Odkąd urodził się Leon zaczęłam wywoływać zdjęcia. Wcześniej uważałam, że wystarczą mi pliki w telefonie, które później przerzucałam na laptop i o nich zapominałam. Obecnie mam wywołane jego praktycznie wszystkie zdjęcia - trzydzieści siedem albumów, każdy po pięćdziesiąt zdjęć. Bardzo się cieszę, że zaczęłam to robić, bo przy przerzucaniu zdjęć z iCloud na dysk przenośny przepadło mi naprawdę ich sporo, więc cieszę się, że mam chociaż je fizycznie.
O fotoksiążce kiedyś myślałam, ale nigdy nie mogłam się zebrać, żeby się zorientować w sytuacji co, jak, jak drogo. Tu z pomocą przyszło mi Saal Digital i ich Professional Line. Pierwszą rzeczą, w której się zakochałam, była okładka. Wybrałam wersję akrylową i zachwycam się tym do tej pory. Wygląda to przecudownie i naprawdę porządnie. A wiecie, że zdjęcie z okładki zostało zrobione równo rok temu, jak poinformował mnie instagram?
Zdecydowałam się, że w tej książce zamieszczę cały pierwszy rok Leona, w czym przeszkodziły mi zaginione zdjęcia i fakt, że nie wszystkie miałam przerzucone na dysk przenośny, a te z telefonu - każdy, kto ma iPhone i przerzuca zdjęcia na Windowsa ten wie, jaki to koszmar - jeszcze muszą poczekać na import. Początkowo naprawdę nie wiedziałam co robię, ale szybko udało mi się opanować program Saal Design i cieszę się, że jest tak intuicyjny, bo nie mam cierpliwości dla takich rzeczy. Tutaj jednak wybieramy sobie jaki produkt chcemy zamówić, ustalamy początkową liczbę stron - które można dodawać na bieżąco, sama z tego skorzystałam - kolor i rodzaj okładki, papier. Po prostu wszyściutko, czego może chcieć typowa matka polka z obsesją na punkcie swojego dziecka. 🤣 Przy podsumowaniu można jeszcze wszystko zedytować, więc bez presji.
Z tego co zauważyłam na dwóch stronach może być maksymalnie pięć zdjęć - przynajmniej tak jest w gotowych szablonach. Nie korzystałam z możliwości edytowania jak się chce, bo nie mam do tego cierpliwości i umiejętności, serio. Dlatego możliwość różnych szablonów i dodatków ucieszyła mnie tak mocno, że sobie nie wyobrażacie. A co najlepsze można co stronę ten rodzaj szablonu sobie zmienić, więc u nas jest taki lekki miks kilku, ale starałam się utrzymać wszystko w klimacie odcieni pomarańczy i nie mogłam darować sobie tych zwierzątek i dodatków. Cudo!
Wielkim plusem jest też fakt, że możemy naszą książkę robić na raty, kiedy nie mamy czasu. Przyznam, że korzystałam z możliwości zapisania projektu, bo przy Leonie nie udało mi się zrobić wszystkiego na raz. Trochę żałuję, że nie skorzystałam z możliwości zapakowania książki w megasuperekstra pudełko, ale zamiast wydawać na nie te bodajże 170 zł wolałam dołożyć więcej stron i zrobić moją książkę grubszą, niż początkowo zakładałam. Bardzo podoba mi się, że książka rozkłada się całkowicie na płasko, więc idealnie widać nawet te zdjęcia, które są po środku.
Nie pamiętam już dokładnie ile stron ostatecznie wybrałam, ale myślę, że w okolicy sześćdziesięciu kilku i naprawdę żałuję, że nie wybrałam jeszcze drugich tyle, tak cudownie się prezentuje produkt końcowy. Jestem zakochana, naprawdę. Nasze albumiki, które wywoływaliśmy do tej pory, nie umywają się do Professional Line i coś mi się wydaje, że w przyszłym roku powstanie kolejna książka, z drugiego roku życia Leona. Przyznam, że już nawet cena mnie nie odrzuca, chociaż początkowo byłam nią przerażona. Jeśli ktoś chce kupon rabatowy to mogę się podzielić do 15.04.2020, bo dostałam w newsletterze :)
Za fotoksiążkę dziękujemy Saal Digital!
W relacjach wyróżnionych na Instagramie również znajdziecie recenzje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?