W końcu nadszedł czas, by dalej poznawać klasykę literatury światowej. Kiedy sobie przypominam, jak dawniej podchodziłam do tego gatunku mam ochotę sama się z siebie śmiać. Unikałam starych książek jak ognia, a łapałam tylko za same nowości wydawnicze. Ludzie jednak się zmieniają, jak widać. Żałuję trochę zmarnowanego czasu, gdyż teraz mogłabym być po lekturze większej ilości klasyków, jednak nic straconego. Nadrobię. Nadrabiam. O Jerome K. Jerome nie słyszałam nic. Nie mam pojęcia, jakie inne książki napisał i nie wiem, czy chwycę za kolejne. Po Trzech panów w łódce (nie licząc psa) mam w głowie totalny mętlik.
Trzej londyńczycy; Geogre, Harris oraz Jerome, razem z psem Montmorency wybrali się w liczącą 123 mile podróż po Tamizie. Wyruszyli z Kingston do Pangbourne, a po drodze co rusz natykali się na różne drobne problemy, które w ich oczach były czasami nie do pokonania.
Książka jest krótka, więc i jej opis nie zajmuje wiele miejsca. Z tego, co się orientuje Jerome K. Jerome chciał napisać prawdziwy przewodnik po rzece Tamizie, dlatego też w Trzech panach w łódce (nie licząc psa) znajduje się kilka opisów zabytków, które można zobaczyć płynąć londyńską rzeką. Górę jednak wzięło poczucie humoru autora, więc z poważnego informatora turystycznego wyszła książka pełna zabawnych anegdotek, którymi zarzucają się bohaterowie. Podczas czytania do głowy przyszło mi skojarzenie z jedną z bajek mojego dzieciństwa, mianowicie z Sąsiadami. Zachowanie Pata i Mata niesamowicie przypominało mi to naszej arystokratycznej trójki postaci.
Najbardziej bawi fakt, jak poważnie nasz narrator - sam Jerome - opisuje wszystkie te wydarzenia. Każdy z mężczyzn uważa, że zna się dobrze na wszystkim i mają typowo arystokratyczne podejście do życia. Ironiczne poczucie humoru autora jeszcze dodaje do tego wszystkiego zapalnik i można naprawdę wybuchnąć ze śmiechu.
Między śmiesznymi anegdotkami dopatrzeć się można naprawdę mądrych przesłań, które odnoszą się nawet lepiej do współczesności, niż do XIX wieku, kiedy to Trzech panów w łódce (nie licząc psa) miało swoją premierę. Tej powieści nie powinno się brać na poważnie, co doskonale widać na pierwszy rzut oka. Typowy angielski humor nie każdemu przypadnie do gustu, jednak jeśli jesteście jego zwolennikami to jest to książka dla Was. Osobiście czasami lubię przeczytać coś tego typu, więc bez obaw złapałam za dzieło Jerome K. Jerome, choć nie ukrywam, że czasami traciłam wiarę w to, że podróż bohaterów kiedyś się skończy. Niektóre momenty były nużące i miałam ochotę przerzucić kartkę z nadzieją, że znowu wydarzy się coś, co pozwoli mi się wciągnąć choć na chwilę. Bo to - wbrew pozorom - nie jest aż tak łatwa historyjka, a wszystko przez ten XIX wieczny styl.
Moja humanistyczna część dopatruje się tutaj wielu metafor, choć nie jestem pewna, czy sam autor zamieścił je tam celowo. W gruncie rzeczy po co komu ukryte znaczenie w przewodniku? Mimo to nie potrafię pozbyć się wrażenia, że Trzech panów w łódce (nie licząc psa) to jedna wielka metafora, którą nie do końca zrozumiałam. Mimo to niejednokrotnie śmiałam się w głos podczas lektury. Jerome jest narratorem wręcz idealnym. Bystrym okiem obserwuje swoich towarzyszy, a jego wywody na temat Montmorency'ego wręcz zwalają z nóg. George'a i Harrisa nie da się nie darzyć sympatią. Każdy z nich ma w sobie coś takiego, na co patrzy się z pobłażliwym uśmiechem.
Jak się okazało przewodnik po rzece Tamizie dla dżentelmena może być całkiem niezłą rozrywką, nawet jeśli się nie jest angielskim dżentelmenem, a typową białogłową XXI wieku. Humor w ogóle nie zwietrzał i - jak już pisałam - jest nawet bardziej aktualny dzisiaj, niż kiedyś. Problemem okazały się jednak te opowieści, które mi się dłużyły, a kilka ich było. Jerome K. Jerome sprawił, że zrobiłam się śpiąca zaraz po przebudzeniu. Szybko jednak powracał mi na usta szeroki uśmiech. Bo podczas lektury Trzech panów w łódce (nie licząc psa) nie da się nie uśmiechać. Niezalecane jest czytanie w miejscach publicznych.
Bohaterowie są bardzo sympatyczni, jednak w niektórych momentach irytowała mnie ich niekompetencja. Szczególnie zabawnym momentem ich głupoty okazało się pakowanie na wyprawę. Nie sądziłam, że tak trudno jest zapakować masło. Chociaż przyznam, że zdanie Jerome'a K. Jerome'a na temat obierania ziemniaków jest takie, jak moje. Zastanawiacie się, dlaczego ich nie jem? Otóż, moi drodzy, węglowodany nie mają tu nic do rzeczy. Obieranie ich kończy się dla mnie zawsze tragicznie. Jak już wspominałam... Wszystkie problemy trójki przyjaciół są często irracjonalne, ale bardzo adekwatne do rzeczywistości.
Cieszę się, że zdecydowałam się i tę książkę przeczytać. W Polsce nie jest jakoś szczególnie popularna, jednak - jak by nie było - mamy tutaj arcydzieło literatury światowej. Nie zakochałam się w Jerome K. Jerome ani w jego historii tak mocno, jak się tego spodziewałam, jednak i tak jestem zadowolona z lektury. Śmiech to zdrowie, a tutaj nie można się powstrzymać przed choćby parsknięciem pod nosem. Według mnie nie należy czytać Trzech panów w łódce (nie licząc psa) na raz, tylko traktować tę powiastkę jako lekarstwo na zły humor.
Ogólna ocena: 06/10 (dobra)
Spełnia wyzwanie: *bawi do łez
Najbardziej bawi fakt, jak poważnie nasz narrator - sam Jerome - opisuje wszystkie te wydarzenia. Każdy z mężczyzn uważa, że zna się dobrze na wszystkim i mają typowo arystokratyczne podejście do życia. Ironiczne poczucie humoru autora jeszcze dodaje do tego wszystkiego zapalnik i można naprawdę wybuchnąć ze śmiechu.
Wyrzuć balast, człowiecze! Niech łódź twego żywota będzie lekka, załaduj na nią tylko to, czego naprawdę potrzebujesz - przytulny dom, proste przyjemności, paru przyjaciół godnych tego miana, osobę, którą kochasz i która ciebie kocha, kota, psa, zapas fajek, pod dostatkiem żywności i pod dostatkiem ubrań oraz trochę więcej niż pod dostatkiem napoju; pragnienie jest bowiem rzeczną niebezpieczną.
Między śmiesznymi anegdotkami dopatrzeć się można naprawdę mądrych przesłań, które odnoszą się nawet lepiej do współczesności, niż do XIX wieku, kiedy to Trzech panów w łódce (nie licząc psa) miało swoją premierę. Tej powieści nie powinno się brać na poważnie, co doskonale widać na pierwszy rzut oka. Typowy angielski humor nie każdemu przypadnie do gustu, jednak jeśli jesteście jego zwolennikami to jest to książka dla Was. Osobiście czasami lubię przeczytać coś tego typu, więc bez obaw złapałam za dzieło Jerome K. Jerome, choć nie ukrywam, że czasami traciłam wiarę w to, że podróż bohaterów kiedyś się skończy. Niektóre momenty były nużące i miałam ochotę przerzucić kartkę z nadzieją, że znowu wydarzy się coś, co pozwoli mi się wciągnąć choć na chwilę. Bo to - wbrew pozorom - nie jest aż tak łatwa historyjka, a wszystko przez ten XIX wieczny styl.
Moja humanistyczna część dopatruje się tutaj wielu metafor, choć nie jestem pewna, czy sam autor zamieścił je tam celowo. W gruncie rzeczy po co komu ukryte znaczenie w przewodniku? Mimo to nie potrafię pozbyć się wrażenia, że Trzech panów w łódce (nie licząc psa) to jedna wielka metafora, którą nie do końca zrozumiałam. Mimo to niejednokrotnie śmiałam się w głos podczas lektury. Jerome jest narratorem wręcz idealnym. Bystrym okiem obserwuje swoich towarzyszy, a jego wywody na temat Montmorency'ego wręcz zwalają z nóg. George'a i Harrisa nie da się nie darzyć sympatią. Każdy z nich ma w sobie coś takiego, na co patrzy się z pobłażliwym uśmiechem.
Jesteśmy najnędzniejszymi, najżałośniejszymi niewolnikami naszego żołądka.
Bohaterowie są bardzo sympatyczni, jednak w niektórych momentach irytowała mnie ich niekompetencja. Szczególnie zabawnym momentem ich głupoty okazało się pakowanie na wyprawę. Nie sądziłam, że tak trudno jest zapakować masło. Chociaż przyznam, że zdanie Jerome'a K. Jerome'a na temat obierania ziemniaków jest takie, jak moje. Zastanawiacie się, dlaczego ich nie jem? Otóż, moi drodzy, węglowodany nie mają tu nic do rzeczy. Obieranie ich kończy się dla mnie zawsze tragicznie. Jak już wspominałam... Wszystkie problemy trójki przyjaciół są często irracjonalne, ale bardzo adekwatne do rzeczywistości.
Zmiłuj się nad nią, Boże! i nad wszystkimi innymi grzesznikami, jeśli się jeszcze wszyscy nie potopili.
Cieszę się, że zdecydowałam się i tę książkę przeczytać. W Polsce nie jest jakoś szczególnie popularna, jednak - jak by nie było - mamy tutaj arcydzieło literatury światowej. Nie zakochałam się w Jerome K. Jerome ani w jego historii tak mocno, jak się tego spodziewałam, jednak i tak jestem zadowolona z lektury. Śmiech to zdrowie, a tutaj nie można się powstrzymać przed choćby parsknięciem pod nosem. Według mnie nie należy czytać Trzech panów w łódce (nie licząc psa) na raz, tylko traktować tę powiastkę jako lekarstwo na zły humor.
Ogólna ocena: 06/10 (dobra)
Spełnia wyzwanie: *bawi do łez
Znam tę powieść tylko z tytułu. Ale jako że też chcę uzupełniać braki w klasyce, tona pewno kiedyś sięgnę. Nawet jeśli tematyka w sumie średnio mi się podoba. :P
OdpowiedzUsuńMnie też tematyka aż tak do gustu nie przypadła, jednak nie żałuję, że za Trzech panów w łódce chwyciłam :)
UsuńPóki co nie dla mnie, ale nie wykluczam w przyszłości. W tej serii to chyba też "Jądro ciemności" wydali.
OdpowiedzUsuńWiem :D Ale 'jądro ciemności' czytałam :D
UsuńJa akurat też, i jest to również klasyka, którą można i warto przeczytać.
UsuńPodobało mi się nawet, choć czytałam rano przed sprawdzianem :D
UsuńZ tymi klasykami, to chyba wiele osób ma problem. W tym i ja :) Znaczy już nie teraz, bo i sama zaczynam powracać do starszych tytułów. Ale kiedyś... Wydawało mi się, że to tylko flaki z olejem, myślę, że to trochę wina tych wszystkich szkolnych interpretacji, żmudnego rozkładania książek. Co do samej recenzowanej powieści - już tyle razy obiecywałam sobie, że po nią sięgnę... Tylko tego czasu coś za mało :)
OdpowiedzUsuńTakie same zdanie miałam :D Ale widać liceum skończyłam i się naprawiło coś we mnie :D
UsuńCzasu zawsze za mało ;)
Zastanawiam się nad tą książką już od jakiegoś czasu (jak i nad innymi powieściami z tej serii wydawniczej Vespera) i... w sumie wciąż się waham. Te wszystkie humorystyczne wstawki brzmią całkiem obiecująco, ale trzeba będzie jeszcze przebrnąć przez te raczej nużące momenty... Mimo to chyba się zdecyduję. :)
OdpowiedzUsuńKlasykę znać trzeba :D a szczególnie taką, której nie uczą w szkole :D
Usuń