Jako fanka Zmierzchu nie mogłam przejść obok Życia i śmierci. Premiera tej pozycji nie przeszła bez echa i dużo osób również było ciekawych tego, co Stephenie Meyer stworzyła po dziesięciu latach od chwili, gdy jej saga zdobywała popularność. Uznałam, że nie będę zbyt dużo wymagać od tej książki, jednak nie udało mi się i cieszyłam się jak dziecko, że ponownie będzie mi pisane przeżyć to wszystko jeszcze raz. Słyszałam, że autorka nie pokusiła się o nic nowego i po prostu pozamieniała wszystkie płci na przeciwne, jednak okazało się to nie do końca prawdą.
Beaufort Swan przyjeżdża do Forks po to, by zamieszkać z ojcem i dać w ten sposób mamie możliwość podróżowania z nowym mężem. Chłopak nienawidzi wilgoci i mrozu, więc wie, że nie zazna szczęścia w małym miasteczku. Poznaje jednak Edythe, która zdaje się go nienawidzić od pierwszego wejrzenia. Beau nie wie, czym się naraził pięknej dziewczynie, jednak nie potrafi przestać myśleć o jej bladej, nieskazitelnej, skórze i miedzianych włosach. Nie ukrywa ona, że ich kontakty są niebezpieczne i mogą się dla niego źle skończyć. On jednak chyba nie ma instynktu samozachowawczego i nie ma zamiaru trzymać się z daleka.
Zaraz na początku odniosłam wrażenie, jakby ktoś zrobił sobie kiepski żart ze Zmierzchu i napisał jego parodię. Niektóre sceny były tak niesamowicie bezsensowne i śmieszne, że głowa mała. Wyobraźcie sobie wysokiego Beau na plecach niewielkiej i filigranowej Edythe i nie wybuchnijcie przy tym śmiechem. Nie mogłam po prostu uwierzyć w to, co dostałam w Życiu i śmierci. Nie spodziewałam się, że także te momenty pozostaną niezmienione i kuło mnie to w oczy szczególnie dlatego, że autorka w końcu pozwoliła popłynąć wyobraźni i pozmieniała trochę w życiu bohaterów. Bohaterów, do których byłam tak przywiązana, że zmiany w ich płci wydały mi się wręcz nie na miejscu. Stephenie Meyer z okazji dziesięciolecia Zmierzchu powinna nam podarować w końcu Midnight Sun. Zapewne przyniosłoby to nam wszystkim dużo więcej radości, niż ta groteska, gdzie dziewczyny posiadają często męski charakter i odwrotnie.
Przynajmniej miałem oddać życie za kogoś innego, za kogoś, kogo kochałem. To bez wątpienia dobra śmierć. Szlachetna. Znacząca.
Zniewieściały Beau straszliwie mnie irytował. Jeśli uważacie, że nikt nie może pobić Belli pod tym względem to bardzo się mylicie. Osobiście chyba pochłonę ponownie Zmierzch, by zatrzeć to dziwne wrażenie, które pozostawiła po sobie ta książka. Jeśli autorce o to chodziło, to jej się udało. Edythe zaś okazała się być w porządku, jednak straszliwie zatęskniłam za nadopiekuńczym Edwardem. Takie uczucia mężczyzny do kobiety są w pełni zrozumiałe. Edythe tak mocno zajmowała się Beau, że w pewnym momencie miałam ochotę krzyczeć. Dziewczyno, ogarnij się! To wręcz śmieszne. Nienawidzę wszelkich parodii, więc i Życie i śmierć okazało się dla mnie katastrofą.
Stephenie Meyer pogrążyła się lekko tworząc karykaturę Zmierzchu. Nie mówię, że jest ona okropna i nie da się jej czytać. Twierdzę jednak, że ludzie, którzy tak jak ja kilkakrotnie poznali całą sagę, nie dadzą rady się przestawić i już do końca życia będą mieć przed oczami męską wersję Belli w apaszce na szyi. Całkowicie zrozumiałe, przecież Edythe nie mogła jak Edward podarować swojej marynarki, jednak... czy nie dało się tego po prostu ominąć? Myślę, że wszyscy by na tym lepiej wyszli, a Beau oszczędził by sobie wstydu.
Zastanawiałam się lekko, czy wyznać Wam, że nie wszystko toczy się utartą już ścieżką. Myślę jednak, że to akurat był dobry zabieg, więc nie ukryję go przed Wami i trochę zniszczę ten element zaskoczenia, który powinniście odczuć. Stephenie Meyer popłynęła na fali swojej wyobraźni i stworzyła całkiem alternatywne zakończenie, które - trzeba przyznać - złamało mi serce. Łzy ciekły mi po policzkach i cieszyłam się, że chociaż Bellę to ominęło. Gdyby tak skończył się Zmierzch na pewno nie byłby tak popularny. Nie żałuję tego, że przeczytałam Życie i śmierć, jednak na pewno już do niego nie powrócę. Z każdą kolejną chwilą byłam tego coraz bardziej pewna. Poczułam się tak, jakby autorka chciała zniszczyć nasze wyobrażenie tej historii. Pani Meyer, wcale nie bawiłam się tak dobrze, jak powinnam.
Cały zabieg zamiany płci nie był zbyt udany i myślę, że nie tylko ja tak myślę. Autorka twierdzi, że w Zmierzchu nie ważne było to, że Edward był mężczyzną, a Bella kobietą. Moim zdaniem: owszem, było. Życie i śmierć przypomina groteskę, gdzie wynaturzeni bohaterowie próbują być osobami, którymi nie są. Jeśli chcecie poznać tę historię mam dla Was dużo lepszą radę. Przeczytajcie jeszcze raz pierwowzór i powinniście poczuć się usatysfakcjonowani, że uniknęliście nienaturalnych momentów, gdy Beau traktowany jest jak księżniczka w opałach. Zapewne z tych wszystkich powodów gdy odwrócimy Życie i śmierć dostaniemy pierwotną wersję. Dzięki temu możemy ponownie poczuć się jak w domu i uznać, że to, co przeżyliśmy wcześniej było tylko jakimś dziwnym snem.
Ogólna ocena: 04/10 (może być)
Spełnia wyzwanie: -
Za możliwość przeczytania dziękuję grupie wydawniczej Publicat!
Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie :/ Żałuję, że się nie pomyliłam i że książka nie okazała się jednak w jakimś stopniu dobra. Potępiam tę zmianę płci, nienawidzę parodii serii, które wpłynęły na moje życie - chociaż Zmrok nieźle mnie rozbawił :D
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie intryguje to zakończenie i chyba tylko z tego powodu przeczytam, a później zatopię smutki w pierwowzorze :'(
Dobry plan :C
UsuńNawet nie zamierzałam sięgać, a Twoja recenzja tylko upewniła mnie, że dobrze robię, trzymając się od tej książki z daleka :') Męski odpowiednik Belli gorszy od niej samej? Chyba bym tego nie zdzierżyła :D
OdpowiedzUsuńBrrrr. Beau jest beznadziejny!
UsuńPrzyznaję, czytałam wszystkie tomy "Zmierzchu", ale tylko po to, aby wyrobić sobie o nim opinię... Może coś o tym skrobnę w wolnej chwili, jednak na tę książkę nie zamierzam wydawać kasy - jeśli ktoś będzie miał na zbyciu, pożyczę i sama stwierdzę... Ha, ciekawe, co stwierdzę :)
OdpowiedzUsuńhttp://mirella-view.blogspot.com/
Też jestem ciekawa :D Daj znać, jak się dowiesz co stwierdzisz :D
Usuń