marca 15, 2017

Czy jest na sali lekarz? // Chirurdzy, sezon pierwszy, drugi i trzeci

Kilka lat temu pokochałam Dr House'a i uznałam, że po prostu nic mu nie dorówna i to najlepszy serial medyczny na całym wielkim świecie. Słyszałam o istnieniu Chirurgów, jednak odbierałam ich jak jakiś polski serial o lekarzach z TVNu czy innego Polsatu. Nic wartego uwagi. Jeszcze jeden tasiemiec, który tak naprawdę niczego nie wnosi i jest tylko powtórką tego wszystkiego, co już było. Co sprawiło, że - jak widzicie po tytule postu - pochłonęłam już trzy sezony, a nawet więcej, jestem już w połowie czwartego? Studia. Chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że mając mnóstwo roboty robi się wszystko, by jej uniknąć. Dodatkowo ja nie potrafię się uczyć w ciszy, co może Wam się wydać dziwne, jednak jeśli w tle nie leci muzyka, film lub serial nie jestem w stanie się skupić na tym, co robię. Nawet pisząc ten post prawym okiem zerkam na pierwsze odcinki Bleacha, które odświeżam sobie po latach. Do nauki potrzebuję czegoś, co nie wymaga za dużo skupienia, dlatego padło na Chirurgów. Nie do końca spełnili swoje zadanie, jednak nie da się odmówić im jednej cechy: wciągają jak cholera.

Chirurdzy, a właściwie Gray's Anatomy, opowiadają o Meredith Grey, która właśnie zaczyna staż w jednym z lepszych szpitali w Seattle. Czeka ją mnóstwo nauki i wyzwań, nie tylko na gruncie zawodowym, który naszpikowany jest trudnościami, ale też prywatnym. Meredith jest kobietą, która lubi jednorazowe przygody, jednak nie każdy mężczyzna wyrzucony przez nią rankiem z mieszkania okazuje się być jej przełożonym. Przełożonym, który nie chce poprzestać na jednej nocy znajomości i nie przyjmuje do wiadomości, że jedyne, czego chce kobieta to święty spokój, a nie romantyczne ekscesy w pracy. Poznaje ona też innych stażystów, którzy również mają swoje kłopoty - prywatne jak i zawodowe - i to wokół nich wszystkich - ludzi, którzy nie potrafią żyć poza szpitalem, ale próbują - kręci się fabuła Chirurgów.

Takich obietnic może dotrzymać tylko Bóg... A nie widziałem go ostatnio ze skalpelem w ręku!

Początkowo traktowałam każdy z tych odcinków jako podkład do codziennych czynności, jednak z czasem coraz bardziej zaczęłam interesować się losami głównych bohaterów i zauważyłam, że zamiast robić gramatykę albo angielski siedzę i z zaangażowaniem trzymam kciuki za Meredith i Dereka albo zalewam się łzami z powodu śmierci pacjenta, co zdarza mi się zdecydowanie za często. Nie da się ukryć, że twórcy serialu potrafią doskonale grać na uczuciach odbiorcy. Wiedzą, kiedy uderzyć, by zabolało. A moje serduszko zdaje się tego nie wytrzymywać.

House był praktycznie nieomylnym lekarzem, który w cudowny sposób ratował swoich pacjentów w ostatniej chwili odciągając ich znad przepaści. Lekarze z Chirurgów są normalnymi ludźmi, którzy się mylą, nie zdążają na czas i nie potrafią dokonywać cudów. Może to masochizm z mojej strony, jednak bardzo podoba mi się ten aspekt, gdyż nadaje tylko realności tej telenoweli, jaką - koniec końców - okazał się być ten serial. Ten ma żonę; tamten jednak nie kocha tak mocno, jak się wydaje, a ona nie potrafi poradzić sobie ze swoimi wewnętrznymi demonami i nie jest gotowa na prawdziwy związek. Po czym wszystko obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Największym plusem tego wszystkiego jest to, że nigdy nie mamy pewności, co się zaraz stanie. Uratują mu życie, żeby za chwilę zmarł niespodziewanie na coś całkiem innego.

Ludzkie życie składa się z wyborów... Tak lub nie, w przód w tył, w górę w dół. Są wybory, które mają znaczenie. Kochać czy nienawidzić? Być bohaterem czy tchórzem? Walczyć czy poddać się? Żyć... czy umierać?

Meredith jest postacią dobrą, acz nie potrafię stwierdzić, co właściwie o niej myślę. Z jednej strony ją lubię, z drugiej irytują mnie decyzje, które podejmuje i zdecydowanie nie jest moją ulubioną bohaterką w Chirurgach. Tym mianem mogę nazwać Cristinę Yang. Jest zimna, opanowana, nie potrafi wykrzesać z siebie zbyt dużo ciepłych uczuć i dla niej liczy się przede wszystkim praca. Według mnie to ona jest najlepszą osobowością w tym serialu i prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego wciąż oglądam kolejne odcinki, choć trzeci sezon bardzo mnie zawiódł, a czwarty robi się coraz mniej ciekawy i coraz bardziej wątpię w to, że pooglądam Chirurgów do końca. Mimo to jestem zdania, że początek był naprawdę obiecujący i nie skreślam reszty.

Nie ma co skupiać się wyłącznie na postaciach i obyczajowej części. Bardziej liczy się ta, która dotyczy spraw medycznych, przynajmniej teoretycznie, bo nie zawsze da się na niej skupić. Często perypetie bohaterów wysuwają się na pierwszy plan i w ogóle nie zwraca się uwagi na biednych, umierających na stole operacyjnym pacjentów. Według mnie scenarzyści powinni to trochę stonować, gdyż w pierwszym sezonie i drugim sprawy chorych były niesamowite i na równi interesujące z wątkami pobocznymi. Albo twórcom skończyły się pomysły na choroby - co jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę ile już pojawiło się odcinków - albo zwyczajnie trzymają te bomby na później.

Serce to organ. Napędza i pompuje krew, czasami się zatyka, jednakże nie mówi. Nie posiada ust.

Warto spróbować chociaż, jak ten serial smakuje, bo potencjał ma ogromny, sezonów sporo, a bohaterów taką liczbę, że na pewno któryś podbije Wasze serce, jak moje Cristina i Preston. Dwa pierwsze sezony mogę polecić Wam bez żadnych wątpliwości, jednak reszta musi być Waszym subiektywnym wyborem, gdyż - szczerze mówiąc - czuję się teraz odrobinę rozczarowana i mam nadzieję, że wszystko wróci na właściwe tory i z powrotem nie będę mogła się oderwać od laptopa. Przemiana, jaką przechodzą bohaterzy nie do końca mi odpowiada i przez podejmowane przez nich decyzje jestem niezadowolona z obrotu spraw. Dokończę czwarty sezon i jeśli nie spodoba mi się na tyle, na ile powinien, daruję sobie oglądanie i więcej ode mnie o Chirurgach nie usłyszycie. W innym wypadku zapewne jeszcze co nieco wspomnę Wam o następnych sezonach. Koniec końców to mój blog i mogę pisać tutaj wszystko, co chcę, czyż nie? 💖

    6 komentarzy:

    1. Oczywiście, że to twój blog. Chirurdzy raczej mnie nie urzekli, wolę starego głupiego House'a który swoją często bezczelnością i chamstwem podbija moje serce. Każdy lubi swoje seriale.
      Jednak życie Lekarzy mało mnie interesuje. Zabawy w ludzkich organach? na pewno musi być przyjemne.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Też lubię House'a. Fajnie nam się razem oglądało. A co do zabawy ludzką nerką... każdy robi to, co lubi. :D

        Usuń
    2. Pamiętam, że jakiś czas temu chciałam się zabrać za ten serial, ale obejrzałam pierwszy odcinek i niestety, ale mnie nie porwał swoją treścią :/

      Pozdrawiam

      I feel only apathy

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Polecam pooglądać jeszcze drugi i trzeci. Ten pierwszy taki sobie jest :D

        Usuń
    3. Nie mam czasu na seriale niestety, ale House swojego czasu oglądam często.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Też nie mam czasu, więc oglądam seriale zamiast robić to, co ważne :D A House... Klasyk!

        Usuń

    Co u Ciebie?

    Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger