Dziwi Was recenzja tej książki u mnie na blogu? Szczerze mówiąc: mnie również. Nie spodziewałam się nawet, że kiedykolwiek stanę się jej właścicielką. Kiedy przyszła niespodziewana przesyłka od wydawnictwa Akapit Press byłam zdziwiona. Smażone tablety leżały trochę na półce, jednak dość szybko miałam ochotę na coś lekkiego i naprawdę dla młodzieży. To nie jest moje pierwsze spotkanie z autorką, więc wiedziałam mniej więcej, czego się spodziewać. Nie spodziewałam się tylko, że główna bohaterka będzie miała na imię jak ja...
Karolina nie wiedzie zbyt normalnego życia. W tym roku czeka ją maturę, a jej matka postanawia przeprowadzić się do całkiem innego kraju. Dziewczyna musi zamieszkać z Józefiną, ekscentryczną staruszką, która nie chce być nazywana babcią. Nie dość, że w szkole jej klasa musi zająć się wolontariatem, to na dodatek Karolina poproszona jest o pomoc w sprawie Maksa. Chłopak ma do nich dołączyć, gdy poczuje się lepiej po wypadku, który przeżył. Nastolatka ma odwiedzać go i przekazywać mu szkolne materiały. Okazuje się, że nie wszystko jest takie, jakie wydaje się być, na pierwszy rzut oka.
To nie jest książka bez przekazu. Pokazuje, że rodzice nie powinni zachowywać się jak dzieci; że ich potomstwo wcale nie cieszy się swobodą. Czyta się ją bardzo szybko, gdyż jest naprawdę cienka. Niecała godzina i jest po wszystkim. Muszę przyznać, że nie wiedziałam, czego mam się po Smażonych tabletach spodziewać. Czy ten tytuł mówi Wam cokolwiek? Przyznam, że spodziewałam się, że ten epitet ma większe znaczenie, jednak nie narzekam. Miło spędziłam czas z Karoliną. Polubiłam jej nietypowe podejście do życia i odmienność. Agnieszka Tyszka pisze w taki sposób, że czyta się jej książki z ogromną przyjemnością. Chyba nie da się być na nie za starym - chociaż co ja tam wiem.
Wracając do Karoliny to jest stworzona w taki sposób, że nie da się jej nie lubić. Można się z nią nie utożsamiać, może nas denerwować w niektórych sytuacjach, a jednak jej historia wciąga. Dziewczyna przed maturą, która nie wie co ze sobą zrobić i jeszcze nazywa się Karolina? Ha! W moim przypadku brzmi, brzmiało trzy miesiące temu, znajomo. Jeśli chodzi o Maksa, to polubiłam go. Nie pokochałam - za mało było go w powieści, bym mogła z całą pewnością wyznać mu miłość. Jednak plusem jest, że autorka wątku romantycznego nie wystawiła na pierwszy plan. On gdzieś tam jest. Przebiega to jednak w sposób bardzo prosty - jak w prawdziwym życiu. Bez żadnych udziwnień i problemów. Naprawdę rzadko się to zdarza, a potrzebowałam czegoś takiego.
Kiedy skończyłam czytać nie czułam żadnych fajerwerków, ale nawet się ich nie spodziewałam. Tę książkę przeczytać może każdy, jednak tylko nastolatki poczują to, co powinno się czuć w takim momencie. Uważam też, że Smażone tablety są za krótkie. Chciałabym wiedzieć więcej o Józefinie, o decyzjach Karoliny. Poczułam się, jakby fabuła urwała się w połowie. Zapowiada się kontynuacja? Chwyciłabym za nią. Jest to naprawdę dobra, lekka książka na wakacje. Odprężająca. Macie wolną godzinkę i nie wiecie, co z nią zrobić? Poświęćcie ją na lekturę tej pozycji. Nawet nie zauważycie, kiedy ją skończycie.
Komu polecam Smażone tablety? Nastolatkom, które mają wakacje i zmagają się już z własnymi problemami. Główna bohaterka jest już maturzystką, jednak jej historia przypadnie do gustu trochę młodszym, niż ona. Jej zamiłowanie do niepozornych roślin, miłość do dziadka - to wszystko jest takie niewinne. Nie szukajcie tutaj bombowego romansu czy ckliwych rozmyślań. To historia dziewczyny, która nie wie, co ją czeka za rogiem i nie wie, w który róg chce skręcić. Boi się przyszłości i tego, co ją tam czeka. Macie młodszą siostrę? Możecie kupić jej tą pozycję i dać jej szansę zobaczenia, jak można radzić sobie z problemami korzystając ze smażonych tabletów.
Ogólna ocena: 06/10 (dobra)
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Akapit Press!
Piszesz: "Przyznam, że spodziewałam się, że ten epitet ma większe znaczenie, jednak nie narzekam."Skoro udało Ci się rozszyfrować dlaczego taki tytuł, to może nie byłoby wielkim spoilerem jego zdradzenie? ;) Zawsze mnie nurtują chwytliwe tytuły (ten mi się skojarzył ze "Smażonymi zielonymi pomidorami" jeśli chodzi o zlepek słów :) ).
OdpowiedzUsuńNiestety moja młodsza siostra jest koniarą, więc książka bez koni musi być naprawdę na 10/10, żeby ją zainteresowała ;)
Tobie w takim razie zdradzę znaczenie tytułu, jednak mam nadzieję, że inni nie będą mieć mi za złe, jak się na ten komentarz natkną :)
UsuńSmażone tablety to tytuł bloga, którego Karolina zakłada pod koniec książki. Ma to być odpowiedź na bloga jej matki, który jest dla niej ważniejszy, niż dziecko. Tablety są dziecięcym przejęzyczeniem słowa omlety :)
Po tę książkę raczej nie sięgnę, nie jestem nią za bardzo zainteresowana. Jednak przyznam, że ciekawi mnie, o co chodzi z tym tytułem ;)
OdpowiedzUsuńhttp://alejaczytelnika.blogspot.com/
W takim razie zobacz moją odpowiedź do pierwszego komentarza :)
Usuń