Lubię Sherlocka Holmesa na tyle, że dalej ślepo rzucam się na wszystko, co ma w sobie chociaż trochę aluzji do tego detektywa.
Szerlok Worms to nie lada detektyw. Choć robacza postura odbiera mu nieco gracji i wdzięku, to nadrabia to ponadprzeciętnym intelektem i znajomością przyrody, a także ciętym dowcipem. Przy nieodłącznym wsparciu Doktora Zwinki rzuca światło na niejedną kryminalną sprawę czającą się wśród pól i łąk. Tym razem nasz niecodzienny duet musi rozwiązać zagadkę znikających zapasów.
Kim jest złodziej o wyjątkowym apetycie? Kto został niesłusznie oskarżony? Jaki sekret skrywa Doktor Zwinka? A przede wszystkim – czy Szerlok Worms zdąży dojść do prawdy, nim nadejdzie zima i opustoszeje ostatnia spiżarnia?
Muszę przyznać, że ciut się rozczarowałam. Sama nie wiem czemu spodziewałam się tutaj genialnego kryminału, ale nic z tego. Pewnie ciężko byłoby w życiu robaczka skombinować skomplikowaną sprawę śledczą, więc musimy autorowi wybaczyć.
Uwielbiam za to szatę graficzną Szerloka Wormsa. Te ilustracje bawią i przyciągają wzrok. Naprawdę ciężko się oderwać, bo historia sama w sobie również jest zabawna. Ciężko mi się wbić w komiksy, a szczególnie krótkie, a tutaj nie miałam w ogóle problemów. Dodatkowo pojawiają się tu też tak ciekawe informacje, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zaniosłam Szerloka Wormsa Leonowi do pokoju. Wiem, że niedługo po ten komiks sięgnie i już nie mogę się doczekać jego radości.
Podoba mi się też fakt, że można spokojnie zacząć przygodę z tym detektywem od drugiego tomu. Wiem jednak, że na pewno uzupełnimy brak i zaopatrzymy się też w Niesamowitego Szerloka Wormsa i niebieskie monstrum. Zdecydowanie dobry komiks dla dzieci.
Zajrzyjcie do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?