Zaczynając czytać Rozdroża cienistego szlaku nie spodziewałam się, że Łukasz Jabłoński zadebiutuje w sposób tak imponujący. Zwykle mam problem ze wciągnięciem się w książki fantasy, o ile ich autorem nie jest Sanderson. Tym razem jednak już pierwsza strona sprawiła, że od Melodii Litny nie mogłam się oderwać. Widocznie ta historia była czymś, czego w danej chwili naprawdę mocno potrzebowałam, bo chociaż jej lektura zajęła mi kilkanaście dni, to nie żałuję ani chwili, którą na nią poświęciłam.
Keveris wiódł życie naprawdę wystawne. Bycie władcą jest bowiem zajęciem przyjemnym, chociaż wymagającym. Jednak skończyło się to szybciej, niż mógłby się tego spodziewać. Teraz - wyklęty i zmuszony wieść życie w cierpieniu z tatuażem banity - marzy tylko o śmierci. Kiedy znajduje go ogromny, gadatliwy mężczyzna z tatuażem mordercy jest bliski śmierci z głodu. Thoregar karmiąc go zaprasza go do społeczności takich jak on, wyklętych. Bastion jest miejscem, gdzie każdy morderca, nierządnica, rabownik czy gwałtownik może odnaleźć swój dom. Jednak czy Malbo - jak każe się nazywać - może gdziekolwiek poczuć się dobrze, skoro jego nowi gospodarze mogą nie być w stosunku do niego tak bezinteresowni, jak się wydaje?
Malbo - mimo tego, że jest fajtłapą - polubiłam od razu. Podobnie jak Thoregara. Byłam niesamowicie ciekawa, kim jest każdy z tych mężczyzn i co właściwie skłoniło jednego z nich do zaczepienia drugiego. Ciężko dopatrywać się tutaj bezinteresowności, a intuicja mnie nie zawiodła. Żałowałam tylko, że tak mocno zawiodłam się na postawie Thoregara, bo początkowo uważałam, że stanie się od jednym z moich ulubieńców. Mimo to bohaterów jest w Rozdrożach cienistego szlaku tak wielu, że ciężko jest zorientować się na początku kto jest kim, czego chce od życia i co knuje. Bo tutaj knuje prawie każdy, oprócz niczego nie podejrzewającego Malbo, przy spotkaniu z którym nie jest trudno się zorientować, dlaczego został obalony.
Upadasz i myślisz, że to już koniec. Nagle ktoś daje ci w twarz, wstajesz, przybierasz imię własnego psa i zaczynasz wszystko od nowa. Gdzie w tym jakikolwiek sens...
Bardzo podoba mi się świat stworzony przez Jabłońskiego. Idea piętnowania złoczyńców, wygnanie ich ze społeczności i nakaz życia z dala od życia politycznego bez żadnego znaczenia jest czymś, z czym wcześniej się nie spotkałam. Tatuaż na policzku, który określa człowieka, jest dla niego piętnem nie do zmazania. Na zawsze zostaje się już zbrodniarzem. Poznawanie wyklętych okazało się innym doświadczeniem. Nie tego się spodziewałam. Miałam nadzieję spotkać wspólnotę ludzi, którzy cenią się wzajemnie i skoczą za sobą w ogień. Szybko jednak przyszło mi się rozczarować kiedy poznałam Santi i odkryłam, jak bardzo spaczona ona jest.
Mamy tutaj styczność z naprawdę dobrym kawałkiem fantastyki. Krew leje się strumieniami, części ciała walają się po ziemi, a walka o władzę jest zażarta niczym w Grze o tron. Do tego wszystkiego trzeba dołożyć magię i oryginalną religię. Jedynie, co trochę mi przeszkadzało, był brak informacji o przeszłości danych postaci, przez co większość z nich okazała się być dla mnie kimś tak mało ważnym, że ich śmierć czy rany nie ruszały mnie ani trochę. Mam cichą nadzieję, że rozwinie się to trochę w kolejnym tomie. Bo rozumiem, że tutaj nie liczy się przeszłość, jednak chciałabym dowiedzieć się więcej o tym, dlaczego niektórzy są zmuszeni żyć teraz wyłącznie przyszłością w Bastionie.
Po zakończeniu jestem pewna, że z chęcią zabrałabym się za tom drugi, jednak nie teraz. Mam teraz ochotę odpocząć trochę od fantastyki, gdyż tutaj dostałam jej niezły kawał. Zdecydowanie Łukasz Jabłoński ma jeszcze dużo do powiedzenia. Zapamiętajcie to nazwisko.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
715 // Melodia Litny // Łukasz Jabłoński // Rozdroża cienistego szlaku // tom 1 // 26 marca 2018 // 575 stron // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Zysk!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?