Pojawienie się na rynku nowej Flawii bardzo mocno mnie ucieszyło. Dodatkowo zimowa sceneria na okładce uświadomiła mi, że prawdopodobnie będę miała tutaj styczność ze świętami w rodzinie de Luce i dlatego po Trzykroć wrzasnął kocur szary sięgnęłam z ogromną dawką entuzjazmu. Uwielbiam pod koniec sezonu jesiennego czytać opowieści typowo świąteczne, zimowe i wydawnictwo Vesper dało mi doskonały prezent na ten ostatni miesiąc ciąży.
Flawia de Luce właśnie wraca do Anglii z Kanady. Spodziewa się miłego powitania chociaż przez ojca, jednak zastaje w poczekalni jedynie ukochanego Doggera i szybko dowiaduje się, że pan de Luce obecnie jest ciężko chory i znajduje się w szpitalu. Zmuszona jest wrócić więc do rezydencji - jej własności! - i znieść obecność sióstr i irytującej Undyny. Szybko jednak okazuje się, że nie jest w stanie wytrzymać panującej tam atmosfery i postanawia odwiedzić żonę pastora, a ta wysyła ją do sąsiedniego miasteczka, gdzie Flawia natyka się na kolejną zagadkę kryminalną, która choć na chwilę ma możliwość poprawienia jej humoru.
Ta część Flawii - szczególnie samo morderstwo - od samego początku wydawała mi się odrobinę gorsza od Jak kominiarzy śmierć w proch zmieni. Siódmy tom tego cyklu jest z pewnością moim ulubionym, więc od ósmego oczekiwałam równie sporo. Zabójstwo owego mężczyzny było ciekawe, acz brakło mu tej pikanterii i wciągającej zagadki, którą zwykle serwował czytelnikom Alan Bradley. Odniosłam wrażenie, że tym razem również mniej Flawia wciągnęła się w całą sprawę. Brakło mi tutaj tych godzin spędzonych w laboratorium, skomplikowanych rozważań rodem z Sherlocka. Zapewne choroba ojca mogła mieć coś wspólnego z tym, że dziewczynka podchodziła do wszystkiego inaczej, acz zdecydowanie nie przypadło mi to do gustu.
Miłość między zwierzęciem a człowiekiem nigdy nie zawodzi, natomiast miłość między przedstawicielami naszego żałosnego plemienia - bardzo często.
Gdyby to była pierwsza część cyklu nie wiem, czy z taką radością oczekiwałabym na kontynuację. Chociaż nie rozwiązałam do samego końca zagadki to mało co było tutaj dla mnie niespodzianką. Zakończenie nie zaskakuje i można się na nie nastawić już praktycznie od samego początku, jednak zapowiada, że dziewiąty tom będzie miał w sobie coś, czego nie miał żaden z poprzednich. Właśnie z tego powodu nie mogę doczekać się już chwili, gdy pojawi się on na rynku. Sama obecność Flawii również sporo tutaj znaczy, bo uwielbiam jej charakter, umiejętności dedukcji i umysł. Problemem stał się dla mnie tylko fakt, że mało tutaj innych tak mocno rozwiniętych postaci, które rzucałyby się w oczy i intrygowały.
Oczekiwanie rok na kolejną Flawię wydaje się wiecznością, jednak jestem pewna, że ten czas szybko zleci i moja półka znajdzie miejsca na tom zarówno dziewiąty jak i dziesiąty tego cyklu. Jestem bardzo szczęśliwa, że wydawnictwo Vesper daje nam szansę na poznawanie kolejnych losów tej genialnej dziewczynki i chociaż Trzykroć wrzasnął kocur szary nie podbiła mojego serca tak mocno, jak poprzednie części, to dalej jestem wielką fanką tej serii i będę czytać ją tak długo, jak Alan Bradley będzie ją pisał. Gdyby ktoś kazał mi podać trzy powody, żeby Flawię poznać nie miałabym z tym najmniejszych problemów. Oto one: Flawia, klimat, nieprzeciętność.
Ogólna ocena: 07/10 (bardzo dobra)
766 // Trzykroć wrzasnął kocur szary // Alan Bradley // Thrice the Brinded Cat Hath Mew'd // Marek Król // Flawia de Luce // tom 8 // 20 października 2018 // 312 stron // Wydawnictwo Vesper // 34,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Vesper!
Kilka słów o Flawii bezpośrednio po przeczytaniu 👇
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?