Tytuł: Prawdziwe morderstwa
Tytuł oryginału: Real Murders
Autor: Charlaine Harris
Tłumaczenie: Martyna Plisenko
Seria: Aurora Teagarden
Tom: 1
Data wydania: 10 lipiec 2012
Liczba stron: 284
Wydawnictwo: Replika
Cena na okładce: 29,90
Crime scene, do not cross.
Nie da się ukryć, że wprost uwielbiam tą autorkę. Nie dalej jak kilka dni temu kupiłam calutką jej serię o Sookie Stackhouse. Owszem, wszystkie czternaście tomów. Nie sądziłam kiedykolwiek, że polubię kryminały. A teraz zaczytuję się w tym gatunku jak głupia. No kto by pomyślał...
Głowna bohaterka, Aurora Teagarden - owszem, pogratulujmy mamie fantazji - ma 150 cm wzrostu, okulary i zamiłowanie do brutalnych morderstw. Roe raz w miesiącu uczęszcza do klubu, w którym omawiane są najróżniejsze morderstwa. Każdy z członków jest specjalistą od jakiejś sprawy sprzed lat. Ale to spotkanie jest wyjątkowe. Gdy Aurora przyjeżdża na miejsce spotkania przed klubem stoją dwa auta - Sally Allison i Mamie Wright. Kiedy dziewczyna wchodzi do środka, dzwoni telefon. Ktoś prosi o Julię Wallace - ofiarę zbrodni, o której dzisiaj ma mówić Roe. Jest przerażona, ale Sally uspokaja ją, że to tylko głupi żart. Zaczyna się spotkanie, jednak Mamie dalej nie ma. Nie jest ona zbyt lubiana w otoczeniu Prawdziwych Morderstw. Wydaje się, że przychodzi do klubu tylko po to, by mieć na oku swojego męża, Geralda.
Nikt wydaje się zbytnio nie przejmować nieobecnością Mamie, nawet jej mąż, który tym razem się spóźnił. Jedynie Aurora jest zaalarmowana tym faktem i wychodzi, by ją odnaleźć. Znajduje ją, owszem. Jednak już jest za późno na jakikolwiek ratunek. Na szczęście członkiem klubu jest też detektyw Arthur Smith. Pojawia się na miejscu zbrodni i przejmuje dowodzenie. Roe zauważa, iż ofiara ułożona jest w taki sam sposób, w jaki znaleziono Julię Wallace. Inne fakty również się zgadzają - choćby to, że obie kobiety miały za mężów ubezpieczycieli. Policja nie jest do końca przekonana, że obie zbrodnie są ze sobą powiązane. Aurora jednak nie ma wątpliwości.
Później, gdy przychodzą do niej czekoladki, rzekomo od ojca, nie ma podejrzeń. Dopiero gdy zauważa, że niektóre czekoladki mają na dnie małe wkucia, zabrania ich jedzenia matce i dzwoni na policję. Jest przekonana, że to kolejna próba morderstwa. Jest też prawie pewna, że zabójcą musi być ktoś z klubu, gdyż nikt inny nie znałby tylu szczegółów - jak choćby temat ostatniego spotkania. Zabawa dopiero się zaczyna, a wszyscy byli członkowie Prawdziwych Morderstw, klub został rozwiązany, są potencjalnymi ofiarami. Ale również mordercami. Aurora pomiędzy spotkaniami z nowo poznanym pisarzem oraz detektywem Arthurem stara się rozwiązać sprawę i odkryć, kto bawi się z nimi w kotka i myszkę.
Niesamowite, jak szybko pochłania się tą książkę. Jeden wieczór i bum, nagle koniec. Podoba mi się, że wszystko rozgrywa się tak szybko. Nie ma zbędnego lania wody, a mimo wszystko całość jest spójna i nie ma do czego się przyczepić. Zastanawiałam się tylko, czy aby w tej książce rozwiąże się cała zagadka. Koniec był naprawdę niespodziewany, a to w książkach tego gatunku jest najważniejsze. Nawet nie wzięłam pod uwagę osoby, która okazała się winna. Nie wiem, jak komuś takie coś może wydawać się zabawne - kopiowanie starych morderstw. Taka gra skojarzyła mi się z Sherlockiem Holmesem - oczywiście serialowym. Ale z tą postacią kojarzy mi się praktycznie wszystko...
W stylu Charlaine Harris jest coś takiego, że chce się ją czytać. Bardzo przypadła mi do gustu ta pozycja. Jeśli cała seria jest taka, jak jej początek, to z chęcią ją poznam. Byłam troszkę przestraszona podczas czytania. Dom, w którym obecnie jestem - nowy dom mojego chłopaka - jest bardzo stary. Nawet nie wiecie, jakie stare przedmioty można tutaj znaleźć! I jeszcze ta deszczowa aura i to wszystko... Aż ciarki przechodzą po plecach! Idealny dzień do czytania takich książek. Chociaż myślę, że chętniej posiedziałabym z nią na kocyku w gorący dzień... Jestem naprawdę strachliwą osobą. W tym domu boję się wyjść wieczorem z pokoju, jeżeli wszędzie jest ciemno. Paranoja? Oto moje drugie ja.
Autorka stworzyła naprawdę dużo postaci w tej książce. Nie wiem, jak była w stanie chociaż pokrótce nam je przedstawić w tak cienkiej pozycji. Nie da się ukryć, że objętością Prawdziwe Morderstwa, nie mówię tu o klubie Aurory, nie grzeszą. To taka mała i niepozorna książeczka... A tyle w sobie kryje... Jest naprawdę zaskakująca, a to lubię. Ciekawa tylko jestem, jak ja przetrwam tę noc. Coś czuję, że koszmary mnie tym razem nie ominą. Podobnie, jak po lekturze Troje, Sarah Lotz. Mam wyobraźnię jak trzyletnie dziecko i dzisiaj chyba będę spać przy zapalonej lampce. A przecież ta książka wcale nie była taka straszna...
Ogólna ocena: 09/10
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Replika!
Widzę, że warto zapoznać się z Aurorą Teagarden
OdpowiedzUsuńTak dobrze nie oceniłam tej książki, ale mnie również bardzo się spodobała. Według mnie pisarka powinna pozostać przy pisaniu kryminałów, bo to jest wychodzi bardzo dobrze/
OdpowiedzUsuńJaka okładka, jak z makiety ;P
OdpowiedzUsuńAle jeżeli chodzi o książkę to mam jakieś obiekcje... pomyślę.
Bardzo lubię ksiażki z tego gatunku, wiec pewnie gdybym ja gdzies zobaczyla to chetnie bym sie w nia zaopatrzyla.
OdpowiedzUsuńMam ochotę zapoznać się z tą serią.
OdpowiedzUsuń