Tytuł: Zwykły bohater
Tytuł oryginału: No Hero
Autor: Mark Owen
Tłumaczenie: Bartosz Szołucha
Seria: -
Tom: -
Data wydania: 19 marzec 2015
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Literackie
Cena na okładce: 38,00
Od zawsze uwielbiałam patrzeć na żołnierzy - ich mundury, prosta postawa. To wszystko sprawiało, że miałam szeroko otwarte oczy, a szacunek wypełniał mnie od stóp go głów. Książki wojenne, biograficzne żołnierzy... To wszystko jest idealne dla mnie. Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź Zwykłego bohatera nie mogłam się powstrzymać - musiałam jak najszybciej ją mieć. Jak widzicie udało się nawet sporo przed premierą, co bardzo mnie cieszy.
Mark Owen wychowywał się na Alasce, gdyż jego rodzice, misjonarze, postanowili porzucić komfortowe życie. Chłopak wręcz marzył o tym, by dostać się do służb specjalnych, mianowicie do SEALsów. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli i wspierali go w tej decyzji. Mark wiedział, że to nie będzie łatwe, dlatego od samego początku przygotowywał się do ciężkich zadań, które, miał nadzieję, będą na niego czekać.
Kiedy ludzie słyszą o SEALsach, wyobrażają sobie superbohaterów wyskakujących z samolotów i strzelających do złych typów. Owszem, robimy obie te rzeczy, ale to nie one nas definiują. Jeśli popełniamy błędy , to powtarzamy wszystko, aż osiągniemy perfekcję w tym, co robimy. Nie jesteśmy superherosami. Jesteśmy po prostu całkowicie oddani naszej robocie.
Mark wiedział, co go czeka. Opisuje szkolenia, zadania przekraczające możliwości zwykłego człowieka. Jest świadomy tego, że nie każdemu uda się przejść wszystkie testy. Pokazuje życie, gdzie żyje się w nocy, dniem odsypiając misje. To nie są wymysły kogoś, kto widział szkolenia. Są to opisy człowieka, który przez czternaście lat służył w służbach specjalnych i robił wszystko, by stać się najlepszym. Czytając o tym, co musiał przejść, by stać się osobą, którą się stał, aż nie chce się wierzyć. Wstrzymywałam oddech za każdym razem, gdy musiał wyskoczyć z samolotu z obciążeniem, które ważyło drugie tyle co on, wstrzymywałam oddech.
Rzadko czytam książki autobiograficzne. Zwykle w moje ręce trafiają biografię. Ucieszyłam się jednak, że historię życia Marka Owena otrzymujemy od niego. Dzieli się z nami niektórymi misjami, szkoleniami. Nie robi z siebie bohatera - ba, opisuje wszystkie swoje błędy, które popełniał. Myślę, że gdyby je pominął nie czułoby się już tego szacunku do niego - przyznaje się do tego, że nie jest nieomylny, jednak za każdym razem starał się poprawić, stać się coraz lepszym członkiem zespołu.
Motto Fok - Jedyny łatwy dzień był wczoraj - wkrótce miało stać się dla nas zrozumiałe.
Autentyczność tej pozycji wręcz porywa. Mimo, że otrzymałam szczotkę tej książki to i tak czytałam tę pozycję w ekspresowym tempie. Mimo niewygody pochłonęłam ją dosyć szybko. Byłam bardzo ciekawa tego, jak wyglądają misje i życie w takiej jednostce specjalnej. Jak już mówiłam książki tego typu to coś dla mnie. Teraz czeka na mnie pozycja o snajperach. Również nie mogę się doczekać. Ile bym oddała, by dostać się do takiej jednostki specjalnej! Nie nadaję się do tego całkowicie, jednak marzyć wolno każdemu, prawda?
Zużyłam wszystkie moje czerwone karteczki na zaznaczenie cytatów, które przypadły mi do gustu. Mam nadzieję, że otrzymam egzemplarz finalny, gdyż pokochałam Marka Owena, jego poczucie humoru, jego świadomość tego, że może stać się jeszcze lepszym, niż jest. Cała załoga SEALs podbiła moje serce - ich oddanie do sprawy i wzajemne zaufanie zasługują na szacunek.
Jednostki takie jak SEALs czy inne elitarne oddziały istniały od chwili, gdy człowiek wynalazł wojnę.
Niektóre wydarzenia ze wspomnień Marka zszokowały mnie - choćby mały kotek zlizujący z podłogi krew partyzantów. Długo nie mogłam wyrzucić z pamięci tego obrazu. Autor nie bawił się w półśrodki. Nie pisał wyniośle, a jego pewności siebie daleko było do arogancji. Poświęcił się dla walki i był z tego powodu dumny - uważał, że nie ma po co tego ukrywać. Całkowicie się z nim zgadzam. Mało komu udałoby się przejść przez to, co przeżył on. Nie tylko przeżył, pokochał. Decyzja, którą podjął była najcięższą, z którą musiał się zmierzyć. Opuszczenie przyjaciół na linii frontu było dla niego jak ucieczka. Po tylu latach służby był już zmęczony. Chciał odpocząć, żyć jako zwykły cywil - odsłużył już swoje.
Nie dziwiła mnie decyzja głównego bohatera. Rozumiałam go. Mimo wszystko fakt, że odważył się zostawić to, co kocha zasługuje na szacunek. Od kilkunastu lat walczył i uznał, że już wystarczy. Podjął decyzję i trzymał się jej, nie dając przekonać się przełożonym ani innym członkom załogi. Był świadkiem zabicia Bin Ladena, wielu walk i ciężkich starć. Postanowił opisać to wszystko. Nie tylko dla młodych, którzy również marzą o służbach specjalnych. Także dla swoich braci, by zostali docenieni tak, jak na to zasługują.
Nauki wyniesione z boju, czasem okupione krwią, należy przekazywać dalej.
Atmosfera, która utrzymana jest w tej książce, jest niesamowita. Czułam cały strach i stres zespołu w niektórych akcjach. Stres, strach, podniecenie. Mark Owen przekazał swoje wspomnienia w taki sposób, by nie pozwolić czytelnikowi na chwilę oddechu. Jedyny łatwy dzień był wczoraj, jak powtórzył kilkakrotnie na kartach swojej historii. To motto SEALsów idealnie do nich pasuje. Każda kolejna misja może wymagać od nich jeszcze więcej odwagi, cierpliwości. To nie jest zabawa. Trzeba czuć zaufanie do każdego z załogi i pozwolić im na samodzielne myślenie, jednocześnie nakierowywać się wzajemnie na właściwy cel.
Mark Owen dużo osiągnął, jednak potrafił wyczuć swoje ograniczenia i przerwał swoją służbę. Nie czekał, aż wyrobi odpowiednią liczbę lat do emerytury - w jego pracy nigdy nie chodziło mu o pieniądze. To podejście, które zdecydowanie trzeba docenić. Honor, przyjaźń. Najważniejsze w jego życiu wartości cechowały jego zachowanie na każdym kroku. Jednostki specjalne przez wiele lat miały dobrego żołnierza. Ich również bolało jego odejście.
Kariera SEALsa to ciężka służba i trudne życie. Poświęciłem dla niej więcej, niż byłem to sobie w stanie wyobrazić, ale gdy ktoś zadałby mi pytanie, czy zrobiłbym to wszystko raz jeszcze, moja odpowiedź byłaby prosta.
Bez wahania powiedziałbym: tak.
Mimo, że Mark Owen utrzymuje, że nie jest bohaterem - po przeczytaniu jego książki stał się nim dla mnie. On i cała jego ekipa, jego przyjaciele. Oni nie są wymyśleni, jak superbohaterzy z komiksów. Oni istnieją naprawdę i walczą każdego dnia od nowa. Zdecydowanie trzeba to docenić. Niech sobie mówią co chcą - są naprawdę dużo warci.
Ogólna ocena: 08/10 + (rewelacyjna +)
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Literackie!
Bardzo mnie zachęciłaś do bliższego zainteresowania się tą ksiażką.
OdpowiedzUsuńSkoro wywołuje tyle emocji to muszę ją koniecznie poznać.
OdpowiedzUsuń