Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Jordan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Jordan. Pokaż wszystkie posty
WSCHODZĄCY CIEŃ // ROBERT JORDAN

listopada 01, 2021

WSCHODZĄCY CIEŃ // ROBERT JORDAN


Wspominałam Wam już kiedyś, że moim życiowym planem jest przeczytanie całego Koła czasu. Powoli brniemy do przodu i raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale z dumą ogłaszam: udało mi się przeczytać czwarty tom! Jest to do tej pory najgrubsza część i uff, bywało niekiedy naprawdę ciężko. Tym razem Jordan popłynął w swoich fantazjach i pojawiło się bardzo dużo wątków, które - moim zdaniem - są na razie całkowicie niepotrzebne i mało co wnoszą w fabułę. Są przy tym też niewiarygodnie nudne.

Kamień Łzy, legendarna forteca, zostaje zdobyty. Callandor trafia do rąk tego, który jest godny nim władać. To zaledwie początek dla Randa al'Thora, pasterza, który stał się Smokiem Odrodzonym. Przyjaciele i wrogowie mobilizują się, sporządzają plany działania, knują spiski, podczas gdy Smok studiuje teksty proroctw i z największym wysiłkiem stara się kontrolować przepełniającą go Moc. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że niebawem musi wybuchnąć wojna...

Z tym cyklem mam bardzo skomplikowaną relację. Z jednej strony doceniam kunszt i złożoność całej fabuły, a z drugiej mam taki mały problem z samym Jordanem. Uwielbia on rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, gawędzi, błądzi, rozwleka to, co rozwleczone być nie powinno. Nie chcę wdawać się w szczegóły i opowiadać Wam ze szczegółami wszystkie wydarzenia, ale sporo się tutaj dzieje. Na pewno biorąc pod uwagę objętość Wschodzącego cienia mogłoby być tutaj więcej akcji, ewentualnie ktoś powinien poradzić autorowi, żeby jakieś dwieście stron wyrzucił do kosza, ale nie można zaprzeczyć, że niektóre wydarzenia są zaskakujące i nieprzewidywalne.

Pojawił się też długo rozkręcający się wątek romantyczny. Bardzo na niego czekałam - w takich grubych cyklach dobry romans jest czymś niezbędnym według mnie - a okazał się ciut naiwny i przegadany. Było to do tej pory moje największe rozczarowanie Kołem czasu. Ucieszyłam się, że niektóre tajemnice się wyjaśniły, ale równocześnie pojawiło się zatrzęsienie nowych. To właśnie sprawia, że mam chęć sięgnąć po kolejny tom, chociaż nie ukrywam, że czytanie każdego kolejnego jest coraz bardziej nużące. Im więcej treści, tym bardziej mój mózg chce się poddać. Mimo to chcę wiedzieć co będzie dalej i dalej... i dalej...

Spory problem mam też z Randem. Nie odpowiada mi za bardzo jako bohater. Nie jest w moim typie, można by rzec. Dużo więcej sympatii mam do żeńskiej części postaci. Uwielbiam to, jakie znaczenie w świecie Jordana mają kobiety i jest to jeden z największych plusów Koła czasu. Męscy autorzy rzadko kiedy tak dużą rolę przypisują płci przeciwnej i każda czytelniczka odnajdzie tu bohaterkę dla siebie.

Nie da się czytać wznowienia tego cyklu i nie wspomnieć o wydaniu. Uwielbiam to, jak te książki prezentują się na półce. Mam dopiero cztery tomy - z tego co kojarzę wznowiono już sześć - ale często zerkam w ich kierunku będąc w sypialni. Takie cykle powinny wszystkie zostać wydane tak pięknie. Czyta się je bardzo nieporęcznie i nie wiem, czy komukolwiek zmieści się któraś do torebki, ale ostatecznie robią tak ogromne wrażenie, że warto troszkę się pomęczyć dla takiego wydania. Mogłoby się wydawać, że nic tylko marudzę, ale... Naprawdę lubię ten cykl i cieszę się, że znajduję czas dla Roberta Jordana. 

★★★★★★★☆☆☆

Wschodzący cień // Robert Jordan // Koło Czasu // tom 4 // 02 lutego 2021 // 1282 strony // Wydawnictwo Zysk i S-ka

Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk!

SMOK ODRODZONY // ROBERT JORDAN

września 05, 2021

SMOK ODRODZONY // ROBERT JORDAN


Nadszedł czas na kontynuację monumentalnego cyklu, jakim jest Koło czasu, Roberta Jordana. Obiecałam sobie, że jeszcze w tym życiu przeczytam cały - zależy mi na tych częściach, które napisał mój ulubiony Brandon Sanderson - chociaż przyznam, że te początkowe tomy są dosyć nużące. Słyszałam, że najgorzej przebrnąć przez część drugą, chociaż i Smok odrodzony był bardzo rozwleczony i z całą pewnością niektóre sceny i opisy można było sobie darować. 

Smok Odrodzony jest dawno już przepowiadanym przywódcą, który uratuje świat (choć jednocześnie zniszczy go), zbawcą, który oszaleje i zabije wszystkich mu bliskich. Teraz rozpoczyna bieg ku swemu przeznaczeniu.

Tylko on jest zdolny do dotknięcia Jedynej Mocy, ale nie potrafi jej kontrolować, nie ma też w swoim otoczeniu nikogo, kto mógłby go tego nauczyć, gdyż żaden mężczyzna nie potrafi robić tego od trzech tysięcy lat. Rand al'Thor rozumie tylko tyle, że musi stanąć twarzą w twarz z Czarnym... Ale jak?

W tej części mniej towarzyszymy Randowi - dzięki Bogu! - a więcej uwagi poświęcamy innym bohaterom. Dobrze wiem, że ten chłopak jest tak ciężki w odbiorze z powodu przeznaczenia, które wisi nad nim, ale w tej części irytował mnie tak mocno, że miałam nadzieję, że może potknie się i nabije na własny miecz. Zdecydowanie Robert Jordan potrafi lepiej tworzyć żeńskie postaci i cieszyłam się, że to reszta osób z Pól Edmonda gra tu pierwsze skrzypce. 

Widzimy, jak ich charaktery ewoluują, zmieniają się. Nie zawsze idzie to w takim kierunku, jakiego bym sobie życzyła, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadza. Nie da się lubić wszystkich i to - przy takiej ilości głównych bohaterów - nic dziwnego. Każdy jest inny, każdy ma swoją rolę do odegrania. Ciekawa jestem, w jakim kierunku to wszystko pójdzie i z pewnością sięgnę po kontynuację z nadzieją, że styl Jordana stanie się dla mnie trochę bardziej przystępny.

Gdyby autor miał trochę lżejsze pióro nie czułabym się do po skończonej lekturze jak po przebiegnięciu maratonu. Dwa razy. Podziwiam go za stworzenie takiego świetnie skonstruowanego i przemyślanego cyklu, ale niekiedy cierpi on na tą samą chorobę co Tolkien - przerost formy nad treścią. Ciężko czyta się każdą część i są one bardzo przytłaczające. Równocześnie jestem na tyle ciekawa fabuły... że zaciskam zęby i brnę przez ten busz, byle dowiedzieć się, co będzie dalej. Fabularnie Jordan ani razu nie zawiódł. Liczę, że z czasem Koło czasu nabierze tempa i te setki stron będzie się łykać w dwa dni.

Nie da się nie zauważyć i nie docenić geniuszu Jordana. Czasami próbowałam zauważyć jakieś niedociągnięcia czy błędy, ale nic nie dostrzegłam, więc przy takiej ilości treści to niesamowite. W przyszłym miesiącu zamierzam zabrać się za kontynuację - uparcie będę dążyć do celu.

★★★★★★★☆☆☆


WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ CZERWIEC 2019: OKO ŚWIATA // ROBERT JORDAN

czerwca 17, 2019

WYZWANIE LUBIMY CZYTAĆ CZERWIEC 2019: OKO ŚWIATA // ROBERT JORDAN

Wstyd się przyznać, ale do przeczytania Oka świata zmobilizował mnie fakt, że kilka ostatnich tomów po śmierci Roberta Jordana napisał Brandon Sanderson, mój najulubieńszy autor na świecie. Spodziewałam się czegoś niesamowitego, gdyż ten cykl ma naprawdę ogromne i oddane grono fanów, więc MUSIAŁ dużo sobą reprezentować. Cegła jest to ogromna. Nie dziwi mnie fakt, że poprzednie wydanie podzielono na dwa tomy. Z pewnością dużo łatwiej się Oko świata wtedy czytało. Takie grube książki pięknie prezentują się na półkach, jednak ich czytanie nie należy do... najlżejszych.

- Na wojnie, chłopcze, głupcy zabijają innych głupców z głupich powodów. To jest wszystko, co należy wiedzieć o wojnie.

Rand mieszka z ojcem w Dwóch Rzekach i wiedzie przeciętne życie wieśniaka. Nie zastanawia się jakby wyglądało jego życie, gdyby opuścił ojczyznę. Marzył niekiedy o dalekich wyprawach i bohaterskich czynach, jednak nie robił nic, by przekuć to w rzeczywistość. Chłopak cieszy się z miejscowego święta - nie dość, że pojawił się w Dwóch Rzekach bard, to jeszcze zwieńczeniem dnia miały być fajerwerki. Do tego wszystkiego przyjechali obcy: tajemniczy, cichy mężczyzna i przepiękna kobieta, która nie przypomina Randowi żadnej kobiety z wioski. Nie dane jest mu nacieszyć się nadchodzącą zabawą, gdyż w nocy ich farmę atakują potwory z opowieści i legend. Trolloki napadają na ich domostwo - ledwo udaje im się ujść z życiem, a Tom - ojciec Randa - jest w strasznym stanie. Piękna kobieta - Moraine - potrafi korzystać z Mocy, która przeraża wszystkich normalnych ludzi od Pęknięcia. Oznajmia ona Randowi i dwóm jego przyjaciołom, że muszą opuścić rodzinne strony, bo to po któregoś z nich przybyły trolloki, a dziwny mężczyzna w czarnym płaszczu, którego widzieli tylko oni, będzie ich ścigał dopóki ich nie dopadnie. Któryś z chłopców stanie kiedyś do ostatecznej potyczki z Czarnym - oni jednak tego nie wiedzą. Ich celem jest jedynie przeżyć i dotrzeć do bezpiecznego miejsca.

Początkowo nie mogłam połapać się, o co właściwie chodzi w tym świecie. Prolog jest dość pogmatwany i dopiero z czasem zrozumiałam, na czym opiera się system magiczny w tym cyklu, chociaż dalej nie został wytłumaczony od podstaw. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż przyzwyczaiłam się już do fantasy spod pióra Sandersona, a on opisuje każde uniwersum jakby tam był, a każdą z jego magii stworzyła naprawdę matka natura. Robert Jordan zaś mało co wyjaśnia - wszystko zaczyna rozumieć się z czasem. Ja do tej pory mam wątpliwości, czy pojęłam to tak, jak miałam pojąć, ale przy lekturze drugiego tomu z pewnością się to wyjaśni. Ten czubek góry lodowej, który liznęłam, zapowiada naprawdę sporo i ciekawa jestem, jak misternie utkana jest tutaj cała historia.

Czasami nawet bohaterowie giną.

Chociaż na pierwszym planie mamy mężczyzn jako głównych bohaterów nie ma wątpliwości, że to kobiety odgrywają tu główne role. Moraine jak na razie jest moją faworytką, a Ewgene i Wiedząca bardziej mnie denerwują, niż budzą we mnie ciepłe uczucia. Trzeba jednak przyznać, że są postaciami bardzo realistycznymi i zachowują się autentycznie. Jeśli chodzi o Mata, Randa i Perrina to ten ostatni wysuwa się tutaj na prowadzenie i jego lubię najbardziej. Wątki z jego punktu widzenia połykałam w sekundę. Nie są to jednak moje ulubione postaci. Prym wiedzie tutaj cichy i mrukliwy Lan ze swoją tajemniczą przeszłością; osobliwy bard i tajemniczy Elyas. Ta trójka podbiła moje serce i uważam, że są najbardziej warci uwagi. Przynajmniej na razie.

Domyślam się, że jak to w przypadku pierwszych tomów bywa, kolejne części będą coraz bardziej nabierać rozpędu. Oko świata to tak naprawdę jeden BARDZO DŁUGI wstęp w historię walki ze złem. Klimatem jednak przypomniał mi książki fantasy, które wypożyczałam z biblioteki w podstawówce i wzbudziło to we mnie sentyment i szczęście tamtych prostych lat, w większości poświęconych na czytanie. Zatęskniłam za tą masą wolnego czasu, uznawaniem własnych potrzeb za ważne i zarwanymi nocami. Jak na obecne standardy uwinęłam się z pierwszym tomem Koła czasu dosyć szybko, jednak jeszcze rok temu zajęłoby mi to o połowę czasu mniej. Przyznam, że troszkę to boli, że nie mogę przeczytać takiej ilości opowieści, jakbym chciała, bo czas i Leon mi na to nie pozwalają. W innym wypadku byłabym już pewnie w połowie Wielkiego polowania.

Moim celem w czytelniczym życiu jest dożycie zakończenia Archiwum Burzowego Światła, przeczytanie Malzańskiej Księgi Poległych (kiedyś czytałam jakiś totalnie przypadkowy tom i bardzo mi się spodobał. Nic jednak z niego nie pamiętam) oraz od dzisiaj przeczytanie całego Koła czasu. Ciekawe, czy te dwa ostatnie cele zdążę zrealizować przed trzydziestką. Jeśli chodzi o Sandersona to do 2026 roku pojawią się może dwie kolejne części, jeśli dobrze pójdzie. Mam nadzieję, że pożyje on na tyle długo, by napisać wszystko to, co sobie zaplanował. Przyznam, że do lektury Koła czasu napędza mnie bardzo chęć przeczytania trzech ostatnich tomów. Ciekawa jestem, czy w historii wymyślonej przez Jordana będzie bardzo czuć styl i pomysły Brandona.

Nigdy nie można się poddawać. Jeżeli zrezygnujesz, równie dobrze możesz umrzeć.

Przyznam, że mam na półce kolejne dwa tomy jeszcze w starym wydaniu i mam nadzieję szybko uporać się z egzemplarzami recenzenckimi - czerwiec jest dla mnie bardzo udany czytelniczo - i w lipcu pochłonąć Wielkie polowanie. Będę też czekać na wznowienie drugiej części, bo wydanie od Zysku jest przepiękne i już widzę oczami wyobraźni, jak będą prezentować się wszystkie na półce. Koło czasu to klasyka fantasy i nie wyobrażam sobie, by porządny fan ją pominął. Czuję jednak, że nie każdy będzie zadowolony. Akcja w Oku świata nie pędzi na łeb na szyję i idzie swoim tempem, więc potrzeba dużo cierpliwości by na początku nie porzucić lektury. Kiedy jednak człowiek się wciągnie... Ja przepadłam. Świat stworzony przez Jordana jest przerażający, ale bardzo chciałabym się w nim znaleźć. Chociaż na chwilkę.

★★★★★★★★★★

814 // Oko świata // Robert Jordan // The Eye of the World // Katarzyna Karłowska // Koło czasu // tom 1 // 22 kwietnia 2019 // 956 stron // Wydawnictwo Zysk // 59,90 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

Minirecenzja tutaj 👇

Wyświetl ten post na Instagramie.

Powiem Wam, że sięgnęłam po #eyeoftheworld tylko dlatego, że przeczytałam już wszystko, co wyszło w Polsce spod pióra Sandersona, a wiem, że po śmierci Jordana to on przejął pisanie tego cyklu. 🤭 Powód być może marny, ale już od pierwszych stron - no dobra, trochę kłamię. Od pierwszego rozdziału. Prolog był jak dla mnie mocno pogmatwany - zakochałam się. Od razu przypomniały mi się książki, które czytałam za dzieciaka z działu fantasy w bibliotece i już wiedziałam, że nie odpuszczę i wszystkie tomy #thewheeloftime przeczytam. Odniosłam wrażenie, że to NAPRAWDĘ DŁUGI wstęp do całej historii i już nie mogę się doczekać, aż pojawi się wznowienie drugiego tomu. Mam nadzieję, że pojawi się tam Lan - mój ulubiony bohater, zaraz obok Elyasa - i wszystko jeszcze bardziej się rozwinie. Jordan pokazał, że to kobiety mają najwiecej do powiedzenia i - cytując Oko świata - czasami nawet bohaterowie giną. ——————————————————— #bookstagram #book #książka #booklover #czytambolubie #czytam #bookstagrampl #books #bookworm #reading #książki #instabook #bookish #czytaniejestsexy #bookstagramtopasja #bookaddict #czytambolubię #bookstagrammer #takczytam #igreads #bookaholic #kochamczytać #bookphotography #booknerd #polishbookstagram #ksiazki
Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)
Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger