Zauważyliście już na pewno, że przestałam pisać o tym, co trafiło nowego do mojej biblioteczki. Zwykle dzieliłam się tym przy okazji miesięcznych podsumowań, jednak od kiedy żyję na dwóch adresach ciężko mi na bieżąco robić zdjęcia, skoro połowa moich zbiorów zawsze znajduje się te 240 kilometrów dalej. Postanowiłam jednak trochę pooszukiwać i pokazać Wam, co trafiło do mnie przez ten miesiąc, a obecnie znajduje się ze mną w Krakowie. Jest to tylko mała część tego, jednak równocześnie również najbardziej interesująca. W końcu ile można patrzeć na moim blogu kolejne książki Mroza czy Sandersona? Większość z tych perełek zakupiłam sobie sama, więc na pewno nie pojawią się posty o każdej z nich.
Dosłownie wczoraj stałam się szczęśliwą właścicielką Oryginału Laury, Nabokova, z którego jestem niesamowicie zadowolona. We wnętrzu kryje się rękopis tej niedokończonej powieści oraz polskie tłumaczenie. Do tego cudowne wydanie i każdy fan pisarza w ekstazie. Weszłam też do Empiku i po prostu zamarłam z niedowierzania. Wszyscy wiemy, jakie ceny są w tej księgarni, a tutaj proszę. Anna Karenina, Lwa Tołstoja, po angielsku, za jakieś tam trzydzieści złotych, w tej pięknej okładce. Naprawdę nie mogłam jej tam zostawić i chyba wrócę jeszcze po Wojnę i pokój. I - być może - po Doktora Żywago. Wspominałam już, że mam mały problem z książkoholizmem? Postanowiłam też zakupić kolejną część mangi o Sherlocku, tak więc Niewidomy bankier już u mnie. Niedługo pewnie zamówię też trzeci tom i będę na bieżąco. W końcu.
Dom Hitlera jest egzemplarzem recenzenckim od Wielkiej litery. Wahałam się, czy brać, czy nie brać. Hitler jednak jest dla mnie jedną z najbardziej intrygujących postaci w historii Polski i nie przegapiłabym okazji, żeby pozaglądać w miejsca, gdzie spędzał wolny czas i zapewne myślał, jak tu jeszcze uprzykrzyć ludziom życie. Postępowanie umorzone bardzo mnie ciekawi, jednak obecnie całkowicie nie mam na nią ochoty. Dostałam ją od wydawnictwa Literackiego gdzieś początkiem miesiąca chyba, jednak nie mogę się przemóc. Jest to chyba jedna z tych książek, do której potrzebny jest taki specyficzny nastrój.
Podobnie jest z Rodziną O, którą dostałam od Znaku. Jestem jej jak najbardziej ciekawa, jednak nie mogę po nią sięgnąć, bo ciągle rozprasza mnie coś innego. Obecnie chyba najchętniej łapię za fantastykę, więc ta książka w ogóle nie pasuje mi do mojej chwilowej obsesji na punkcie nieistniejących światów i magii. Przyjdzie jednak na nią pora. Szybciej jednak pewnie zacznę czytać serię Jeźdźcy Smoków z Pern. Bardzo ciężko dorwać w tym wydaniu pierwsze tomy, więc obecnie posiadam tylko piąty i szósty. Dobrze, że jest biblioteka i pierwsza część, Jeźdźcy smoków, mam już w domu. Skoro Sanderson poleca, nie mogę przejść obojętnie.
Podobnie z serią Koła czasu, Roberta Jordana. Ostatnie tomy napisał Brandon Sanderson, gdyż Jordan - niestety - zmarł. Słyszałam, że to coś niesamowitego, więc powoli sobie ją kolekcjonuje. Udało mi się na razie dorwać tom drugi i trzeci, co jest całkiem niezłym osiągnięciem, biorąc pod uwagę, jak dawno zaczęła wychodzić. Mam też ostatnią część, którą kupiłam zaraz przed spotkaniem z Sandersonem, by zdobyć w niej jego autograf. Wiem, gdzie mogę kupić Oko świata, jednak biorąc pod uwagę jej cenę jakoś nam nie po drodze. Postanowiłam też zapoznać się z Conanem od Roberta E. Howarda. Znalazłam zbiorcze wydanie za jakieś dwadzieścia złotych w Dedalusie i cóż. Jak widać nie mam silnej woli. W ogóle.
Czekam teraz na dwie książki, które kosztowały mnie majątek. The Words of Radiance, czyli drugi tom Drogi królów w twardym, amerykańskim wydaniu ma być u mnie już we wtorek i po prostu nie mogę się doczekać. Od zawsze chciałam też mieć Braci Karamazow, Dostojewskiego. Niesamowicie mocno chcę to przeczytać, ale ciągle odkładałam kupno ze względu na te czterdzieści złotych, które mogę wydać na dwie inne książki w Dedalusie. I co zrobiłam wczoraj? Wydałam trochę więcej na cudowne wydanie Braci Karamazow, które przez przypadek znalazłam w internecie, gdy szukałam zdjęcia jakiejś okładki. Proszę bardzo, moja logika.
Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać milk and honey, więc gdy pojawiła się ona w Polsce szybko ją kupiłam i - chociaż jeszcze nie przeczytałam całej - jestem trochę rozczarowana. Dłuższe przemyślenia rupi kaur mają jakąś głębię, jednak te krótsze są jak... kałuża. Płytkie i nie ma w nich nic nadzwyczajnego. Szkoda. Od wydawnictwa Literackiego dostałam przedpremierowy egzemplarz Czerwonych dziewczyn i już mogę Wam zapowiedzieć, że w związku z tym szykuje się kolejna recenzja specjalna. Niedługo się za nią zabiorę - jeśli do tego czasu nie wypluję płuc i nie umrę - bo bardzo mnie intryguje. Opis bardzo mi przypomina książkę Piękno to bolesna rana, którą pokochałam, więc nie mogę się doczekać. Kupiłam w marcu również Świat według Karla, o czym wspominałam już w podsumowaniu. Uwielbiam tego człowieka i powoli zapełniam jego projektami moje życie. Droga inwestycja, ale się opłaca, choć pewnie nie każdy będzie tak myślał. Można albo kupić koszulkę, albo kilka książek. Byleby cieszyło.
Śliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :D
UsuńTa Anna Karenina jest przecudna <3
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA LISTONOSZA! >_<
Co ta poczta...
Usuńooo conan barbarzyńca, lubię film ze Schwarzenegger w roli głównej.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam :o jak przeczytam możemy pooglądać razem.
UsuńŚliczne wydania Tołstoja i Nabokova!
OdpowiedzUsuńI zazdroszczę amerykańskiego wydania "Słów światłości". Ehhh, ja nie mam niestety miejsca, aby kupować te cegiełki. Musiałabym na nich spać ;P Jak do Ciebie dotrze, to koniecznie musisz się pochwalić :)
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Ja też nie mam miejsca! :D
UsuńW środę jadę do domu z całym pudłem książek i jestem przerażona tym, jak to poupycham :o