Wstyd się przyznać, ale do przeczytania Oka świata zmobilizował mnie fakt, że kilka ostatnich tomów po śmierci Roberta Jordana napisał Brandon Sanderson, mój najulubieńszy autor na świecie. Spodziewałam się czegoś niesamowitego, gdyż ten cykl ma naprawdę ogromne i oddane grono fanów, więc MUSIAŁ dużo sobą reprezentować. Cegła jest to ogromna. Nie dziwi mnie fakt, że poprzednie wydanie podzielono na dwa tomy. Z pewnością dużo łatwiej się Oko świata wtedy czytało. Takie grube książki pięknie prezentują się na półkach, jednak ich czytanie nie należy do... najlżejszych.
Rand mieszka z ojcem w Dwóch Rzekach i wiedzie przeciętne życie wieśniaka. Nie zastanawia się jakby wyglądało jego życie, gdyby opuścił ojczyznę. Marzył niekiedy o dalekich wyprawach i bohaterskich czynach, jednak nie robił nic, by przekuć to w rzeczywistość. Chłopak cieszy się z miejscowego święta - nie dość, że pojawił się w Dwóch Rzekach bard, to jeszcze zwieńczeniem dnia miały być fajerwerki. Do tego wszystkiego przyjechali obcy: tajemniczy, cichy mężczyzna i przepiękna kobieta, która nie przypomina Randowi żadnej kobiety z wioski. Nie dane jest mu nacieszyć się nadchodzącą zabawą, gdyż w nocy ich farmę atakują potwory z opowieści i legend. Trolloki napadają na ich domostwo - ledwo udaje im się ujść z życiem, a Tom - ojciec Randa - jest w strasznym stanie. Piękna kobieta - Moraine - potrafi korzystać z Mocy, która przeraża wszystkich normalnych ludzi od Pęknięcia. Oznajmia ona Randowi i dwóm jego przyjaciołom, że muszą opuścić rodzinne strony, bo to po któregoś z nich przybyły trolloki, a dziwny mężczyzna w czarnym płaszczu, którego widzieli tylko oni, będzie ich ścigał dopóki ich nie dopadnie. Któryś z chłopców stanie kiedyś do ostatecznej potyczki z Czarnym - oni jednak tego nie wiedzą. Ich celem jest jedynie przeżyć i dotrzeć do bezpiecznego miejsca.
Początkowo nie mogłam połapać się, o co właściwie chodzi w tym świecie. Prolog jest dość pogmatwany i dopiero z czasem zrozumiałam, na czym opiera się system magiczny w tym cyklu, chociaż dalej nie został wytłumaczony od podstaw. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż przyzwyczaiłam się już do fantasy spod pióra Sandersona, a on opisuje każde uniwersum jakby tam był, a każdą z jego magii stworzyła naprawdę matka natura. Robert Jordan zaś mało co wyjaśnia - wszystko zaczyna rozumieć się z czasem. Ja do tej pory mam wątpliwości, czy pojęłam to tak, jak miałam pojąć, ale przy lekturze drugiego tomu z pewnością się to wyjaśni. Ten czubek góry lodowej, który liznęłam, zapowiada naprawdę sporo i ciekawa jestem, jak misternie utkana jest tutaj cała historia.
Chociaż na pierwszym planie mamy mężczyzn jako głównych bohaterów nie ma wątpliwości, że to kobiety odgrywają tu główne role. Moraine jak na razie jest moją faworytką, a Ewgene i Wiedząca bardziej mnie denerwują, niż budzą we mnie ciepłe uczucia. Trzeba jednak przyznać, że są postaciami bardzo realistycznymi i zachowują się autentycznie. Jeśli chodzi o Mata, Randa i Perrina to ten ostatni wysuwa się tutaj na prowadzenie i jego lubię najbardziej. Wątki z jego punktu widzenia połykałam w sekundę. Nie są to jednak moje ulubione postaci. Prym wiedzie tutaj cichy i mrukliwy Lan ze swoją tajemniczą przeszłością; osobliwy bard i tajemniczy Elyas. Ta trójka podbiła moje serce i uważam, że są najbardziej warci uwagi. Przynajmniej na razie.
Domyślam się, że jak to w przypadku pierwszych tomów bywa, kolejne części będą coraz bardziej nabierać rozpędu. Oko świata to tak naprawdę jeden BARDZO DŁUGI wstęp w historię walki ze złem. Klimatem jednak przypomniał mi książki fantasy, które wypożyczałam z biblioteki w podstawówce i wzbudziło to we mnie sentyment i szczęście tamtych prostych lat, w większości poświęconych na czytanie. Zatęskniłam za tą masą wolnego czasu, uznawaniem własnych potrzeb za ważne i zarwanymi nocami. Jak na obecne standardy uwinęłam się z pierwszym tomem Koła czasu dosyć szybko, jednak jeszcze rok temu zajęłoby mi to o połowę czasu mniej. Przyznam, że troszkę to boli, że nie mogę przeczytać takiej ilości opowieści, jakbym chciała, bo czas i Leon mi na to nie pozwalają. W innym wypadku byłabym już pewnie w połowie Wielkiego polowania.
Moim celem w czytelniczym życiu jest dożycie zakończenia Archiwum Burzowego Światła, przeczytanie Malzańskiej Księgi Poległych (kiedyś czytałam jakiś totalnie przypadkowy tom i bardzo mi się spodobał. Nic jednak z niego nie pamiętam) oraz od dzisiaj przeczytanie całego Koła czasu. Ciekawe, czy te dwa ostatnie cele zdążę zrealizować przed trzydziestką. Jeśli chodzi o Sandersona to do 2026 roku pojawią się może dwie kolejne części, jeśli dobrze pójdzie. Mam nadzieję, że pożyje on na tyle długo, by napisać wszystko to, co sobie zaplanował. Przyznam, że do lektury Koła czasu napędza mnie bardzo chęć przeczytania trzech ostatnich tomów. Ciekawa jestem, czy w historii wymyślonej przez Jordana będzie bardzo czuć styl i pomysły Brandona.
Przyznam, że mam na półce kolejne dwa tomy jeszcze w starym wydaniu i mam nadzieję szybko uporać się z egzemplarzami recenzenckimi - czerwiec jest dla mnie bardzo udany czytelniczo - i w lipcu pochłonąć Wielkie polowanie. Będę też czekać na wznowienie drugiej części, bo wydanie od Zysku jest przepiękne i już widzę oczami wyobraźni, jak będą prezentować się wszystkie na półce. Koło czasu to klasyka fantasy i nie wyobrażam sobie, by porządny fan ją pominął. Czuję jednak, że nie każdy będzie zadowolony. Akcja w Oku świata nie pędzi na łeb na szyję i idzie swoim tempem, więc potrzeba dużo cierpliwości by na początku nie porzucić lektury. Kiedy jednak człowiek się wciągnie... Ja przepadłam. Świat stworzony przez Jordana jest przerażający, ale bardzo chciałabym się w nim znaleźć. Chociaż na chwilkę.
- Na wojnie, chłopcze, głupcy zabijają innych głupców z głupich powodów. To jest wszystko, co należy wiedzieć o wojnie.
Początkowo nie mogłam połapać się, o co właściwie chodzi w tym świecie. Prolog jest dość pogmatwany i dopiero z czasem zrozumiałam, na czym opiera się system magiczny w tym cyklu, chociaż dalej nie został wytłumaczony od podstaw. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż przyzwyczaiłam się już do fantasy spod pióra Sandersona, a on opisuje każde uniwersum jakby tam był, a każdą z jego magii stworzyła naprawdę matka natura. Robert Jordan zaś mało co wyjaśnia - wszystko zaczyna rozumieć się z czasem. Ja do tej pory mam wątpliwości, czy pojęłam to tak, jak miałam pojąć, ale przy lekturze drugiego tomu z pewnością się to wyjaśni. Ten czubek góry lodowej, który liznęłam, zapowiada naprawdę sporo i ciekawa jestem, jak misternie utkana jest tutaj cała historia.
Czasami nawet bohaterowie giną.
Domyślam się, że jak to w przypadku pierwszych tomów bywa, kolejne części będą coraz bardziej nabierać rozpędu. Oko świata to tak naprawdę jeden BARDZO DŁUGI wstęp w historię walki ze złem. Klimatem jednak przypomniał mi książki fantasy, które wypożyczałam z biblioteki w podstawówce i wzbudziło to we mnie sentyment i szczęście tamtych prostych lat, w większości poświęconych na czytanie. Zatęskniłam za tą masą wolnego czasu, uznawaniem własnych potrzeb za ważne i zarwanymi nocami. Jak na obecne standardy uwinęłam się z pierwszym tomem Koła czasu dosyć szybko, jednak jeszcze rok temu zajęłoby mi to o połowę czasu mniej. Przyznam, że troszkę to boli, że nie mogę przeczytać takiej ilości opowieści, jakbym chciała, bo czas i Leon mi na to nie pozwalają. W innym wypadku byłabym już pewnie w połowie Wielkiego polowania.
Moim celem w czytelniczym życiu jest dożycie zakończenia Archiwum Burzowego Światła, przeczytanie Malzańskiej Księgi Poległych (kiedyś czytałam jakiś totalnie przypadkowy tom i bardzo mi się spodobał. Nic jednak z niego nie pamiętam) oraz od dzisiaj przeczytanie całego Koła czasu. Ciekawe, czy te dwa ostatnie cele zdążę zrealizować przed trzydziestką. Jeśli chodzi o Sandersona to do 2026 roku pojawią się może dwie kolejne części, jeśli dobrze pójdzie. Mam nadzieję, że pożyje on na tyle długo, by napisać wszystko to, co sobie zaplanował. Przyznam, że do lektury Koła czasu napędza mnie bardzo chęć przeczytania trzech ostatnich tomów. Ciekawa jestem, czy w historii wymyślonej przez Jordana będzie bardzo czuć styl i pomysły Brandona.
Nigdy nie można się poddawać. Jeżeli zrezygnujesz, równie dobrze możesz umrzeć.
★★★★★★★★★★
814 // Oko świata // Robert Jordan // The Eye of the World // Katarzyna Karłowska // Koło czasu // tom 1 // 22 kwietnia 2019 // 956 stron // Wydawnictwo Zysk // 59,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!
Minirecenzja tutaj 👇
Czeka Cię cholernie długa przeprawa, zanim dotrzesz do tego, co napisał Sanderson. :P Ale cykl zapowiada się dobrze. Jeśli wydawnictwo będzie to całkiem szybko wznawiać to się zdecyduję, bo nie chce mi się czekać na kolejne tomy minimum pół roku, jak się zdarza u innych. :/
OdpowiedzUsuń