Większość mojego życia spędziłam w bibliotece, jednak dopiero z czasem skierowałam swój wzrok w stronę półki z fantastyką. Powód był prosty. Skończyły mi się te obyczajowe i przygodowe. Mieszkam w małym mieście, a nie czułam się jeszcze gotowa na przeniesienie się piętro niżej, do wypożyczalni dla dorosłych. Ha, do teraz tego nie zrobiłam. Wciąż odwiedzam tę dla dzieci, jednak tym razem do ja pożyczam książki paniom bibliotekarkom. Podrzucając kilka pozycji Sandersona dla jednej z pań postanowiłam rozejrzeć się po półkach. Mój wzrok padł na Pendragona i stwierdziłam, że czas najwyższy powrócić do serii, którą kiedyś tak uwielbiałam, że ze zniecierpliwieniem czekałam na kolejne tomy. Z tym postanowieniem wsadziłam Wędrowca pod pachę i ruszyłam w stronę poziomu drugiego po kolejny ulubiony cykl. Nie mogłam wrócić do domu bez Charliego Bone'a.
Pendragon jest czternastolatkiem, który wiedzie sobie życie przeciętnego chłopaka w tym wieku. Ma rodzinę, psa, najlepszego przyjaciela i zaczyna interesować się dziewczynami. Nic niezwykłego. Bobby ma jeszcze wujka Pressa, który pojawia się w różnych momentach jego życia przywożąc mu niezwykłe prezenty. Tym razem również zjawił się niespodziewanie, przerywając chłopakowi pierwszy pocałunek z dziewczyną, w której od dawna się kochał. Nie przywiózł ze sobą nic, a Bobby jest zaskoczony, że musi pójść z Pressem - powinien być w drodze na ważny mecz, liczy na niego cała szkoła. Zaufanie jednak robi swoje, a przyjęcie do wiadomości, że jadą uratować inny wymiar wymaga owego zaufania naprawdę sporo. Chłopiec musi opuścić Ziemię i wyruszyć na Denduron aby zacząć wypełniać obowiązki Wędrowca.
Może się wydawać, że jest to seria jakich pełno na rynku. Po dłuższym zastanowieniu muszę przyznać Wam rację. Z drugiej jednak strony D.J. MacHale stworzył wszechświat, w którym wszystko jest możliwe, a bycie Wędrowcem to ciężka robota, co widać już w pierwszej części, a w kolejnych wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Mając te swoje naście lat byłam zakochana w postaci Bobby'ego z jednego powodu. Popełniał błędy. Mnóstwo błędów. Nie był nieomylny, bał się, myślał tylko o sobie. Słowem: był prawdziwym czternastolatkiem, który trafił do nieznanego sobie świata, gdzie musiał radzić sobie ze sporymi wyzwaniami.
Chociaż mam już trochę więcej lat niż w momencie, gdy po raz pierwszy poznawałam przygody Bobby'ego, i tak nie było mnie dla świata, gdy otworzyłam Wędrowca. W pamięci zatarły mi się już niektóre szczegóły i pamiętałam tylko ogólny zarys fabuły. Odkrywanie Pendragona od nowa było niesamowite. Nie mam pojęcia, dlaczego ten cykl został zapomniany i stracił na popularności. Wszystkie dziesięć tomów jest dostępnych na polskim rynku na wyciągnięcie ręki. Chciałabym móc powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jest to coś również dla dorosłych - jak w przypadku innej serii, którą odświeżę sobie gdy pojadę do rodzinnego miasta - jednak trochę się waham. Chyba można nazwać mnie już dorosłą osobą, acz moje podejście do Pendragona jest inne. Zawierają się w tym wspomnienia i emocje, jakie wywołał we mnie ten cykl w dzieciństwie.
Mimo wszystko zaryzykuje stwierdzenie, że nie ważne, ile macie lat. Jeśli wciąż lubicie czytać o walce dobra ze złem to spokojnie możecie razem z Bobbym wyruszyć na jedną z przygód. Ciężko jest porównać Pendragona do czegokolwiek innego, jednak gdybyśmy Percy'emu Jacksonowi zabrali całą tę mitologiczną otoczkę dostalibyśmy marną wersję Bobby'ego Pendragona.
Jeszcze lepszym cyklem - chociaż całkiem innym niż ten D.J. MacHale'a - są Dzieci Czerwonego Króla. O ile Pendragon skupia się ściśle na akcji i ratowaniu świata, Charlie Bone zaś jest chłopcem, który żyje sobie spokojnie w nie do końca zwyczajnym domu. Mieszka z dwoma babciami, mamą i wujkiem, który prawie nigdy nie wychodzi ze swojego pokoju. Jego ojciec umarł w wypadku samochodowym, a mama nie ma grosza przy duszy, zmuszona jest więc żyć z własną rodzicielką i synem na łasce rodziny męża. Babka Bone wraz ze swoimi siostrami wciąż ma nadzieję, że Charlie wdał się w ich przodków i również jest Obdarzony. Kiedy budzi się w nim dar jest zadowolona i postanawia wysłać wnuka do Akademii Bloora, do której chodzą dzieci uzdolnione teatralnie, muzycznie, plastycznie i te Obdarzone. Charlie miał nadzieję, że uda mu się tego uniknąć, jednak geny są genami, a on musi słuchać rozkazów babki.
Akademia jest miejscem bardzo nieprzyjemnym, gdzie rządzi ród Bloorów. Charlie nie chce pomagać ciotkom w ich niecnych planach, a dobre serce sprawia, że postanawia walczyć ze złem, które krąży dookoła niego. Na szczęście nie jest w tym osamotniony. Nie wszystkie dzieci Czerwonego Króla są niecne i nie znają litości. Są też takie, które zrobią wszystko, by im przeszkodzić.
Uwielbiam książki, których akcja dzieje się w starych zamczyskach, w szkołach z internatem i innych ponurych miejscach, dlatego Dzieci Czerwonego Króla należą do moich ulubionych serii. Bije on na głowę nawet Pendragona. Charlie jest bohaterem dobrym, odważnym, prawym. Może się wydawać, że to idealizowanie głównej postaci może być trochę na wyrost, jednak Jenny Nimmo dobrze wybrała. Nie da się nie lubić Charliego i jego przyjaciół. Moim ulubionym bohaterem jest tutaj zdecydowanie wujek Paton, który pokazał mi, że nie można trzymać głowy opuszczonej i są momenty, gdy trzeba ją podnieść wysoko w górę.
Ten cykl powinien być obowiązkową lekturą dla dzieci i każdy rodzic winien być tego świadomym. Wychowałam się z Charliem i mam w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, że nie wolno wybierać łatwiejszej drogi, kiedy iśćcie nią oznacza krzywdzenie innych. Pozostała we mnie empatia do każdego człowieka i zwierzęcia, chęć niesienia pomocy i oddawanie potrzebującym tego, bez czego jestem się w stanie obyć. Wszystkie te wartości zawarte są w Dzieciach Czerwonego Króla, jednak nie na siłę i nie sztucznie, co czasami widać w książkach dla dzieci i młodzieży. Charlie z natury jest dobry i to jest odpowiedni przykład bohatera literackiego, na którym powinni się wzorować najmłodsi.
Bardzo boli mnie fakt, że wydawnictwo Zielona Sowa wydawała wyłącznie pięć tomów Dzieci Czerwonego Króla i nie zapowiada się na kontynuację. Nie mam pojęcia, dlaczego ukręcono głowę tak dobremu cyklowi. Biorąc pod uwagę, że minęło już prawie dziesięć lat od premiery piątego nie można mieć nadziei na kontynuację, a marzenie o wznowieniu pozostanie pewnie w sferze rzeczy nieprawdopodobnych. A szkoda. Wielka szkoda. Już we wczesnym dzieciństwie pochłaniałam książki o Charliem na raz, w kilka godzin. Wszystko zapewne przez to, że tak wcześnie zaczęłam czytać. Moja mama mówi, że szybciej niż zaczęłam chodzić czytałam gazety i nie jestem pewna, czy żartuje.
Szkoda, że wydawnictwo nie wydało kolejnych tomów. To w pewnym sensie bezsens eh, ale co poradzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Tajemnic
Trzeba jakoś z tym żyć i trzymać kciuki za wznowienie :)
UsuńNie znam żadnej z tych serii i zaczynam żałować, że nie trafiłam na nie wcześniej, zwłaszcza na tę drugą. ;)
OdpowiedzUsuńZawsze możesz zacząć teraz :D
UsuńStara to taka nie jesteś, a nawet nie wyglądasz. Do biblioteki na drugie piętro to i ja lubię chodzić, szczególnie pograć w gierki planszowe :)
OdpowiedzUsuńChodźmy pograć w coś! :o
Usuń