Czekałam z zapartym tchem na kolejne tomy Serii niefortunnych zdarzeń. Przyznam, że nie mogę doczekać się ostatniej części. Jestem bardzo ciekawa, jak zakończą się losy rodzeństwa Baudelaire. Autor ciągle powtarza, że nie mamy co liczyć na szczęśliwe zakończenie, ale jednak... nadzieja pozostaje żywa.
Rodzeństwo znowu zostaje przerzucane z miejsca na miejsce. W tomie piątym zostają umieszczeni w szkole z internatem, w którym ich życie - znowu - przypomina koszmar. Lemony Snicket jest mistrzem w tworzeniu postaci. Każdy kolejny opiekun dzieci jest coraz barwniejszą osobą i ma swoje wady tak przerysowane, że aż nieśmieszne. Podziwiam go za to, z jakim zapamiętaniem krzywdzi Wioletkę, Klausa i Słoneczko. Trzeba naprawdę dużo zaciętości, by rzucać tyle kłód pod nogi niewinnym dzieciom. Chciałoby się rzec: panie Snicket, jest pan okropną osobą.
Akademia antypatii to część, która - do tej pory - poruszyła mnie chyba najmocniej. Najbardziej widoczne są tutaj uprzedzenia, niechęć i zwyczajna radość z krzywdzenia innych. W szóstym tomie - Winda widmo - pojawia się chociaż postać, która okazuje naszym małym bohaterom trochę sympatii, a ich sytuacja nie jest tak tragiczna. Wiadomo jednak: nie ma tutaj szczęśliwego zakończenia. Mam wrażenie, że historia Baudelaire'ów jest bardziej tragiczna niż antyczne dzieła.
Cieszę się, że wydawnictwo wydaje po dwa tomy na raz. Po jednym bym czuła niedosyt. Po dwóch mam dosyć swojego życia, które przy tym Baudelaire'ów wydaje się być idealnym. Nie mogę się doczekać czasu, gdy będziemy czytać je razem z Leonem. Obawiam się, że jeszcze trochę będę musiała na to poczekać. Sama nie jestem gotowa wracać do tych książek od początku.
★★★★★★★★★☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co u Ciebie?