) opowiadającą losy Theo i Vincenta van Goghów. A że czas podobny w obu dziełach to jakoś połączyły mi się te dwa tytuły. :D

      PS. Też czytałam Doriana na ebooku XD Wydanie widziałam tylko na zdjęciu :P

      Usuń
    2. Dzięki :D To wydanie jest piękniutkie :3

      Usuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger