Kiedy przeczytałam Sagę argentyńską, Sofii Caspari, bardzo pokochałam samą Argentynę. Ten kraj wydał mi się niesamowicie ciekawy i dziwi mnie, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi. Widząc w zapowiedziach Lekcje z pingwinem i wiedząc, że Tom Michell pisze właśnie o tamtych rejonach nie mogłam przejść obok tej pozycji obojętnie. Nie wiedziałam, czy ta pozycja mi się spodoba. Zwykle nie czytam takich historii, ale postanowiłam zaryzykować.
Tom Michell zawsze miał duszę podróżnika. Kiedy miał dwadzieścia parę lat postanowił spełnić swoje marzenia i w Argentynie rozpocząć samodzielne życie. Przyjął więc propozycję pracy w college'u wiedząc, że wszystkie wolne chwile przeznaczy na zwiedzanie. Właśnie podczas jednej z takich wycieczek na plaży ujrzał szokujący widok. Setki ciał pingwinów oblepione smołą i bez życia w oczach. Szedł dalej, nie wiedząc, co pcha go do przodu. Ilość małych ciałek była niewyobrażalna. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy wśród nich ujrzał jednego osobnika, który dalej uparcie walczył o życie...
Po szybkiej rozmowie sam ze sobą Tom postanowił uratować zwierzę. Zabrał je więc do mieszkania, w którym obecnie mieszkał, z determinacją i pewnością, że zrobi wszystko, by ptak przeżył. Tamta podjęta decyzja sprawiła, że w jego życiu pojawiło się coś bardzo cennego. Przyjaźń.
Gdyby nie to, jak autor dokładnie opisuję Argentynę z lat 70. ubiegłego wieku i z jaką łatwością opowiada nam o Juanie Salvado nie wiem, czy bym uwierzyła w to wszystko. Mądrość pingwina, jego poziom rozumowania, sprawił, że popatrzyłam całkiem inaczej na ten gatunek. Szybko pokochałam Juana i z każdą kolejną stroną uwielbiałam go coraz bardziej. Mogłoby się wydawać, że trzymanie w domu pingwina jest ekscentryczne i w pełni się z tym zgadzam. Należy jednak wspomnieć, że matka Toma Michella trzymała w mieszkaniu aligatory...
Wielu ludzi pragnie rzeczy, które szczęścia nie dają.
Tom Michell okazał się być doskonałym towarzyszem. Jego opowieść płynnie wędrowała przez czas i miejsca sprawiając, że kręciło mi się w głowie od jego odwagi i determinacji. Odważylibyście się przewieźć pingwina przez granicę w czasach, kiedy Argentyna nie była zbyt bezpiecznym krajem? Autor zdradza nam przy okazji sytuacje polityczną w latach 70. XX wieku i opowiada o galopującej inflacji, wydawaniu całej wypłaty jednego dnia, gdyż następnego wszystko potrafiło być dwa razy droższe. Oprócz cudownej przyjaźni człowieka z pingwinem mamy możliwość dowiedzieć się o tym, jak było kiedyś w Ameryce Południowej. Dzięki temu, że te informacje wplecione są umiejętnie w fabułę nie nudzą, a wręcz przeciwnie.
Bardzo szybko wciągnęłam się w całą historię i połknęłam ją praktycznie na raz. Nie spodziewałam się tego, jednak teraz z większą pewnością sięgać będę po książki tego typu. Lekko napisana zwraca uwagę czytelnika na problem z podejściem człowieka do ekologii. Gdyby nie lekkomyślność ludzi te pingwiny by przeżyły i Tom Michell nie musiałby żadnego z nich ratować. Dobrze, że są osoby, którym nie jest obojętne życie zwierząt. Lekcje z pingwinem pokazują, że nie są one tylko bezrozumnymi istotami, lecz także mogą stać się przyjaciółmi i doskonale z nami porozumieć.
Czytanie uprzyjemniają także ilustracje przedstawiające Juana Salvado. Pojawiają się raz na jakiś czas wywołując uśmiech u czytelnika. Autor nie skupia się wyłącznie na sobie i przytacza również historie swoich uczniów, którym bardzo pomógł kontakt z jego pingwinem. Wszystkie te relacje pokazują, jak bardzo zwierzęta potrafią wspierać samą swoją obecnością. Być może jeśli każdy człowiek męczący zwierzęta przeczytałby tę książkę zrozumiałby, że one także czują i kochają. Mimo, że to doskonale rozumiałam już wcześniej, teraz jeszcze bardziej o to dbam. Wiecie, jakie było moje marzenie? Zarobić kiedyś tyle pieniędzy, by móc przygarnąć wszystkie bezdomne zwierzaki. Dzisiaj już wiem, że to niemożliwe, jednak i tak będę walczyć o ich dobro.
Lekcje z pingwinem są książką naprawdę wartą uwagi. Mimo, że pod koniec walczyłam ze łzami, czułam szczęście, że mogłam poznać Juana Salvado choć w taki sposób. Oprócz cudownej przyjaźni mamy też tutaj trochę nienarzucającej się polityki Argentyny i sporą dozę widoków. Tom Michell sprawdził się doskonale pisząc tę książkę i jestem pewna, że pamięć Juana została uczczona tak, jak powinna.
Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)
Spełnia wyzwanie: -
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Literackiemu!
Fajnie się zapowiada, czytałem reckę już na LC. Ciekawa sprawa, że to na faktach. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie niesamowite :D
UsuńZszokowałam się nieco tą lekturą ;D Kiedyś ją poznam jeśli złapię ją w łapki :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie :3
UsuńAle recenzja... taka ciepła :) Chętnie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się <3
UsuńJeju, ta książka wydaje się być dla mnie stworzona :D Swoją drogą, nie sądzę niestety że ludzie męczący zwierzęta czytają książki, więc żadna go nie odmieni - w końcu gdyby czytali, to automatycznie mieliby w sobie więcej empatii.
OdpowiedzUsuńW takim razie czytaj! <3
UsuńMasz rację...