Moje podejście do nauki Leona czegokolwiek zawsze budzi spore kontrowersje. Tak było z jego odpieluchowaniem (tak, tak! Kiedyś się zbiorę i napiszę co uważam) i jest tak z nauką literek. Jak to możliwe, że półtora roczne dziecko cieszy się ogromnie widząc literkę A i już z daleka pokazując palcem krzyczy "a!". "o!" czy "e!"? Jak mogę tak małemu dziecku zabierać całe dzieciństwo i życie w nieświadomości, że w dzisiejszych czasach czytać po prostu musi umieć? Normalnie. Zastanówmy się, kiedy właściwie dziecko zaczyna przyswajać najwięcej nowych umiejętności i najszybciej się uczy? No właśnie: w czasach bardzo wczesnego dzieciństwa. Ja mając trzy lata płynnie czytałam już z dziadkiem gazety i nigdy nie odczułam, że ktoś ucząc mnie tego tak wcześnie czegoś mnie pozbawił. Wręcz przeciwnie.
Leon w większości opanował już samogłoski i powoli wdrążam mu poszczególne spółgłoski. Nic na siłę - tutaj na karetce omawiamy sobie napis ambulans, tutaj w tej książeczce jest takie duże R, a tam na wielkim plakacie jeszcze inne literki. Leon traktuje to jak zabawę, chętnie przynosi mi poszczególną literkę-magnes o którą go poproszę, czy pokaże paluszkiem. Do nauki korzystamy też z tego Elementarza. Dlaczego?
Najważniejszym dla mnie powodem jest fakt, że nie wprowadza literek alfabetycznie. Bo tak naprawdę... na co to komu? Zaczynamy od literki A oraz M i od przeczytania - na przykład - słowa mama. Później dochodzi literka L i powstaje nam już lama. Taki sposób uczenia jest według mnie najbardziej naturalny, bo wprowadza słowa, które dziecko używa na co dzień. Co komu z abażuru czy entuzjazmu, skoro nie występują w codziennych rozmowach?
Dostajemy też literki zarówno "pisane" jak i "drukowane", więc od samego początku się z tym maluch - mówię maluch ze względu na to, że czytamy ją razem z Leonem. Starszak na pewno też ;) - oswaja i czcionki przestają być problemem. No i zobaczcie na to wydanie! Te ilustracje przypominają takie stare elementarze i mają w sobie to coś.
Druga ważna kwestia to historyjki i krótkie informacje, które nie nudzą, są zbudowane z łatwych dla dziecka słów i uczą. Nie są bezsensowną zlepką wyrazów, a coś dziecku w głowie zostanie poza a jak auto czy m jak mama. Dla małego czytelnika to też będzie ważne, żeby tekst go zainteresował i wzbudził ciekawość. Bo po co czytać coś mało znaczącego i nic nie wartego? Leon jest dopiero na poziomie samogłosek, ale mam nadzieję, że za rok będzie już świadomym czytelnikiem.
Na pytanie "kiedy zacząć uczyć dziecko czytać" zawsze odpowiadam JUŻ. Tak, Twoje dziecko mając pół roku nie jest na to "za małe". Wyrzuć w ogóle sobie z głowy te dwa słowa. Ono nie może być za małe czy - co bardzo często słyszę - nie jest na to gotowe. Przepraszam bardzo, ale skąd wiesz? Skąd wiesz, że nie spodoba mu się siedzenie na nocniku czy kształt którejś literki? Ono jeszcze nie wie, że uczy się czegoś, z czym wiele dzieci ma problemy kilka lat później. Dla niego to po prostu kolejna umiejętność, którą może dodać do swojej listy. Później będzie trudniej, gorzej. Ciężej będzie czterolatkowi - świadomemu faktu, że czytanie to NAUKA i WYMAGA OD NIEGO SKUPIENIA - przyswoić literki niż maluchowi. Zapamiętajcie.
ZA KSIĄŻECZKĘ DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?