Na moment rozszerzenia diety czekałam z utęsknieniem. Leon nie toleruje białka krowiego i laktozy, więc gdy skończył cztery miesiące od razu zabraliśmy się za wprowadzanie mu innych posiłków. Dlaczego tak szybko? Nad tym rozwodzić się nie będę. Taką decyzję powinno się podejmować z lekarzem, a w przypadku nietolerancji często podejmują oni właśnie taką. W ciąży naczytałam się o BLW i byłam święcie przekonana, że właśnie w ten sposób zaczniemy, patrząc z pogardą na wszelkie słoiczki. Ostatecznie stały się one naszym najlepszym przyjacielem, ale dzisiaj nie o tym.
Kupiłam Leonowi łyżeczki KiDodo, kierując się ich wyglądem. Urzekł mnie ten kształt misia i zmieniające się kolory. Ostatecznie jednak wciąż leżą zapakowane w szufladzie. Podjęłam - słusznie zresztą - decyzję, że Leon jest za mały, by z nich korzystać. Są za głębokie i za szerokie, przez co nie udałoby mu się zdjąć z nich w całości jedzenia. I wtedy w moim najulubieńszym sklepie na świecie (Ancymon Sklep) pojawiły się ONE. ONE przez duże O, N i E.
W opisie producenta łyżeczek Spuni czytamy, że wspomaga prawidłowy sposób karmienia niemowląt (bez odginania czy podnoszenia do góry), równocześnie zachęcając malucha do zassania znajdującego się na niej pokarmu i połknięcia go. W odróżnieniu od tradycyjnych łyżeczek, Spuni nie jest jedynie mniejszą wersją łyżeczki dla dorosłych. Jej kształt został opatentowany i jest polecany przez logopedów, ponieważ sposób podawania pokarmu ma znaczący wpływ na właściwy rozwój aparatu mowy. Dla wygody została wyposażona w długą rączkę. Z jej pomocą łatwo jest wykonywać prawidłowe ruchy, a także swobodnie wyjmować pokarmy ze słoiczków i wszelkiego rodzaju pojemników. (źródło) Na początku odrzuciła mnie cena. Nie można powiedzieć, że jest to mały wydatek, jednak postanowiłam zaryzykować. Nie chciałam kupować miliona nieodpowiednich łyżeczek, które Leon odrzuci albo będzie mu ciężko z nich jeść. Poszłam od razu na głęboką wodę i... nie żałuję ani złotówki.
Leon miał już styczność z łyżeczkami, bo praktycznie od pierwszych dni życia dostawał na nich kropelki. Probiotyki, na ból brzucha, witaminy. Gdy dostał do buzi pierwszą porcję marchewki nie był zdziwiony obecnością łyżeczki. Zauważyłam jednak, że bez problemu zjadł z niej wszystko, co tam było. Pierwsze karmienie było udane, chociaż zjadł może trzy pełne łyżki. Kolejnego dnia pochłonął jednak pół słoiczka i ani razu nie zostawił marchewki na spuni. Z ciekawości podałam mu raz obiadek łyżeczką babydream i za każdym razem coś w niej zostało.
Plusem jest to, że spuni wygodnie leży w dłoni i jest niewielka, więc porcje są idealne dla małej buzi. Materiał, z której są wykonane łyżeczki jest dosyć śliski, stąd łatwo z niej się je, a dodatkowo łatwo utrzymuje w czystości, co przy maluchach jest równie ważne. Wrzucam je czasami do zmywarki i cały czas wyglądają jak nowe. A są piękne! Wybrałam kolor żółty i niebieski, jednak przyznam szczerze, że czaję się też na te rozmiar większe i wpadł mi w oko fiolet... Na razie jednak od dwóch miesięcy jesteśmy wierni tym łyżeczkom i Leon z pewnością jeszcze kilka miesięcy z nich będzie korzystał. Chociaż wydatek to nie mały (dla porównania dwie łyżeczki KiDodo kosztują 15 zł) to przekonał mnie fakt, że są opatentowane i polecane przez logopedów. Jeśli się wahacie to przestańcie. Ułatwicie tym rozszerzanie diety zarówno sobie jak i maluchowi, a to przecież liczy się najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?