Witajcie w tą specjalną KREATYWNĄ SOBOTĘ. Tym razem mam dla Was obiecany wpis o wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia - moich kolorowych przyborach. Koniec końców kolorowanek można mieć od groma, jednak trzeba mieć czym je wypełnić. Z racji tego, że uwielbiam wszystko, co pozostawia po sobie kolorowe ślady, trochę tego uzbierałam. Postanowiłam więc pokazać to, co jest już sprawdzone i warte uwagi. Za dwa tygodnie pojawi się kolejna recenzja, gdyż pojawiły się u mnie nowości, o których chętnie Wam opowiem. Nie macie jeszcze swojej kolorowanki? Może macie ochotę na mały konkurs? Zdradzę Wam tylko, że dostałam dość sporych rozmiarów paczkę od wydawnictwa Arkady i mogłabym się z Wami podzielić. Szczególnie, że jedna z otrzymanych pozycji jest przecudowna - najładniejsza kolorowanka, jaką do tej pory widziałam. Jacyś zainteresowani?
Przejdźmy teraz do meritum. Od razu zaznaczam, że jeśli ciekawią Was kredki, to dużo Wam ich nie pokażę, gdyż najnormalniej w świecie bardziej gustuję w najróżniejszych cienkopisach, flamastrach i długopisach. Po ich użyciu kolorowanka ma żywsze kolory, a do tego wygląda mniej blado. Dla mnie to bardzo ważne, gdyż lubię wyraziste obrazki i na takim efekcie mi zależy. Stąd właśnie u mnie tyle takich przedmiotów - szukałam swoich ideałów i gdy je w końcu znalazłam mogę spokojnie zaopatrywać się w coraz to nowsze kolorowanki.
Flamastry, a właściwie Pisaki, z firmy Kamet to jedne z najtańszych, jakie widziałam na rynku. Nie zmienia to jednak faktu, że są jednymi z moich ulubionych. Maja bardzo wyraziste kolory, co w nich cenię najbardziej. Natrafiłam na nie całkowicie przypadkiem - i to we własnym domu. Mój brat dostał kiedyś ich najmniejsze opakowanie, leżało więc tak samotne w szufladzie do momentu, gdy dostałam swoją pierwszą kolorowankę i poszukiwałam czegoś, czym mogę ją wypełnić. Większe paczuszki dorwałam w Intermarché za jakieś śmieszne pieniądze. Nie pamiętam dokładnie ile, jednak te opakowania po dwanaście sztuk kosztują na pewno mniej niż cztery złote, a te największe bodajże do siedmiu. Biorąc pod uwagę ceny dzisiejszych przedmiotów tego typu to zdecydowane nic.
Potrzebowałam też czegoś do mniejszych elementów i wtedy przyszły mi z pomocą cienkopisy Elefun z Biedronki. Miałam je już w swoim domowym wyposażeniu więc nic, tylko korzystać. Są bardzo dobrej jakości, co początkowo mnie zdziwiło. Ufam jednak już tej firmie i z niecierpliwością czekam na szkolny sezon w tej sieci sklepów, by zaopatrzyć się w więcej i więcej. Ich cena również nie przekraczała sześciu złotych. Służą mi one naprawdę bardzo długo, gdyż jedno opakowanie wystarcza mi praktycznie na rok - przy ciągłym używaniu. Jeśli zobaczycie gdzieś markę Elefun nie zastanawiajcie się długo. Naprawdę warto wydać te kilka złotych na coś takiej jakości.
Jedną z moich ulubionych firm jest firma Koh-I-Noor. Firma jest dosyć droga, jednak ten nabytek kosztował mnie maks dwanaście złotych. Gdy tylko je zobaczyłam nie mogłam przejść obojętnie. Końcówki tych flamastrów są bardzo cieniutkie. Jak widać na opakowaniu jest to połączenie zwykłych mazaków i pędzelka do malowania. Te pisaki mają dłuższą i węższą końcówkę, więc sprawdzają się dobrze w takich miejscach, do których zwykle używam cienkopisów, a ich kolory są naprawdę mocne i żywe.
Do kolorowanek używam też zwykłych żelowych długopisów. Szukam takich o, jak już się pewnie domyślacie, żywych kolorach. I tu ponownie przyszła mi na pomoc Biedronka i firma Elefun. Ich koszt nie przekracza pięciu złotych, a już użyte idealnie komponują się w różnych obrazkach. Muszę kiedyś pokazać Wam pokolorowane przeze mnie obrazki - musicie zobaczyć ten efekt. Dobrze, że zbliża się sezon szkolny i będę mogła uzupełnić swoje zbiory. Ot tak, na zapas.
Teraz coś z wyższej półki. Cienkopisy z Biedronki przestały mi wystarczać pod względem kolorystycznym, więc musiałam zapolować na coś innego. Kiedy zobaczyłam ilość odcieni nie mogłam się powstrzymać i wydawałam prawie pięćdziesiąt złotych. Rystor jakościowo jest bardzo dobrą firmą - trzeba wiedzieć, za co się płaci. Ich cienkopisy są świetnie wykonane i doskonale widoczne. Wydaje mi się, że nie ma sensu kupować ich luzem - lepiej zaopatrzyć się w pakiet choćby dwunastu kolorów. Wyjdzie taniej.
W pewnym momencie zabrakło mi w szufladzie żelopisów typu tych, które mama kupowała mi w podstawówce. O dziwo nigdzie nie mogłam ich znaleźć! Gdzie te czasy, kiedy było tego od groma w najróżniejszych kolorach... Zdesperowana zaopatrzyłam się w te po lewej, których marki nie znam, gdzie kupiłam nie pamiętam. Mogę Wam jednak powiedzieć, że dałam za nie gdzieś do siedmiu złotych i całkowicie NIE POLECAM. Wiem, że miałam mówić o tym, co jest dobre, jednak nie mogłam sobie darować. Jeśli poszukujecie brokatowych żelopisów i zostaną Wam do wyboru tylko te... Nie dajcie się nabrać. Są tak słabe, że praktycznie niewidoczne. Do tego przerywają i już w ręce czuć, że są dość kiepskiej jakości. Chłam.
Te po prawej pojawiły się całkowicie niespodziewanie. Wyobraźcie sobie, że weszłam pewnego dnia do sklepu a one tam były. Rzuciłam się na nie jak człowiek, który od tygodnia nic nie jadł na bułkę. Dałam za nie do dwudziestu złotych. Firmy nie znam, jednak odcienie są wyraźne, a zawartość brokatu odpowiednia. Do tego nie trzeba nimi przyciskać jak tymi po lewej. Wystarczy delikatnie dotknąć kartkę i zostawiają cudowny ślad. Trochę żałuję, że nie kupiłam od razu dwóch paczek, jednak mam nadzieję, że jeszcze je dostanę, gdy zajdzie taka potrzeba. Ewentualnie pojawią się inne, równie dobrej jakości.
Czasami zmuszam się jednak do użycia kredek. Zwykle wtedy, gdy powierzchnia do pokolorowania jest spora, a nie chcę zużywać zbyt dużo flamastrów. Moje ulubione kredki Koh-I-Noor to te Mondeluz, akwarelowe. Są mocno napigmentowane, gdyż potraktowane wodą uroczo się rozmazują, jak rasowe akwarele. Ich cena, tej najmniejszej paczuszki, to maks dwanaście złotych. Miałam kiedyś większą, jednak byłam wtedy młoda i większość pogubiłam. Zaopatrzyłam się więc w mniejsze opakowanie i na razie mi wystarcza. Mam jeszcze Koh-I-Noor Progresso, jednak są w tak złym stanie, że nie warto ich nawet pokazywać. Moje opakowanie dwudziestu czterech kredek kosztowało prawie pięćdziesiąt złotych. Są jednak strasznie łamliwe i, mimo dość ładnego koloru, nie warte swojej ceny. Te na zdjęciu są dużo lepsze.
Czasami używam też kredek świecowych - robię to jednak tak rzadko, że zaopatrzyłam się w zwyczajne Colorino, które kosztowały mnie mniej niż sześć złotych. Są dobrej jakości i mają piękne odcienie - jak na razie nie szukam niczego więcej, jeśli chodzi o kredki tego typu. Bardzo lubię jeszcze kredki Bambino w każdym wydaniu, jednak są za grube do moich kolorowanek, więc nawet nie wyciągałam ich z szafki.
~*~
Mam nadzieję, że wpis Wam się podobał. Myślę, że jeśli jeszcze kiedyś znajdę coś wartego uwagi z pewnością się z Wami tym podzielę. Jeśli używacie czegoś, czego jeszcze nie znam, a daje naprawdę dobre efekty z pewnością mi o tym napiszcie. Będę bardzo wdzięczna. Dajcie też znać, czy jesteście zainteresowani konkursem, gdzie do wygrania będą kolorowanki.
Może i jestem stara, ale lubię takie rzeczy oglądać jak i kolorować. Jeszce mi to nie przeszło. :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy mi kiedykolwiek przejdzie :3
UsuńKonkurs tak! Kocham kolorować, mam na ich punkcie ostatnio bzika i sama szukałam czegoś od Arkady, bo piękne rzeczy mają ^^ A sama używam tylko kredek. Z jakiegoś dziwnego powodu jestem życiowym sknerą i szkoda mi marnować flamastrów :P Sama siebie nie rozumiem xD
OdpowiedzUsuńMam od tego wydawnictwa na zbyciu Królestwo Zwierząt i przepiękne jest. :3
UsuńJa w sumie też takim małym sknerusem jestem, jeśli chodzi o artykuły do kolorowania, ale tutaj się nie powstrzymuje :D
Ja kolorować raczej nie koloruję, ale uwielbiam tworzyć swoją pseudo-sztukę :) A co do kredek to faktycznie, te firmy Mondeluz chyba najlepsze :) pozdrowionka www.oczytane.blog.pl
OdpowiedzUsuńNajlepsiejsze na świecie :3
UsuńNa bloga zajrzę :3
Też lubię kolorować. Niedawno zaopatrzyłam się w moją pierwszą kolorowankę - dekoracje vintage. Jestem z niej zadowolona, kiedyś na darmo rozglądałam się za takimi dla dorosłych, nigdzie nie mogłam znaleźć. Widzę, że mamy podobne gusta co do przyborów. Lubię kolorować kredkami akwarelowymi, tymi, tej firmy, której wstawiłaś. Również posiadam 12 kolorów, jednak zamierzam poszerzyć moją gamę. Używam je z wodą, co pozwala na uzyskanie dowolnego nasycenia koloru oraz mieszanie barw. Cienkopisów Rystora moim zdaniem są najlepsze. Używałam (co prawda do uczelnianych notatek) różnych firm, jednak te dostarczają największy komfort pisania, taką miękkość, odpowiednie nasycenie i nie wysychają. Można je znaleźć w niższej cenie, niż kupiłaś. Wczoraj w Biedronce natknęłam się na zestaw cienkopisów, podobnych do tych, które wstawiłaś. Za zawrotną cenę - 2 zł (za 8 kolorów). Nadają się do kolorowania, mają ładne, żywe kolory i z powodu ich ceny nie jest mi szkoda zużyć na kolorowanie. Jeśli konkurs jest aktualny, zgłaszam się, rozglądam się właśnie za drugą książeczką do kolorowania ;)
OdpowiedzUsuńJa nie używam wody do tych kredek. Jakoś mnie to przeraża, boję się, że popsuję wszystko :P
UsuńKonkurs niedługo się pojawi :)