Zacznijmy od tego, że to nie jest post sponsorowany. Długo zastanawiałam się nad tym, czy wprowadzić na Papierowe Miasta serię o tym, jak organizuję sobie czas i jak wygląda miesiąc po miesiącu mój planner. Odkąd pamiętam wszelkiego rodzaju kalendarze zawsze były ze mną. Kiedy czegoś nie zapiszę czuję się z tym wręcz tragicznie i można to uznać za moją obsesję. Bardzo długo rozważałam ten zakup. Cena może nie jest zbyt wygórowana, jednak nie wiedziałam, czy ta forma planowania przypadnie mi do gustu i czy nie rzucę tego organizera gdzieś w kąt po miesiącu. Minęło już pół roku, a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Zdecydowałam się na organizer z wkładem bullet planner z prostego powodu. Wolę sama sobie życie układać i możliwość tworzenia kalendarza całkowicie pode mnie jest wręcz spełnieniem marzeń. Wiem, że cały świat oszalał na punkcie bullet journalingu - tak, nawet jest na to nazwa - jednak cały ten szał przeszedł obok mnie. Nie chodzi o to, że nie podoba mi się sama idea tego. Jestem osobą, która uwielbia wszelkie papiernicze przybory, zeszyty. Mam tego wszystkiego ogromne ilości. Więc w czym problem? Nie wyobrażam sobie składowania każdego kolejnego zeszytu, bo przecież szkoda wyrzucić. Dzięki temu wkładowi w kropeczki mogę tworzyć swój dziennik - chociaż skupiam się przede wszystkim na kalendarzu i książkowych sprawach - w każdy możliwy sposób.
Środek organizera MissPlanner przypomina wszystkie inne. Kilka kieszonek, sześć ringów. Żałuję, że w wersji a5, która mnie interesowała, nie dostałam organizera w kolorze żółtym. Przez całe moje życie nienawidziłam tego koloru z całego serca, a teraz raz na jakiś czas odczuwam wewnętrzny przymus zakup czegoś żółtego. Róż też mi się jednak podoba i dlatego w końcu zdecydowałam się na zapas. Większość dodatków z których korzystam zamówiłam po prostu po taniości na Aliexpress. Bo po co przepłacać? Stamtąd są właśnie wszystkie separatory oraz plastikowa nakładka z kalendarzem na 2018 rok. Logo Simby jest całkowicie made in Poland i pochodzi z płyty Szpaka, BORuto. Nie, nigdzie jej już nie dostaniecie. Chyba, że na Allegro. Za większe pieniądze, niż te 29,99, które za nią zapłaciliśmy.
Po lewej stronie w kieszonkach jest kilka arkusików naklejek, z których obecnie korzystam. Ponownie: Aliexpress. Biedronka. Nie używam tego wszystkiego zbyt często, ale wolę mieć takie rzeczy pod ręką, gdyby nagle naszła mnie ochota do przyklejenia gdzieś lodów.
Sprecyzujmy. W moim plannerze znajduje się na raz wyłącznie rozpiska na jeden miesiąc. Kiedyś było inaczej, jednak kiedy organizer przestał się domykać... Przeprowadziłam małą reorganizację organizera (😵) i teraz jest dużo mniej wszystkiego. Kalendarz na kwiecień jest bardzo bogato ozdobiony. Zwykle decyduję się jedynie na tasiemkę na górze i na dole. Tutaj jednak popłynęłam z dodatkami i mamy świąteczny kalendarzyk kwietniowy. Na zielono zaznaczam sprawy blogowe, na różowo osobiste, a na pomarańczowo te, które dotyczą mojego narzeczonego. Pewnie wymyśliłabym coś jeszcze, ale mam tylko trzy takie piękne, pastelowe, zakreślacze. 👌
Po raz pierwszy, odkąd prowadzę ten organizer, zdecydowałam się na taką stronę, która będzie dotyczyła ogólnie całego miesiąca i bardzo mi się jak do tej pory sprawdza. Znowu popłynęłam z dekoracjami. Naprawdę zwykle tego nie robię. Z racji tego, że jest dopiero połowa miesiąca nie uzupełniłam jeszcze wszystkiego, jednak poza tym nic już się tutaj raczej nie zmieni. Jak pewnie zauważyliście lubię jak wszystko jest jasne i klarowne. Przerażają mnie ludzie, który przyklejają wszystko na jednej stronie, chociaż nie ukrywam, że bardzo mi się takie ciapcianie podoba. Kusi mnie sprawdzić, czy odnalazłabym się w takiej organizacji. Może w przyszłym miesiącu.
Na jednej stronie wciskam zawsze trzy dni, chociaż zwykle brakuje mi miejsca na zapisanie wszystkiego, co na dany dzień planuję. Wiecie, nie można zapomnieć, że trzeba zrobić pranie czy też co ugotować na obiad. W tym miesiącu poszłam w jasne, pastelowe kolory i bardzo mi się to podoba. Jestem jednak pewna, że na maj poszukam jakiegoś innego pomysłu, bo połowa kwietnia, a mnie już się to ustawienie znudziło. Często zdarza się, że jakiegoś dnia nic mi się nie chce, a wtedy większość planów przechodzi na dzień kolejny. Nie ma co przesadzać z organizacją. Czasami trzeba dać sobie na wstrzymanie i nie zrobić nic, jeśli jest taka możliwość.
Tak prezentuje się w całości zapisane przeze mnie sześć dni. Jak widzicie jestem człowiekiem bardzo zapracowanym, przynajmniej na papierze. Często nie udaje mi się wypełnić wszystkiego, co sobie zaplanuje, jednak nie siadam wtedy i nie płaczę w kącie, tylko robię to dnia kolejnego. Kiedyś bardzo skupiałam się na zrobieniu wszystkiego, jednak wtedy nie miałam czasu nawet na zjedzenie śniadania, chyba, że uwzględniłam je tutaj. Wszystko przez to, że jestem nad ambitna. Zapewne widzicie to po ilości pojawiających się postów na blogu. A, przy okazji... Z dniem dzisiejszym Papierowe Miasta przestają być blogiem o książkach, a zaczynają być blogiem o wszystkim, o czym chcę się wypowiedzieć.
Zrobiłam sobie separator, dzięki któremu zawsze wiem, na której stronie otworzyć kalendarz, kiedy mi się śpieszy. Nie jest to nic wyjątkowego, jednak podoba mi się bardzo przez ten minimalizm. Miał być na chwilę, ale czuję, że zostanie ze mną na dłużej. Naklejka liska pochodzi z pinteresta, z ogromnego arkusza naklejek, który kiedyś sobie wydrukowałam i znalazłam pod łóżkiem ostatnio. Nie pytajcie. To naprawdę wygodna opcja i widziałam, że wiele osób ma kupione już gotowe separatory, ale ja nie mogłam nigdzie takich odnaleźć - pewnie przez to, że nie mieszkam w Ameryce 😅 - i wykazałam się inwencją twórczą. Brawo ja! 👏
Pokażę Wam jeszcze jak prezentują się strony przygotowane na resztę miesiąca. Są jednak całkowicie puste. Dopiero teraz zaczynam planować posty na koniec kwietnia, a wybór mam ogromny, bo listonoszka odwiedza mnie teraz codziennie. Może chcecie mały bookhaul? Ot tak, całkiem spontaniczny? Coś mnie ciśnie w środku i każe skasować to, co napisałam, jednak koniec z obsesyjnym trzymaniem się planu. Czasami trzeba pozwolić sobie na podejmowanie nagłych decyzji.
Lubię oglądać organizery, jak je ktoś sobie spersonalizował. Niemniej sama organizera nie prowadzę..ale od bodajże 1997 roku prowadzę dzienniki :)
OdpowiedzUsuń