Naprawdę nie lubię czytać książki, gdy jest ona na szczycie wszystkich list popularności, jak powstały podczas jej premiery. O Imperium ognia było tak głośno, że miałam ochotę zatkać sobie uszy i zamknąć oczy po ty, by wyprzeć istnienie tej książki. Ciekawość i dobry słuch nie pozwoliły mi tego zrobić. Skoro tyle osób kocha Ember in the Ashes to coś musi być na rzeczy. Takie myśli towarzyszyły mi w momencie, gdy pełna sceptycyzmu otwierałam książkę Saby Tahir.
Laia mieszka z bratem i dziadkami. Jej życie nie jest usiane różami - musi ciężko pracować by wspomóc rodzinę a i tak trudno związać im koniec z końcem. Ciągle są inwigilowani i prześladowani. Dodatkowo brat dziewczyny zaczął gdzieś znikać i przestał pomagać rodzinie. Kiedy okazuje się, że został on oskarżony o zdradę, a w ich domu pojawia się Maska - bezwzględny zabójca - ucieka. Nie potrafi sobie wybaczyć tego kroku i ciągle prześladują ją obrazy śmierci dziadków. Postanawia odnaleźć ruch oporu. Oni muszą jej pomóc odnaleźć jedynego członka rodziny, który jej pozostał.
Elias uczy się w Akademii, którą wszyscy nazywają Czarnym Klifem. To w niej szkoli się najbardziej zabójczych żołnierzy Imperium, Maski. Chłopak należy do jednego z najbardziej wpływowych rodów, więc dziadek dużo od niego wymaga. Nie wie, że Elias wcale nie chce być Maską, nie pociąga go zabijanie i nie potrafi być ślepo lojalny wobec Imperium. Dodatkowo od pewnego czasu planuje ucieczkę. W Czarnym Klifie za dezercję grozi tylko jedna kara - śmierć.
Losy tej dwójki splatają się ze sobą w sposób tak prosty, chciałoby się rzec przewidywalny, a jednak jest w ich spotkaniu coś takiego, co wbija czytelnika w fotel i sprawia, że przeciera się oczy ze zdumienia. Być może fakt, że Sabaa Tahir z łatwością okręca sobie swoich fanów wokół palca i to ona kieruje naszym spojrzeniem.
Życie składa się z wielu momentów, które nic nie znaczą. A potem jednego dnia nadchodzi chwila, która wpływa na wszystkie dalsze wydarzenia.
Nie spodziewałam się, że od razu wciągnę się historię Lai i Eliasa - choć może powinnam po tych wszystkich pozytywnych recenzjach - jednak tak się stało. Być może nie jest to nie wiadomo jak wybitna powieść, którą będę wielbić przez resztę życia. Daleko jej to wszystkich tych książek, które zmieniają nasze życie i sprawiają, że nie można się od nich oderwać. Na pewno jednak będę ją miło wspominać, gdyż spędziłam z nią miło czas. Biorąc pod uwagę fakt, że cały świat Imperium ognia został stworzony od podstaw grzech o nim nie wspomnieć. Struktura rządów trochę przypomina mi Ostatnie Imperium, Brandona Sandersona. Nie da się jednak ukryć, że dystopie są dalej dość popularnym gatunkiem literackim i pełno ich na rynku wydawniczym. Ciężko znaleźć książkę, która nie kojarzy nam się z żadną inną. Całe uniwersum Ember in the Ashes opiera się na uciskaniu słabszych, walkach i podporządkowaniu się jednostkom. Pojawiają się też postaci, które mają nadprzyrodzone umiejętności, a nawet bajkowe stworzenia. Wszystko to tworzy ogromny miszmasz, który sprawia, że nie raz człowiek przeciera oczy ze zdumienia.
W następnym tomie na pewno będzie się dużo działo. Sama pierwsza część jest zapowiedzią tego, do czego jest zdolna autorka. Z nią - podobnie jak z Martinem - nie możecie być pewni, kto zginie. Przez takich twórców można nabawić się książkowej paranoi. Zapewne domyśliliście się już, że pomiędzy tymi wszystkimi trupami pojawia się także wątek romantyczny. Ku mojemu zaskoczeniu do pewnego momentu nie byłam pewna, kto będzie z kim. Myślę, że to trochę naiwne z mojej strony, jednak sprawiło to, że dużo lepiej mi się czytało Imperium ognia. Być może nie zaciskałam pięści ze złości, nie zagryzałam ust ze zdenerwowania, nie uśmiechałam się sama do siebie, a jednak podobało mi się to, co stworzyła Sabaa Tahir.
Strach będzie twoim wrogiem tylko wtedy, gdy na to pozwolisz.
Całą historię czyta się naprawdę szybko. Jest to zasługą naprawdę wciągającej fabuły i bohaterów, do których nad podziw łatwo się przywiązać. Polubiłam Laię mimo jej tchórzostwa i faktu, że czasami potrafi być naprawdę irytującą dziewczynką. Miło było towarzyszyć jej podczas przygód i patrzeć, jak z czasem odkrywa samą siebie. Elias zdobył moją sympatię dzięki swojemu charakterowi. Wychowany w spartańskich warunkach był wręcz nadludzko wytrwały i potrafił podejmować decyzję, z którymi ciężko było się pogodzić. Mam nadzieję, że w następnej części pojawi się więcej jego dziadka, którego również polubiłam, choć raczej nie jest tu zbyt pozytywną postacią, a przynajmniej tak mi się wydaje. Trudno tu zachować neutralny stosunek do którejkolwiek z postaci. To największy plus Imperium ognia.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
Spełnia wyzwanie: -
Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Akurat!
Taka strasznie niepozorna okładka. Zasiadłam do niej sceptycznie nastawiona, a po przeczytaniu stwierdzam, że genialna, moja ulubiona:) I przyznaję Ci rację - ciężko zachować neutralny stosunek do bohaterów:) Szczerze to mnie bardziej ciekawią losy Heleny niż Laili :)
OdpowiedzUsuńTa zagraniczna okładka chyba bardziej rzuca się w oczy niż Polska :D
UsuńO tak. Ciekawa jestem, co Helenę spotka. :3 Nawet ją polubiłam :3
Faktycznie bardzo dużo osób chwali tę książkę, chyba nie widziałam jeszcze złej opinii o niej. Dlatego tym bardziej muszę po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że mnie również wciągnie ;)
OdpowiedzUsuńSkoro wciągnęła tysiące innych osób to pewnie nie będziesz wyjątkiem :D
UsuńMam ją w planach i mam nadzieję, że również mi się bardzo spodoba! ;)
OdpowiedzUsuńPowinna ;3
UsuńMimo, że raczej rzadko sięgam po książki z tego gatunku, to ten tytuł już od pewnego czasu mnie ciekawi i chyba wkrótce po niego sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńNiedługo chyba nie będzie człowieka, który jej nie przeczytał :D
UsuńJa wciąż shippuję moje dwie ukochane pary, chociaż czuję, że autorka spiknie głównych bohaterów :/
OdpowiedzUsuńTo już pewne :D
UsuńZgadzam się, że książka jest rewelacyjna! I jeszcze ta przepiękna okładka <3
OdpowiedzUsuńSubiektywne recenzje
Okładka raczej niepozorna :D
UsuńMam podobnie jak Ty, bo im bardziej popularna książka, tym mam na nią mniejszą ochotę. Zraziłam się po Czerwonej królowej i od tamtego czasu mniej ufam opiniom blogerów i blogerek w kwestii danej książki. Ale Ty polecasz, więc trudno byłoby sobie odmówić kawałka dobrej rozrywki... No cóż, raczej moim must read nie jest, ale jak natknę się na nią w bibliotece, to chętnie wypożyczę :)
OdpowiedzUsuńJa nie czytałam nawet Czerwonej Królowej :D
UsuńCieszę się <3
Też nie lubię zabierać się za książkę, gdy wszędzie dookoła tyle o niej szumu, ale czasami po prostu trudno nie ulec. I myślę, że tak właśnie będzie w przypadku tej powieści, już nie mogę się doczekać, aż dostanę ją w swoje ręce. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tylko ja tak mam :3
Usuń