Po przeczytaniu Rzeźni numer pięć uświadomiłam sobie kilka kwestii. Po pierwsze: ten autor to naprawdę ma wyobraźnię i potrafi tworzyć historie. Po drugie: piekielnie trudno pisze się o jego książkach. Kurt Vonnegut opowiada w sposób nieprzewidywalny, ciężko domyślić się czegokolwiek, porusza istotne tematy, a równocześnie to wszystko czyta się szybko, a jego styl jest podejrzanie lekki.
Nasz narrator zbiera materiały i informacje o mężczyźnie, który był jednym z twórców bomby atomowej, która spadła na Hiroszimę. Postanawia spotkać się z dziećmi fizyka i poznać szczegóły z jego życia o których nikt wcześniej nie słyszał. Szereg przypadków sprawia, że trafia on na wyspę, która wydaje się być rajem na ziemi. San Lorenzo jest miejscem, w którym może rozpocząć się koniec świata, a Jonah zaczyna dostrzegać sporo kwestii, które do tego prowadzą.
Ponownie powiem, że bardzo ciężko jest opowiadać o Vonnegucie. Widocznie się do tego nie nadaję. Jego książki mają w sobie tak dużo wszystkiego, że ciężko niekiedy ułożyć sobie to w głowie. Kocia kołyska jest ponoć jednym z najbardziej znanych dzieł tego autora, a nigdy wcześniej o tej książce nie słyszałam. Uznałam jednak, że czas poszerzyć swoje horyzonty i sięgnęłam po to przepięknie wznowione wydanie od Zysku. Zwykle staram się unikać informacji o wydaniach, bo przecież tu o tekst chodzi, acz ta twarda okładka, obwoluta i to, co znajduje się pod spodem... Mistrzostwo i idealna otoczka dla tak świetnej historii.
Nie ma żadnego cholernego kota, żadnej cholernej kołyski.
Już po Rzeźni numer pięć, która zaskoczyła mnie obecnością kosmitów, obiecałam sobie, że do Vonneguta będę podchodzić z otwartym umysłem i tak też zrobiłam. Bez oczekiwań, bez prób domyślenia się, co będzie dalej. Przyjęłam Kocią kołyskę pełnią siebie i chociaż nie spodobała mi się ona tak mocno jak pierwszy tytuł, po który sięgnęłam, to Vonneguta nie da się nie docenić. Za szczerość, przenikliwość, bohaterów z krwi i kości, poczucie humoru, odwagę i oryginalność. Nie tylko przez obecność Leona nie mogłam przysiąść do tej opowieści na kilka godzin. Już po kilkunastu stronach czułam znużenie i mój mózg musiał odpocząć. Mimo lekkiego stylu tematyka już do takich nie należy.
W Vonnegucie nie da się nie docenić dosadnego sarkazmu i potężnej dawki ironii. Czarny humor wala się tu po każdej stronie i to urzekło mnie zarówno w Kociej kołysce i Rzeźni numer pięć. Mam ochotę opisać tu każdy szczegół tej książki, jednak chcę pozwolić Wam na odkrywanie wszystkiego. Poznanie San Lorenzo, Bokononizmu, moralności kłamstwa. Kiedyś na pewno jeszcze sięgnę po książkę tego autora, bo potrafi przekazywać takie kwestie, które są aktualne nawet po latach. Vonnegut otwiera oczy. Nie opowiem Wam jednak nic o moich kolejnych przygodach z tym autorem. Zwyczajnie nie jestem w stanie skupić myśli.
★★★★★★★☆☆☆
809 // Kocia kołyska // Kurt Vonnegut // Cat's Cradle // Lech Jęczmyk // 28 stycznia 2019 // 360 stron // Wydawnictwo Zysk // 39,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?