Seriale kryminalne są jednymi z moich ulubionych, zaraz obok tych o medycynie. Właśnie dlatego takie, w których to koronerzy są głównymi postaciami oglądam najchętniej. Widząc zapowiedź Sprawy dla koronera wiedziałam, że jest to jedna z książek, po które w tym miesiącu koniecznie sięgnę. Obawiałam się trochę, że autor potraktuje sprawę zbyt poważnie i otrzymamy tutaj wyłącznie suche fakty dotyczące tego zawodu. Na początku pojawia się kilka informacji na temat Kena Holmesa, czyli głównego bohatera tej pozycji. Dowiadujemy się, jakie wymagania są w danym stanie w Kalifornii i jak to się stało, że w wieku ośmiu lat przyszło mu na myśl, że chciałby zostać koronerem.
W momencie, gdy John Bateson zaczął pisać swoją książkę Ken Holmes był już na emeryturze i miał za sobą ogromną ilość spraw. Nie zdziwił mnie jego pociąg do rozwiązywania zagadek i do samej śmierci, jednak nie spodziewałam się, że odbywał on praktyki w zakładzie pogrzebowym. Jak się okazuje w jego rejonach to i kurs balsamisty są bardzo pożądane i pomogły mu w otrzymaniu wymarzonej posady. Czytając o Holmesie nie mogłam nie zauważyć, że bardzo chciałabym go poznać. Rzadko kiedy w ogóle jest taka możliwość i aż ciężko było mi uwierzyć, że ten człowiek istnieje naprawdę i przeżył to wszystko.
Koroner ma do czynienia ze śmiercią, ale jego zadaniem jest znalezienie odpowiedzi dla żywych.
Bateson i Holmes przytaczają przeróżne sprawy. Od takich, o których nikt nie słyszał po spektakularne, jak zabójstwo Tupaca. Spodobało mi się, że poznajemy wszystko od podstaw i nie dostajemy rozwiązania na samym początku podanego na tacy. Pojawiają się tu tak intrygujące historie, że chętnie napisałabym petycje do Netflixa, żeby ze Sprawy dla koronera zrobili serial. Byłby on nie tylko o rozwiązywaniu zagadek morderstw, ale też o ogólnej pracy w tym zawodzie. Dzięki temu, że autor książki ściśle z koronerem współpracuje dostajemy tutaj informacje z pierwszej ręki.
Niektóre sprawy są dosyć drastyczne i mogą wywrócić żołądek komuś o słabszych nerwach. Mnie mało co ruszyło - godziny spędzone na oglądaniu seriali tego typu jednak zrobiły swoje. Inaczej jednak podchodziłam do tematu, gdyż wszystko to, co zostało tutaj opisane wydarzyło się naprawdę i taka dawka prawdziwych trupów jednak lekko wykrzywia psychikę. Ta świadomość, że ci ludzie naprawdę nie żyją, a Ken Holmes pomagał odnaleźć przyczynę śmierci i nigdy nie zapomni tych doświadczeń. Fakt, że mogłam razem z nim cofnąć się do tych wspomnień bardzo mnie ucieszył i sprawił, że jeszcze chętniej zagłębiałam się w kolejne sprawy. Nie było to jednak łatwe - miesięczne niemowlę jednak robi swoje - i nie mogłam poświęcić Sprawie dla koronera tyle czasu ile chciałam.
Czytanie nie tylko daje więźniom poczucie sensu - szansę, na poszerzenie swoich ograniczonych horyzontów - ale też pomaga im nie pakować się w kłopoty.
Jeśli jesteście fanami seriali kryminalnych, macie sporo czasu wolnego i silne nerwy to zdecydowanie warto po tę książkę sięgnąć. Nie dość, że jest tutaj mnóstwo intrygujących faktów i historii to dodatkowo mamy naprawdę ciekawego bohatera, a John Bateson ma lekkie pióro, dzięki czemu lektura Sprawy dla koronera jest przyjemna i nie przypomina czytania encyklopedii albo suchych sprawozdań z morderstw. Pomogła mi ta książka odciąć się od trudów codziennego życia i znaleźć chwilę dla samej siebie.
Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)
783 // Sprawa dla koronera // John Bateson // The Education of a Coroner: Lessons in Investigating Death // Anna Sak // 30 stycznia 2019 // 416 stron // Wydawnictwo Znak Literanova // 42,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!
Dowiedz się co u nas, gdy nie ma nas na blogu 👇
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?