lipca 07, 2017

Wiecznie głodny? // dr med. David Ludwig

Lubię jeść. Gdybym mogła jadłabym ciągle i ciągle, bez końca. Mam też jednak w sobie samozaparcie, które nie pozwala mi na to. Od jakiegoś czasu staram się odżywiać zdrowo, a dieta białkowo-tłuszczowa weszła mi już w krew i pozbyłam się ciągłej ochoty na węglowodany i cukier. Zainteresowanie całym tym trybem życia rozwinęło się we mnie na dobre, dlatego książkę Wiecznie głodny? przygarnęłam z ogromnym uśmiechem na ustach, chociaż skierowana jest raczej dla osób naprawdę otyłych, które mają problemy z pozbyciem się nadwagi. Uznałam jednak, że niektóre z tych wskazówek mogę wprowadzić do swojego własnego jadłospisu.

Autor tej książki to nie jest jakiś przypadkowy mężczyzna, który postanowił sobie, że wymyśli całkiem nową dietę by sobie zarobić. David Ludwig podjął się kompleksowych badań na temat otyłości i wyniósł z nich sporo wniosków, które przedstawia nam w swojej książce Wiecznie głodny?. Zanim przechodzi do dokładnych instrukcji przytacza eksperymenty i ich wyniki, informuje nas skąd się wszystko wzięło, dlaczego tak, a nie inaczej. Początkowo wydawało mi się, że nie będzie to zbyt ciekawa lektura, jednak bardzo szybko pochłonęłam całość w większości przypadków zgadzając się z Ludwigiem. Moja codzienna dieta bardzo przypomina tą proponowaną przez niego, więc utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to nie jest tylko stek bzdur. 

Skuteczniejsze podejście polega na przeprogramowaniu komórek tłuszczowych. W tym celu należy jeść tak, by obniżyć poziom insuliny i zmniejszyć stan zapalny. Dzięki temu komórki tłuszczowe się uspokajają i uwalniają nadmiar zmagazynowanych kalorii. Kiedy organizm zaczyna mieć lepszy dostęp do paliwa, poprawia się metabolizm, słabnie łaknienie i napady głodu, a my chudniemy zupełnie naturalnie. To dieta bez wyrzeczeń i ssania w żołądku.

Początkowo planowałam na jakiś miesiąc wprowadzić tę dietę całkowicie do swojego życia, żeby sprawdzić, czy pojawią się jakieś efekty. Faza pierwsza trwa tylko dwa tygodnie, jednak są wakacje i nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy zniknę z domu na kilka dni i powinnam przygotować się na to, a kiedy po prostu nie da się odmówić piwa, które w tej fazie jest kategorycznie zakazane. Wciąż jednak jestem ciekawa, czy te drobne zmiany sprawiłyby, że moje tempo chudnięcia by wzrosło, a ja nie musiałabym już liczyć moich 1650 kcal dziennie. Fakt, że mogłabym jeść ile chcę niesamowicie mnie pociąga, jednak mam już w głowie swoisty hamulec i nie wiem, czy umiałabym przestać.

Dla ludzi naprawdę otyłych ta książka jest wręcz idealna. W momencie, gdy człowiek zrozumie, co dzieje się w jego organizmie i dlaczego tak ciężko pozbyć się tych kilku nadprogramowych kilogramów wszystko się zmienia. Znika to swoiste poczucie winy, pojawia się zrozumienie i chęć do zmiany. Właśnie od tych trzech rzeczy powinno zaczynać się zmieniać swoją dietę i swoją sylwetkę. Nie ma nic na siłę. Tym trzeba żyć. Kiedy pojawią się chęci wszystko jest już z górki. 

Autor przedstawia doskonale rozpisane tabelki, w których zawarte jest co można, a czego nie, przez każde z trzech faz, które stoją przed osobą pragnącą schudnąć. Dzięki temu nie można popełnić żadnego błędu, a wszystkie wątpliwości znikają. David Ludwig zamieścił też sporą ilość przykładowych jadłospisów i nie zapomniał o ludziach, którzy nie jedzą mięsa. Wiecznie głodny? to coś rewelacyjnego dla każdego. Już sam fakt, jak dobrze czyta się tę książkę jest szokujący. Usiadłam z ciekawości i pochłonęłam na raz całą teorię. Jestem pewna, że za jakiś czas spróbuję tego, co zaleca David Ludwig - z czystej ciekawości.

Ogólna ocena: 08/10 (rewelacyjna)

625 // Wiecznie głodny? // dr med. David Ludwig // Always hungry? // Agnieszka Sobolewska // czerwiec 2017 // 412 strony // Wydawnictwo Znak Literanova // 39,90 zł

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak!

7 komentarzy:

  1. Chętnie zapoznałabym się z tą książką, gdyż jedzenie jest dla mnie problemem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też bym mógł jeść, i jeść. Koniecznie same niezdrowe, napakowane węglami. Ja po treningu jem 250 g schabu, 50 g ryżu i trochę warzyw, a spokojnie mógłbym to zjeść x 3. Jajecznicę bym zjadł z 10, a nie 4. Omleta też. Mówiąc krótko: lubię wpierdalać, i tyle. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Zdecydowanie tak :D ja bym mogła na pizzy żyć 24/7 na przykład :D

      Usuń
    2. Ja fastwoody tak nie, rzadko jadam, chociaż lubię. Ale za to słone...orzeszki, chipsy, paluszki, krakersy. Mógłbym wpieprzać. Ciastka, ciasteczka. HITy! Łakotki! Ciasta mamy. Wdupiałbym jak szalony szaleniec, gdybym wiedział, że sylwetka nie ucierpi. :D Wczoraj lekki dzień miałem, obiad u rodziców - syn pojechał pojeść: pół kilo królika, drugie pół surówki z czerwonej kapusty , ziemnioki, ciasto z porzeczkami, po wróceniu do domu dobiłem się jeszcze bułami z dżemerem i serkiem, a potem jeszcze ciasto od mamy. Love that. :D

      Usuń
  3. też jadlbym na potęgę, ale także mam zapisaną dietę. wolę się jej trzymać

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedni chudną na dietach niskowęglowodanowych, ale bardzo tłustych, a drudzy nie. Ci drudzy pięknie chudną na dietach wysokowęglowodanowych, ale bardzo chudych. To zależy od typu metabolizmu, charakterystycznego dla danej osoby. Trzeba spróbować różnych diet i stwierdzić na jakiej diecie się chudnie i jest się zdrowym, a na jakiej nie i potem trzymać się tej dobrej dla siebie diety. Pomyślcie tylko o Japończykach, Koreańczykach, to społeczeństwa ludzi szczupłych z tradycyjną dietą wysokowęglowodanową, ale bardzo chudą opartą na ryżu, warzywach, strączkowych, chudych rybach.

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger