Na pewno pamiętacie jak wielkie emocje wzbudziło ogłoszenie, że owa książka wchodzi na polski rynek. Po przeczytaniu zapowiedzi sama zapragnęłam ją przeczytać - trochę ze względu na to, że pisana jest listami, a trochę ze względu na okładkę, która jest po prostu cudowna. Spodziewałam się czegoś, co mną wstrząśnie. I to porządnie. Koniec końców główna bohaterka pisze do osób, które już odeszły z tego świata. Na pewno ma im sporo do powiedzenia. Właśnie tak podchodziłam to tej pozycji. A to, że trochę mnie zawiodła to już dalsza historia...
Laurel ma szesnaście lat i właśnie poszła do nowej szkoły. Wybrała miejsce dość dalekie od domu rodzinnego, więc musi dojeżdżać. Dlaczego nie poszła do tego samego liceum co jej siostra? Odpowiedź na to pytanie jest prosta - dlatego, że ona nie żyje, a dziewczyna nie chce widzieć dookoła siebie współczujących spojrzeń i ciągłej litości. Decyduje się na taki krok i mimo, że czuje się samotna wśród całkiem obcych ludzi to zaciska zęby. Po wyjeździe matki wie, że nikt tak do końca nie będzie z nią na zawsze. Dnie spędza z ojcem lub ciotką, która stawia Boga na pierwszym miejscu. Trudno jest jej budzić się każdego dnia. W końcu jej siostra zginęła przez nią.
Patrząc na dzisiejszą datę i datę premiery widzę, jak bardzo zwlekałam z lekturą tej książki. Moją wcześniejszą ekscytację zastąpił strach przed tym, co mogę tam znaleźć. Śmierć nie jest łatwym tematem. Nigdy. W momencie, kiedy przeczytałam ostatnie zdanie biografii Roberta Enke coś we mnie pękło. Otworzyła się we mnie brama, za którą chował się owy strach. Nie przestałam się bać. Po prostu nie mogłam chwycić za coś, co ma w sobie dużo radości i szczęścia. Mój wzrok spoczął na książce Avy Dellairy. Miałam nadzieję, że pomoże ona nie tylko Laurel, ale również mi, podnieść się po śmierci człowieka. Spodziewałam się, że nie będzie to lekka lektura, bałam się jej atmosfery. Okazało się jednak, że główna bohaterka jest jedną z tych, których naprawdę bardzo nie lubię.
Może jeszcze nie umiałyśmy tego nazwać, ale Twoja śmierć pokazała nam, co się może stać z niewinnością.
Laurel straciła siostrę, więc mogłabym wybaczyć jej troszkę wahań nastrojów czy użalania nad sobą. Nie potrafię jednak wytrzymać z bohaterką, która wplątuje się w, nazwijmy to tak, złe towarzystwo. Mimo, że jej przyjaciółki i znajomi wspierają ją i sprawiają, że patrzy na świat trochę inaczej, to wciągają ją też w picie alkoholu, ucieczki z domu i całonocne imprezy. Wiem, że dzisiejsze czasy są jakie są (Boże. Zabrzmiało to jakbym miała co najmniej czterdzieści lat...), młodzież jest jaka jest, jednak jak dla mnie takie zachowanie w wieku szesnastu lat jest przerażające. Trudno mi było znieść to, gdy Laurel do swoich idoli pisała o swoich przygodach z papierosami, piwem. Wydawało mi się to takie nie na miejscu. Przecież umarła ci siostra! Chyba nie chcesz skończyć jak ona...
Najbardziej lubiłam listy do Kurta Cobaina. Nie jestem jakąś wielką fanką Nirvany, jednak ten zespół jest mi bliski z powodu postaci Dave'a Grohla, który obecnie ma swój zespół, Foo Fighters, a który ja osobiście kocham i uwielbiam. Wiem, kim Cobain był dla ludzi, dlatego to zapewne on stał się moim listownym faworytem.
Mniej więcej coś takiego napisałeś w liście przed samobójstwem. Że życie Twojej córki będzie lepsze bez Ciebie. Nie miałeś racji. To straszna wymówka kogoś, kto nie może znieść życia. Fatalny sposób na poczucie się lepiej, kiedy zostawia się kogoś, kto nie chce, żebyś odchodził. Kogoś, kto cię potrzebuje.
Ciekawa byłam jak to się stało, że siostra Laurel zginęła. Dziewczyna nikomu o tym nie powiedziała i dopiero z czasem zaczęła się otwierać przed Kurtem, Amy Winehouse, Jimem Morrisonem czy Janis Joplin. Myślę, że to dzięki tej tajemnicy udało mi się tak szybko dotrzeć do końca. To ona napędzała mnie do czytania. Ona i lekki styl pisania autorki, która mimo ciężkiej tematyki poradziła sobie całkiem dobrze. Opisała szukanie samej siebie przez główną bohaterkę w taki sposób, że mimo mojej niechęci do niej, zaczęłam ją wspierać jednocześnie prosząc, by znalazła sobie przyjaciół, którzy nie będą wciągać jej w takie towarzystwo. Laurel chciała zwrócić na siebie uwagę. Zawsze była w cieniu siostry, jednak kiedy ona błyszczała to i na nią spadało choć troszkę zainteresowania. Kiedy May odeszła razem z nią zniknęła Laurel. Zniknęła z oczu matce, która wyjechała i tacie, który pogrążył się w smutku. Stała się duchem zmarłej dziewczyny.
Nirvana znaczy wolność. Wolność od cierpienia. Pewnie niektórzy uważają, że to jest właśnie śmierć. No to gratuluję odzyskania wolności... My wciąż tu jesteśmy i użeramy się z tym, co zostało.
Jak na tak cienką książkę sporo było momentów, które bardzo przypadły mi do gustu. Lubię wydawnictwo Amber za lekkie książki, które wydają. Dzięki nim mogę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć na chwilę o problemach. Tym razem jednak dostałam od nich całkiem coś innego. Na moich półkach górują pozycje tego wydawcy, gdyż lubię pozycję poprawiające mi nastrój. Kochani, dlaczego się poddaliście? dziwnie wygląda między tymi wszystkimi paranormalnymi romansami i młodzieżówkami. Muszę znaleźć jej miejsce wśród książek podobnych tematyką do niej. Nie mam ich za dużo, jednak coraz bardziej się do nich przekonuję, więc mam nadzieję, że z czasem przerosną ilością stosy gatunków dla młodzieży.
Że to Cię przeraża, bo nie możesz znieść myśli, że dorośnie i stanie się taka jak Ty. Ale nie pomyślałeś chyba o tym, że kiedy napiszesz te słowa i odbierzesz sobie życie, ograbisz ją z tej niewinności, za którą ją kochałeś. Że na zawsze zmienisz jej serce, kiedyś pełne radości Jako pierwszy człowiek zrobiłeś jej krzywdę. Jako pierwszy sprawiłeś, że świat stał się dla niej niebezpieczny. Nie wiem, czemu napisałam do Ciebie te wszystkie listy. Myślałam, że Ty rozumiesz. Ale Ty też odszedłeś. Jak wszyscy inni.
Autorka nie odpuściła i zamieściła w swojej książce także wątek romantyczny. Jest on jednak trochę inny od tych, z jakimi zwykle się stykałam. Laurel podobnie jak owy chłopak mają problemy dosyć poważne jak na swój wiek. Siedząc teraz i pisząc tą recenzję, słuchając w tle Nirvany myślę o tym, jak dużo Ava Dellaira zrzuciła na ich barki. Kiedy czytałam inne opinie zwróciłam uwagę na to, jak rzadko wspomina się w nich o tym, że to wcale nie jest łatwa i lekka lektura. Nie jestem pewna, czy tylko ja to tak odebrałam. Dla wszystkich innych ona była prosta i przyjemna, zmuszała do refleksji. Możliwe, że tak mocno na mnie zadziałała z powodu książki, którą czytałam przed nią. Mimo to nie wiem, jak można stwierdzić, że Kochani, dlaczego się poddaliście? jest lekką książką! Smutek i rozpacz bohaterki przebijają się z każdego zdania. Owszem - styl Dellairy jest prosty, trochę niepasujący do tematyki, jednak słowa, które wyszły spod jej pióra są przemyślane i pełne emocji.
Wciąż Cię kocham, ale zaczyna do mnie docierać, że to nie przypadek. Ludzie, których podziwiam najbardziej, ci, którzy potrafili swoimi ciałami czy głosami przepędzać strach, a przynajmniej tak mi się wydawało, tak naprawdę nie zwyciężają.
Ogólnie rzecz biorąc ta pozycja ma bardzo pozytywne przesłanie. Kiedy już uda się przebrnąć przez litą ścianę z żalu i rozpaczy można dostrzec przenikające gdzieniegdzie promienie słońca. Mimo to naprawdę spodziewałam się po tej historii czegoś... lepszego. Listy do Cobaina bardzo mnie wzruszyły, jednak to za mało, bym całkowicie zakochała się w tej książce. Do tego potrzeba też fabuły, która ścina krew w żyłach. Jeśli szukacie czegoś takiego to najbardziej polecam wspomnianą już przeze mnie biografię Roberta Enke. Tamta historia jest pełna żalu i smutku, który był naprawdę. Nie skreślajcie jednak i tej książki. Pomysł na nią jak i wykonanie są bardzo dobre, jednak brakło tu czegoś. TEGO CZEGOŚ.
Wiem, że pisałam listy do ludzi, którzy nie mają już na ziemi adresu. Wiem, że umarliście. Ale Was słyszę. Wszystkich. "Byliśmy tu. Nasze życie było ważne"
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Amber!
Chociaż opis mnie zaciekawił i chciałabym ją przeczytać, to póki co nie skuszę się na jej kupno, gdyż okładka jest według mnie paskuda. Jak będę chciała przeczytać, to poszukam w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńA mnie się okładka podoba :)
UsuńMimo że książka zapowiada się dobrze i Twoja ocena jest pozytywna, nie jestem pewna, czy przeczytam. To jednak wydawnictwo Amber.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Widzę, że masz taki stosunek do Amber jak ja do Novae Res :D
UsuńGdy zobaczyłam tytuł, to prawie rzuciłam się na książkę, ale okładka taka... dziecinna, zapełniona. Ta dziewczyna i przypisy u góry zbędne, nazwisko autorki w ogóle nie pasuje pod żadnym względem, sama zawartość też mnie nie zaskoczyła. Zawiodłam się.
OdpowiedzUsuńTeż spodziewałam się więcej.
UsuńNie miałam jeszcze okazji po tę książkę sięgnąć, a wiele o niej słyszałam. Może kiedyś mi się uda, ale przyznam, że nie ciągnie mnie jakoś specjalnie :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie niesamowita, a tu bum...
UsuńTwoja recenzja bardzo mi sie podoba z tego wzgledu, ze nie jest tak do konca pozytywna iw ychwalajaca tą ksiażke ponadt niebiosa. Mam ta ksiazke o ktorej wspominalas i po ktorej tak ciezko Ci sie pozbierac. Teraz to i ja boje sie jej przeczytac.. Wracajac do "Kochani..." to muszę się przyznac do tego, że jestem wielką fanka Kurta Cobaina jak i całej Nirvany. I z pewnością to dlatego tak bardzo zainteresowałam się tą książka. Także forma listów jest dla mnie jak najbardziej przekonywujaca. Pozycja, ktora dzisiaj recenzujesz bedzie dla mnie trudna, poniewaz mam podobne doswiadczenia i podobny wiek do głownej bohaterki (jestem rok starsza) i wydaje mi sie, ze to odpowiedni moment w moim zyciu na jej przeczytanie. Wiem, ze mnie przygnebi, pograzy i poglebi w depresji, ale jestem na to gotowa, poniewaz mam nadzieje, ze na samym jej koncu odnajde ukojenie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie :) Jestem pewna, że to może pomóc. Będę mocno trzymać kciuki! <3
UsuńCiekawi mnie formuła tej książki, bo wydaje się niecodzienna.Chętnie przeczytam tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam taki sposób pisania :)
Usuń