Kto nie zna doktora House'a? Wszyscy chociaż o nim słyszeli. Jego cynizm oraz zachowania są znane wszystkim. Kiedy skończyłam oglądać Sherlocka i okazało się, że naprawdę długo trzeba czekać na kolejny sezon postanowiłam zacząć coś innego. O słynnym Gregorym Housie oczywiście słyszałam. Kiedy dowiedziałam się, że wzorowany jest na osobie samego Holmesa... Cóż. Nagle przestałam obawiać się wszelkich operacji na otwartym sercu i z radością zasiadłam do oglądania. Kolejna słuszna decyzja w moim życiu. Tak. Pooglądałam wszystkie osiem sezonów Dr. House od początku do końca i jestem z tego dumna.
FABUŁA
Gregory House jest lekarzem, który kieruje zespołem diagnostycznym. Wszyscy pacjenci, którzy do nich trafiają są chorzy na takie przypadłości, których nie umie zdiagnozować nikt inny. Dzięki geniuszowi mężczyzny wszystkie odbiegające od normy zachowania uchodzą mu na sucho, co bezczelnie wykorzystuje. Ma obsesję na punkcie rozwiązywania zagadek, więc idealnie nadaje się do tej pracy.
BOHATEROWIE I OBSADA
Głównym bohaterem jest, oczywiście Gregory House. Wszystko w serialu kręci się dookoła niego. Grający go Hugh Laurie jest do tego idealny. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Jest jednym z moich ulubionych aktorów i uwielbiam to, jak potrafi wcielić się w rolę. Mimo wieku jest niesamowicie przystojny. Greg ze swoim sarkazmem i swobodnym trybem życia podbił moje serce swoją osobą. Naprawdę dla niego spędziłam bardzo dużo czasu w łóżku z laptopem. Dobrze, że wtedy chorowałam bardzo dużo, inaczej trudno by mi było wstawać do szkoły.
Wilson, czyli najlepszy przyjaciel House'a, jest postacią mało rzucającą się w oczy. Gdyby nie ciągłe zainteresowanie Grega jego osobą pewnie całkowicie zniknąłby w tłumie. Grający go Robert Sean Leonard idealnie odgrywa rolę popychadła House'a. Reszta bohaterów, dyrektorka szpitala czy oba zespoły diagnostyczne, również są warte uwagi. Kreacja postaci tego serialu jest po prostu niesamowita i podziwiam scenarzystę oraz wszystkich, którzy przyczynili się do jego powstania. Dziękuję im za to z całego serca.
SERIAL JAKO EKRANIZACJA
Tego punktu w tym przypadku w ogóle nie powinno być, gdyż mimo, że postaci House'a i Wilsona wzorowane były na Holmesie i Watsonie, to fabuły tych dwóch serii nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie mówię, że to źle. Bardzo mi się podoba, że nie otrzymujemy kolejnej ekranizacji Sherlocka Holmesa i jego przygód. Wolę, gdy bohaterowie powstają na jego podstawie. Dostałam już najlepszy z możliwych seriali opierający się bezpośrednio na twórczości sir Arthura Conan Doyle'a i mimo, że dzieje się on w czasach współczesnych, nic go nie przebije. Zaczęłam oglądać teraz Elementary, czyli kolejny cykl, gdzie wzorowano się na postaci Holmesa i po raz kolejny jestem zachwycona. To, jak można modyfikować jedną osobę jest niesamowite.
Doktor House również rozwiązuje zagadki, tylko inne, niż jego pierwowzór. Początkowo bałam się tych krwawych ujęć, których nie jest mało, jednak stopniowo przestałam zamykać oczy i przyzwyczaiłam się do tego. Nauczyłam się nawet kilku terminów medycznych i przez kilka dni wykrzykiwałam SATURACJA SPADA tak często, jak Królowa z Krainy Czarów krzyczała ŚCIĄĆ IM GŁOWĘ. Postać Grega stała się moją obsesją, podobnie jak postać Sherlocka Holmesa. Mój czytnik nosi imię Greg, a nie Sherlock, co niektórych mocno dziwi. Sama nie potrafię wytłumaczyć tej decyzji.
ODCZUCIA PO ZAKOŃCZENIU
Gdy pooglądałam ostatni odcinek miałam ochotę (a) krzyczeć (b) płakać (c) namówić twórców by kręcili dalej i (d) zacząć oglądać od nowa. Spędziłam z tymi bohaterami tyle czasu, że po przebudzeniu czułam, jakbym mogła do nich zadzwonić i spytać co nowego. Kiedy zaczynałam oglądać Doktora House'a nie spodziewałam się tego, co dostanę. Sto siedemdziesiąt siedem odcinków później wiedziałam już, że nigdy nie zapomnę tych dni spędzonych z Gregiem. Mówcie sobie co chcecie, ale przywiązałam się do niego bardzo mocno. Ilość spędzonych z nim godzin kilka razy przekracza te spędzone z Benedictem Cumberbatchem.
Czasami tęsknię za jego sarkazmem czy docinkami. Najbardziej lubię te pierwszy trzy sezony, jeszcze przed zmianą zespołu. Ostatnie odcinki wywołały we mnie tyle łez, że nie sądziłam, że będę tak w stanie płakać na serialu. Czasami włączam sobie jakiś pierwszy lepszy odcinek by pobyć z nimi jeszcze przez chwilę, ale to nie jest to samo. Ten serial ma osiem sezonów, a ja dalej czuję, że to za mało.
SATURACJA SPADA!!! Kiedyś oglądałam każdy odcinek. Potem mi się zdrowie posypało i miałam wstręt do wszystkich medycznych seriali. Potem do niego wróciłam, ale jakoś się nie przywiązałam. Mówiąc szczerze, to jak przez mgłę pamiętam zakończenie. SPOILERY DLA INNYCH! Że odjeżdża na motorze w stronę zachodzącego słońca razem z Wilsonem. Że niby umarł. Że niby swingował śmierć. Że niby przez leki mu się wydawało. Już kompletnie nic nie pamiętam!
OdpowiedzUsuńJa końcówki zbyt dobrze nie zrozumiałam, ale ryczałam jak niedźwiedź. SPOJLERS: Z tym udawaniem śmierci to przesadził :c Przecież już nie może wrócić... :c KONIEC SPOJERA. Polecam Ci serial Elementary. Główny bohater nazywa się SHERLOCK HOLMES więc więcej mówić nie muszę :D
UsuńWieeem, słyszałam! Planuję obejrzeć w te wakacje (jak setki innych seriali T.T)
UsuńJa właśnie oglądam i rozpaczam, że nie ma go nigdzie na internetach, więc trzeba sobie radzić inaczej :c
UsuńÓsmego sezonu niestety nawet nie dotknąłem, w mojej opinii "Metallica się skończyła na Kill 'Em All"... Tfu! Znaczy się House się skończył na szóstym sezonie i siódmy już ledwie zdzierżyłem. :P
OdpowiedzUsuńTo prawda, że później robi się już trochę ponaciągane to wszystko, ale i tak mi mało :D
Usuń''Wszyscy mówią, że bez miłości nie można żyć. Osobiście uważam, że tlen jest ważniejszy.'' lub ''Gdzieś na świecie rośnie drzewo, które wytwarza dla Ciebie tlen. Znajdź je i przeproś.'' Bardzo mnie ciekawi, ale równocześnie trochę przeraża. Tyle odcinków w takiej książce?
OdpowiedzUsuńUwielbiam te teksty <3
Usuń