Po kilku książkach popularnonaukowych naszła mnie ochota na pozycje lżejsze. Uznałam, że miło będzie usiąść i po prostu spędzić czas na czytaniu czegoś, co ma jakąś fabułę, wciągnie mnie bez reszty i pozwoli się odprężyć. Uznałam, że czas najwyższy spędzić czas nad takimi lekturami, które zwykle uważałam za zwykłą stratę czasu. Unikam książek młodzieżowych i romansów, ale teraz - trochę wbrew sobie - tak mam ochotę spędzać wolne chwile, których - z powodu uziemienia w łóżku - jest coraz więcej. Mój wzrok padł na cudowną okładkę Kontaktu alarmowego i bez wahania sięgnęłam właśnie po tę powieść.
Penny okresu licealnego nie wspomina zbyt dobrze, chociaż miała przyjaciół, chłopaka oraz świetne stopnie. Nie może doczekać się jednak chwili, gdy wyjedzie już na studia. Uniwersytet nie jest zbyt daleko od domu, jednak każda odległość od mamy, którą pragnie zostawić za sobą z powodu jej otwartego charakteru i niebanalnego stylu życia. Dziewczyna, z którą będzie dzielić pokój, jest jej przeciwieństwem, ale Penny postanawia zaprzyjaźnić się z nią, żeby nie musieć męczyć się przez resztę roku przebywaniem we własnym miejscu zamieszkania. I to właśnie dzięki Jude poznaje Sama, który od samego początku ją onieśmiela i sprawia, że ma ochotę zapaść się pod ziemię.
Sam nie jest zbyt szczęśliwy od momentu, gdy zerwała z nim jego dziewczyna. Jego życie rodzinne jest bardzo nieudane, więc mieszka w kawiarni, w której pracuje i nadal marzy o zostaniu słynnym reżyserem. Nie przepada za spędzaniem czasu z kimkolwiek, szczególnie ze swoją bratanicą, Jude, która tak naprawdę nie jest z nim w żaden sposób spokrewniona, jednak uparła się, że chce być blisko wujka Sama i często wpada na kawę razem z dwoma przyjaciółkami. Sam nie spodziewa się, że los ma w zanadrzu dla niego i Penny dramatyczne spotkanie, dzięki któremu staną się dla siebie kontaktem alarmowym - numerem w komórce na który można wysłać wszystkie myśli, nawet te najbardziej wstydliwe.
Chyba tak działają kontakty alarmowe. Wyjawiasz coś drugiej osobie, zanim zwariujesz i na dobre puszczą ci nerwy.
Zarówno Sama jak i Penny polubiłam praktycznie od pierwszego wejrzenia. Ona jest osobą bardzo oryginalną. Jej wybory dotyczące ubrań, muzyki czy choćby kierunku studiów przypadły mi do gustu i chętnie bym poznała ją naprawdę. Jestem pewna, że dogadałybyśmy się lepiej, niż ona z Jude. Zastanawiam się, czy autorka nie wzorowała trochę postaci Penny na samej sobie, jednak ciężko to stwierdzić bez poznania jej. Nasza główna bohaterka jest jednak zbyt dobrze skonstruowana pod względem charakteru i tego, jak logiczne podejmuje decyzje, żeby gdzieś nie istniał jej pierwowzór.
Jeśli chodzi o Sama to przypominał mi niesamowicie mocno mojego narzeczonego i z tego powodu pokochałam go od razu. Na pierwszy rzut oka pewny siebie ukrywa w sobie naprawdę dużo. Zarówno na jednym jak i drugim miłość do tatuaży odcisnęła spore piętno i nawet fizycznie bardzo siebie przypominają, więc czytanie o Samie było dla mnie czymś niezwykłym. Nie jest on postacią typową dla książek młodzieżowych. Cechuje go pewna wrażliwość, która równocześnie nie sprawia, że uznajemy go za kogoś miękkiego i nie radzącego sobie w życiu, ale mamy ochotę mocno go przytulić i pomóc mu podnieść się po tym ciosie, jaki zadała mu była dziewczyna.
Największym plusem Kontaktu alarmowego jest fakt, że nie skupiamy się tutaj na związku dwóch ludzi i to nie te uczucia wysuwają się na pierwszy plan. Na samym początku mamy przyjaźń idealną, o którą bardzo ciężko w dzisiejszych czasach, ale daje nam to obraz tego, jak powinny wyglądać początki miłości. Skupiamy się tutaj też bardziej na relacji dziecko-rodzic i jest to wręcz główna kwestia. Penny i to, jak unika swojej mamy z powodu ich odmienności czy Sam i matka uzależniona od wydawania pieniędzy, których nie mieli to właśnie wątki, na których skupiłam się najbardziej. Pokazuje to, jak kontakt z rodzicem wpływa na dziecko i sprawia, że jego charakter z dużym prawdopodobieństwem popłynie w innym kierunku, jeśli będzie czuło się nieszczęśliwe.
Dużą część akcji tutaj poznajemy poprzez czytanie rozmów przez smsy Sama i Penny i niesamowite jest to, jak naturalnie one brzmią. Kiedy przeglądałam Kontakt alarmowy i natknęłam się na kilka z nich to wyrwane z kontekstu brzmiały okropnie, więc obawiałam się trochę tego, jak odbiorę książkę Mary H.K. Koi. Szybko okazało się jednak, że gdy poznamy już bohaterów to te dziwne wiadomości wynikają z ich charakterów i mają jak najbardziej sens. W pewnym momencie uznałam, że zarówno ich relacja jak i całość fabuły jest tak urocza, że mimo wszystkich przeciwności, jakie napotykają bohaterowie, jest tutaj tak duża ilość słodkości, że nie da rady się nie uśmiechać podczas czytania.
Żałuję, że Kontakt alarmowy czyta się tak błyskawicznie, bo najchętniej spędziłabym więcej czasu w świecie Penny i Sama. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś do niego wrócę, gdyż rzadko kiedy czytam książki dwa razy, jednak z pewnością szybko o tej historii nie zapomnę, bo poprawiła mi humor na bardzo długo.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
Koncepcja rodzicielstwa była szalona. Wszyscy w równej mierze improwizowali bez większego przygotowania.
Największym plusem Kontaktu alarmowego jest fakt, że nie skupiamy się tutaj na związku dwóch ludzi i to nie te uczucia wysuwają się na pierwszy plan. Na samym początku mamy przyjaźń idealną, o którą bardzo ciężko w dzisiejszych czasach, ale daje nam to obraz tego, jak powinny wyglądać początki miłości. Skupiamy się tutaj też bardziej na relacji dziecko-rodzic i jest to wręcz główna kwestia. Penny i to, jak unika swojej mamy z powodu ich odmienności czy Sam i matka uzależniona od wydawania pieniędzy, których nie mieli to właśnie wątki, na których skupiłam się najbardziej. Pokazuje to, jak kontakt z rodzicem wpływa na dziecko i sprawia, że jego charakter z dużym prawdopodobieństwem popłynie w innym kierunku, jeśli będzie czuło się nieszczęśliwe.
Dużą część akcji tutaj poznajemy poprzez czytanie rozmów przez smsy Sama i Penny i niesamowite jest to, jak naturalnie one brzmią. Kiedy przeglądałam Kontakt alarmowy i natknęłam się na kilka z nich to wyrwane z kontekstu brzmiały okropnie, więc obawiałam się trochę tego, jak odbiorę książkę Mary H.K. Koi. Szybko okazało się jednak, że gdy poznamy już bohaterów to te dziwne wiadomości wynikają z ich charakterów i mają jak najbardziej sens. W pewnym momencie uznałam, że zarówno ich relacja jak i całość fabuły jest tak urocza, że mimo wszystkich przeciwności, jakie napotykają bohaterowie, jest tutaj tak duża ilość słodkości, że nie da rady się nie uśmiechać podczas czytania.
Żałuję, że Kontakt alarmowy czyta się tak błyskawicznie, bo najchętniej spędziłabym więcej czasu w świecie Penny i Sama. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś do niego wrócę, gdyż rzadko kiedy czytam książki dwa razy, jednak z pewnością szybko o tej historii nie zapomnę, bo poprawiła mi humor na bardzo długo.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
759 // Kontakt alarmowy // Mary H.K. Choi // Emergency Contact // Marta Faber // 17 września 2018 // 388 stron // Wydawnictwo Zysk // 35,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!
Podoba Ci się zdjęcie? Polub je na Instagramie! 👇
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?