Okres świąteczny nadchodzi dużymi krokami, a ja już namiętnie wyglądam śniegu i objadam się mandarynkami. Bo po co czekać na grudzień? Do Bożego Narodzenia jeszcze miesiąc i rok w rok ten czas spędzałam na odliczaniu i wielką radością z powodu tego faktu. Jak się okazało tym razem ten okres nie będzie zbyt szczęśliwym czasem dla mnie, przez co całe szczęście się ulotniło, jednak lektura książki W. Bruce'a Camerona była dla mnie punktem obowiązkowym. Był sobie pies do tej pory tkwi mi w pamięci i uwielbiam zarówno książkę jak i ekranizację. Psiego najlepszego pozwoliło mi zapomnieć o tym wszystkim i żałuję, że ta historia jest tak krótka. Z chęcią zatonęłabym w niej jeszcze na miesiąc.
Josh Michaels jest samotnikiem. Mieszka sam, pracuje przez komputer i nie spędza zbyt dużo czasu z przyjaciółmi. Kiedy pewnego dnia sąsiad podrzuca mu pod drzwi ciężarną suczkę swojej byłej dziewczyny jest przerażony. Nigdy wcześniej nie miał psa i nie zajmował się żadnym zwierzęciem, a co dopiero takim w stanie zaawansowanej ciąży. Porzucenie jednak Lucy na pastwę losu nie przychodzi mu do głowy. Postanawia zaopiekować się nią do momentu powrotu Ryana. Poród zaczyna się jednak szybciej niż się tego spodziewał, a konsekwencje tego zaskakują Josha. Kiedy pracownica lokalnego schroniska postanawia pomóc mu oswoić się z całą sytuacją odkrywa, że być może wcale nie musi już sam radzić sobie z życiem.
Josh jest bohaterem bardzo niestandardowym i oryginalnym. Nie da się go nie lubić - moją sympatię zdobył już od pierwszych stron Psiego najlepszego i po zakończeniu lektury dalej bardzo go lubię. Zapewne będzie już nieodwołalnie kojarzył mi się ze świątecznym okresem. Nie przeszkadza mi to jednak - z chęcią jeszcze kiedyś powrócę do tej historii, gdyż jest to coś, co pozwala oderwać się od wszystkich czarnych myśli i chociaż na chwilę poprawia humor. Pochłonęłam ją na raz i żałuję, że autor nie rozpisał się dużo bardziej. Mimo to nie brakuje tutaj nic. Mamy wszystko, czego czytelnik mógłby oczekiwać w świątecznej opowieści ze szczeniakami w roli głównej.
Początkowo spodziewałam się czegoś bardziej w klimacie Był sobie pies. Tamta powieść Camerona jest wyjątkowa z powodu tego, że głównym bohaterem naprawdę jest pies, a tutaj skupiamy się na Joshu i jego uczuciach i jego życiu. Rozczarowało mnie to trochę, jednak szybko udało mi się po tym pozbierać. Zaakceptowałam fakt, że autor postanowił skupić się teraz dużo bardziej na romantycznym aspekcie i chciał stworzyć coś, co wpływa na czytelnika, porusza, ale równocześnie jest lżejszą, świąteczną historią. Psiego najlepszego uczy też tego, jak należy traktować psa i porusza ważny temat, jakim jest dawanie szczeniąt pod choinkę i porzucanie ich chwilę później. Ta książka wręcz krzyczy o odpowiedzialności, jakim jest adopcja czworonoga.
Mimo faktu, że historia jest przewidywalna udało się Cameronowi zaskoczyć mnie kilkukrotnie i cieszę się, że postanowiłam kontynuować swoją przygodę z tym autorem. Może nie dorównał geniuszowi wspominanej ciągle swojej poprzedniej książce, jednak dał mi dużo radości i uważam, że każdy fan psów - i nie tylko fan - powinien za Psiego najlepszego chwycić.
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
650 // Psiego najlepszego // W. Bruce Cameron // The Dogs of Christmas // Edyta Świerczyńska // 09 listopada 2017 // 296 stron // Wydawnictwo Kobiece // 34,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Kobiecemu!
To będzie idealna lektura na święta:)
OdpowiedzUsuń