Zanim postanowiłam zabrać się za Rzeźnię numer pięć dużo o niej słyszałam. A właściwie - to trzeba sprostować - często słyszałam o tym, że istnieje. Nigdy nikt nie przybliżył mi w żaden sposób fabuły, ani nie podał tematyki. Słysząc ten tytuł uznałam, że mamy tutaj historię wojenną, zapewne dystopijną, rodem z Orwella. Równocześnie myliłam się okrutnie bardzo i prawie wcale. Zapewne jeśli również wcześniej styczności z Vonnegutem nie mieliście i nikt nie pozbawił Was złudzeń pewnie myślicie tak samo. Ale wiecie co? Rzeźnia numer pięć to wojenna opowieść, w której dosyć ważną rolę odgrywają kosmici, a czyta się tę książkę tak, jak Autostopem przez galaktykę - szybko i z wielkim niedowierzaniem.
Rzeźnia numer pięć zasłynęła jako jedna z najbardziej popularnych książek antywojennych. Sam autor brał udział w bombardowaniu Drezna - co jest głównym tematem powieści - więc dostajemy tutaj sporo wątków typowo autobiograficznych. Równocześnie pełno tutaj innych motywów i wydarzeń, więc ciężko jest niekiedy połapać się co, kiedy i dlaczego. Szczególnie chwile, gdy w Rzeźni numer pięć pojawiają się kosmici bardzo mnie rozbijały i wciąż nie jestem w stanie wymyślić sensownego powodu, dla którego Vonnegut umieścił Tralfamadorczyków w swojej książce. Być może po prostu chciał rozbawić czytelnika mimo masakry, którą tak naprawdę opisuje.
- Będziecie udawać, że byliście mężczyznami, a nie dziećmi, i w filmie będą was grali Frank Sinatra i John Wayne abo któryś z tych wspaniałych, zakochanych w wojnie obleśnych staruchów. I wojna będzie wyglądać tak cudownie, że zapragniemy nowych wojen. A walczyć będą dzieci, jak te na górze.
Robi to jednak w tak zabawny sposób, że niekiedy ciężko było uwierzyć w to, że nie mam styczności ze zwykłą komedią, która ma po prostu rozbawić czytelnika. Szybko jednak pojawiały się sceny, które sprawiały, że już do śmiechu mi nie było i ten zabieg autora bardzo rozbija człowieka emocjonalnie. Nie można czytać Rzeźni numer pięć i pozostać obojętnym. Jeśli komuś się to udało jest socjopatą i cechuje go okropny brak empatii.
Jeśli chodzi o postaci żadna nie stała się moją ulubioną. Bohaterowie powieści nie są do lubienia. Ich rola opiera się na przekazaniu czytelnikom pewnych wartości i sprawieniu, żeby uczyli się nie na swoich błędach, tylko na tych już popełnionych. Początkowo dziwił mnie fakt, jak mało zwracam uwagę na Billy'ego, a intryguje mnie wszystko to, co on przeżywa. Rzadko któremu pisarzowi udawało się stworzyć coś tak dobrego za pomocą wydarzeń, a nie postaci. Już pierwsze strony Rzeźni numer pięć zachwycają i zdziwiłam się, gdy mniej więcej w połowie trochę znużyła mnie lektura i musiałam ją przerwać. Szybko jednak wróciłam na dobre, czytelnicze, tory i książkę skończyłam.
Zapomnieliśmy, że wojny toczą dzieci. Kiedy ujrzałem te świeżo ogolone twarze, przeżyłem szok. Mój Boże! - pomyślałem sobie - przecież to istna krucjata dzieci.
To nieprzyzwoite, jak szybko i przyjemnie czyta się to, co napisał Vonnegut. Nie powinno tak być, jeśli weźmie się pod uwagę ogólną tematykę i tragizm. Ginie tutaj bardzo dużo ludzi. Zdarza się. Zdziwiłam się jednak, że żadne z wydarzeń nie wycisnęło ze mnie łez. Jestem bardzo płaczliwa, jeśli chodzi o książki, a nad wszystkim w Rzeźni numer pięć przechodziłam do porządku dziennego szybciej, niż w przypadku innych powieści o wojnie. Zapewne wpłynęło na to przeskakiwanie z jednego nastroju na drugi. W tym autor jest specjalistą. Zdecydowanie sięgnę po jeszcze coś, co napisał, by dowiedzieć się, czy to jego przeżycia w Dreznie czy też ogólny zarys charakteru sprawiły, że ta książka jest tak wyjątkowa.
Wznowienie tej powieści było bardzo dobrą decyzją. Tym razem wydawnictwo pokusiło się o naprawdę piękne wydanie. Już sama obwoluta zachwyca, a to, co znajduje się pod nią, to po prostu niebo dla większości książkoholików. Teraz, kiedy zbliżają się święta, można tę książkę podarować komuś w prezencie i zarówno treść jak i oprawa będą zachwycać bardzo długo.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
777 // Rzeźnia numer pięć // Kurt Vonnegut // Slaughterhouse-Five // Lech Jęczmyk, Janusz Jęczmyk // 12 listopada 2018 // 240 stron // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk!
Odliczanie do porodu trwa 👇 Tutaj dowiesz się co u nas, gdy nie ma postów na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?