Tytuł: Chłopiec i pies
Tytuł oryginału: Haatchi and Little B
Autor: Wendy Holden
Tłumaczenie: Agnieszka Zajda
Seria: -
Tom: -
Data wydania: 19 luty 2015
Liczba stron: 224
Wydawnictwo: Amber
Cena na okładce: 29,80
Zacznijmy od tego, co się stało z codziennymi recenzjami. Otóż po wyjściu ze szpitala musiałam nadrobić dwa tygodnie nauki - co nie jest łatwe i trochę czasu pochłania. Na dodatek męczy mnie OGROMNY kac książkowy. Jak to mówią - co za dużo, to nie zdrowo. A ja z czytaniem ostatnio mocno poszalałam, więc teraz sama myśl o książkach przyprawia mnie o zawrót głowy. Mimo to w pewnym sensie zmusiłam się do sięgnięcia po tę historię - od samego początku byłam bardzo ciekawa tej, prawdziwej w końcu, historii bardzo chorego chłopca i jego psa.
Wyobraźcie sobie, że nagle budzicie się przywiązani do torów, a w tle słyszycie odgłosy nadjeżdżającego pociągu. Nie ma nikogo, kto mógłby wam pomóc. Okropne, prawda? W takiej właśnie sytuacji znalazł się pewien pies rasy anatolian. Zauważony zbyt późno przez maszynistę został skazany na śmierć. Mimo to udało mu się przeżyć - zmiażdżona jednak została jedna tylna łapa i ogon. Zwierzak został znaleziony na torach i odwieziony do szpitala, gdzie prawie nikt nie wierzył, że bezdomnemu: E10, jak go nazywali, uda się przeżyć. On jednak walczył o życie. Nie da się też ukryć, że było w nim coś, co sprawiało, że w ludziach otwierały się serca. Jego rasa jest rasą bardzo agresywną i ogromną. Mało osób zdecydowałoby się na adopcję takiego psa, a jeszcze mniej na takiego psa bez jednej łapy - są to ogromne koszty utrzymania i leczenia, gdyż z wiekiem jego tylna łapa będzie coraz bardziej obciążona.
Wyglądało na to, że Haatchi przetrwał po wypadku na kolejowych torach tylko po to, by zajrzała mu w oczy śmierć innego rodzaju.
Dużo jest na świecie bezdomnych psów, które potrzebują pomocy. I mnóstwo z nich zostaje uśpionych. Na taką właśnie listę trafił anatolian. Jego spojrzenie jednak miało taką siłę, że jego zdjęcia krążyły po internecie. W odpowiednim momencie zgłosiła się po niego jedna rodzina, która bardzo pragnęła kolejnego psa - by zrobić niespodziankę małemu, choremu chłopcu. Nie było łatwo, ale w końcu im się udało. Haatchi, nazwany tak po słynnym Hachiko, znalazł dom.
Owen urodził się z bardzo rzadką chorobą genetyczną. Jego rodzice rozwiedli się i chłopiec znajduje się pod opieką ojca, jednak matka bardzo go kocha. Zespół Schwartza-Jampela jest bardzo ciężką chorobą - niewyleczalną. Ludzie patrzyli na specyficzny wygląd Owena i otwarcie mówili o tym. Chłopczyk był bardzo nieśmiałą osobą. Potrafił otworzyć się wyłącznie przed rodzicami i Colleen, macochą. To ona przyprowadziła do domu Haatchiego, czym odmieniła życie ich obojga.
Podczas czytania ciągle płynęły mi z oczu łzy. Nawet nie przypuszczałam, ile ta historia wywoła we mnie tyle emocji. Już na samym początku trudno mi było czytać - jestem bardzo wrażliwa, jeśli chodzi o zwierzęta. Nie mogę patrzeć na ich ból. Trudno czytać o przeżyciach Haatchiego - szczególnie, że wiemy, że to prawdziwa historia. Tak bardzo wzruszająca, jak historia Hachiko, który czekał na swego pana na stacji kolejowej nawet po jego śmierci. Jest to symbol wierności - podobnie, jak pies małego Owena. Nie da się nie wzruszyć, kiedy poznaje się opowieści o którymś z nich.
Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że życie tych dwojga zostanie przedstawione w formie fabularnej. Mamy tutaj jednak typową biografię. Dostajemy dokładny opis tego, kto pomógł w ciężkich chwilach w ratowaniu Haatchiego, jakie nagrody zdobył i komu pomógł on. To bardzo piękna historia - Haatchi wyciąga z ludzi to, co w nich jest najlepsze.
Autorka opowiada nam, jak Owen zmieniał się pod wpływem siły życiowej Haatchiego. Chłopiec jest bardzo inteligenty, a gdy nabrał pewności siebie, stał się osobą, z której warto brać przykład. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej podziwiałam tę rodzinę, która mimo ciężko chorego synka zajęła się też psiakiem, którego koszty operacji sięgają nawet kilkunastu tysięcy. Na szczęście są ludzie, którzy są chętni wspomóc innych i za wszelką cenę pokazać Haatchiemu, że nie wszyscy ludzie są źli.
Książeczka jest naprawdę krótka, gdyż owa historia nie jest zakończona. Wszystko, o czym dowiadujemy się czytając sprawia, że mocno trzymamy kciuki za naszych bohaterów. Wszystko, o czym jest tam mowa to prawda - i to właśnie daje takie poczucie winy. Winy, że gatunek ludzki potrafi być taki okrutny i nie dba o tych, którzy nie mają jak się bronić. Nigdy nie zrobiłabym krzywdy pieskowi czy innemu zwierzakowi. Uwielbiam wierność i radość życia psom. Fakt, jak Haatchi został potraktowany i co go spotkało, godzi we mnie osobiście. Nie potrafię zrozumieć, jak można zrobić coś takiego, zamiast go, przecież rasowego, oddać.
Żałuję, że nie udało mi się przeczytać tej książki przed premierą - a miałam taką możliwość, gdyż mój egzemplarz jest przedpremierowy. Luty jednak nie był dla mnie zbyt czytelniczym miesiącem - mimo ferii i ciągłego chorowania. W pewnym momencie dorwał mnie brak sił i chęci do czytania. Cieszę się jednak, że szybko się na nią zdecydowałam i z pewnością będę śledzić losy Owen i Haatchiego na ich fanpage'u na Facebooku. Mam nadzieję, że obaj bohaterowie będą dobrze się trzymali i jeszcze dużo o nich usłyszymy.
Bardzo lubię czytać biografie - mam już w domu kolejne dwie. I mnóstwo innych książek, a zbliżają się marcowe premiery. I matura - mój Boże! Tak więc czasu do czytania coraz mniej - książek coraz więcej. Po maturze jednak wszystko nadrobię i wtedy spodziewajcie się recenzji dzień w dzień! Obiecuję. Na razie jednak mam na czytanie za mało czasu - maturzyści znają mój ból. Cóż - oni się pewnie w ogóle uczą. Końcowa refleksja? Mój Boże, nie zdam.
Mam nadzieję, że powstaną kolejne biograficzne książki o Owenie i Haatchim - z chęcią przeczytam ich dalsze losy.
Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)
Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że życie tych dwojga zostanie przedstawione w formie fabularnej. Mamy tutaj jednak typową biografię. Dostajemy dokładny opis tego, kto pomógł w ciężkich chwilach w ratowaniu Haatchiego, jakie nagrody zdobył i komu pomógł on. To bardzo piękna historia - Haatchi wyciąga z ludzi to, co w nich jest najlepsze.
Ludzie tak mówią: mogło być gorzej, a ja im odpowiadam: tak, do cholery, ale też mogło być o całe niebo lepiej! Nie jest łatwo mieć niepełnosprawne dziecko.
Autorka opowiada nam, jak Owen zmieniał się pod wpływem siły życiowej Haatchiego. Chłopiec jest bardzo inteligenty, a gdy nabrał pewności siebie, stał się osobą, z której warto brać przykład. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej podziwiałam tę rodzinę, która mimo ciężko chorego synka zajęła się też psiakiem, którego koszty operacji sięgają nawet kilkunastu tysięcy. Na szczęście są ludzie, którzy są chętni wspomóc innych i za wszelką cenę pokazać Haatchiemu, że nie wszyscy ludzie są źli.
Książeczka jest naprawdę krótka, gdyż owa historia nie jest zakończona. Wszystko, o czym dowiadujemy się czytając sprawia, że mocno trzymamy kciuki za naszych bohaterów. Wszystko, o czym jest tam mowa to prawda - i to właśnie daje takie poczucie winy. Winy, że gatunek ludzki potrafi być taki okrutny i nie dba o tych, którzy nie mają jak się bronić. Nigdy nie zrobiłabym krzywdy pieskowi czy innemu zwierzakowi. Uwielbiam wierność i radość życia psom. Fakt, jak Haatchi został potraktowany i co go spotkało, godzi we mnie osobiście. Nie potrafię zrozumieć, jak można zrobić coś takiego, zamiast go, przecież rasowego, oddać.
Żałuję, że nie udało mi się przeczytać tej książki przed premierą - a miałam taką możliwość, gdyż mój egzemplarz jest przedpremierowy. Luty jednak nie był dla mnie zbyt czytelniczym miesiącem - mimo ferii i ciągłego chorowania. W pewnym momencie dorwał mnie brak sił i chęci do czytania. Cieszę się jednak, że szybko się na nią zdecydowałam i z pewnością będę śledzić losy Owen i Haatchiego na ich fanpage'u na Facebooku. Mam nadzieję, że obaj bohaterowie będą dobrze się trzymali i jeszcze dużo o nich usłyszymy.
Bardzo lubię czytać biografie - mam już w domu kolejne dwie. I mnóstwo innych książek, a zbliżają się marcowe premiery. I matura - mój Boże! Tak więc czasu do czytania coraz mniej - książek coraz więcej. Po maturze jednak wszystko nadrobię i wtedy spodziewajcie się recenzji dzień w dzień! Obiecuję. Na razie jednak mam na czytanie za mało czasu - maturzyści znają mój ból. Cóż - oni się pewnie w ogóle uczą. Końcowa refleksja? Mój Boże, nie zdam.
Mam nadzieję, że powstaną kolejne biograficzne książki o Owenie i Haatchim - z chęcią przeczytam ich dalsze losy.
Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Amber!
Brzmi ciekawe i to mega więc chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPewnie wypłaczę sobie przy tym oczy, bo jestem strasznie przewrażliwiona na punkcie zwierząt, no ale cóż xd
Pozdrawiam i ściskam mocno!
P.S. Zdasz!
Podobnie jak Tobie, biografie są mi bardzo bliskie. Już niedługo będę czytać życiorys pewnego sportowca, który mając depresje popełnił samobójstwo, po tym jak zmarła jego córeczka. Myślę, że będzie to mocne doświadczenie. A poza tym bardo chciałbym przeczytać biografie polecaną przez Ciebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo chcę mieć tę książkę.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam jeszcze całej książki. Dostałam ją na urodziny 17 września(nawiasem mówiąc świętowałam właśnie w szpitalu bo często tam bywam), zaczęłam czytać ale potem przyszły lektury więc przestałam. Niedawno znów zaczęłam i już prawie skończyłam. Uwielbiam książki ale jak myślę o tej książce to czuję coś czego nie czuję przy innych. Marzy mi się, żeby byłą równie popularna jak historia Hachiko, żeby każdy znał tą wyjątkową historię. Również śledzę ich na Facebooku. Historia Owena wydaje mi się tym bardziej bliska ponieważ:
OdpowiedzUsuń1. Również od urodzenia jestem nieuleczalnie chora
2. On ma psa a ja kota <3(z tym, że ja od 10 roku życia ale zawsze otaczałam się zwierzętami).
3. On ma super macochę a ja cudownego ojczyma.
4. On jest tylko 2 lata młodszy ode mnie.
Poza tym od dawna interesują mnie sprawy o znęcanie się nad zwierzętami. Tego nie można ogarnąć rozumem. Jak można zrobić coś takiego?! :(
Książka cudowna <3