Dawno, dawno temu pewna
dziewczynka – stara baba, jak to mówi jej mama – przez przypadek natknęła się
na pewną książkę. Zainteresowała ją – trzeba to powiedzieć na głos – okładka i
sam sposób jej wydania. W Polsce rzadko trafiały się wtedy książki, w których
brzegi stron byłyby koloru innego niż biały, więc widząc tę czerń od razu
postanowiła przeczytać ową książkę. Troje
była powieścią tak dobrą, że od razu przypadła jej do gustu. Była
zachwycona, oceniła Troje najwyżej,
jak się dało. Zakończenie nie sugerowało kontynuacji, toteż wcale na nią nie
czekała. Minęły trzy lata, a ona z zaskoczeniem odkryła, że zbliża się premiera
Dnia czwartego, czyli drugiego tomu.
Świat nie szalał z radości, reklamy nie wyskakiwały nawet w lodówce, a
pojawienie się jej w księgarniach przeszło bez echa. Ona jednak nie mogła
przejść obok kolejnej książki Sarah Lotz obojętnie.
Luksusowy statek nagle traci
kontakt ze światem. Pasażerowie są zaniepokojeni, jednak nie zdziwieni. Firma,
którą wybrali się w rejs, znana jest z takich problemów. Raz już było głośno o
takim przypadku. Tylko, że czas mija, pomoc nie nadchodzi, a nastroje na wycieczkowcu
powoli się zmieniają. Obsługa znajduje martwą kobietę, jej morderca odchodzi od
zmysłów, dwie przyjaciółki chcą popełnić samobójstwo, sławne medium obejmuje
przywództwo. Nic nie jest takie, jakie powinno, a wydarzenia przestają dawać
się racjonalnie wytłumaczyć.
Bohaterów Dnia czwartego jest od groma. Początkowo sprawiało mi problem
zrozumienie, kto jest kim i jaka jest jego rola, a dwie bohaterki myliłam do
samego końca. Autorka raz za razem zmienia narrację, więc czytelnik może
zwariować od ilości punktów widzenia. Irytowały mnie te szybkie przeskoki,
jednak w pewnym momencie przestałam zwracać na to uwagę, przez co bardziej
udało mi się wczuć w całą sytuację. Udało mi się znaleźć nawet swoje ulubione
bohaterki, chociaż nie zżyłam się z nimi specjalnie mocno i tak naprawdę mało
mnie obchodziło to, co się z nimi stanie. Bardziej skupiłam się tutaj na
fabule. Niesamowicie mocno chciałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim
chodzi.
Podobnie jak w pierwszym tomie
tutaj też autorka pożałowała nam wyjaśnień. Wątek związany z paranormalnymi
wydarzeniami na statku jest świetny, acz zauważyłam, że Sarah Lotz ma problemy
z zakończeniami. Tak jakby te wszystkie świetne
pomysły nie były dopracowane do samego końca, przez co mi – umysłowi ścisłemu –
brakuje racjonalnego wytłumaczenia. Myślałam, że dokładniejsze wyjaśnienia
tego, co zaszło w Troje odnajdę w Dniu czwartym. I chociaż obie książki
napisane są tak, że człowiek nie może się od nich oderwać, a czyta się je
jednym tchem, nie mogłam znieść tego, że nie siedzę w głowie autorki i nie
wiem, co dokładnie nią kierowało.
Thrillery to nie jest gatunek, za
którym szaleję i bardzo rzadko chwytam za takie książki. Nie mam więc z czym
porównać tej książki, jednak jest do dobra lektura, która nie przekracza
granicy między kiczem, a grozą. Z Dnia
czwartego wręcz wylewa się strach, panika. Sarah Lotz nie żałuje nam tutaj
szczerych opisów tego, co dzieje się na zaginionym statku, co sprawia, że
niektóre momenty tej książki są zwyczajnie niesmaczne, jednak w całości autentyczne. Ciężko jest balansować na granicy
rzeczywistości a koszmaru, jednak autorce się to udało. Chociaż nie przebiła –
ani nawet nie zbliżyła się - do poziomu pierwszego tomu to i tak uważam, że
kontynuację przeczytać warto.
Ogólna ocena: 06/10 (dobra)
635 // Dzień czwarty // Sarah Lotz // Day Four // Maciej Wacław // Troje // tom 2 // 02 sierpnia 2017 // 416 stron // Wydawnictwo Akurat // 39,90 zł
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Akurat!
To właśnie gatunek, za którymi szaleję, więc bardzo bym chciała ją przeczytać ☺
OdpowiedzUsuń