lutego 14, 2016

Paper Towns, czyli Papierowe Miasta w Londynie #2


Uwielbiam muzea. Serio. Tym razem przyszedł czas na British Museum. Czyli coś wielkiego i w ogóle. Tak sobie myślałam idąc tam w poprzednią niedzielę. A właściwie jadąc. W Londynie wszędzie jest cholernie daleko. Pewnie dlatego tak mało tutaj grubych ludzi. Ciągle biec do autobusu, do metra. Biec przez ulicę i uciekając przed mordercami... Trochę mnie fantazja poniosła, ale faktem jest, że wszyscy tu się ciągle śpieszą. Nawet siedząc w autobusie wyglądają, jakby mieli wstać i zacząć chodzić w kółko. Nie wiem jak to się dzieje, że energia rozpiera tych wszystkich ludzi. Spróbujcie iść w sobotę na Hammersmith, zrobić zakupy i nie zostać rozgniecionym przez napierający tłum! Próbowałam. Kiedy wyszłam stamtąd czułam się jakby mnie czołg potrącił. Zakupy w Londynie to niekiedy sport ekstremalny...

British Museum jest naprawdę ogromne. I wchodzi się tam za darmo. Co zapewne przekłada się na ogromne ceny pamiątek. Naprawdę! Zakładka do książki - 10 funtów. Może nie wspomnę o cudownym wydaniu Sherlocka, które odłożyłam z wielkim bólem serca... Cóż. Były łzy i rozdzierające pożegnanie. Ale ja tam po nie wrócę. Obiecałam mu. Oprócz tego, że wszystko jest tam drogie jest naprawdę cudownie. Mumie, greckie rzeźby, stylowe wazony... Pewnie jeszcze nie raz się tam wybiorę. Mam nadzieję, że nie każda wizyta w sklepie z pamiątkami będzie się kończyć złamanym serduszkiem. Tak czy inaczej moim rajem tutaj nie są księgarnie. Weszłam do sklepu z płytami i popłynęłam. Płyta Foo Fighters za sześć funtów? Biorę.

Co do kwestii technicznych... Wciąż nie mam internetu. Nawet nie wiecie ile dziesiątek funtów wydałam już na ciągłe doładowania i kolejne karty, które dają mi jakieś marne megabajty za ogromne kwoty. Czekam na czwartek jak na zbawienie. Mają przyjść podłączyć sieć. Czuję się, jakbym czekała na moje urodziny. Te wszystkie zaległe odcinki seriali, które na mnie czekają... Tyle recenzji mam do napisania, tyle zaległych postów! Teraz już wiem, co odpowiadać na pytanie o moją wyprawkę na bezludną wyspę: nielimitowany internet i laptop z nieograniczoną baterią. Amen.

8 komentarzy:

  1. Ale ja Ci zazdroszczę pobytu w Londynie! Jedno z moich marzeń to właśnie odwiedzić to miasto, ale na razie, niestety, pozostaje raczej niereale, tak samo w niedalekiej przyszłości. Zostaje mi tylko o tym snucie marzeń.
    Piękne zdjęcia, z chęcią je oglądałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jeszcze czeka w Londynie kilka miesięcy :)
      Dziękuję. :3

      Usuń
  2. Niezłe foty. Zwiedzasz ostro ten Londyn widzę. :) A wróciłaś z powrotem z facetem, czy skumplował się z bliźniakiem i tam został? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostro, ale tylko w weekendy :D
      Wrócił, wrócił :D Acz niechętnie :p

      Usuń
  3. Zazdroszczę Londynu! Mam nadzieję, że w przeciągu kilku miesięcy uda mi się wybrać do tego wspaniałego miasta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez tą odległość ckni mi się jeszcze bardziej! :'(
    Znam ból tamtejszego Internetu. Ani tu coś obejrzeć, ani też wysłać zdjęcie bo zaraz ci się pakiet skończy. Mi się po nocach koszmary śniły, że mój niewielki ruterek spod łóżka rosnął do niewiarygodnych rozmiarów przez pochłaniane bajty no i w pewnym momencie zaczął mnie gonić. ON MI KAZAŁ BIEGAĆ! A wiesz jak ja i bieganie bliscy sobie jesteśmy. :P
    No i British Museum! Japan! Manga! JEJ! *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no :D Aż takich koszmarów nie miałam :D Ale mam już internet! :D
      A ulotka jest dla Ciebie :D

      Usuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger