sierpnia 17, 2018

POCHŁANIACZ // KATARZYNA BONDA

Każdy człowiek obracający się w książkowych kręgach o Katarzynie Bondzie słyszał. Autorka umieszczana jest zawsze w czołówce polskich pisarzy kryminałów i podobno każdy jest zachwycony fabułą, bohaterami i stylem. Nasłuchałam się o niej tyle dobrego, że w pewnym momencie uznałam, że to jest odpowiedni czas na nasze pierwsze spotkanie. Wcześniej nigdy nie miałam ochoty na to i widząc wielki napis BONDA na okładce uciekałam jak najdalej się da. Do lektury zachęciła mnie premiera ostatniego tomu Czterech żywiołów Saszy Załuskiej. Uznałam, że jak nie teraz to już nigdy, a jeśli Pochłaniacz przypadnie mi do gustu to będę mogła zrobić sobie mały maraton czytelniczy z tym cyklem. I tutaj pytanie do Was: czy początek tej serii jest po prostu tak słaby i dawać kolejną szansę autorce, czy po prostu dać już sobie z nią spokój?

Po kilku latach pracy w Anglii do Polski powraca Sasza Załuska. Najlepszy przyjaciel odradzał profilerce ten krok, jednak pozostała nieugięta. Razem z córką wynajęła mieszkanie i postanowiła chociaż przez chwilę zapuścić korzenie. Szybko zgłasza się do niej mężczyzna, właściciel klubu muzycznego. Podejrzewa, że na jego życie czyha wspólnik, autor jednego hitu. Kobieta ma dostarczyć mu na to dowody, a mężczyzny nie odstrasza nawet wysoka kwota, którą podała za swoje usługi. Niechętnie zgadza się przyjąć zlecenie, a kiedy okazuje się, że sprawa połączona jest z wydarzeniami z 1993 roku sama zaczyna coraz bardziej angażować się w sprawę. 

Zacznijmy od tego, że na początku przenosimy się do roku 1993 i jesteśmy świadkami wszystkich wydarzeń, do których później odnosić się będzie Sasza. Te sto stron były dla mnie bardzo męczące - nie przepadam za cofaniem się do lat 90. XX wieku i już na sam początek odrzucił mnie fakt, że Katarzyna Bonda dała nam do rąk garść wskazówek, dzięki którym możemy sami rozwiązać tę sprawę - dużo szybciej, niż główna bohaterka. Zapewne wiele osób uzna to za plus i podejmie wyzwanie. Ja czytając kryminały wolę być nieświadoma rozwiązania do samego końca - dlatego tak dobrze czyta mi się Remigiusza Mroza, bo u niego nie sposób końca przewidzieć.

Wielkie szczęście zawsze słono kosztuje. Tylko kłopoty są za darmo.

Sasza Załuska jest bohaterką tak okrutnie przeciętną, że nie polubiłam jej ani odrobinkę i towarzyszenie jej było katorgą. Nie ma w sobie nic, co wyróżniałoby ją z tłumu. Widać, że miała robić wrażenie na czytelniku inteligencją i łączeniem faktów, jednak nie znamy praktycznie jej przemyśleń i nie towarzyszymy w procesie rozwiązywania sprawy. Chyba to zabolało mnie najmocniej, bo to właśnie to sprawia, że lubię czytać ten gatunek książek. Sasza i ja nie polubiłybyśmy się i jej stosunek do życia i do córki mocno raził mnie w oczy. Właśnie to sprawia, że po kontynuację nie bardzo mam ochotę sięgnąć. Wszystkie postaci są bardzo płaskie i na żadną nie zwróciłam uwagi na tyle, by w Pochłaniacza się wciągnąć. Gdyby nie fakt, że przez pana, który robił schody, byłam uziemiona na dole i nie miałam możliwości sięgnąć po laptopa spędziłabym z tą historią kilka dni więcej.

Gdyby ktoś mnie ostrzegł, że cała ta opowieść wzięta jest bardzo na poważnie i nie uświadczymy tutaj nawet minimalnej dawki poczucia humoru czy choćby szczypty sarkazmu inaczej podeszłabym do Pochłaniacza. Nie oczekiwałabym, że wciągnę się od pierwszych stron, polubię niezależną i silną bohaterkę oraz z zapartym tchem będę śledzić przebieg sprawy. Dostałam w zamian rozcieńczoną akcję, ciągnącą się narrację oraz profilerkę z problemem alkoholowym i okropnym zwyczajem pchania się nie tam, gdzie powinna się znaleźć. O ile jeszcze to ostatnie jestem w stanie tolerować u tych bohaterów, których nie da się nie lubić, to przy Saszy irytowało mnie to i miałam ochotę potrząsnąć nią i kazać wracać do córki, którą jak kukułka podrzucała rodzinie, która patrzeć nawet na nią nie mogła.

Nie ma rodzin perfekcyjnych. Na każdej powierzchni jest jakieś pęknięcie. Tak właśnie dostaje się do wnętrza światło.

Sprawa, z którą bohaterka ma styczność, jest okropnie skomplikowana, a Katarzyna Bonda rozwlekła ją jeszcze na kilka setek stron, przez co brakuje ciągłości akcji. Co ja mówię. W ogóle brakuje tutaj akcji. Wszystko toczy się swoim trybem, policja ukrywa, ile się da, a nikogo jakoś specjalnie nie obchodzi przeszłość. Ot, lepiej nie zadzierać z mafią i chować głowę w piasek. A Załuska przecież wcale nie jest na tyle odważna, żeby wyważyć z kopa te dokładnie zamknięte drzwi. Ciężko mi uwierzyć, że służby policyjne w XXI wieku wciąż obawiają się starego mafioza i tego, co było kiedyś. Miało to zapewne dodać realizmu, ale tylko pokazało, jak nieudolnie działają służby w świecie Saszy Załuskiej. 

Pochłaniaczowi nie można odmówić tego specyficznego klimatu, który często towarzyszy książkom dziejących się gdzieś na przestrzeni XX i XXI wieku. Po upadku komunizmu w Polsce wciąż było szaro i nie za bogato, a chociaż ja byłam za mała w 90. latach żeby pamiętać co się wtedy dokładnie działo, to takie specyficzne uczucie we mnie pozostało. Katarzynie Bondzie udało się je odtworzyć, jednak nie zniknęło po tych stu stronach i w wydarzeniach dziejących się w roku 2013 dalej ono się pojawiało, przez co nie mogłam odnaleźć się w rzeczywistości i ciągle kątem oka szukałam meblościanek i dzieciaków w ortalionowych dresach.

Zło nie istnieje. To tylko pojemny worek, do którego można wrzucić tabu - wszystko, co ciemne, niedotykalne i niezrozumiałe. 

Oprócz sprawy kryminalnej poruszane są tu także inne kwestie, o których nie zawsze się mówi. Alkoholizm u kobiet, pedofilia i homoseksualizm w kościołach. Chociaż stron Pochłaniacz ma dużo, to nawarstwiło się tego wszystkiego tutaj, przez co mimo tej logiki i chronologii powstał chaos. Nie wiadomo było, na co zwrócić uwagę, przez co każdy z tych problemów został potraktowany po łebkach. Ot, tu wspomnienie o księżach, tutaj o bogato ubranej pani na spotkaniu AA. Gryzło mnie to w oczy i sprawiało, że co chwilę miałam ochotę odłożyć tę książkę. Zakończenie też mnie nie zaskoczyło. Domyśliłam się sporo, a to, co mi umknęło, nie miało jakiegoś spektakularnego wydźwięku, więc jedyne uczucie, jakie towarzyszyło mi przy ostatnich stronach to ulga, że to już koniec...

Ogólna ocena: 05/10 (przeciętna)

734 // Pochłaniacz // Katarzyna Bonda // Cztery żywioły Saszy Załuskiej // tom 1 // 21 maja 2014 // 672 strony // Wydawnictwo Muza // 39,99 zł

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Muza!

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że pierwsza część jest chaotyczna. Mam trzy książki z serii o Załuskiej na półce i teraz boję się po nie sięgać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem książka byłaby o wiele bardziej interesująca, gdyby faktycznie była nieco krótsza. Odłożyłam ją na kilka dni, a kiedy wznowiłam lekturę, nie mogłam sobie przypomnieć kto jest kim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czasami miałam, że nie wiedziałam kto jest kim ;x

      Usuń
  3. Mnie się dobrze czytało. A niebawem biorę się w końcu za czwarty tom. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie :D Dużej części się podobało :D

      Usuń
  4. książki od Katarzyny bondy posiadam bo mama jest wielką fanką i jak kupuje ebooki to od razu wysyła również do mnie. Ale jakoś nie jestem jej fanką..
    Pozdrawiam, Weronika ♥
    pasjeweroniki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Co u Ciebie?

Copyright © Nasze życie ♥ , Blogger