Mnóstwo osób narzeka na polskie wydania Archiwum burzowego światła. Wydawnictwo MAG zdecydowało się na wypuszczenie na rynek książek po tysiąc stron w powiększonym formacie, jednak wyłącznie w miękkich okładkach, co sprawia, że są niesamowicie nietrwałe, wręcz jednorazowe. Wystarczy jedno otwarcie, a grzbiet brutalnie pęka, rogi się zaginają... Koszmar pedantycznego czytelnika. Osobiście lubię, jak moje książki wyglądają na czytane. Kiedyś nie potrafiłam znieść zagięć, marszczeń i śladów użycia, jednak z czasem doceniłam używane pozycje oraz przestałam przejmować się zniszczeniami moich, o ile nie są zbyt rozwlekłe. Słabość polskich edycji nie była powodem, dla którego postanowiłam wykosztować się na te amerykańskie. Powód był prosty. Uwielbiam piękne wydania i często zdarza mi się kupować ulubione książki w różnych językach. Takie spaczenie.
Początkowo planowałam kupić wyłącznie Way of Kings, jednak promocja na stronie Empiku - wciąż nie mogę uwierzyć, jak ta księgarnia potaniała - na drugi tom sprawiła, że nie mogłam się powstrzymać i kupiłam najpierw Words of Radiance. Bo czemu właściwie nie? Uznałam, że nie ma sensu ignorowania promocji i poczekam, aż gdzieś będzie można kupić taniej część pierwszą. Logika książkoholika. Widziałam już na żywo Drogę królów w tym amerykańskim wydaniu na spotkaniu w Krakowie z Brandonem Sandersonem i się zakochałam. To się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia. W ten właśnie sposób postanowiłam, że na mojej półce stanie jednak wszystkie dziesięć tomów Archiwum burzowego światła w tym wydaniu od Tor Books.
Najpiękniejszą cechą tego wydania jest to, że jest w twardej okładce. Tor wydał również miękką, ale nie dość, że bardzo różni się formatem od wydania hardback - jest sporo mniejsze! - to wydaje mi się, że jest gorszej jakości niż to polskie. Dlatego wybór jest prosty. Albo inwestuje się w droższe wydania Words of Radiance oraz Way of Kings, albo zostaje przy rodzimych edycjach. Amerykańska okładka nie jest zbyt urodziwa, jednak to, co kryje się pod obwolutą to dopiero prawdziwe cudo! Minimalizm w tym przypadku bardzo zachwyca. Te złote napisy idealnie zgrywają się z czerwonym tłem, który kojarzy mi się tylko i wyłącznie z Shallan, a skoro ona jest główną bohaterkę Słów światłości... Wydawnictwo amerykańskie wykonało kawał dobrej roboty.
Words of Radiance nie wygląda na swoje ponad tysiąc stron z powodu cienkich kartek, które w wydaniach zagranicznych są już normą. Dzięki temu - i mniejszym literkom - nie muszą dzielić swoich książek na dwa tomy - jak to będzie w Polsce w przypadku Oathbringera - co jest ogromnym plusem. Minusem jest jej waga. Nie wyobrażam sobie, żeby jakiś człowiek ciągał za sobą taką cegłę. Nasze edycje są spore i nieporęczne, jednak przynajmniej nie ważą jak pół torby kamieni. Po odebraniu książki z Empiku chodziłam z nią przez pół dnia, a następnego dnia ręce bolały mnie jak po intensywnej wizycie na siłowni. Kto powiedział, że książkoholicy nie mogą mieć mięśni?
Wklejki w Way of Kings są bardzo żywe. Przedstawiają mapy. W Words of Radiance mamy jedną mapę i wizerunek Shallan. Muszę przyznać, że wyobrażałam ją sobie w bardzo podobny sposób. Ciekawa jestem, co pojawi się w wydaniu Oathbringera. W połowie listopada w Ameryce jest premiera i zastanawiam się, czy nie kupić go po prostu w przedsprzedaży, która jest już dostępna. Czekać jednak tyle miesięcy na książkę to nie w moim stylu - brak mi cierpliwości i będę codziennie wypatrywać kuriera. Mam nadzieję, że uda mi się zamówić ją kilka dni przed premierą i tak będzie najlepiej. Najpierw jednak muszę dorwać pierwszą część na jakiejś promocji bo zakochałam się w tych okładkach i nie odpuszczę, dopóki nie dorwę wszystkich. Mimo tych cienkich kartek i innych wad... Myślę, że warto. Problem jest tylko jeden. Gdzie ja je wszystkie poupycham? 🙈
Każdy książkoholik znajdzie odrobine miejsca w swoich półkach, nawet jeśli musiał by zapłacić swoimi ubraniami. :3 Ja niestety nie mam okazji trzymać papierowej wersji jakich kolwiek serii drogi królów lecz za 3 tygodnie to się zmieni. niestety będę trzymał w języku którego nie rozumiem i sądzę że nie zrozumiem nigdy. ale znam osobę która będzie się zachwycać tym wydaniem, i równie szybko do mnie przybędzie w ręce jak i pewnie równo szybko odejdzie.
OdpowiedzUsuńW sumie racja. Mogę chodzić ubrana w to samo cały czas, byleby moje książki miały gdzie mieszkać. Nie mogę się już doczekać tego, co będzie za 3 tygodnie.
UsuńTen cienki papier pojawił się też u nas, na przykład w jednotomowy wydawniu "Władcy pierścieni" z Muzy:
OdpowiedzUsuńhttp://s.lubimyczytac.pl/upload/books/156000/156889/352x500.jpg
I tam jest faktycznie 1400 stron, mniejszym drukiem, ale bez problemu do poczytania.
MAG trochę sobie strzelił w stopę tak wydając, sugerując się pewnie objętością Malazańskiej Księgi Polełgych, która jest dokładnie takiego samego formatu i przy tomach powyżej 900 stron też się grzbiet już łamał, nawet jak się czyta tak ostrożnie jak ja. Tyle że Sanderson, wydaje się, zamierza raczej te tomy mieć nieco bardziej grubaśne i chyba się trochę z tym MAG przeliczył. Wydaje mi się jednak, że po tym 3 tomie będzie twarda okładka, bo zobaczą jak wiele osób narzeka i to zmienią.
I tak powinno być z Dawcą Przysięgi, a nie. Każą czekać człowiekowi :(
UsuńNo jak tak będzie objętość rosła, to uhuhu. A mnóstwo osób narzeka już po pierwszym. Ktoś pytał na spotkaniu, czy Sanderson może się odezwać do MAGa, czy mogą wydać w twardych okładkach. Więc może jakoś wpłynie na nich. Mi teraz to już nic nie da, bo mam dwa pierwsze w miękkich, więc miękkie będę zbierać. Byleby tylko nie przestali ich wydawać na rzecz twardych, bo to by było już takie dosyć niefajne.
Wiem, hehe, słyszałem to pytanie. Na forum MAGa też o tym pisali, ale odpisali, że najwcześniej przy 4 tomie na twardą się zdecydują raczej.
UsuńMi to teraz wszystko jedno, byleby dalej miękkie wydawali :D
UsuńKsiążki zawsze się gdzieś pomieszczą, innej opcji nie ma. ;D
OdpowiedzUsuńJa takich wydaniowych dylematów na razie nie mam, ale już, już się przymierzam do Sandersona, więc kto wie, może za jakiś czas.
Przymierzaj się przymierzaj, bo warto <3
Usuń