Zapewne domyśliliście się już, że nazwa mojego bloga pochodzi od właśnie tej książki Johna Greena. Przeczytałam ją jeszcze przed założeniem Papierowych miast, więc o samej powieści nie było tutaj ani słowa. Postanowiłam ją sobie powtórzyć, gdyż uciekła już trochę z mojej pamięci, a jedyne, co we mnie z niej zostało to zagubienie i niezrozumienie. Starsza o dwa lata uznałam, że odkryje ona przede mną swoje tajemnice. Nie myliłam się.
Osiemnastoletni Quentin Jacobsen nigdy nie przysparzał swoim rodzicom problemów, unikał szkolnej popularności, miał dwóch niezawodnych przyjaciół i właśnie kończył szkołę. Jego życie toczyłoby się dalej tym samym, nudnym, tempem, gdyby nie Margo Roth Spiegelman. Jego sąsiadka pojawieniem się pewnej nocy w jego oknie całkowicie zmieniła poglądy Q na życie.
Poprosiła go, by pomógł jej wypełnić
misję, jaką zaplanowała na właśnie tę noc. Chciała zakończyć wszystko,
co było już przeszłością, na przykład związek z pewnym chłopakiem, w
spektakularny sposób. Q, który do tej pory oglądał Margo wyłącznie z
daleka, nie potrafił oprzeć się pokusie. Te kilka godzin okazały się być
największą przygodą jego życia. Rozbudziły też w nim nadzieję na
ponowną, a może i coś więcej, przyjaźń z Margo Roth Spiegelman. Jednak
następnego dnia dziewczyna znika. Nikt nie jest zaskoczony, a jej
nieobecność się przedłuża. Quentin zaczyna przeczuwać najgorsze, a
odkrywając wskazówki zostawione przez Margo, postanawia ją odnaleźć za
wszelką cenę. Zanim będzie za późno.
Czytając
tą powieść drugi raz zrozumiałam, że dwa lata temu byłam na nią po
prostu za młoda. Teraz odkryłam te karty, które wtedy pozostały zakryte.
Zrozumiałam wszystko. Całą prawdę o poszukiwaniu siebie i o tym, że
nigdy do końca nie wiadomo, kto jest kim. Poczułam samotność.
Z drzwi powyrywajcie zamki!Drzwi same wyrwijcie z futryn!
Jestem osobą bardzo towarzyską - mam mnóstwo przyjaciół i nie potrafię spędzać czasu sama ze sobą. Czytając Papierowe miasta ponownie dopiero zrozumiałam, jak wielkim fałszem jest całe moje życie. Mimo dziewiętnastu lat nie odnalazłam siebie - ba, nawet nie zaczęłam szukać. Czy gdybym zniknęła tak, jak Margo, ktokolwiek by mnie szukał? To pytanie krążyło po całym moim krwiobiegu przez calutką lekturę. Odpowiedź przyszła bardzo szybko. W momencie, gdy pisząc do tak zwanych przyjaciół po prostu nie dostałam odpowiedzi; ewentualnie szkoła okazała się być ważniejsza, niż moje problemy. Nie pierwszy raz.
John Green jest pisarzem, którego książki zawsze do mnie trafiają. Czasami, jak widać, z opóźnieniem; jednak zawsze coś z nich wyciągnę. Potrafi on uświadomić, że w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze, że nigdy do końca nie zrozumie się drugiego człowieka. Najważniejszym jest zrozumieć siebie. Czas nauczyć się samotności, bo nie zawsze ludzie będą przy mnie.
Tak trudno jest odejść - dopóki się nie odejdzie. A wówczas to najłatwiejsza rzecz pod słońcem.
Spotkałam się ze słowami, że styl Greena jest zbyt obcesowy. Nie zgadzam się z nimi. Styl tego autora jest po prostu realny. Niewielu pisarzy jest na tyle odważnych, by zawrzeć w swoich książkach tyle realizmu. John Green nie boi się krytyki. Jego twórczość jest niepowtarzalna, a on nie pisze dla pozytywnych recenzji - on pisze dla nas, dla młodzieży. Próbuje swoje życiowe doświadczenie przelać na słowa, które do nas trafią. Czasami można chwycić za jakąś z jego pozycji za wcześnie lub za późno, jednak w naszym życiu na pewno był moment, gdy przesłanie uderzyłoby w nas z całą jego mocą. Cieszę się, że udało mi się w końcu zrozumieć Papierowe miasta.
Książka jest bardzo nieszablonowa. Znajdujemy tam nazwiska różnych poetów, pewnie całkowicie nieznanych dzisiejszej młodzieży. Może jednak zachęci to ich do zapoznania się z nimi bliżej. Sama mam taki zamiar. Papierowe miasta mają w sobie świetną fabułę, która potrafi rozbawić i doskonale dobrane do niej przesłania. Nie zawsze są one widoczne na pierwszy rzut oka bo Green wymaga od nas, byśmy też myśleli, a nie tylko sucho przyswajali fakty. Mimo, że po którejś z kolei książek autora można wywnioskować, że szkielet ich wszystkich jest taki sam, warto czekać na kolejne. Uniwersalne przesłanki dla młodzieży znajdują się także w tych nowszych pozycjach i nie trzeba brać w dłonie rozpadającego się egzemplarza książki jakiegoś wiekowego pisarza, by zrozumieć dorastanie. Trzeba umieć przeciąć sznurki i dorosnąć. Złapałam za tę książkę w momencie, gdy byłam przerażona przyszłością - teraz już się nie boję. Pozostała tylko okropna samotność.
Jakże łatwo można dać się zwieźć, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem.
Dzięki specyficznemu humorowi Johna Greena ta książka ma w sobie dużo radości i szczęścia. Nieraz zaczęłam śmiać się w głos, choć rzadko mi się to zdarza podczas lektury. Nie wiem, jak mogłam zapomnieć o cudowności tego autora. Mam nadzieję, że jego kolejna książka trafi na rynek szybko. Potrzebuję go i teraz jestem już tego pewna. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na nazwanie mojego bloga tym tytułem, choć wtedy jeszcze do końca go nie rozumiałam. Okazało się, że to była bardzo dobra decyzja, a Margo Roth Spiegelman czuje się tak samo jak ja.
Mam nadzieję, że Wy również znajdziecie w swoim życiu idealny moment na Papierowe miasta i inne powieści Greena. Teraz już wiem, że nigdy o nich nie zapomnę i będę do nich wracać. Jestem szczęśliwa, że wydawnictwo sprezentowało mi wydanie w twardej okładce. Na pewno nie zniszczy się tak szybko od ciągłego czytania i wyróżnia się na półce wśród innych greenowskich lektur. Jest wyjątkowa.
Ogólna ocena: 09/10 (wybitna)
Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!
Czytałam, bardzo mi się podobała, na mojej Greenowskiej liście druga najlepsza, zaraz po Gwiazd naszych wina, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najlepsza, na równi z Papierowymi miastami, to 19 razy Katherine. :3
UsuńGreen mnie nie zachwyca, ale lubię jego książki. Bardziej dla oderwania się trochę. Jak na razie "Papierowe miasta" oceniam chyba najsłabiej, a najbardziej podobało mi się "Szukając Alaski" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Przy gorącej herbacie
A mnie Szukając Alaski właśnie zawiodła :)
UsuńGreen to jeden z tych autorów do których nie mogę się przekonać, by po nich sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńPewnie jest za sławny :D Ja mam taki problem, że jak jacyś ludzie o czymś za dużo gadają, to mnie odrzuca :D
Usuń