września 02, 2019

CENA SZCZĘŚCIA // STEVEN ERIKSON

Ostatnio bardzo mocno interesowały mnie książki, których akcja dotyczy kosmosu lub się w nim dzieje. Uzbierał mi się ich spory stosik do przeczytania i powoli się w to wgłębiam. Na początek padło na Cenę szczęścia, gdyż już kiedyś miałam styczność z tym autorem i jednym z moich życiowych celów jest przeczytanie wszystkich tomów Malzańskiej Księgi Poległych. Chciałam przypomnieć sobie, czy styl Eriksona jest przystępny, czy raczej te dziesięć grubych tomów zajmie mi wieki. Jak się okazało... przez pierwsze rozdziały szłam jak burza. Bardzo spodobała mi się ogólna koncepcja, ale później pojawiły się schody.

Ruchliwa ulica w kanadyjskim mieście. W promieniu światła, najwyraźniej wystrzelonego przez UFO, znika Samantha August, autorka książek science fiction. Podczas gdy nagrane telefonami filmy, ukazujące moment porwania, rozchodzą się w Internecie, Samantha budzi się w małym pomieszczeniu. Tam wita ją głos Adama, który wyjaśnia, że znajdują się na orbicie, a on sam jest obdarzonym sztuczną inteligencją rzecznikiem Delegacji Interwencyjnej, triumwiratu obcych cywilizacji. Celem Delegacji jest ochrona i ewolucja ziemskich ekosystemów…

Porwanie Samanthy i jej pierwsze chwile na statku kosmicznym były czymś niesamowitym. Byłam bardzo ciekawa tego, jak to wszystko będzie wyglądać, jak przystosuje się do nowej sytuacji. Bo jej postać jest jedną z tych, która od razu zdobywa sympatię. Uzależniona od palenia papierosów feministyczna kobieta pisząca książki science fiction... To świetne połączenie. Dodatkowo ma w sobie żyłkę przywódcy i jej relacja z Adamem - sztuczną inteligencją - podbiła moje serce. Nie wiem, czy na jej miejscu potrafiłabym podejść do tego tak odważnie. Przemawianie przed całym światem też by mnie zmroziło. Urocza wydała mi się też jej relacja z mężem i chyba każdemu bym takiej życzyła. Możecie wierzyć na słowo - tej kobiety nie da się nie lubić. 

Problemem okazała się ilość postaci wykreowana przez autora. Początkowo nie mogłam się połapać, kto jest kim. Towarzyszymy głowom państw, przypadkowym ludziom, dziennikarzom. Co chwilę przeskakujemy z osoby na osobę, z kraju do kraju. Łatwo się pogubić, a dodatkowo - chociaż miło było wiedzieć co się dzieje na dole - niektóre informacje były według mnie zwyczajnie zbędne. Nie zdziwiłabym się, gdyby rząd naprawdę ukrywał istnienie obcych. Myśl, że jesteśmy sami w kosmosie to coś nienaturalnego. 

Nie obraziłabym się, gdyby pojawili się w rzeczywistości kosmici i zrobili to samo, co w Cenie szczęścia. Nasza planeta naprawdę potrzebuje takiej pomocy. Koniec wojen, przemocy, wszelakich konfliktów, wykorzystywania wszystkich dóbr naturalnych. Wystarczy pomyśleć chociaż o płonących lasach Amazonii i nagle wizyta obcych dbających o Ziemię nie jest takim najgorszym scenariuszem.

Zakończenie Ceny szczęścia trochę mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się tak otwartego zakończenia. Albo Steven Erikson uznał, że nasza wyobraźnia podoła z tak dużą ilością niewiadomych, albo naprawdę pojawi się kontynuacja. Zastanawiam się jeszcze, czy za nią zabiorę. Po przeczytaniu tej mam spory mętlik w głowie i nie wiem, czy zmęczę jeszcze raz tak dużą rozbieżność bohaterów...

★★★★★★★☆☆☆

821 // Cena szczęścia // Steven Erikson // Rejoice, A Knife to the Heart // Dariusz Kopociński // 28 lutego 2019 // 554 strony // Wydawnictwo Zysk // 45,00 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Karolina 🌿 (@papierowemiasta)

1 komentarz:

  1. Też mam ochotę na science fiction. I choć w tej książce pomysł jest dobry, to po Twojej recenzji chyba najpierw sięgnę po coś pewniejszego, na czym ciężko będzie się zawieść :)

    zazamknietymiokladkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger